wtorek, 13 września 2011

Słoneczna Katalonia i Salvador Dali.

   Czwartek, 1 września 2011r
   Nie mogę usiedzieć w miejscu. Muszę gdzieś znowu wyjechać. Otwieram komputer…Szukam…Znajduję tani lot do Mediolanu w cenie 72,00 zł w obie strony. Dzwonię do przyjaciółki i zapraszam ją do siebie. Pół godziny później razem z Zofią gapimy się na szklany ekran monitora i obliczamy koszt siedmiodniowego pobytu w Mediolanie. Bilet lotniczy i pobyt w pensjonacie w cenie jeszcze przystępnej, martwią nas pozostałe koszty wyprawy, a mianowicie dojazdy z i na lotnisko, zarówno w Polsce jak i we Włoszech, a także komunikacja miejska i bilety wstępu do różnych ciekawych miejsc w mieście. Uzbierała się niezła sumka, szukamy więc czegoś zorganizowanego w podobnej cenie… JEST!  UROKI MORZA ŚRÓDZIEMNEGO!
   Wyjazd w piątek po południu! Jedziemy do Białegostoku i kupujemy objazdówkę, ostatnie dwa miejsca!
Nie ma to jak szybkie spontaniczne decyzje. Zaplanowane dużo wcześniej wycieczki wprowadzają niepotrzebne napięcie związane z wyczekiwaniem dnia wyjazdu.
    Lecimy do Girony w Hiszpanii, potem Francja: Nimes, Avignon, Cannes, Nice, Monaco, Monte Carlo, Arles, Carcassonne, Toulouse, Lourdes, Foix, potem Andora i znowu Hiszpania - Barcelona.
   Walizkę pakuję w dniu wyjazdu. O 16:45 mamy bezpośredni pociąg do Katowic.
   Jak dobrze mieć przyjaciół w różnych zakątkach Polski. Dzwonię do Grzegorza. Przyjeżdża po nas na dworzec i odwozi na lotnisko w Pyrzowicach…Dziękuję Grzesiu! Gdyby nie Ty, tułałybyśmy się po nocy!

Lloret de Mar
     
    Do Girony przylatujemy wczesnym rankiem i mamy cały dzień na to żeby poznać Lloret de Mar, znany kurort i uzdrowisko na Costa Brava w Katalonii.
  
Na ścieżkach skalistego wybrzeża Costa Brava

   Dzień jest pogodny, temperatura powyżej 30 stopni, świeci słońce i tylko wysoko na skalistych brzegach Morza Śródziemnego wieje przyjemny wiatr.

Restauracja na kamiennych tarasach Costa Brava
     
   Rezygnujemy z plażowania i wybieramy się na wędrówkę kamiennymi ścieżkami wijącymi się wśród makii, sucholubnej roślinności porastającej te wilgotniejsze siedliska rejonu śródziemnomorskiego. Wędrujemy stromym nabrzeżem i obserwujemy siedzibę mewy białogłowej, której zasadniczo białe upierzenie, z grzbietem i pokrywami skrzydłowymi popielatymi, a końcówkami skrzydeł koloru czarnego z białymi plamami, dziobami żółtymi z jasnoczerwoną plamą na żuchwie, żółtymi nogami i blado żółtą tęczówką przyciągają naszą uwagę.

Na skalnych półkach zamieszkała mewa białogłowa
    
Urwiska skalne Costa Brava

   Z zachwytem przyglądamy się niedostępnym nam terenom gniazdowania tych ptaków. Jest ich tutaj całe mnóstwo. Wygrzewają się w promieniach słonecznych na półkach skalnych.


Kamienne ścieżki wśród makii na Costa Brava

     Wspinamy się coraz wyżej, a słońce rozgrzewa ciało tak, że zaczynamy się dusić w swoich ubraniach, które przykleja się do spoconego ciała i uniemożliwia swobodne ruchy. Zofia wpada na pomysł pozbycia się tego niewygodnego pancerza. Zatrzymuje się w cieniu drzewa i po chwili zostaje już tylko w samej bieliźnie. Czekam na nią w gaju piniowym nieco powyżej. Ja także wkładam do plecaka moje spodnie i bluzkę i w czarnej bieliźnie, nieskrępowana, podejmuję wędrówkę. Nikogo tutaj nie ma. Nikt jeszcze nie zapuścił się w te, powiedziałabym, dziewicze tereny. Jest tak gorąco, że szelki plecaka wchłaniają cały mój pot z ramion, a brak dostępu powietrza na plecach uniemożliwia parowanie skóry. Brniemy coraz wyżej i wyżej, a oszałamiający widok z wysokich skał na błękitne morze urywa oddech. Pod nami przepaść. Stajemy w bezpiecznej odległości i robimy zdjęcia. Nie uwierzycie mi, ale moja przyjaciółka po raz pierwszy robi zdjęcia. Daję jej kilka wskazówek i modlę się w skrytości ducha, aby zapanowała nad aparatem i przede wszystkim nie wciskała go do dołu przy naciśnięciu spustu migawki, a także żeby zdjęcie posiadało jakąś treść. Zofia jest bardzo bystra i szybko się uczy. Sami zobaczycie! Zdjęcia, na których ja jestem robione są przez nią.
Nie jestem profesjonalistką i sama chciałabym się jeszcze wiele nauczyć…
   Czasami przysiadamy na skałach, jak białogłowe mewy i odpoczywamy w skwarze południowego słońca, wdychając głęboko eteryczne zapachy pinii. Moje okulary polaryzacyjne dostarczają niezwykłych widoków. Wierzcie mi, warto zaopatrzyć się w okulary z filtrem polaryzacyjnym, który nieco przekłamuje obraz. Niebo jest ciemniejsze, a morze wyrazistsze zielono niebieskie z nieskończoną ilością połyskujących i świecących refleksów, a także dobrze widocznym dnem, czego w zwykłych okularach nie widać.

Plaża w Lloret de Mar
    

   Schodzimy z terenów skalistych na plażę i spacerkiem, z przewiązanymi nad piersiami zwiewnymi, jedwabnymi chustkami przebijamy się przez zaludnioną plażę i kierujemy się na lewą stronę wybrzeża, również skalistą. Tym razem pokonujemy niepoliczone ilości stopni kamiennych schodów zabezpieczonych betonowymi barierkami, zapobiegającymi osunięciu się w przepaść. I znowu widok porażający zmysły. Zmęczenie daje się nam we znaki. 

Pobliże plaży w Lloret de Mar


I znowu wspinamy się po kamiennych schodach w górę

     Przysiadamy na chwilę, dostarczamy organizmowi wody i dalej w górę. Tym razem na szlaku, powiedziałabym, cywilizowanym, jest sporo ludzi. Niektórzy wolno bez pośpiechu pokonują schody, zatrzymują się, robią zdjęcia, głośno gestykulują, śmieją się, cieszą.
Istna Wieża Babel!
   Wracamy do hotelu. Nie rozpakowujemy walizek, bo następnego dnia wyjeżdżamy do Nimes. Wyjmujemy jedynie stroje kąpielowe i nasze parea i idziemy nad morze. Jest już dość późne popołudnie. Z hotelu Montevista na plażę mamy około 500 metrów…
   Plaża nie jest przyjazna tym, którzy boja się wody. Dwa, trzy metry od brzegu tracimy grunt pod nogami. Gruboziarnisty, ostry żwir i silne fale utrudniają swobodne spacerowanie. Należymy jednak do osób niebojących się wody i po chwili odpływamy dość daleko od brzegu, bawiąc się z falującym morzem. Dość wysokie, napływające jedna po drugiej fale unoszą nasze spragnione kąpieli ciała. Wrażenie niesamowite, taka zabawa w chowanego w falującym z dużą częstotliwością morzem
   Kąpieli na plaży Lloret de Mar zażywamy trzy razy. Wracamy tu jeszcze raz, do tego samego hotelu na dwie ostatnie noce naszego pobytu w Hiszpanii. W czwartek i w piątek późnym wieczorem, w świetle lamp i pierwszej kwadrze księżyca pływamy w ciemnych wodach Morza Śródziemnego, ciesząc się jak dzieci…
  
Pinie wyrastające ze skał
  

   KATALONIA?!
   Costa Brava, „urwiste wybrzeże” to bajkowe klify i plaże wciśnięte w skaliste zatoki.
To tutaj, w miasteczku Figueres, w 1904 roku urodził się Salvador Dali. Jego pełne nazwisko to Salvador Felipe Jacinto Dali i Domenach, markiz ze Pubol. To on stara się o indywidualny tok studiów artystycznych na Królewskiej Akademii Sztuki w Madrycie, a kiedy spotka się z niezrozumieniem profesorów uczelni, porzuca studia, a właściwie zostaje wyrzucony z akademii i przenosi się do Paryża. Zarówno on jak i Joan Miro należą do grupy surrealistów dowodzonej przez francuskiego pisarza, teoretyka surrealizmu – Andre Bretona.
   Do Katalonii artysta wraca ze swoją ukochaną żoną Galą w 1929 roku. Nie będę zagłębiać się w szczegóły życia Dalego, przypomnę jednak pewne zabawne wydarzenie z nim związane. Lata 50-te, konferencja w Londynie – Salvador Dali pojawia się w masce i stroju płetwonurka. Zapytany, dlaczego występuje w takim przebraniu, odpowiada: żeby zrozumieć sztukę trzeba się w nią zagłębić... Twierdzi, że sztuka, która trafia do ludzi rozmiłowanych w absurdzie, posługuje się absurdalnym, makabrycznym żartem. Swoją twórczość widzi jako teatr. To on prosi władze miasta Figueres, żeby wydały zgodę na budowę muzeum, jego imienia. To on sam finansuje jego budowę. Dzisiaj przed wejściem do muzeum można podziwiać, ten sam z przed laty, strój płetwonurka. Na budynku widnieje trójkątna bułka, symbol tego regionu, a także symbol twierdzenia Dalego, że nie samym chlebem człowiek żyje. Warto sięgnąć do książek opisujących tego niezwykłego artystę i jego dzieła pełne symboli.
   Dali to także znakomity grafik. Pamiętam jego cykl ilustratorski Boska Komedia, powstały w 1951-1952 roku na zamówienie rządu włoskiego, a wystawiony w białostockim ratuszu, jakiś czas temu. 
Wspaniałe dzieło! Wspaniałe przeżycie!


Salvador Dali z żoną Galą
 W życia wędrówce, na połowie czasu,
Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi,
W głębi ciemnego znalazłem się lasu.
Jak ciężko słowem opisać ten srogi
Bór, owe stromych puszcz pustynne dzicze,
Co mię dziś jeszcze nabawiają trwogi.
Gorzko - śmierć chyba większe zna gorycze,
Lecz dla korzyści, dobytych z przeprawy,
Opowiem lasu rzeczy tajemnicze.


/Dante Alighieri - Piekło, pieśń I, w. 1-9 /



    KATALONIA ?!
   To nie tylko Costa Brava, to także łagodna i piaszczysta Costa de Maresme aż po rzekę La Tordera, która wyznacza północną granicę Barcelony, to także Costa Del Garraf leżąca u stóp masywu Massis Del Garraf, no i wreszcie Costa Dorada, miejsce urokliwe ze względu na złocisto czerwonawy kolor i piaszczyste plaże…

                             JAKŻE SIĘ NIE ZACHWYCAĆ!!!

  

4 komentarze:

  1. Ach... Nie wiem, co bym jeszccze mogła dodać. Tak bardzo ci zazdroszczę... XD Niektórym to dobrze. Pozdrawiam :** :)

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Barbara Silver

    Mogłabym Cię zabrać w słoneczną krainę, żebyś mogła nasycić zmysły tymi cudownymi obrazami...

    Jeszcze przez około dwa miesiące będę żyć wspomnieniami, a potem znowu będę się wiercić i kręcić i tylko ponowny wyjazd uchroni mnie przed melancholią :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czy wiesz o tym, że wprawdzie ekscentryczny Salvadore kochał swoją Galę w sposób nie mający precedensu. Nie mniej w jego życiu przewijały się także i inne damy. Uogólniając można powiedzieć, że kochał oraz podziwiał w sensie estetycznym wszystkie kobiety. Ciekawostką jest zaś to, że kazał się pochować na terenie swojego muzeum w Figueres. Przypominając sobie położenie tego grobowca względem całej architektury (zwłaszcza podziemnej) tego kompleksu dochodzimy do wniosku, że jego sarkofag znajduje się tuż za ścianą…damskiej toalety usytuowanej w podziemiach. Brrrrrr ! Prawdopodobnie stary ekscentryk chciał być po śmierci blisko tego co tak kochał za życia…

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy artysta jest ekscentrykiem...
    Gala, tak to rozumiem, była kobietą jego życia, inne mogły tylko obniżyć poziom jego testosteronu. I jak sięgam pamięcią do wystawy jego ilustracji do Boskiej Komedii D. Alighieri, w białostockim ratuszu , to właśnie Galę utożsamiam z Beatrice...Wiem coś na temat takiej miłości...

    OdpowiedzUsuń