piątek, 16 września 2011

Most w Awinionie

  CD
  Niedziela, 4 września 2011r

Most w Awinionie

   Wczesnym rankiem opuszczamy Lloret de Mar, przekraczamy granicę hiszpańsko-francuską, podziwiając po drodze wypiętrzenia Pirenejów…
   Hiszpański autokar zabiera pięćdziesięciu czterech turystów. Zwyczajem tego biura podróży jest przydzielanie miejsc w autobusie zgodnie z dniem wykupu wycieczki, to znaczy, kto pierwszy ten siedzi na początku, kto ostatni ten siedzi na końcu. Już po raz drugi wędruję z moją przyjaciółką na ostatnie siedzenia. Zajmujemy przydzielone nam miejsca i po chwili poznajemy dwie urocze kobietki, które przez kilka dni będą nam towarzyszyły w podróży.
   Poznajemy także inne osoby, którym przydzielono miejsca przed nami. Szybko, bez zbędnych ceregieli zaprzyjaźniamy się i od tego momentu tworzymy grupę ludzi zadowolonych z życia. Wkrótce też, przekonujemy się, że całe towarzystwo podróżujące tym autokarem zasługuje na miano podróżników zdyscyplinowanych, a także żądnych wrażeń, ciekawych, sympatycznych, złaknionych wiedzy o zwiedzanych miejscach…
   Nieco później dowiaduję się, że znaczna ich grupa to nauczyciele uniwersytetów i akademii rozsianych po całej Polsce, ludzie z tytułami: profesorowie habilitowani, doktorzy nauk…, no i ja zwykła rozentuzjazmowana podróżniczka wśród całej tej intelektualnej masy, charakteryzującej się doskonałym poczuciem humoru, umiejącej dobrze wypoczywać i korzystać ze wszystkiego, co życie przynosi…
    Nasze dwie sąsiadki zajmują miejsca po prawej, a my po lewej stronie autokaru. Wolne na środku siedzenie zarzucamy natychmiast naszymi fidrygałkami podręcznymi: plecakami, torebkami, leżakuje tam także mój aparat fotograficzny.
   Zofię, moją towarzyszkę podróży już znacie, dwie pozostałe urocze osóbki to Barbara i Wiktoria. Basia, przypomina mi nieco moją przyjaciółkę Mariannę, i z samej postury, i stylu ubierania. Drobnej budowy ciała, opalona - pamiątka po cudownym urlopie w Grecji - nosi typowo kobiece, kolorowe stroje, eksponując delikatnie atuty urody. Wiktoria, nieco pulchniejsza ma przesympatyczną twarz, pełną dziecięcej naiwności, szeroko otwarte oczy i niepowtarzalny szczery uśmiech. Przed Basią i Wiktorią miejsca zajmuje młodziutka para małżonków Michał i Magda z Warszawy. Pasują do siebie bardzo, dwie milutkie szczapy zakochane w sobie… A tak na marginesie, czy wiecie, że w Hiszpanii, jeszcze w latach 60 ubiegłego stulecia można było zapłacić mandat i to dość wysoki za publiczne całowanie się? 
    Przed młodymi siedzą „paparazzi”, małżeństwo z Gdyni, Bogusia i Władzio, oni to dopiero narobili zdjęć, a ileż taśmy filmowej zapisali, niezwykła para, oboje wysocy, szczupli ze wspólną pasją fotografowania.
    Przede mną zaś siedzi kolejna para ciekawych ludzi, Jadzia z mężem Andrzejem. Andrzej niedomaga nieco z powodu urazu stawu kolanowego, a Jadzia kobieta z dość ciężkim, ale inteligentnym dowcipem dzielnie towarzyszy mężowi, użyczając mu swojego ramienia.
   I tak mogłabym opisywać i opisywać całą tę śmietankę zebraną w hiszpańskim autokarze.

Na moście w Avignon z pilotem wycieczki Ryszardem.

   Ale, ale, jest jeszcze Ryszard, nasz pilot i przewodnik, młody, szczupły, wysportowany mężczyzna, władający doskonałą angielszczyzną, a także innymi językami, który od pierwszego dnia bombarduje nasze uszy takimi dziedzinami jak historia, geografia, botanika, technika, architektura, sztuka…, a także dba o nasz komfort podróży, udziela niezbędnych rad, jednym słowem opiekuje się naszą pokaźną grupką i jak dobry pasterz liczy za każdym razem swoje owieczki…

   Wjeżdżamy na teren Francji, do regionu Languedoc-Roussillon, ze stolicą w Montpellier, który to aż do podpisania pokoju pirenejskiego w 1659 roku należy do Hiszpanii. Historycznie, obecne są tu dwa języki l'occitan (languedocien, auvergnat, prowancal) i le catalan. Langwedocja bierze swoją nazwę od langue d’oc  języka Południowej Francji.
   Klimat regionu, górsko-morski, gleby łupkowe, ilasto-wapienne sprzyjają uprawie winorośli. Bliskość morza zapewnia odpowiednią wilgotność, zaś częste silne wiatry intensywnie przewietrzają winnice tworząc dobre warunki do zdrowych upraw. Zbiera się tutaj winogrona o dużej koncentracji cukru i związków aromatycznych. Od kilkunastu lat w Langwedocji do głosu dochodzi nowe pokolenie winiarzy, młodych i wykształconych. Dzięki nim wiele mało znanych, a czasami wręcz zapomnianych winnic odzyskuje dawny blask i indywidualność. We Francji, dzieciom w wieku 11, 12 lat organizuje się jednodniowe wycieczki mające na celu zapoznanie się z przemysłem winiarskim, połączone z prezentacją produkcji wina począwszy od upraw winorośli, a kończąc na narysowaniu logo, znaku graficznego własnej firmy, a także naklejki na butelki…
  
   Po lewej stronie autostrady A9 mijamy wielkie turbiny wiatrowe, które energię wiatru tramontane, przekształcają na energię mechaniczną, później zaś na elektryczną.
   Po prawej stronie zauważam wielkie laguny Morza Śródziemnego, w których hoduje się owoce morza. Spokojne wody, bez dużego falowania, sięgające zaledwie kilku metrów głębokości, sprzyjają hodowli.
   Mijamy Perpignan, Narbonne, Montpellier i dojeżdżamy do Nimes…

Herb Nimes.
    
   W Nimes spotykamy się z przewodnikiem francuskim. Madame Nina, Dunka, mieszkającą na stałe w Avignon ze swoją rodziną, nie zna języka polskiego, chociaż jej babka była Polką.
I tak oto Ryszard - Polak zaznajamia nas z różnymi faktami historycznymi i nie tylko, dotyczącymi regionu, miasta i jego zabytków.

Amfiteatr w Nimes.
   
   Pada drobny deszczyk. Płaszcz przeciwdeszczowy mam gdzieś w walizce. Niektórzy rozkładają parasole, inni rozkopują swoje bagaże, szukając odpowiedniego okrycia.
  Wysiadam ostatnia z autokaru przykryta białym dość obszernym bawełnianym szalikiem. Jest bardzo ciepło, nie trudzę się więc, żeby odnaleźć swoje rzeczy umieszczone gdzieś głęboko w luku bagażowym.

Arena amfiteatru w Nimes.
   
   Kierujemy się w stronę amfiteatru wybudowanego przez Rzymian około 90 roku n.e. Jest to jedna z niewielu najlepiej zachowanych budowli tego typu. Wchodzimy przez jedną z sześćdziesięciu arkad do środka. Dobrze zachowane trybuny, rozmieszczone owalnie, sięgające 21 m wysokości oferują ponad 20 tysięcy miejsc. Siadam na kamiennej barierce i słucham przewodnika, robię zdjęcia, zapisuję najciekawsze informacje, rozglądam się uważnie i próbuję wyobrazić sobie wszystko to, co działo się wieki temu.
   Już w 180 r. p.n. e. Marek Flawiusz zorganizował pierwsze sztuczne polowanie na dzikie zwierzęta, co spotkało się z wielkim zainteresowaniem i spowodowało powstanie urzędu, zajmującego się organizowaniem widowisk i sprowadzaniem ich z Afryki, czego dowodem jest chociażby myśliwska rzymska posiadłość Villa Romana Del Casale na Sycylii z bardzo dobrze zachowanymi mozaikami, przedstawiającymi transport dzikich zwierząt z Afryki do Europy.  

Św. Daniel - Portal katedry w Arles.

   Czy pamiętacie może biblijną postać Daniela, proroka żydowskiego, który przez fałszywe oskarżenia Persów zostaje wrzucony do jaskini lwów, lecz Bóg ratuje mu życie.? Kiedy uważnie przyjrzycie się portalowi katedry św. Trofima w Arles, to po prawej stronie głównego wejścia do świątyni odnajdziecie siedzącą między dwoma lwami postać św. Daniela. Ale o tej niezwykle pięknej budowli opowiem później.
    Podczas prac archeologicznych prowadzonych w Nimes odnaleziono wiele naczyń, powszechnie występujących na terenie Cesarstwa Rzymskiego, tzw. terra sigillata, które obrazowały życie starożytnej cywilizacji.

Gladiator
    
  Próbuję wyobrazić sobie walki gladiatorów, które miały miejsce na tej arenie, dzisiaj asfaltowej nawierzchni, którą zawsze można przykryć jakimkolwiek innym materiałem w zależności od potrzeby. Najprawdopodobniej Scypion Afrykański Mniejszy zapoczątkował śmierć na arenach zrzucając kogoś na pożarcie dzikim zwierzętom.
   Tysiące ludzi przyglądało się walkom gladiatorów uzbrojonych w miecze (gladius) o długości od 40 do 60 cm, czasami we włócznie z trójpalczastą końcówką, tarcze i siatki do zarzucania na przeciwnika.
   Na tej arenie w 1853 roku zorganizowano po raz pierwszy corridę, na którą przybyło ponad trzydzieści tysięcy ciekawskich, szczególnie z Marsylii i Montpellier. Corrida odbyła się na sposób hiszpański.
   Spektakle tego typu można oglądać na arenie w Nimes do dziś, w tym roku od 15 - do 18  września i chociaż na rozlewiskach Camargue w delcie Rodanu hoduje się byki, to te na corridę pochodzą z Hiszpanii. Francuskie byki mają rogi sterczące do góry, natomiast hiszpańskie rozstawione są płasko. Na lokalnych corridach, prezentuje się hodowlę regionalną. Zawiązuje się na sterczących rogach wstążkę, którą matador ma za zadanie ściągnąć specjalną rękawicą z metalowymi jakby haczykami na nadgarstkach. Każda corrida obejmuje sześć walk. W każdej walce trwającej około 20 minut ginie jeden byk. Trzech matadorów, kilku pikadorów i sześć byków - okropny zwyczaj powolnego zabijania zwierzęcia. Na szczęście Katalończycy wydali zakaz organizowania tego typu spektakli.
14 września br. miała miejsce ostatnia corrida w Katalonii. Brawo! Może inni pójdą w ślady Katalończyków!
   Ogarniam spojrzeniem jeszcze raz mury amfiteatru i oczyma wyobraźni widzę velarium - rodzaj dachu, żaluzji zaciąganej nad budowlą, chroniącą przed palącymi promieniami słonecznymi, a także deszczem. Wspaniały starożytny pomysł na zapewnienie widzom cienia…

Nimeño II na placu des Arenes.
    
   I jeszcze plac des Arenes, na którym stoi pomnik matadora Christiana Montcouquiola o przydomku Nimeño II. 10 września 1989 roku, podczas drugiej walki, byk Pañolero uderza gwałtownie Christiana podrzucając go do góry. Nimeño II skręca kark. Mimo natychmiastowej interwencji chirurgicznej pozostaje sparaliżowany i jeździ na wózku inwalidzkim. Rok po wypadku odzyskuje władzę w nogach i prawej ręce. Nic nie wskazuje na to, że lewa ręka będzie także sprawna. 25 listopada 1991 roku Nimeño II popełnia samobójstwo przez powieszenie się w swoim garażu.

Nimeño II - plac des Arenes.

   Spacerkiem idziemy w stronę forum romanum, na którym z daleka widnieje ogromna budowla Maison Carrée - świątynia rzymska poświęcona Gajuszowi i Lucjuszowi, adoptowanym synom cesarza Augusta, jedyna budowla ze świata antycznego zachowana w całości. 

Maison Carrée

Maison Carrée

      Naprzeciwko Maison Carrée wybudowano nowoczesny gmach Carré d'art ze szklaną fasadą, w której odbija się starożytna świątynia, takie spotkanie epok, tej sprzed wielu stuleci i tej współczesnej…

Pont du Gard
   
   W godzinach popołudniowych podziwiam akwedukt rzymski w dolinie rzeki Gard zbudowany w latach 26 - 16 p.n.e., budowlę o długości 50 km składającą się z wielu tuneli i mostów. Odcinek Pont du Gard to trzypiętrowe arkady o różnej liczbie łuków: 6 w dolnej kondygnacji, 11 w środkowej i 35 w najwyższej.
    Dolna część pełni rolę mostu przebiegającego nad rzeką Gard. Na górnej umieszczono kanał prowadzący wodę, która płynęła pod bardzo małym kątem około 30, 35 cm na 1 km i trafiała do zbiornika o średnicy 6 m, skąd rozprowadzana była do domów mieszkalnych, term i fontann.

Ścieżka wiodąca na szlak akweduktu.
   
  Jak zwykle rozglądam się uważnie. Rosną tutaj platany, a powietrze wydaje się być czyste, być może przefiltrowane parującymi wodami rzeki Gard. Mam niewiele czasu na zrobienie zdjęć. Odłączam się od grupy i jako jedyna krętymi ścieżkami, wśród bujnej zieleni wspinam się na górę. Widok imponujący. Ale, ale, ni stąd ni zowąd wyrasta mi przed obiektywem jakaś para. On i ona proszą w języku angielskim o zrobienie pamiątkowego zdjęcia.

Akwedukt rzymski - Pont du Gard
  
   Z przyjemnością pstrykam im kilka fotek, ale słyszę, że rozmawiają między sobą po rosyjsku. W tym też języku i ja proszę o zrobienie mi zdjęcia na tle akweduktu. Żartujemy jeszcze przez chwilę, po czym pędzę w dół, mijam grupę Francuzów, od których dowiaduję się, że jest tutaj wiele innych atrakcji, takich jak na przykład ścieżki rowerowe. Niestety, nie ogarnę wszystkiego. Może innym razem…
   Madame Nina towarzyszy nam do Awinionu. Za chwilę zobaczę słynny most, zatańczę na nim i zaśpiewam piosenkę:

Tańczymy i śpiewamy na moście w Avignon.
            
            Sur le pont d'Avignon
L'on y danse, l'on y danse
Sur le pont d'Avignon
L'on y danse tous en rond
Les beaux messieurs font comm' ça
Et puis encore comm' ça
Sur le pont d'Avignon
L'on y danse, l'on y danse
Sur le pont d'Avignon
L'on y danse tous en rond
Les bell' dames font comm' ça
Et puis encore comm' ça

Lawendowe pole przed mostem św. Bénézeta.
  
   Autokar zatrzymuje się na ulicy obok rozległego zielonego skweru po lewej i pałacu papieskiego po prawej.
    Most w Awinionie nosi imię świętego Bénézeta, pasterza, któremu Anioł nakazuje wybudowanie mostu łączącego miasto z drugim brzegiem Rodanu. Żeby udowodnić biskupowi, że sprawa ma charakter pozaziemski, Bénézet przenosi wielką skałę sprzed pałacu biskupiego na brzeg rzeki. Widząc ten cud, mieszkańcy Awinionu zakładają "Bractwo Mostowe" i przeprowadzają kwestę. Dowodem pamięci o legendarnym pasterzu jest zachowana do dziś romańska kaplica, w której miał spocząć. 

Na moście w Avignon
   
    Dwunastowieczny most w stylu romanizmu prowansalskiego liczył 22 przęsła i około 900 metrów długości. W czasie ekspansji katarów na terenie Prowansji most został zniszczony. Wielokrotnie niszczyły go powodzie, a szczególnie ta w 1968 roku, po której nie podjęto już jego odbudowy.
Dzisiaj mogę podziwiać cztery przęsła mostu z niewielką jednonawową na planie prostokąta kapliczką i dzwonnicą ponad elewacją frontową, a także usytuowane przy lewym brzegu Rodanu, ruiny wieży bramnej.

Wejście do pałacu papieskiego w Awinionie.
 
   Kiedy czytam o jakimś ciekawym miejscu, zawsze mam nieodpartą chęć zobaczenia go na własne oczy. Takim miejscem jest czternastowieczny pałac gotycki w Awinionie, siedziba papieży od 1309 roku, która wraz z otaczającymi ziemiami należy do królestwa Sycylii, dynastii andegaweńskiej. W 1348 roku papież Klemens VI kupuje tę posiadłość od królowej Joanny I Sycylijskiej za 80 tysięcy złotych guldenów i jest ona w rękach papiestwa do roku 1791. Podczas rewolucji francuskiej zostaje włączona do Francji. Z zewnątrz rezydencja jawi się jako forteca, o czym świadczą wysokie mury, masywne ściany i wąskie okna. 

Pałac papieski.

Pałac papieski.
   
  Michał i Magda. Palais des Papes.

   Z wielką przyjemnością przechodzę przez niewielką bramę na wielki plac pałacowy. Robię sporo notatek. Plączą mi się wydarzenia historyczne, imiona rządzących, imiona papieży... 

Przed katedrą Notre Dame des Doms.

   Postanawiam oderwać się od tego całego historycznego tła i podziwiać gotycki styl starego i nowego pałacu, a także katedrę Notre Dame des Doms, w której znajdują się grobowce papieży Jana XXII i Benedykta XII. Za pontyfikatu Jana XXII, do katedry w stylu romańskim, z akcentami prowansalskimi dobudowuje się kaplice boczne, później dodaje się inne elementy, nową dzwonnicę, nowe prezbiterium, galerię w stylu barokowym i wreszcie złoconą figurę Matki Bożej o wadze 4,5 tony, wykonaną z ołowiu. 

Kaplica św. Jana.

Kuchnia w Pałacu Papieskim
  
Komin kuchenny.
    
Sypialnia Papieska.
  
   Wnętrza pałacu papieskiego są przestronne i monumentalne.Gotycką architekturę dopełniają freski Matteo Giovanettiego, malowidła innych artystów oraz portrety awiniońskich papieży. Mijam konsystorz, kaplicę świętego Jana i kaplicę świętego Marcjala, przechodzę przez Salę Wielkiej Audiencji, zatrzymuję się na chwilę w sypialni papieskiej, ozdobionej freskami z bujną winoroślą, wchodzę do Sali Sokoła również ozdobionej freskiem przedstawiającym polowanie z sokołem, podziwiam ściany Pokoju Papieskiego - sali myśliwskiej pokrytej motywami roślinnymi i scenami z polowań. Zwiedzam jadalnię z półokrągłym kolebkowym sufitem i wyobrażam sobie długi drewniany stół, przy którym siedzi papież, a po prawej jego stronie duchowieństwo, po lewej zaś świeccy. Obok jadalni dwie kuchnie, jedna do przygotowywania dań na zimno, druga z olbrzymimi rusztami, na gorąco. Tylko głowa kościoła, ze względów bezpieczeństwa posługuje się sztućcami, a jednym ze sposobów testowania zatrutej żywności, jest umieszczanie parującego dania w pobliżu kamienia szlachetnego…Widzę też ślady po wbudowanych w czasie rewolucji francuskiej dwóch piętrach. Dzięki takiemu przedsięwzięciu uzyskano trzy poziomy dla stacjonujących tutaj żołnierzy. 

Św.Katarzyna ze Sieny.

Zakrystia.

   Wchodzę do zakrystii, w której ustawiono kilka rzeźb, na ścianie wisi popiersie Katarzyny Sieneńskiej, którą beatyfikowano wraz z Brygidą Szwedzką tutaj w Awinionie.

Wystawa w Wielkiej Kaplicy.

Praca Vincenta Bioulesa.
  
Devadatta Best-le pont des pensees, pont vers null part.

Praca Bertranda Villara.

Praca Bertranda Villara.

  
   W Dużej Kaplicy oglądam wystawę współczesnego malarstwa i fotografii, na ścianach wiszą strofy  francuskich poetów Eugena Guillevica i Rene Chara, siedemnastowiecznego indyjskiego mistyka i poety Tukarama, powieściopisarza francuskiego Gustawa Flauberta, pisarza i filozofa Michela Serresa,  a także poety i dziennikarza meksykańskiego Octavio Paza.

Loggia de l'Indulgence.

   Wysokie wnętrza, niemal całkowicie pozbawione są mebli, zniszczone i złupione podczas rewolucji francuskiej…

Rue Saint Agricol.

Kościół Saint Agricol.

Wnętrze kościoła Saint Agricol.

Wnętrze kościoła Saint Agricol.

Wnętrze kościoła Saint Agricol.

Chrzcielnica - marmur 1941- kościół St. Agricol.

    I jeszcze chwila na spacer po mieście. Przechadzam się z Zofią ulicą Saint Agricol. Jest niedziela, około godziny 18:30. Mam nadzieję, że znajdziemy jakiś jeden otwarty o tej porze kościół. Jest! Pod wezwaniem Saint Agricol ( XIV-XVI w). Wchodzimy do zacisznego wnętrza, chwilę modlimy się w skupieniu, robimy zdjęcia, wychodzimy.
    
Przed teatrem w Awinionie.

Herb gminy Awiniońskiej.

    Zatrzymujemy się także obok opery, teatru awiniońskiego, potem ratusza miejskiego i dochodzimy do placu, na środku, którego ułożono mozaikę przedstawiającą herb gminy. Tutaj spotykamy pozostałych uczestników wycieczki.
    Wypoczywamy w dość przestronnym pokoju, z aneksem kuchennym, w hotelu w okolicach Avignon. Wrażenia mijającego dnia nie pozwalają mi zasnąć, a kiedy na chwilę tracę kontakt z rzeczywistością śnią mi się jakieś dziwne postacie, przechadzające się tajemnymi przejściami pałaców i zamków…
   Jest jakaś niewidzialna siła w człowieku, która pcha go do przodu. Człowiek ciągle czegoś szuka, ciągle za czymś goni, czasami się zatrzyma, ale za chwilę znowu za czymś pędzi i tak w kółko, jak chomik w swoim kołowrotku...

    Most w Awinionie? Od lat chciałam go zobaczyć z bliska. Zaśpiewać, zatańczyć...
I nie tylko do słów piosenki francuskiej, ale także tej śpiewanej przez Ewę Demarczyk do słów wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, do której muzykę napisał Andrzej Zarycki. Dlaczego ta piękna polska piosenka nie jest tak znana jak ta francuska, którą zna świat?

Ten wiersz jest żyłką słoneczną na ścianie
jak fotografia wszystkich wiosen.
Kantyczki deszczu wam przyniosę
wyblakłe nutki w nieba dzwon
jak wody wiatrem oddychanie.
Tańczą panowie niewidzialni
"na moście w Awinion".
Zielone, staroświeckie granie
jak anemiczne pączki ciszy.
Odetchnij drzewem, to usłyszysz
jak promień - naprężony ton,
jak na najcieńszej wiatru gamie
tańczą liściaste suknie panien
"na moście w Awinion".
W drzewach, w zielonych okien ramie
przez widma miast - srebrzysty gotyk.
Wirują ptaki płowo- złote
jak lutnie, co uciekły z rąk.
W lasach zielonych - białe łanie
uchodzą w coraz cichszy taniec.
Tańczą panowie, tańczą panie
"na moście w Awinion".

Tak, tak...odetchnij drzewem, to usłyszysz
jak promień - naprężony ton...

Tak, tak, zatrzymaj się posłuchaj...

    No i jestem na moście w Awinion, idę kamienną nawierzchnią, tylko po co, skoro na drugą stronę przejść nie mogę. Inni też tam wchodzą i też się zastanawiają, ale nikt nie wraca, każdy chce się upewnić, że most kończy się na czwartym przęśle, na środku kapryśnego Rodanu. Zatrzymuję się i słucham "jak wody wiatrem oddychanie, tańczą panowie niewidzialni, tańczą liściaste suknie panien, na moście w Awinion".
CDN

8 komentarzy:

  1. Oh jak ogromnie pani zazdroszczę :)
    Zdjęcia są cudownym uzupełnieniem notatki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ...jak zwykle Ewuniu jestem pod wrażeniem...i czuję się taka maluczka, dziękuję za wspaniałą ucztę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Opisując 16 września moje wrażenia z Nimes i Avignon, napisałam, na podstawie informacji pilota wycieczki, że 14 września br. miała miejsce ostatnia corrida w Katalonii.
    Tak się złożyło, że na strony mojego bloga zajrzał pan Jerzy Żebrowski, autor wielu przewodników po Hiszpanii i napisał mi wiadomość, bardzo miłą zresztą, w której między innymi pisze, że ostatnia korrida odbyła się 25 września, w ramach Święta Merce. Według tradycyjnego przekazu Matka Boska Miłosierna, Merce, jak ją nazywają familiarnie Katalończycy uratowała w 1687 roku miasto przed plagą szarańczy. Papież Pius IX w 200 lat później uczynił ją patronką diecezji barcelońskiej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Avignon przecudny! Zwłaszcza podczas festialu teatralnege.
    Relacja jak najbardziej in plus. Pogratulować. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym uczestniczyć w takim festiwalu teatralnym...

      Zajrzałam do Twojego bloga, ale nie wiem dlaczego nie otwiera mi się prawidłowo. Posty i zdjęcia nakładają się na siebie.
      Jak widzę też Ciebie także dopadła pasja podróżowania, pisania i fotografowania...

      Pozdrawiam ciepło:)))*

      Usuń
  5. Tak, tak zachęcam do uczestnictwa (w sezonie wakacyjnym rokrocznie). :)

    Nie wiem dlaczego. Jest to dosyć częsty problem z tym nakładaniem się zdjęć na siebie, zarówno u Pani jak i u innych, którzy zgłosili mi już o owym problemie. Większości jednak tak się nie dzieje, nie wiem czym to jest spowodowane, muszę zasięgnąć informacji gdzieś/u kogoś. ;)

    Jest to niewątpliwie moje zainteresowanie - podróżować i opisywać.

    Vice Versa - również pozdrawiam i życzę kolejnych wojaży. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ...i wsiąklam,czytam kolejną godzinę a pokój po "odgrzybianiu,"czeka na malowanie ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana jesteś Gabrielo, bowiem niezmiernie miłe jest to że zarzuciłaś robotę i czytasz mojego bloga.
      Ja właśnie przysiadłam na moment. Wysprzątałam chałupę i pewnie po kąpieli zabiorę się za tłumaczenia materiałów zebranych do kolejnego posta. Zaciekawiła mnie bardzo postać Alberta Kahna...
      Buziaki

      Usuń