czwartek, 11 sierpnia 2011

Urodziny Mistrza


   Czegóż to młodzież nie wymyśli, żeby dobrze się zabawić?!
   Właśnie wróciłam z Węgorzewa i nie zdążyłam jeszcze ochłonąć i uporządkować wrażeń z kilkudniowego wyjazdu na Mazury, a już w domu pojawiła się Emilia z pomysłem zorganizowania imprezy urodzinowej naszemu „mistrzowi batuty”, Januszowi…
    
Janusz - Jubilat

   Od razu przystąpiłam do współtworzenia programu. Emilia kręciła film z życzeniami urodzinowymi, obmyślała scenariusz, a ja pisałam tekst…Były nowe pomysły!
   
Marta

Mistrz batuty bez batuty ;)

    Wpadłam na pomysł zrobienia figurki Janusza i umieszczenia jej na torcie. Wyszukałam odpowiednie zdjęcie w moich dokumentach zatytułowanych „chór” i wysłałam drogą elektroniczną do sąsiadującego z moim, pokoju Wojtka, w celu dalszej obróbki. Emilka i Wojtek szukali odpowiedniego stroju dla Janusza i montowali film, z dołu dobiegały zapachy pieczonych biszkoptów i drażniły nozdrza.
   Rozmawialiśmy o przebiegu, całej imprezy.
   Spotkać mieliśmy się na wtorkowej wieczornej mszy świętej, po której niby to miała być próba chóru. Zamiast niej jednak, młodzież planowała upozorować porwanie Jubilata i wywieźć go do lasu…
   Jakub, Kamil, Magda, Edyta i Emilia wpadli na pomysł, żeby na tę ważną dla organisty chwilę zaprosić księdza proboszcza, księdza Grzegorza i przebywającego na wakacjach księdza Rafała. Ksiądz proboszcz odmówił udziału w imprezie, tłumacząc, że na plebanii jest ważne spotkanie księży, ale zaproponował mszę świętą w intencji swojego organisty…
   Wszyscy z niecierpliwością czekali wtorku…Ci, którzy tę imprezę wymyślili, od rana pracowali w lesie nad dekoracją wiaty. We wczesnych godzinach popołudniowych pojechałam zobaczyć, jak to wszystko wygląda. Zdumienie moje było wielkie. Drewniana wiata przyozdobiona była mnóstwem kolorowych baloników, na ścianie wisiało pozwolenie leśniczego na podpalenie ogniska… Przykryliśmy dwa, z czterech dużych, stoły białymi jednorazowymi obrusami i porozmawialiśmy jeszcze chwilę o szczegółach…
   Pogoda tego dnia sprzyjała imprezom pod gołym niebem…
   Jubilat wpadł do kościoła w ostatniej chwili nieświadomy niespodzianki. Zasiadł w pośpiechu i natychmiast rozłożył palce na klawiszach elektronicznego instrumentu.
Jako, że 9 sierpnia przypada wspomnienie św. Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein), dziewicy i męczennicy, patronki Europy, dwaj księża sprawujący eucharystię przyoblekli czerwone szaty liturgiczne. Po obrzędach wstępnych ksiądz proboszcz wypowiedział, w jakiej intencji odprawia mszę. Trzeba było widzieć twarz organisty…! 

To jeszcze nic !!!  Co się działo na śmigus-dyngus !!!
  
I po strachu...

   Próba chóru nie odbyła się. Zamaskowana młodzież w czarnych kominiarkach zręcznie zaskoczyła Mistrza. Pozbawiony widzenia, z zasłoniętymi oczami i skrępowanymi rękoma został uprowadzony do lasu. Kilka samochodów w pościgu dotarło za nimi na polanę…
   Co tam się działo?!

Sto lat !!!

I jeszcze raz 100 !!!

I jeszcze 100 !!!

Emilka trzyma tort.  RODZINA dmucha.

Janusz z dziećmi Marysią i Bartkiem
  
Oglądamy film Emilki z życzeniami urodzinowymi...

Janusz wyśpiewał każdej dziewczynie piosenkę...

    Rozgwieżdżone niebo przywoływało wspomnienia z moich młodzieńczych lat. Obserwowaliśmy gwiazdy i śpiewaliśmy piosenki przy akompaniamencie gitary, skwierczało drewno na ognisku,  czerwono pomarańczowy płomień rozświetlał polanę... 

Stary niedźwiedź śpi...

Stary niedźwiedź łapie...

    Miły dla oka obraz tworzyła oświetlona mnóstwem świeczek wiata. Mieliśmy co jeść i pić. Każdy przygotował jakiś kulinarny przysmak, było także tradycyjne pieczenie kiełbasek i tańce przy ognisku. Ku uciesze dzieci, które z nami były, śpiewaliśmy: stary niedźwiedź mocno śpi, my się go boimy po cichu chodzimy, jak się zbudzi to nas zje…
    
Wiata podświetlona świeczkami.

   Niespodzianki i zabawa zakończyły się po północy. Następnego dnia, wczesnym rankiem, młodzież uprzątnęła polanę i około godziny 8:00 zajechała pod mój dom samochodem, udekorowanym zdjętymi z pułapu balonikami, które chwilę później zostały zawiezione dzieciom Janusza: Bartkowi i Marysi…
    
8:00 rano pod moim domem.

    Jak ktoś nie wierzy w spontaniczność, przyjaźń i dobrą zabawę w dzisiejszych niełatwych czasach niech spojrzy na zdjęcia…
http://www.youtube.com/watch?v=Hb3VXJFcYSs&feature=player_embedded

2 komentarze:

  1. Wzruszające... Gdy to czytam przeżywam wszystko jeszcze raz... Ile w tym było pracy, zachodu, złości i niepowodzeń... Tak naprawdę pomysł narodził się już w okolicach stycznia, więc było mnóstwo czasu, aby obmyślić wszystkie szczegóły. Jednak mimo tego nie wszystko poszło zgodnie z planem... Już chciałam się poddać, ale wiedziałam, że będę żałować. Złapałam za telefon i obdzwoniłam wszystkich, których się dało. I w ten sposób powstała płyta z życzeniami...
    Dzięki całemu temu zamieszaniu lepiej się poznaliśmy i miło spędziliśmy czas, np. wtedy gdy Kuba nastawiał radio na cały regulator i włączał awaryjne jadąc przez Białystok...
    Ale warto było poświęcić swój czas, oszczędności i serce, bo jak widać impreza była wspaniała.
    ''Wszystkiego wiele życzą PRZYJACIELE!''

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Emilia
    Jakub, to takie duże dziecko z głową pełną psot, przy tym sympatyczny i chętny do pomocy. Tworzycie bardzo miłe grono młodych ludzi, macie mnóstwo zwariowanych, czasami, pomysłów. Mam nadzieję, że Wasza przyjaźń będzie się rozwijać, a po latach miło wspominać będziecie chwile spędzone razem...
    Każda dobra niespodzianka wymaga czasu. Najpierw jest pomysł, a potem nie zawsze łatwa realizacja, finał jest najprzyjemniejszy, a Ty uczysz się bardzo szybko.
    Pozdrawiam serdecznie :)))

    OdpowiedzUsuń