sobota, 12 stycznia 2013

Cuernavaca, miasto wiecznej wiosny

cd...
    Cuernavaca, dawna indiańska nazwa Cuauhnáhuac, miasto wiecznej wiosny, leży na południu Ameryki Północnej w połowie drogi, pomiędzy Oceanem Spokojnym, patrząc od strony zachodniej, a Zatoką Meksykańską, od strony wschodniej, inaczej mówiąc na trasie pomiędzy dwoma portami Acapulco i Veracruz.
    Cuernavaca w rozbiciu na dwa wyrazy cuerna vaca znaczy krowi róg, w języku nahuatl Cuauhnáhuac - miejsce zalesione.
    Miasto ze względu na swój łagodny klimat z temperaturami wahającymi się miedzy dwadzieścia pięć a trzydzieści jeden stopni w dzień i między dwanaście a osiemnaście w nocy od dawien dawna przyciągało mieszkańców doliny meksykańskiej swoim niepowtarzalnym klimatem i krajobrazem wypełnionym tropikalną roślinnością. W tym odległym na południe od stolicy o około osiemdziesiąt kilometrów mieście budowano wakacyjne domy i pałace w stylu kolonialnym.

    W Cuernavaca swój pałac posiadał Hernán Cortés słynny konkwistador hiszpański, zdobywca Meksyku, z tytułem Pana i Markiza del Valle de Oaxaca, nadanym mu w tysiąc pięćset dwudziestym dziewiątym roku za jego wysiłki w rozszerzaniu wciąż młodego imperium hiszpańskiego, przez Karola V Habsburga – króla Hiszpanii, z tytułem cesarza Niemiec. Cortés jako feudał otrzymał najżyźniejsze ziemie w Dolinie Oaxaca i dwadzieścia trzy tysiące wasali. Na ziemiach tych wprowadził uprawę trzciny cukrowej, którą przerabiał w trzech hacjendach.
    W mieście wiecznej wiosny przebywał do tysiąc pięćset czterdziestego roku, gdzie zamieszkał ze swoją druga żoną Juaną Zuniga. W pałacu urodził się ich syn Martin, spadkobierca majątku i tytułu markiza del Valle de Oaxaca. W pierwszej połowie siedemnastego wieku rodzina Cortésa stopniowo opuszczała budynek, który wykorzystano na hutę, garbarnię, warsztaty włókiennicze. W połowie osiemnastego stulecia kolonialne władze nakazały wyremontowanie pałacu i urządziły w nim koszary i więzienie. Podczas meksykańskiej wojny o niepodległość w budynku przetrzymywano José Maríę Morelosa i Ignacio Lópeza Rayona.

Wyjeżdżam ze stolicy Meksyku na południe kraju do Cuernavaki

Prawie niewidoczny dymiący wulkan Popocatepetl (5610 m)

Zapewne młodzi meksykańscy geolodzy albo botanicy...

Pałac Cortesa

Pałac Cortesa z cylindryczną wieżą

     W tysiąc osiemset pięćdziesiątym piątym roku pałac był siedzibą tymczasowego rządu Juana Alvareza, dwa lata przebywał w nim także cesarz Maksymilian. Na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku, po trzęsieniu ziemi, warowną siedzibę Cortésa poddano restauracji. W północno zachodnim narożniku wybudowano piętnastometrową cylindryczną wieżę. Ostatecznie po wielu pracach konserwatorskich, pałac na wzgórzu w sercu miasta, wzniesiony na ruinach tlatlocayacalli, stał się siedzibą  Muzeum Regionalnego Cuauhnáhuac, z częścią historyczną, archeologiczną, jak i ekspozycją współczesnego rzemiosła i miejscowych tradycji.
Na drugim piętrze pod arkadami Diego Rivera namalował w tysiąc dziewięćset trzydziestym roku fresk zatytułowany La Conquista y Revolución.

    Przypuszcza się, że między Pałacem Cortésa, a wzniesioną nieopodal katedrą istnieją podziemne przejścia, ale jak dotychczas nie zostały one odnalezione.
    Kamienna, ciemna bryła katedry sprawia wrażenie olbrzymiej fortecy. Pozbawione detalu mury z kilkoma okienkami wysoko w górze podpierają gigantyczne przypory, a wieniec krenelaży, niczym fryz ozdobny na wysokości dachu tworzy rodzaj balustrady. 
    Ponad tą surową i prostą w kształtach budowlą wznosi się wieża, równie prosta i pozbawiona detalu w dwóch trzecich swojej wysokości, co kościół. Jedynie szczytowa część wieży i cztery obramowania portali bogatsze są w ornamentykę kamienną. Poza tym żadnych zbytków, prostota jak u cystersów, którą łagodzi otaczająca cały kompleks klasztorny zieleń parku.
    Podobnie nawa kościoła, pojedyncza, wysoka i mocno wydłużona prezentuje zredukowane do architektonicznego minimum wnętrze, której urozmaiceniem jest baptysterium w miejscu przeznaczonym na przedsionek, z ogromną misą chrzcielną wyciosaną z jednego bloku kamienia, mogącą pomieścić kilkoro dorosłych. Nad nią unosi się nisko sklepienie o gotyckim żebrowaniu.


Cuernavaca ze swoją szesnastowieczną katedrą, twierdzą

Twierdza Klasztoru Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny...

... zbudowanego na początku szesnastego wieku w celu ewangelizacji Indian

Teren pod budowę klasztornej twierdzy podarowała druga żona Hernana Cortesa, Juana de Zuniga

Te niedostępne, trudne do sforsowania mury budowli miały zapewnić misjonarzom bezpieczeństwo

Wielka misa chrzcielna wykonana z jednego bloku kamienia w baptysterium kościoła

Gotycki element architektoniczny

Zachodni portal kościoła wychodzi na niewielki dziedziniec z otwartą kaplicą...

... niczym muszlą koncertową o doskonałej akustyce ...

... przesklepionej na sposób gotycki ...

... i wspierającej się na rzędzie kolumn i filarów...

...mogącej pomieścić kilkuset Indian siedzących bezpośrednio na ziemi, w kucki, z twarzą zwróconą ku mówcy ...

Malowidło w jednej z kaplic katedry

    Turyści przyjeżdżają tu po to ażeby obejrzeć unikatowe malowidła ścienne opowiadające zdarzenie, jakie miało miejsce w Nagasaki piątego lutego tysiąc pięćset dziewięćdziesiątego siódmego roku. Tego zimowego dnia ukrzyżowano za miastem dwudziestu sześciu mężczyzn: sześciu franciszkanów, trzech jezuitów i siedemnastu chrześcijan japońskich. Wszyscy oni padli ofiarą prześladowań, które z różnym nasileniem wybuchały w wielu rejonach Kraju Wschodzącego Słońca. 
    W tysiąc pięćset osiemdziesiątym siódmym roku jeden z władców, Toyotomi Hideyoshi przychylny do tej pory misjonarzom, wydał dekret nakazujący wszystkim obcym opuszczenie wysp japońskich w przeciągu dwudziestu dni. Przy okazji konfiskował dobra kościelne, w kilku przypadkach wcześniej przez siebie nadane,  nakazał zamknięcie kościołów, szkół, seminariów, szpitali i zawieszał przywileje duchownych. Zwalniał na swoim dworze chrześcijan, misjonarzom zaś wyznaczył izolowaną wysepkę Hira-do, gdzie mieli czekać na okręty do Makao lub Europy.
Jednak wielu misjonarzy nie zastosowało się do wymogów dekretu i nadal głosiło Ewangelię z podziemia. Hideyoshi wpadł w gniew, gdy wbrew zakazom przypłynęła z Filipin kolejna grupa hiszpańskich franciszkanów, pomówiona przez wrogów chrześcijan o zamiar przygotowania hiszpańskiej inwazji na wyspy japońskie…
Przypuszczalnie dla zastraszenia niekaranych dotychczas na ciele chrześcijan, Hideyoshi przekazał gubernatorowi Nagasaki, listę dwudziestu pięciu znanych mu z imienia ojców zakonnych, braci i miejscowych diakonów z rozkazem wykonania na nich wyroku śmierci przez ukrzyżowanie...

    Na fresku w Cuernavace drugi z krzyży jest mniejszy od pozostałych, przeznaczony dla kogoś o niższym wzroście. Jak się okazało dwudziestym szóstym męczennikiem był dwudziestopięcioletni Casas Martinez, który znalazł się na liście z własnego wyboru. Urodzony w Meksyku w rodzinie hiszpańskich kupców, poszedł w ślady ojca i wyruszył w podróż handlową na Filipiny. Jednak po przybyciu do Manili zmienił zamiar i wstąpił do franciszkanów, przyjmując imię zakonne Filipa od Jezusa. Kiedy wracał do ojczyzny, okręt, którym płynął, na skutek sztormu i uszkodzenia nie dotarł do Acapulco lecz do wybrzeży Japonii. Ocalony rozbitek ukrył się w jednym z klasztorów franciszkańskich. Powodowany jednak silnym uczuciem zdobycia palmy męczeńskiej zapisał się na listę przeznaczonych na śmierć.
    Skazańców mocowano do krzyży za pomocą obręczy żelaznych zakładanych wokół szyi, w nadgarstkach rąk i kostkach nóg. Stopy pozwalano zaś wspierać na drewnianych podpórkach. Filip od Jezusa, jako że był niskiego wzrostu zawisł w powietrzu i umarł jako pierwszy, dobity trzykrotnym ciosem włóczni. Trzydzieści lat później matka Filipa od Jezusa, Antonina Martinez doczekała się beatyfikacji syna. Dwa lata później kanonizowano go i ogłoszono patronem Meksyku. Był on pierwszym Kreolem wyniesionym na ołtarze.
    Malowidło miejscami jest poprzerywane ubytkami spowodowanymi zniszczeniem ścian. Na zachowanych fragmentach fresków widać dwanaście łodzi dryfujących po wodach pełnych wielkich ryb i dziwnych stworów morskich, na łodziach więźniowie z powiązanymi na wysokości piersi rękami, wioślarze i strażnicy w szerokich kimonach uzbrojeni w samurajskie miecze i halabardy. Łodzie dobijają do mocno poszarpanego klifowego, stromego nabrzeża, charakterystycznego dla japońskich wysp. Na lądzie widać warowną budowlę z basztami i tłumy ludzi. Strażnicy halabardami torują więźniom drogę na wzgórze za miastem. Zachowało się dwanaście krzyży, których na ściennym ubytku musiało być znacznie więcej. Skazańcy ubrani w japońskie stroje nie umierają na skutek wycieńczenia, lecz na skutek przebicia lancami. Każdemu przydzielono kata i chłopca z chustą, przeznaczoną zapewne do zbierania krwi męczenników. Całemu wydarzeniu przyglądają się miejscowi ludzie, najprawdopodobniej bogata szlachta…

Fresk przedstawiający transport więźniów

Fresk przedstawiajacy miasto Nagasaki

Kaźń w Nagasaki w 1597 roku

    Franciszkanie, obok dominikanów i augustianów, odpowiedzialni za dzieło ewangelizacji odkrywanych ludów, założyli w Cuernavace kolegium do spraw przysposabiania misjonarzy do pracy na Filipinach. Obecny kościół, będący katedrą od dziewiętnastego wieku, rozpoczęli budować już w tysiąc pięćset dwudziestym piątym roku jako piątą fundację w Nowej Hiszpanii. 
    Nie wiadomo, kto jest twórcą fresku o martyrologii chrześcijan japońskich. Ktokolwiek namalował tę scenę musiał być jej naocznym świadkiem. Świadczą o tym szczegóły, takie jak wygląd ludzi, wozów, łodzi, broni, strojów, a także postać specjalnego wysłannika z Filipin w randze ambasadora, jezuity Pedro Batisty, transportowanego w głównej łodzi na hiszpańskim krześle. Być może jednemu z prześladowanych Japończyków lub Hiszpanów udało się ewakuować z wysp japońskich i przybyć do Acapulco, a stamtąd do Cuernavaki i tam w dolinie z widokiem na wulkan Popocatepetl opowiedzieć zdarzenie, którego był świadkiem. A wydarzyło się ono najprawdopodobniej przed tysiąc sześćset czterdziestym siódmym rokiem, kiedy Japonia ostatecznie zamknęła się na wpływy świata zachodniego…

    Spacerowałam po wąskich, krętych uliczkach centralnej części tego ponad trzystutysięcznego miasta i przyglądałam się szczelnej, barwnej, przeważnie niskiej zabudowie. Czasami z wielką ciekawością naciskałam klamki metalowych bram lub drzwi i wchodziłam do bajecznie kolorowych ogrodów lub na wyłożone kamiennymi płytkami patia z fontannami i rzeźbami. Wzrok mój przyciągała feeria barw tropikalnej roślinności, obficie kwitnące bugenwille, niebiesko-fioletowe trąbkowe kwiaty dżakarand, poinsecje obsypane czerwonymi kwiatami, juki i wiele innych gatunków krzewów i drzew… Ech, na jedno z wiekowych drzew w centrum miasta oczywiście, że się wdrapałam, bo jak już kiedyś pisałam skłonności chodzenia po drzewach odziedziczyłam po moim pradziadku. Na Zócalo zwróciłam także uwagę na kiosk wykonany według projektu Gustawa Eiffela… 

Zócalo w Cuernavaca z kioskiem projektu Gustava Eiffela

W koronie drzewa - nie pamiętam nazwy, ale pod drzewem leżały jakieś owoce, może orzechy

Uwielbiam wspinaczki tym bardziej, że korona drzewa jest tak okazała

W Cuernavaca

Niska zabudowa wiecznie zielonego miasta Cuernavaki

Cuernavaca ze swoimi kościołami

Pamiątkowe tablice na domach Cuernavaki

Jedna z otwartych restauracji w mieście

Ciasna zabudowa i wąskie uliczki Cuernavaki

To co można zobaczyć za kolorowymi murami ulicy

Uroczy hotel Las Casas w Cuernavaca

W takich miejscach przyjemnie się wypoczywa

Ogród Hotelu Las Casas i kwitnące bugenwille

W otoczeniu zieleni i kamiennych pobielanych ścian nie czuje się upału ani zmęczenia

Tropikalna bujna roślinność daje dużo cienia

Może ktoś wie jak się nazywa to drzewo?
  
Cuernavaca, 16 listopada 2010 roku 
cdn... 

8 komentarzy:

  1. ale się nazwiedzałaś świata!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za wiele nie zwiedziłam, ale to co zobaczyłam pozwoliło mi na stworzenie mojej własnej wizji świata i poznanie praw rządzących nim.
      Serdeczności :)

      Usuń
  2. Dokladnie Cie poczytam juz w Wenezueli, teraz tylko zagladam na chwilke, bo pakuje sie i likwiduje dom , a organizuje zycie w Wenezueli, gdzie musze liczyc na przyjaciol, jako ze mam zlamana reke...ale meksyk to moja slabosc wiec wroce na Twoje strony juz w spokoju (!!!), jezeli ten spokoj bedzie mozliwy TAM! pozdrawiam cieplutko!
    a to drzewo to nie jakis okaz z rodziny fikusowatych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniec roku nie był łaskawy dla wielu z nas. Dopadły nas wirusy i inne choróbska. Kilka lat temu miałam paskudne złamanie ręki, a później długo jeszcze nie mogłam pozbyć się uczucia, że za chwilę znowu się połamię. Mam nadzieję, że w Wenezueli szybko wrócisz do zdrowia, czego Ci życzę z całego serca i że wkrótce będę mogła znowu oglądać nie tylko Twoje przepiękne zdjęcia ptaków, ale także całą tę niezwykłą krainę o równikowym klimacie...

      Też tak myślałam, że to drzewo należy do fikusowatych.

      Czekam z niecierpliwością na Twoje wenezuelskie wpisy na blogu !!!
      Powodzenia i zdrowia życzę :)))
      Odezwij się jak tylko dotrzesz na miejsce.
      Dorzucam uściski i buziaki :))))*

      Usuń
  3. Skoro wiecznej wiosny, to proszę bardzo. Ja po dzisiejszych zawiejach dopiero dotarłem i ogrzewam się przy Twoich gorących zdjęciach. Jak zwykle zresztą. Co tu dużo pisać, i opowieść, i fotki wspaniałe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie te moje powroty w ciepłe krainy podczas zimowych zawiei, mrozów, ślizgawicy... dają mi energię potrzebną do życia. Kiedy oglądam zdjęcia, czuję się tak jakbym tam była, czuję zapachy, ciepło, słony wiatr od morza, słońce na skórze, gorący piasek pod stopami...
      Ech !

      Pozdrawiam gorąco :)*

      Usuń
  4. Witaj, Słońce :)

    Nie dziwię się, że miasto to ochrzczono mianem "miastem wiecznej wiosny", gdyż tchnie ono magią na mile. Tamtejsze drzewa i kwiaty, podobają mi się równie mocno, jak Tobie. Chętnie zobaczyłabym ów wulkan z bliska, bo mam na punkcie wulkanów małego hopla, choć się ich troszku boję. O wielu rzeczach, o których napisałaś nie miałam wcześniej pojęcia lub znałam tę historię tylko pobieżnie, także dziękuję serdecznie. Np. owa "rzeź w Nagasaki". Skomentuję to tak... z jednej strony nie ma co żałować Japonii z czasów IIWŚ (zwłaszcza że dranie, dzisiaj, znowu zapisali się do nazistów i dalej knują), wszak mordowanie ludzi w tak perfidny sposób, tylko dlatego, że wyznawali inną wiarę, godne jest wiecznej hańby. Wiem, że zabrzmi to może okrutnie, ale według mnie także i dzisiaj, np. za mordowanie bezbronnych waleni, Japonia zasłużyła sobie na 2 razy gorsze tsunami. Ale też i postawa tego meksykańskiego Franciszkanina trąci myszką. Też mi męczeństwo... przecież gostek sam wpisał się na listę, szukał śmierci na siłę a dzisiaj, kiedy wliczany jest w poczet świętych wmawia się ludziom, że to ma być wzór cnót, godzien naśladowania?? Iść jak baran na rzeź, oto chodzi?? Wydaje mi się, że chyba jedna i druga strona miała w tym wydarzeniu nieźle pomieszane w głowach. Jeśli chodzi o Corteza, nie przepadam za tym gościem, chociaż z punktu widzenia Meksykan, jest to ważna postać w ich dziejach, nie da się ukryć.

    Przepraszam, że tak późno zaglądam, ale sama rozumiesz... Ostatnimi czasy internet strasznie mnie męczy. Ale nie Ty, nigdy :) Pozdrawiam cieplutko i dzięki za wsparcie :*** :))) ^.^ (Ćmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z dwoma wulkanami Popo i Itzta wiąże się piękna legenda o wojowniku Popo, który zakochał się w pięknej córce władcy Itzta...

      Natomiast, jeżeli chodzi o Hernana Cortesa, to powiem Ci, że ani Król Hiszpanii, ani Meksykanie nie potraktowali go tak jak on sam sobie tego życzył jeszcze za życia. Niemniej jednak jest to bardzo ciekawa postać.
      Podoba mi się podsumowanie Jana Gacia na temat tego człowieka.
      Pisze on, że Cortes był do szaleństwa odważny, wierzący w swoją gwiazdę, wzorem wielkich wodzów z przeszłości, jak chociażby Aleksandra Wielkiego, czy Juliusza Cezara, nie potrafił się zatrzymać, by móc w spokoju konsumować owoce dokonanego podboju. Był człowiekiem czynu. Nie potrafił usiedzieć na miejscu. Gnało go w obce, nieznane strony...
      Zmęczony trudami życia, zebrał jeszcze dość sił, by bić się w Afryce z Maurami o Algier...
      W świetle źródeł z epoki jasno wynika, że to geniusz Cortesa przy uwzględnieniu wszystkich innych okoliczności, miał decydujący wpływ na taki, a nie inny scenariusz konkwisty. Cortes skupił we własnej osobie takie cechy, jak dzielność, nieustraszoną odwagę, dalekowzroczność, umiejętność podejmowania szybkich i trafnych
      decyzji na polu walki, umiejętność współżycia z własnymi żołnierzami, umiejętność układania się z Indianami, dar okazywania szacunku ludziom, posiadał przy tym rzadki talent przekonywania. Był znakomitym politykiem, dyplomatą, strategiem i taktykiem. Wcale nie mniejszą zaletą był jego osobisty czar czym zjednywał sobie nawet Indian. Uważał się za ich obrońcę, co odegrało szczególnie pozytywną rolę już po zdobyciu azteckiej stolicy, kiedy wielu konkwistadorów usiłowało obrócić Indian w niewolników przymuszanych do pracy...

      Bernal Diaz dość szczegółowo opisuje też jego wygląd.
      Miał mnóstwo wad, ale też i świadomość ich posiadania.
      Grzeszył tęgo, ale umiał też pokutować. Zawsze trzymał u swego boku kapelana, dbał o częste odprawianie mszy, w których przykładnie uczestniczył i zachęcał do tego swoich żołnierzy. Spowiadał się i przystępował do komunii...
      Czy zatem jest słuszny pogląd przypisujący Cortesowi i jego ludziom zniszczenie starożytnych cywilizacji indiańskich?
      Cortes jak i walczący pod jego rozkazami konkwistadorzy położyli kres istnienia państwa Azteków, zniszczyli jego struktury, przez co stworzyli impuls do upadku azteckiej cywilizacji oraz cywilizacji innych ludów meksykańskich, jak Zapoteków, Mixteków, czy w mniejszym stopniu Majów... Natomiast kulturowy i duchowy porządek państwa Azteków uległ procesowi rozkładu jak gdyby samoczynnie w zetknięciu z cywilizacją europejską. Proces oddolnej, a nie tylko narzuconej hispanizacji postępował gwałtownie obejmując indiańską arystokrację jak i zwykły lud.
      Kości Cortesa przenoszone z różnych miejsc spoczęły ostatecznie, po wielu, wielu latach w ufundowanym prze zeń kościele pw Jesus Nazareno, gdzie pozostają tam do dziś. Dwukrotnie ukrywano je przed ludźmi, którzy usiłowali je zbezcześcić w ferworze dokonywania rozrachunku z własną przeszłością po uzyskaniu przez Meksyk niepodległości. Kryjówkę z kośćmi odnaleziono w 1946 roku i jej zwartość przeniesiono w obecne miejsce. Nikt nie składa kwiatów pod tablicą tego nieprzeciętnego człowieka. Nikt nie stawia mu pomników...
      Ech..., każda epoka rządzi się swoimi prawami...

      Buziaki jak zawsze :))))*

      Usuń