W sobotę przed południem zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka Marianna i z ponad tygodniowym wyprzedzeniem podarowała mi telefonicznie prezent urodzinowy, zaproszenie na wieczorny koncert Urszuli Dudziak do białostockiej opery. Nie bardzo wiedziałam czy się cieszyć czy nie, bo mniej więcej od trzeciego grudnia prawie nie wychodzę z domu. Dwie ostre grypy jedna za drugą, a do tego niemało zmartwień skutecznie zniechęciły mnie do aktywnego życia, do jakichkolwiek spotkań, dbania o kondycję fizyczną, a co za tym idzie i psychiczną. Czuję się tak jakbym na jakiś czas straciła oddech. Od dawien dawna nie oglądam telewizji, nie słucham radia, nie delektuję się muzyką, jedynie klasyką od czasu do czasu. Pasjonuje mnie cisza, grzebię we wspomnieniach, jednego dnia mam w głowie całą książkę, którą chciałabym napisać, drugiego zaś myślę kto by ją czytał…
Za oknem zima, długa i śnieżna, a ja wspominam kolorowe lato, pełne zapachów i
marzę o wiośnie i mojej nadziei na przebudzenie…
Do opery dotarłam na dziesięć minut przed rozpoczęciem koncertu i nie miałam
już czasu, żeby dokładnie przyjrzeć się jej od środka. W holu czekała na mnie
Marianna z córką Aleksandrą, a na widowni wypełnionej po brzegi rozpoznałam
kilkoro innych przyjaciół i znajomych. Przypadło mi miejsce w szóstym rzędzie
dokładnie po środku. Rozglądałam się dookoła, bo przecież pierwszy raz byłam w
nowym gmachu opery.
Wnętrze podobało mi się, ale nie zrobiło na mnie
oszałamiającego wrażenia, być może dlatego, że światło było przyciemnione i nie
widziałam wszystkich szczegółów nowoczesnej architektury. Uwagę skupiłam na
rzeźbach radomskiego artysty Dominka Wdowskiego zainstalowanych wysoko w niszach,
zarówno po jednej jak i po drugiej stronie widowni i zrobiłam kilka zdjęć,
które nieco rozjaśniłam.
Ciekawym elementem dekoracyjnym były lustra zawieszone
nad sceną, w których odbijał się obraz tego co się na niej działo. Muszę też
przyznać, że proste krzesła wykonane z drewna pomalowane na zielono i wyłożone
czerwonymi poduszkami były szerokie i dość wygodne. Projektant brał zapewne pod
uwagę także rozmiary XXL...
Ale oto na scenę tanecznym krokiem weszła Urszula Dudziak ze swoimi muzykami i…
poleciało…
To był znakomity show. Nie dość, że piosenkarka zaprezentowała swój nadal mocny
wokal, to jeszcze na dodatek uraczyła publiczność wieloma anegdotami. No cóż,
skoro śpiewa bez słów…
Moje zainteresowania tą jazzową wokalistką, znaną w świecie, nie były aż tak
wielkie. Nie wiele wiedziałam o tej kobiecie, emanującej niezwykle pozytywną
energią.
Mówi o sobie, że jest góralką, wybuchową jak wulkan, że w tym roku obchodzić będzie swoje siedemdziesiąte urodziny. Maryla Rodowicz zapytała ją niedawno, dlaczego tak afiszuje się ze swoim wiekiem, a ona na to, że jest łasa na oklaski i kiedy mówi o tym ile ma lat, że sześćdziesiątka i więcej to jeszcze nie koniec życia, wtedy otrzymuje gromkie brawa od widowni.
Mówi o sobie, że jest góralką, wybuchową jak wulkan, że w tym roku obchodzić będzie swoje siedemdziesiąte urodziny. Maryla Rodowicz zapytała ją niedawno, dlaczego tak afiszuje się ze swoim wiekiem, a ona na to, że jest łasa na oklaski i kiedy mówi o tym ile ma lat, że sześćdziesiątka i więcej to jeszcze nie koniec życia, wtedy otrzymuje gromkie brawa od widowni.
Przyjrzałam się dokładniej owej siedemdziesięciolatce. Z mojego miejsca
wyglądała na co najwyżej pięćdziesiątkę - raczej szczupła, w skóropodobnych
grafitowych leginsach i luźnej grafitowej mini sukience sięgającej ud oraz
czarnej błyszczącej marynarce tej samej długości co tunika, żadnych ozdób na w
sam raz wyciętym dekolcie, jedynie krótkie, zgrabne kozaczki na bardzo wysokim
obcasie z tyłem obitym tak modnymi ostatnio srebrnymi ćwiekami, no i ta burza
włosów zmieniających barwę w coraz to innym oświetleniu.
Nie sądziłam, że jest tak gadatliwa i w tak barwny i ciekawy sposób potrafi opowiadać o swoim życiu w przerwach między jednym a drugim utworem muzycznym.
Nie sądziłam, że jest tak gadatliwa i w tak barwny i ciekawy sposób potrafi opowiadać o swoim życiu w przerwach między jednym a drugim utworem muzycznym.
- Pewnie myślicie sobie dlaczego tak pięknie wyglądam? - Zapytała.
- Otóż, rewelacyjnie gram w tenisa, jestem po prostu jak tenisowe zwierzę. Kiedyś rozegrałam mecz z Wojciechem Sawką. W pierwszej chwili pomyślałam o nim cóż to za facet, miernota jakaś, ale on pierwszy serw wygrał, a później irytująco odbijał piłkę o ziemię, za każdym razem zatrzymywał ją w dłoni, zaciskał, przyglądał się jej z bliska, mierzwił jej włoski, obracał i kiedy uznał, że byłam wystarczająco zdenerwowana wypuścił ją wreszcie w moją stronę. Przegrałam mecz i miałam żal, że przejechałam się na własnej prognozie o graczu…
- Otóż, rewelacyjnie gram w tenisa, jestem po prostu jak tenisowe zwierzę. Kiedyś rozegrałam mecz z Wojciechem Sawką. W pierwszej chwili pomyślałam o nim cóż to za facet, miernota jakaś, ale on pierwszy serw wygrał, a później irytująco odbijał piłkę o ziemię, za każdym razem zatrzymywał ją w dłoni, zaciskał, przyglądał się jej z bliska, mierzwił jej włoski, obracał i kiedy uznał, że byłam wystarczająco zdenerwowana wypuścił ją wreszcie w moją stronę. Przegrałam mecz i miałam żal, że przejechałam się na własnej prognozie o graczu…
Ula Dudziak mówi o sobie w samych superlatywach, że jest najszczęśliwsza i
najpiękniejsza, jest tym czym są jej myśli, a myśli tylko pozytywnie i czy się
spieszy, czy nie zawsze ma zielone światło…
Lata pieszo i korzysta z publicznych środków lokomocji.
- Pewnego wieczoru - opowiada - idę sobie Marszałkowską, a tu jedzie pusty tramwaj, zwalnia przed przystankiem, więc bez zastanowienia biegnę, a kiedy kierowca hamuje i otwiera drzwi, wsiadam. Ale oto na następnym przystanku wtacza się mocno podejrzany młody mężczyzna z dziwną fryzurą na głowie, jedną ręką chwyta za drążek w drugiej trzyma otwartą butelkę z piwem, z ust płynie mu nieprzerwany potok niecenzuralnych słów. Tramwaj mknie, a ja słyszę coraz wyraźniej owego hałaśliwego podróżnika. Zbliża się do mnie, wciskam się więc w oparcie krzesła i trzęsę się ze strachu. Obok mnie tylko dwoje przytulonych do siebie ludzi.
- O pani Dudziak! Jeździ pani tramwajem!? - Słyszę nad głową bełkot i z uśmiechem ale drżącym głosem odpowiadam:
- Gdybym jeździła samochodem nie poznałabym pana.
Na następnym przystanku ów pasażer wysiada. Widzę w oknie jak patrzy w moim kierunku, krzyczy do mnie, uśmiecha się, macha ręką i przesyła pocałunki... Uf, odetchnęłam i zagadnęłam przestraszoną parę, siedzącą obok. Nie rozumieli mojego języka, ale kiedy się zorientowali, że mogą ze mną rozmawiać po angielsku, zapytali co ja takiego powiedziałam temu punkowi, że tak szybko dał się poskromić i ugłaskać i na dodatek przesyłał tak żywo tyle buziaków nieomal wyskakując ze skóry…
Utwór, który usłyszałam po tej anegdocie był wręcz niesamowity. Czułam się tak jakbym była w dżungli lub w jakimś egzotycznym parku, pełnym dzikiego ptactwa i nieposkromionych zwierząt. Nie będę wymieniać odgłosów owej dziczy, bo zajęło by mi to co najmniej połowę strony. Sama jazzmanka mówi, że tak skomplikowany utwór może wyśpiewać tylko wokalista najwyższej rangi, czyli ona, jedyna, niepowtarzalna…
Lata pieszo i korzysta z publicznych środków lokomocji.
- Pewnego wieczoru - opowiada - idę sobie Marszałkowską, a tu jedzie pusty tramwaj, zwalnia przed przystankiem, więc bez zastanowienia biegnę, a kiedy kierowca hamuje i otwiera drzwi, wsiadam. Ale oto na następnym przystanku wtacza się mocno podejrzany młody mężczyzna z dziwną fryzurą na głowie, jedną ręką chwyta za drążek w drugiej trzyma otwartą butelkę z piwem, z ust płynie mu nieprzerwany potok niecenzuralnych słów. Tramwaj mknie, a ja słyszę coraz wyraźniej owego hałaśliwego podróżnika. Zbliża się do mnie, wciskam się więc w oparcie krzesła i trzęsę się ze strachu. Obok mnie tylko dwoje przytulonych do siebie ludzi.
- O pani Dudziak! Jeździ pani tramwajem!? - Słyszę nad głową bełkot i z uśmiechem ale drżącym głosem odpowiadam:
- Gdybym jeździła samochodem nie poznałabym pana.
Na następnym przystanku ów pasażer wysiada. Widzę w oknie jak patrzy w moim kierunku, krzyczy do mnie, uśmiecha się, macha ręką i przesyła pocałunki... Uf, odetchnęłam i zagadnęłam przestraszoną parę, siedzącą obok. Nie rozumieli mojego języka, ale kiedy się zorientowali, że mogą ze mną rozmawiać po angielsku, zapytali co ja takiego powiedziałam temu punkowi, że tak szybko dał się poskromić i ugłaskać i na dodatek przesyłał tak żywo tyle buziaków nieomal wyskakując ze skóry…
Utwór, który usłyszałam po tej anegdocie był wręcz niesamowity. Czułam się tak jakbym była w dżungli lub w jakimś egzotycznym parku, pełnym dzikiego ptactwa i nieposkromionych zwierząt. Nie będę wymieniać odgłosów owej dziczy, bo zajęło by mi to co najmniej połowę strony. Sama jazzmanka mówi, że tak skomplikowany utwór może wyśpiewać tylko wokalista najwyższej rangi, czyli ona, jedyna, niepowtarzalna…
Pamięta jak kiedyś w Turcji, na występie tureckiego zespołu pospadały im z
wrażenia buty z nóg, a kiedy oni weszli na scenę i zaprezentowali dynamicznego Turkisz mazurka, to Turkom także buty z nóg pospadały.
- Ja nie gwiazdorzę, ja jestem miła - mówiła artystka, kiedy stylistki chciały ubierać ją w suknie i buty na bardzo wysokich
obcasach do programu Bitwa na głosy.
- To było przyjemne, ale zarazem trudne doświadczenie - opowiada.
- Trzy miesiące nagrań i podróży z Warszawy do Zielonej Góry, którą reprezentowałam. Spośród czterystu kandydatów, obdarzonych znakomitymi warunkami wokalnymi, miałam wybrać szesnaścioro najlepszych. Uf, odpowiedzialne to było zadanie, ale dotarłam do finału…
- To było przyjemne, ale zarazem trudne doświadczenie - opowiada.
- Trzy miesiące nagrań i podróży z Warszawy do Zielonej Góry, którą reprezentowałam. Spośród czterystu kandydatów, obdarzonych znakomitymi warunkami wokalnymi, miałam wybrać szesnaścioro najlepszych. Uf, odpowiedzialne to było zadanie, ale dotarłam do finału…
Bałkański
taniec - następny utwór, był równie porywający co
poprzednie. Chociaż lubię jazz, zastanawiałam się dlaczego sporadycznie słucham
Urszuli Dudziak. Widocznie trzeba mi było przyjść na jej koncert, żeby docenić
tę sztukę wyrażania siebie.
Ale, ale nie tylko podziwiałam tę charyzmatyczną
siedemdziesięciolatkę! Podziwiałam także znakomitych muzyków, kierownika
zespołu Jana Smoczyńskiego - instrumenty klawiszowe, Łukasza Poprawskiego -
saksofon, Roberta Cichego - gitara, Krzysztofa Pacana - gitara basowa i Artura
Lipińskiego - perkusja.
- Moje córki, Kasia - rzeźbi, maluje, fotografuje i
Mika - wokalistka, rozwiązywały któregoś dnia test na inteligencję w
internecie. Jednej wyszło, że jest genialna, drugiej zaś, że jest wybitnie
inteligentna. Zasiadłam i ja do tego testu, a kiedy doszłam do końca, dowiedziałam
się, że jestem poniżej przeciętnej, ale nie powinnam się martwić, bo i tak
mam o dwa punkty więcej od Mika Tysona.
Przytoczę jeszcze jedną anegdotę z życia Urszuli
Dudziak. Otóż któregoś razu spotkała na ulicy starszą kobietę, która jak
przypuszczała była w stanie upojenia alkoholowego. Jednak pochopnie nie wyciągała
wniosków. W pewnym momencie kobieta straciła równowagę i upadała. Urszula
podbiegła do niej, nachyliła się nad nią i poczuwszy odurzającą woń, mocno
potrząsnęła kobietą i zapytała:
- Proszę pani, proszę pani co się stało?
A ta wytrzeszczyła oczy i zaśpiewała:
- Tudududu, tudududu, tudududu dududu du…
- Gdzie pani mieszka? Nie dawała za wygraną jazzmanka.
Kobieta wyciągnęła przed siebie rękę i znowu wyśpiewała:
- Tudududu, tudududu, tudududu dududu du…
- Proszę pani, proszę pani co się stało?
A ta wytrzeszczyła oczy i zaśpiewała:
- Tudududu, tudududu, tudududu dududu du…
- Gdzie pani mieszka? Nie dawała za wygraną jazzmanka.
Kobieta wyciągnęła przed siebie rękę i znowu wyśpiewała:
- Tudududu, tudududu, tudududu dududu du…
Słynną Papają Ula Dudziak chciała zakończyć koncert,
jednak publiczność nie wypuściła jej tak szybko. Wróciła więc na scenę, ale tym
razem nie śpiewała sama. Tym razem powtarzaliśmy po niej różne słowa, jeżeli
takimi można je nazwać. Były to dźwięki o różnym poziomie natężenia i różnej
skali głośności. I znowu nie będę wyszczególniać tych wszystkich pisków,
krzyków, wrzasków, śmiechów, chichów, powtórzeń basowych, sopranowych,
altowych, tenorowych…
Oczywistym jest, że Ula nie zeszła ze sceny bez słowa mówionego. Opowiedziała jeszcze o słynnej Papai, o tym jak Filipińczycy myśleli, że śpiewa po Polsku, o tym jak kiedyś śpiewała w Ameryce swoje pipi i wszyscy mówili, że musiała dobrze nawrzucać Amerykanom bo ją wypipkali. Przypomniała też o sprzedaży swojej książki Wyśpiewam wam wszystko, którą będzie także podpisywać po koncercie i która notabene rozeszła się w mig.
Oczywistym jest, że Ula nie zeszła ze sceny bez słowa mówionego. Opowiedziała jeszcze o słynnej Papai, o tym jak Filipińczycy myśleli, że śpiewa po Polsku, o tym jak kiedyś śpiewała w Ameryce swoje pipi i wszyscy mówili, że musiała dobrze nawrzucać Amerykanom bo ją wypipkali. Przypomniała też o sprzedaży swojej książki Wyśpiewam wam wszystko, którą będzie także podpisywać po koncercie i która notabene rozeszła się w mig.
Na zakończenie dodała, iż możemy w swoim CV napisać,
że śpiewaliśmy z Urszulą Dudziak, a kiedy wrócimy do domu mamy stanąć przed
lustrem w łazience i wykrzyczeć kocham
Urszulę Dudziak…
Bawiłam się znakomicie. Po spektaklu dziękowałam Marianne
za wspaniały prezent, za tę krótką chwilę radości, która wyrwała mnie ze
szponów szarości i wprawiła w doskonały nastrój.
Za kilka dni skończę sześćdziesiąt lat.
Przez ostatnie dziesięć, tak jak Urszula Dudziak, byłam wiernym odbiciem moich pozytywnych myśli, pełna energii, ciekawa świata i ludzi…
Przez ostatnie dziesięć, tak jak Urszula Dudziak, byłam wiernym odbiciem moich pozytywnych myśli, pełna energii, ciekawa świata i ludzi…
Zaskakującym jest fakt, że moje życie zmieniało się radykalnie pod koniec
każdej dekady i każda z nich była inna, a ta szósta naprawdę wyjątkowo piękna.
Jaka będzie siódma? Jak na razie nie rozpoczyna się dobrze. Muszę wrócić do
pozytywnych myśli, bo tylko od nich zależy moje dobre życie! Czy mam się przejmować
wszystkim co mnie boleśnie dotyka i rani do głębi? Optymistycznie patrzę w
przyszłość, choć na taką nie jestem jeszcze gotowa. Mam swoje marzenia. Czy się
spełnią?
Wracając do bohaterki sobotniego wieczoru, życzę sobie i każdemu z was, żeby takich Urszuli
Dudziak było jak najwięcej na mojej i na waszych drogach. Nie kupiłam, ani też
nie czytałam autobiografii artystki pod tytułem Wyśpiewam wam wszystko. Jestem przekonana, że wkrótce poznam ją
bliżej czytając jej wspomnienia spisane na kartkach książki, którą z tak
wielkim wdziękiem promuje…
A na zakończenie polecam jeszcze ciekawy link Drzyj się, Ula drzyj!
Przed koncertem. Ja, Grażyna, Marianna, Maria, Danusia... |
Ten oryginał z wywalonym językiem, dwa rzędy dalej, chichotał zaraźliwie kiedy Ula opowiadała |
Rzeźby radomskiego artysty Dominika Wdowskiego |
Przeciwległa ściana widowni z rzeźbami autorstwa Dominika Wdowskiego |
Widziane z nieco bliższej odległości |
Rzeźby Dominika Wdowskiego - przyciągnięte obiektywem |
Rzeźby Dominika Wdowskiego - przyciągnięte obiektywem |
Rzeźba Dominika Wdowskiego - przyciągnięta obiektywem |
Lustrzane elementy sufitu opery |
Zdjęcie zrobione bez flesza, niestety mało wyraźne |
Artystka i jej zespół |
Urszula Dudziak |
Po wspólnym śpiewaniu owacje |
Sobota, 23 lutego 2013 roku