W poprzednim poście pokazałam klify Étretat (tutaj), fragment Alabastrowego
Wybrzeża (Côte d'Albâtre), po
północno-wschodniej stronie Hawru, a
dzisiaj zapraszam na drugą stronę miasta, aż za przeciwległy brzeg estuarium Sekwany, na Wybrzeże Kwiatowe (Côte Fleurie), do Trouville-sur-Mer i Deauville.
Tych dwóch miast nie da się zaprezentować oddzielnie, bowiem leżą jedno przy drugim, a ich naturalną granicą jest rzeka Touques, która u ujścia do oceanu tworzy półwysep, na którym, być może dla sprawiedliwości, po granicy, wybudowano dworzec kolejowy Gare de Trouville-Deauville, gdzie dzięki dobrym połączeniom komunikacyjnym z Paryża, można dotrzeć nad morze w ciągu raptem dwóch godzin.
Tych dwóch miast nie da się zaprezentować oddzielnie, bowiem leżą jedno przy drugim, a ich naturalną granicą jest rzeka Touques, która u ujścia do oceanu tworzy półwysep, na którym, być może dla sprawiedliwości, po granicy, wybudowano dworzec kolejowy Gare de Trouville-Deauville, gdzie dzięki dobrym połączeniom komunikacyjnym z Paryża, można dotrzeć nad morze w ciągu raptem dwóch godzin.
Początkowo rozważaliśmy wyjazd nad morze właśnie koleją, ale ostatecznie, chcąc zobaczyć więcej, wybraliśmy własny środek lokomocji. Próbowaliśmy także zarezerwować nocleg w bardzo dobrej lokalizacji, w centrum Trouville, w Hôtel de la Paix albo w La maison Normande, ale kiedy okazało się, że będzie problem z parkingiem zdecydowaliśmy się na Honfleur.
Jak bardzo popularne wśród Paryżan są te dwa kurorty, świadczy fakt, że latem i na weekendy, do Deauville zjeżdża pół stolicy i nawet najdroższe hotele takie jak Barrière le Royal czy Barrière le Normandy są wyprzedane do ostatniego miejsca. Ech, złośliwcy ochrzcili to kąpielisko mianem dwudziestej pierwszej dzielnicy Paryża (Paryż podzielony jest na dwadzieścia dzielnic).
Sztuczny port w lagunie, nad którą leży Deauville opanowały załogi eleganckich jachtów. Wielu kapitanów kotwiczy także vis-à-vis drzwi własnych apartamentów.
Pewien francuski felietonista przypomniał kiedyś nie bez racji, w Deauville jest także morze, ironia o tyle usprawiedliwiona, że dla paryskiej śmietanki towarzyskiej plaża i słońce zdają się mieć faktycznie drugorzędne znaczenie. Zwykli, a więc mniej zamożni Paryżanie, nie muszą wybierać między kasynem, przystanią, a torem wyścigowym, dla nich liczą się bardziej przyziemne rozrywki.
No cóż, plaże z drobnoziarnistym piaskiem dzielą między siebie przedstawiciele wszystkich paryskich społeczności, z tą jednak różnicą, że snoby i ci, którzy czują potrzebę zamanifestowania zamożności, rozkładają się na leżakach pod kolorowymi parasolami - charakterystyczny element krajobrazu - których wynajęcie kosztuje fortunę. Krezusom nudzącym się na plaży, Deauville oferuje takie atrakcje jak, szkółki jazdy konnej, grę w golfa, no i hazard.
Choć starówka wygląda tak jakby była tu od zawsze, prawda o Deauville jest zaskakująca. To miasteczko z próbówki. Zaplanował je i zbudował od podstaw w połowie dziewiętnastego wieku, przyrodni brat Napoleona III, Charles Auguste Louis Joseph Demorny, zwany hrabią de Morny. Ujrzawszy dziką romantyczną plażę wpadł na pomysł by stworzyć nad nią elegancki kurort dla paryskiej socjety i w zaledwie osiem lat swój plan przekuł w rzeczywistość. Tyle było trzeba, by na pustkowiu wyrosły wille, hotele, kasyno i ekskluzywny deptak handlowy.
Pierwszy jednak kurort
powstał w pobliskiej, skromnej osadzie rybackiej, Trouville, którą wśród paryskiej socjety rozsławili pisarze, Gustave Flaubert i Aleksander Duma.
W 1912 roku przy ujściu rzeki Touques pobudowano kasyno, powstały też wille i hotele. Niestety włodarze miasteczka popełnili katastrofalny błąd, odmawiając pewnemu wpływowemu żurnaliście, miejsca w radzie gminy, o co ten, jako szczery sympatyk Côte Fleurie (Kwiatowego Wybrzeża), usilnie zabiegał. Obrażony zemścił się skutecznie, obrzucając błotem w swych poczytnych felietonach niegościnną mieścinę, co spowodowało, że towarzyska elita, podatna na perswazje, przeprowadziła się do Deauville.
Mimo jednak niesłabnącej konkurencji ze strony sąsiada, Trouville zachowało swój urok, jest mniej elitarne i skromniejsze, bardziej swojskie i bezpretensjonalne. I to właśnie do Trouville pojechaliśmy najpierw, a konkretnie, na spowitą, jeszcze przed południem, delikatną mgiełką, plażę, która w czasach Drugiego Imperium przyciągała tłumy turystów i artystów na tak modne wówczas kąpiele morskie. Ciągnąca się ponad tysiąc dwieście metrów otrzymała w dziewiętnastym wieku, tytuł Reine des Plages (Królowej Plaż) i jest jedną z niewielu, gdzie w latach 1860-1880 wybudowano tyle wspaniałych willi, w różnym stylu architektonicznym, zgodnie z modą i kaprysami ich właścicieli.
Ażeby wyeliminować spacer po piasku, w roku 1867, skonstruowano drewniany deptak o długości 925 metrów, La Promenade des Planches, zwany także Promenade Savignac. Nazwa Savignac pochodzi od znanego francuskiego plakacisty reklamowego Raymonda Savignaca (urodził się w Paryżu w 1907, od 1979 mieszkał w Trouville-sur-Mer i tam w 2002 zmarł), którego afisze należą już dzisiaj do dziedzictwa kulturowego Francji. Jego prace można znaleźć w willi Montebello, obecnie muzeum Trouville, a także pod gołym niebem, wzdłuż całej promenady.
Pospacerujmy zatem, i owym drewnianym deptakiem, i po piasku, w czasie odpływu, przed południem - porą dnia oferującą zamglony krajobraz i w godzinach popołudniowych - kiedy słońce śmiało oświetla szczyty domów i ogrzewa wędrujących plażą turystów.
Popatrzmy na błękitne morze i na ciągnącą się wzdłuż wybrzeża zabudowę z małymi prześwitami - prywatnymi uliczkami, pomiędzy willami.
Popatrzmy na odległą, ale dobrze widoczną, portową zabudowę Hawru, tę wyłaniającą się z mgły i tę w popołudniowych promieniach słońca.
W 1912 roku przy ujściu rzeki Touques pobudowano kasyno, powstały też wille i hotele. Niestety włodarze miasteczka popełnili katastrofalny błąd, odmawiając pewnemu wpływowemu żurnaliście, miejsca w radzie gminy, o co ten, jako szczery sympatyk Côte Fleurie (Kwiatowego Wybrzeża), usilnie zabiegał. Obrażony zemścił się skutecznie, obrzucając błotem w swych poczytnych felietonach niegościnną mieścinę, co spowodowało, że towarzyska elita, podatna na perswazje, przeprowadziła się do Deauville.
Mimo jednak niesłabnącej konkurencji ze strony sąsiada, Trouville zachowało swój urok, jest mniej elitarne i skromniejsze, bardziej swojskie i bezpretensjonalne. I to właśnie do Trouville pojechaliśmy najpierw, a konkretnie, na spowitą, jeszcze przed południem, delikatną mgiełką, plażę, która w czasach Drugiego Imperium przyciągała tłumy turystów i artystów na tak modne wówczas kąpiele morskie. Ciągnąca się ponad tysiąc dwieście metrów otrzymała w dziewiętnastym wieku, tytuł Reine des Plages (Królowej Plaż) i jest jedną z niewielu, gdzie w latach 1860-1880 wybudowano tyle wspaniałych willi, w różnym stylu architektonicznym, zgodnie z modą i kaprysami ich właścicieli.
Ażeby wyeliminować spacer po piasku, w roku 1867, skonstruowano drewniany deptak o długości 925 metrów, La Promenade des Planches, zwany także Promenade Savignac. Nazwa Savignac pochodzi od znanego francuskiego plakacisty reklamowego Raymonda Savignaca (urodził się w Paryżu w 1907, od 1979 mieszkał w Trouville-sur-Mer i tam w 2002 zmarł), którego afisze należą już dzisiaj do dziedzictwa kulturowego Francji. Jego prace można znaleźć w willi Montebello, obecnie muzeum Trouville, a także pod gołym niebem, wzdłuż całej promenady.
Pospacerujmy zatem, i owym drewnianym deptakiem, i po piasku, w czasie odpływu, przed południem - porą dnia oferującą zamglony krajobraz i w godzinach popołudniowych - kiedy słońce śmiało oświetla szczyty domów i ogrzewa wędrujących plażą turystów.
Popatrzmy na błękitne morze i na ciągnącą się wzdłuż wybrzeża zabudowę z małymi prześwitami - prywatnymi uliczkami, pomiędzy willami.
Popatrzmy na odległą, ale dobrze widoczną, portową zabudowę Hawru, tę wyłaniającą się z mgły i tę w popołudniowych promieniach słońca.
Odejdźmy trochę dalej, w stronę cofniętego morza i stamtąd przyjrzyjmy się bajecznej zabudowie Trouville, która tarasowo, w kilku rzędach, panoszy się na wzgórzu. Zresztą pojechaliśmy na to wzgórze i z góry patrzyliśmy na morski horyzont, a wracając nie ominęliśmy słynnej kalwarii, Calvaire de la Corniche, drogi prowadzącej nad urwiskiem, o której W poszukiwaniu straconego czasu, tak pięknie pisał Marcel Proust. Zatrzymaliśmy się na balkonie widokowym i podziwialiśmy panoramę, o której Proust napisał, że nigdzie indziej tak rozległego widoku nie widział.
Tak naprawdę naszą przygodę w Trouville zaczęliśmy od wyszukania miejsca na parkingu i nie powiem znaleźliśmy je z trudem na ulicy Plażowej. Stamtąd poszliśmy na molo (jetée) imienia Jeana Claude’a Brize, a później obok kasyna przeszliśmy do miasteczka, gdzie w licznych restauracjach, serwowane są oryginalne przysmaki ze świeżych połowów, homary, krewetki, kraby kieszeńce.
A że bardzo lubimy małże, to zamówiliśmy je w ogrzewanym ogródku brasserie Les Vapeurs, znajdującej się naprzeciwko
rausza - Hôtel de Ville, tym razem były
to dwie porcje moules à la crème, porcja
frytek, chleb i masło, a także piwo jasne normandzkie Paillette i karafka wody.
Pycha!
Około godziny dwudziestej byliśmy z powrotem Paryżu i przy lampce wina, oglądając zdjęcia, wspominaliśmy dwa cudowne dni spędzone w Normandii.
Deauville i Trouville, 11 grudnia 2016
roku