wtorek, 8 lipca 2014

Lipcowy Ogród



    Opuśćmy na krótko Licję i przenieśmy się do Lipcowego Ogrodu, do którego zaproszona byłam przez moją przyjaciółkę na imprezę imieninową.
    W ubiegłym roku sto lat Solenizantce śpiewaliśmy w Astorii, w tym zaś, w uroczej restauracji urządzonej na nowo w dawnym hotelu a la Gierek. Zresztą cały budynek został zmodernizowany i ze straszącego niegdyś hotelu robotniczego powstał nowy przyjemny obiekt pod nazwą Hotel Podlasie - Białystok ze wspaniale zorganizowaną przestrzenią od frontu i ogrodem w stylu francuskim na tyłach, a także ogromnym parkingiem.
    Restauracja po metamorfozie zaprasza na wesela, przyjęcia okolicznościowe i spotkania przy grillu w specjalnie wydzielonym do tego celu miejscu.
    Po przebudowie drogi i zmianie adresu z 27 Lipca 24/1 na 42 Pułk Piechoty 6, cała okolica zmieniła się nie do poznania. Musiałam zredukować biegi ażeby zorientować się w zjazdach i rozjazdach tej nowo wybudowanej arterii...
    Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Białystok zasługuje na miano najpiękniejszego miasta wojewódzkiego.
    Ale zajrzyjmy najpierw do wnętrza. Kiedy tam przybyłam zebrała się dopiero połowa gości. Złożyłam pierwsze życzenia Solenizantce, jako że kolejne składaliśmy razem z tradycyjnym odśpiewaniem stu lat w zdrowiu, szczęściu, pomyślności...
    Wkrótce zebrał się komplet. Powitania, pytania - co słychać, wyglądasz uroczo, do twarzy Ci w tym kolorze, uśmiechy, uściski, wspólne zdjęcia, kolacja, spacer po ogrodzie, rozmowy przy stole, przy stolikach ustawionych na zewnątrz, dymek z papieroska, jakaś nowa nazwa drinka, toasty, znakomite danie głównie i przystawki... uf, ciężko oddychać...
    Kiedy dziękowałam przyjaciółce za gościnę i żegnałam się z nią było już po dwudziestej drugiej. Jednak nie wsiadłam do samochodu i nie pojechałam do Supraśla, bo na zewnątrz zatrzymali mnie dwaj Andrzeje. Chcieli, żebym opowiedziała swoje wrażenia z ostatniej mojej podróży. Niechętnie się do nich przysiadłam, bo zbyt długo siedzieć przy stole nie lubię. Ech..., kiedy zerknęłam na zegarek dochodziła godzina dwudziesta trzecia trzydzieści.
    - Co mnie zatrzymało?
    - Otóż w czasie rozmowy, padło nie z moich ust słowo tolerancja, którego nie lubię i nie używam. Poprosiłam więc kolegów o ich własną definicję tolerancji.
      No i się zaczęło...  



















     A w domu czekał na mnie z utęsknieniem pies Mahoń i jak zwykle na mój widok przesadzał z wyrażaniem swojej radości...

2 komentarze:

  1. Tak się zastanawiam- dlaczego nie lubisz słowa "tolerancja"?. Dla mnie oznacza ono tylko poszanowanie innych zachowań, poglądów, wierzeń i postaw. Rozumiem, że nie jesteśmy wszyscy jednakowi i nie możemy tym samym innym narzucać swoich przekonań. I nikt nie ma monopolu na prawdę.
    Domyślam się, że w którymś z następnych postów zechcesz przedstawić swój punkt widzenia...
    Pozdrowienia, jak zwykle, bardzo serdeczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tolerancja, to takie modne słowo, a ja nie jestem modna i uciekam od tolerancyjnego świata, nie toleruję niczego co dzieje się wbrew naturze człowieka, nie toleruję zachowań zmierzających do jego zagłady.
      Dzisiaj toleruje się wszystko i to co dobre i to co złe, nawet papież jest tolerancyjny i przyjmuje w Watykanie imamów, którzy tam nawracają na islam wyśpiewując sury zapewniające, że tylko ich religia jest jedyną i w imię Allacha zabijać będą tych co się nie nawrócą i w niego nie uwierzą.
      Polecam film: https://www.youtube.com/watch?v=DNnFQgGY25s

      Tolerancja działa na zasadzie firanki w oknie... Po to je zasłaniamy, żeby nikt nas nie widział... Ja wolę nazywać rzeczy po imieniu...
      Nie będę pisać o tolerancji i nie dam się wciągnąć w ten tak modny świat, w którym obok właściwych postaw panują nienawiść, korupcja, zazdrość..., a co za tym idzie okrutne zbrodnie.... Tych co nie można kupić i tym co nie można zamknąć ust, w świecie gdzie modna jest tolerancja, usuwa się knując przeciwko nim intrygi doprowadzające do samobójstw, albo po prostu finezyjnie się ich zabija. Kłamstwo usprawiedliwiane tolerancją wkradło się pod każdy dach... Nie wstydzę się przyznać, że jestem nietolerancyjna, czyli niemodna, ale za to mam wiele zalet, które mogę wymienić w kilku słowach, a nie zastępować ich jednym...., podobnie jest z wadami...
      Jestem w o tyle dobrej sytuacji, że nie muszę już nikomu czapkować, schlebiać...

      Cieszę się z każdej Twojej wizyty i jak zawsze ściskam Cię bardzo, bardzo mocno :)))*

      Usuń