Wpływ gazów
cieplarnianych na efekt cieplarniany to
niekończące się spekulacje naukowe i nienaukowe i trudno komuś takiemu jak ja zrozumieć
o co w tym zjawisku tak naprawdę chodzi. Powszechnie wiadomo, że wzrost
stężenia gazów w atmosferze wywołany działalnością człowieka może być powodem ocieplenia klimatu na
Ziemi.
- Może być czy jest? Powstaje pytanie, na które wielu z nas już sobie odpowiedziało i zajęło jakieś stanowisko. Nikt nie zaprzeczy, że kampania globalnego ocieplenia osiągnęła wielkie zwycięstwo, że zachodnie rządy przyjęły potrzebę międzynarodowego porozumienia by ograniczyć produkcję przemysłową w rozwiniętych i rozwijających się krajach, co jak widać ma katastroficzne skutki, szczególnie na terytoriach kontynentu afrykańskiego. Według Międzynarodowej Agencji Energii niespełna dwadzieścia procent ludności nie ma dostępu do energii elektrycznej, a ubóstwo energetyczne dotyka także ponoć sporą liczbę mieszkańców Unii Europejskiej.
Paryska konferencja COP21 trwająca od 30 listopada do 12 grudnia 2015 roku miała na celu uzmysłowić obserwatorom takim jak ja, że świat szykuje się do wielkiej transformacji i że polskie, inne, czyste spojrzenie na węgiel zaprezentowane przez specjalistów Wojciecha Nowaka i Aleksandra Sobolewskiego nie mają przyszłości.
Przyszłości należy upatrywać w czystych odnawialnych źródłach energii, takich jak wiatr, promieniowanie słoneczne, opady, pływy morskie, fale morskie i geotermia, a nie w paliwach kopalnych, brudnym węglu czy piaskach roponośnych. A zatem na nic się zdała prezentacja Polaków dotycząca czystych technologii węglowych, polegająca głównie na usuwaniu CO2 ze spalin w procesie przemiany węgla w paliwo gazowe.
Spora grupa naukowców kwestionuje hipotezy i sugestie ekologów, że to człowiek jest głównym sprawcą gwałtownego ocieplania klimatu.
Do jednej z ciekawszych wypowiedzi należy wypowiedź profesora Philipa Stotta, biogeografa z University of London, który wyjaśnia, że dwutlenek węgla nie jest głównym motorem zmian klimatycznych, że zmiany klimatyczne są regulowane przez setki czynników i zmiennych, a sama idea, że może uda nam się wytłumaczyć zmiany klimatu w oparciu o jeden politycznie wybrany czynnik (dwutlenek węgla) jest najgorszą z możliwych.
Klimat w długiej historii naszej planety zmieniał się zawsze, na Ziemi występowały okresy ze znacznie mniejszymi temperaturami i znacznie wyższymi niż teraz.
W czternastym wieku Europa wpadła w tak zwaną małą epokę lodowcową i kiedy poszukamy dowodów to znajdziemy obrazy, ilustracje i druki starej Tamizy, która podczas najbardziej srogich zim w małej epoce lodowcowej zamarzała w całości. Odbywały się na niej wówczas wspaniałe jarmarki, jazda na łyżwach i handel na lodzie.
Jeśli zajrzymy dalej w czasie, przed małą epokę lodowcową, to znajdziemy złotą erę, w której temperatury były wyższe niż dzisiejsze. Okres ten znany klimatologom jako średniowieczne ocieplenie umożliwiał ludziom całkiem inny styl życia. Dziś panuje przekonanie, że ocieplenie przyniesie apokaliptyczne skutki. W rzeczywistości gdziekolwiek opisze sie ten okres okazuje się być on związany z bogactwem. W Europie był to okres wspaniałych budowniczych katedr, okres kiedy winnice rozkwitały nawet w północnej Anglii. Wokół centrum Londynu znajdują się pamiątki po winnicach, które rosły w czasie średniowiecznego ocieplenia.
Cofając się jeszcze dalej w czasie, przed średniowieczne ocieplenie, znajdziemy więcej ciepłych okresów wliczając w to długi okres epoki brązu znany geologom jako maksimum holoceńskie, gdzie temperatury były wyższe niż teraz przez ponad trzy tysiące lat. A zatem czy nie nasuwa się wniosek, że zmiany klimatyczne w przyszłości są całkiem naturalne?
Postęp przemysłowy zmienił nasze życie, ale czy zmienił także klimat? Dociekliwi obserwatorzy sięgną po liczby i sami ustosunkują się do tego jak ma się przemysł do zapisów temperatury.
A klimatolodzy? Wielu z nich ma w tym interes osobisty bowiem pieniądze dla klimatologii popłyną wówczas kiedy utrzymają problem siejąc wokół niego panikę. Dzisiaj dziesiątki tysięcy posad zależnych jest od globalnego ocieplenia. Wielki biznes stał się wielkim przemysłem samym w sobie i gdyby tak hipoteza ekologów o globalnym ociepleniu upadła to ogromne rzesze ludzi pozostałoby bez pracy.
A że jest to wielka sprawa przekonałam się na własne oczy przebywając w Paryżu podczas trwania COP21, konferencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu, Paryż 2015, która w podparyskiej miejscowości Le Bourget, w dniach od 30 listopada do 12 grudnia zgromadziła przedstawicieli wszystkich państw i której celem było zawarcie porozumienia w sprawie zmniejszenia ocieplenia nawet o 2°C.
I jak już pisałam w poprzednim poście konferencji tej towarzyszyło wiele innych wydarzeń widocznych w stolicy Francji niemalże na każdym kroku.
Jak pamiętamy nieco wcześniej, 13 listopada, w Paryżu, doszło do serii ataków terrorystycznych podczas których setki osób straciło życie albo zostało rannych. W obliczu tragedii Francja podjęła nadzwyczajne środki ostrożności. Nad bezpieczeństwem delegatów uczestniczących w COP21, od początku do zakończenia konferencji, miało czuwać 30 000 policjantów oraz 285 punktów kontroli na terenie całego kraju.
Zapuszczając się w owym czasie w paryskie dzielnice odnosiłam wrażenie, że bezpieczeństwem zwykłego mieszkańca czy turysty nie przejmowano się zbytnio. W mieście pozostawały nieliczne patrole, nieco znudzone szlifowaniem chodników w najbardziej uczęszczanych miejscach. Czasami przed siedzibami policji widziałam sznury pojazdów, które po odprawach wypełniały się funkcjonariuszami i wyruszały w kierunku Le Bourget.
Przed rozpoczęciem konferencji, w czasie jej trwania i jakiś czas po jej zakończeniu, Paryż, zarówno ten pod powierzchnią ziemi jak i ten na górze, wręcz "oddychał dwutlenkiem węgla". Ten listopadowo-grudniowy bohater, do tej pory niewidoczny, bezbarwny, bezwonny, niepalny, nieorganiczny związek chemiczny, dla którego do stolicy Francji zjechali się decydenci z całego świata stał się raptem widoczny i zauważalny wszędzie.
Na plakatach, transparentach i innych nośnikach informacji widać było skutki jego rzekomo nadmiernej emisji do atmosfery i porady jak zaradzić katastrofie i pozbyć się owego niewygodnego bohatera.
- Może być czy jest? Powstaje pytanie, na które wielu z nas już sobie odpowiedziało i zajęło jakieś stanowisko. Nikt nie zaprzeczy, że kampania globalnego ocieplenia osiągnęła wielkie zwycięstwo, że zachodnie rządy przyjęły potrzebę międzynarodowego porozumienia by ograniczyć produkcję przemysłową w rozwiniętych i rozwijających się krajach, co jak widać ma katastroficzne skutki, szczególnie na terytoriach kontynentu afrykańskiego. Według Międzynarodowej Agencji Energii niespełna dwadzieścia procent ludności nie ma dostępu do energii elektrycznej, a ubóstwo energetyczne dotyka także ponoć sporą liczbę mieszkańców Unii Europejskiej.
Paryska konferencja COP21 trwająca od 30 listopada do 12 grudnia 2015 roku miała na celu uzmysłowić obserwatorom takim jak ja, że świat szykuje się do wielkiej transformacji i że polskie, inne, czyste spojrzenie na węgiel zaprezentowane przez specjalistów Wojciecha Nowaka i Aleksandra Sobolewskiego nie mają przyszłości.
Przyszłości należy upatrywać w czystych odnawialnych źródłach energii, takich jak wiatr, promieniowanie słoneczne, opady, pływy morskie, fale morskie i geotermia, a nie w paliwach kopalnych, brudnym węglu czy piaskach roponośnych. A zatem na nic się zdała prezentacja Polaków dotycząca czystych technologii węglowych, polegająca głównie na usuwaniu CO2 ze spalin w procesie przemiany węgla w paliwo gazowe.
Spora grupa naukowców kwestionuje hipotezy i sugestie ekologów, że to człowiek jest głównym sprawcą gwałtownego ocieplania klimatu.
Do jednej z ciekawszych wypowiedzi należy wypowiedź profesora Philipa Stotta, biogeografa z University of London, który wyjaśnia, że dwutlenek węgla nie jest głównym motorem zmian klimatycznych, że zmiany klimatyczne są regulowane przez setki czynników i zmiennych, a sama idea, że może uda nam się wytłumaczyć zmiany klimatu w oparciu o jeden politycznie wybrany czynnik (dwutlenek węgla) jest najgorszą z możliwych.
Klimat w długiej historii naszej planety zmieniał się zawsze, na Ziemi występowały okresy ze znacznie mniejszymi temperaturami i znacznie wyższymi niż teraz.
W czternastym wieku Europa wpadła w tak zwaną małą epokę lodowcową i kiedy poszukamy dowodów to znajdziemy obrazy, ilustracje i druki starej Tamizy, która podczas najbardziej srogich zim w małej epoce lodowcowej zamarzała w całości. Odbywały się na niej wówczas wspaniałe jarmarki, jazda na łyżwach i handel na lodzie.
Jeśli zajrzymy dalej w czasie, przed małą epokę lodowcową, to znajdziemy złotą erę, w której temperatury były wyższe niż dzisiejsze. Okres ten znany klimatologom jako średniowieczne ocieplenie umożliwiał ludziom całkiem inny styl życia. Dziś panuje przekonanie, że ocieplenie przyniesie apokaliptyczne skutki. W rzeczywistości gdziekolwiek opisze sie ten okres okazuje się być on związany z bogactwem. W Europie był to okres wspaniałych budowniczych katedr, okres kiedy winnice rozkwitały nawet w północnej Anglii. Wokół centrum Londynu znajdują się pamiątki po winnicach, które rosły w czasie średniowiecznego ocieplenia.
Cofając się jeszcze dalej w czasie, przed średniowieczne ocieplenie, znajdziemy więcej ciepłych okresów wliczając w to długi okres epoki brązu znany geologom jako maksimum holoceńskie, gdzie temperatury były wyższe niż teraz przez ponad trzy tysiące lat. A zatem czy nie nasuwa się wniosek, że zmiany klimatyczne w przyszłości są całkiem naturalne?
Postęp przemysłowy zmienił nasze życie, ale czy zmienił także klimat? Dociekliwi obserwatorzy sięgną po liczby i sami ustosunkują się do tego jak ma się przemysł do zapisów temperatury.
A klimatolodzy? Wielu z nich ma w tym interes osobisty bowiem pieniądze dla klimatologii popłyną wówczas kiedy utrzymają problem siejąc wokół niego panikę. Dzisiaj dziesiątki tysięcy posad zależnych jest od globalnego ocieplenia. Wielki biznes stał się wielkim przemysłem samym w sobie i gdyby tak hipoteza ekologów o globalnym ociepleniu upadła to ogromne rzesze ludzi pozostałoby bez pracy.
A że jest to wielka sprawa przekonałam się na własne oczy przebywając w Paryżu podczas trwania COP21, konferencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu, Paryż 2015, która w podparyskiej miejscowości Le Bourget, w dniach od 30 listopada do 12 grudnia zgromadziła przedstawicieli wszystkich państw i której celem było zawarcie porozumienia w sprawie zmniejszenia ocieplenia nawet o 2°C.
I jak już pisałam w poprzednim poście konferencji tej towarzyszyło wiele innych wydarzeń widocznych w stolicy Francji niemalże na każdym kroku.
Jak pamiętamy nieco wcześniej, 13 listopada, w Paryżu, doszło do serii ataków terrorystycznych podczas których setki osób straciło życie albo zostało rannych. W obliczu tragedii Francja podjęła nadzwyczajne środki ostrożności. Nad bezpieczeństwem delegatów uczestniczących w COP21, od początku do zakończenia konferencji, miało czuwać 30 000 policjantów oraz 285 punktów kontroli na terenie całego kraju.
Zapuszczając się w owym czasie w paryskie dzielnice odnosiłam wrażenie, że bezpieczeństwem zwykłego mieszkańca czy turysty nie przejmowano się zbytnio. W mieście pozostawały nieliczne patrole, nieco znudzone szlifowaniem chodników w najbardziej uczęszczanych miejscach. Czasami przed siedzibami policji widziałam sznury pojazdów, które po odprawach wypełniały się funkcjonariuszami i wyruszały w kierunku Le Bourget.
Przed rozpoczęciem konferencji, w czasie jej trwania i jakiś czas po jej zakończeniu, Paryż, zarówno ten pod powierzchnią ziemi jak i ten na górze, wręcz "oddychał dwutlenkiem węgla". Ten listopadowo-grudniowy bohater, do tej pory niewidoczny, bezbarwny, bezwonny, niepalny, nieorganiczny związek chemiczny, dla którego do stolicy Francji zjechali się decydenci z całego świata stał się raptem widoczny i zauważalny wszędzie.
Na plakatach, transparentach i innych nośnikach informacji widać było skutki jego rzekomo nadmiernej emisji do atmosfery i porady jak zaradzić katastrofie i pozbyć się owego niewygodnego bohatera.
Przyglądałam się miastu i robiłam
zdjęcia. Zajrzałam do jednej z najciekawszych historycznie dzielnic Paryża, Le Marais, która znajduje się pomiędzy
Centrum Pompidou, Placem Bastylii i Placem Republiki.
Jakiś czas temu znalazłam w internecie listę szesnastu zabytkowych kościołów przeznaczonych do rozbiórki.
Na pierwszym miejscu znajdował się klasycystyczny kościół Notre-Dame-de-l’Assomption (Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej) administrowany przez polską wspólnotę. Nie mogłam w to uwierzyć bo właśnie został odnowiony, o czym napiszę w oddzielnym poście.
Jakiś czas temu znalazłam w internecie listę szesnastu zabytkowych kościołów przeznaczonych do rozbiórki.
Na pierwszym miejscu znajdował się klasycystyczny kościół Notre-Dame-de-l’Assomption (Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej) administrowany przez polską wspólnotę. Nie mogłam w to uwierzyć bo właśnie został odnowiony, o czym napiszę w oddzielnym poście.
Kolejnym kościołem przeznaczonym do wyburzenia była szesnastowieczna, późnogotycka świątynia Saint-Merry (świętego Mederyka). Wydało mi się to całkiem niedorzeczne, a ponieważ byłam blisko tej niezwykle ciekawej budowli znajdującej się tuż przy Centrum Georgesa Pompidou postanowiłam zasięgnąć języka i zdobyć nieco informacji na ten temat.
Szłam ulicą klasztorną rue du Cloître Saint-Merry mijając po prawej plac ze słynną fontanną Strawińskiego, na którym grupa chłopców kopała piłkę. Pomyślałam wtedy, przecież to prawie połowa grudnia, a oni w szortach i koszulkach z krótkim rękawem. Ech, ten CO2, mnie zupełnie w niczym nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, czuję się komfortowo jak na tę porę roku, jest przyjemnie ciepło, nie marznę, nie jestem skrępowana warstwami ubrań...
Przyglądając się mocno zanieczyszczonej
ścianie świątyni doszłam do ulicy świętego Marcina (rue Saint-Martin), przy
której znajdowało się wejście główne.
I tu przyjemna niespodzianka, fasada kościoła wspaniale odnowiona, a ogromne dwuskrzydłowe drzwi otwarte na oścież. Pamiętając o liście kościołów przeznaczonych do rozbiórki weszłam do środka z pewną obawą i ta obawa w pierwszym widzie spowodowała, że znieruchomiałam z wrażenia. Nie mam pojęcia jak to się stało, że dopiero chwilę później zorientowałam się, że jestem obserwatorem ekspozycji a nie dewastacji kościoła, ekspozycji w tytule której znajdował COP21, czyli jednej z wielu organizowanych podczas konferencji debatującej o zmianach klimatycznych.
I tu przyjemna niespodzianka, fasada kościoła wspaniale odnowiona, a ogromne dwuskrzydłowe drzwi otwarte na oścież. Pamiętając o liście kościołów przeznaczonych do rozbiórki weszłam do środka z pewną obawą i ta obawa w pierwszym widzie spowodowała, że znieruchomiałam z wrażenia. Nie mam pojęcia jak to się stało, że dopiero chwilę później zorientowałam się, że jestem obserwatorem ekspozycji a nie dewastacji kościoła, ekspozycji w tytule której znajdował COP21, czyli jednej z wielu organizowanych podczas konferencji debatującej o zmianach klimatycznych.
Wystawa Notre
terre… Art/COP 21 à Saint-Merry
trwała od 20 listopada do 20 grudnia i prezentowała prace sześciu artystów
sztuk plastycznych.
Pierwsza, zatytułowana Ouppsss !! autorstwa Pedro Marzoratiego, którą spostrzegłam natychmiast po wejściu do kościoła, wylewała się niejako z jednej z kaplic znajdujących się w lewej nawie. Artysta spiętrzył połamane deski w bezładnym stosie, z którego wyłaniała się niebieska ręka trzymająca albo podpierająca łuk zmontowany z drewnianych krzeseł... No właśnie gdyby nie ten niebieski element dzieła, to z pewnością przeświadczona byłabym o początku dewastacji czy też rozbiórki wnętrza.
Pierwsza, zatytułowana Ouppsss !! autorstwa Pedro Marzoratiego, którą spostrzegłam natychmiast po wejściu do kościoła, wylewała się niejako z jednej z kaplic znajdujących się w lewej nawie. Artysta spiętrzył połamane deski w bezładnym stosie, z którego wyłaniała się niebieska ręka trzymająca albo podpierająca łuk zmontowany z drewnianych krzeseł... No właśnie gdyby nie ten niebieski element dzieła, to z pewnością przeświadczona byłabym o początku dewastacji czy też rozbiórki wnętrza.
- Czy może potrzebuje pani jakiś
informacji? Usłyszałam miły miękki głos za plecami. Odwróciłam głowę. Za mną stała
kobieta mniej więcej w tym samym wieku i z uśmiechem na ustach czekała na odpowiedź.
Okazało się, że w czasie trwania wystawy służy pomocą zagubionemu być może w tym chaosie sztuki odbiorcy. Zapytałam, czy prawdą jest, że świątynia zostanie rozebrana.
- Ależ, w żadnym wypadku, skąd pani ma takie informacje? - odparła zdumiona.
- Proszę spojrzeć na odnowioną fasadę tej zabytkowej budowli. - Ze spokojem ciągnęła dalej podczas gdy w mojej głowie kłębiły się myśli związane z internetowymi nieprawdziwymi źródłami informacjami.
Obie, nieco dłużej zatrzymałyśmy się przy kolejnej instalacji zatytułowanej Le film noir de Lampedusa (Czarny film z Lampedusy) Clay'a Apenouvona. Na tej śródziemnomorskiej wyspie, leżącej pomiędzy Maltą a Tunezją pewien człowiek zwany Giacomo Sferlazzo i jego przyjaciel Askavusa, każdego dnia zbierają przedmioty wyrzucone przez morze, należące do nielegalnych imigrantów, którzy w poszukiwaniu lepszej przyszłości postanowili opuścić Afrykę i łodzią dotrzeć do Europy. Niestety wielu z nich utonęło. Zbieracze owych przedmiotów traktowanych jako swego rodzaju relikwie chcą utworzyć muzeum ciszy (musée du silence) na Lampedusie.
Clay Apenouvon czyni wyłowione rzeczy czarnymi pokrywając je czarnym plastikiem. Te same fale, które wyrzuciły ciała nieszczęśników na brzeg wyrzucają także wszelkiego rodzaju śmieci, odpady morskie i olejowe. Artysta próbuje uzmysłowić światu, że w tej czarnej otchłani, pułapce z mazutu mogą utknąć kobiety i dzieci, a wówczas w całej tej czarnej gęstej mieszaninie nie sposób będzie odróżnić istoty ludzkiej od odpadu.
Instalacja została umieszczona w barokowej osiemnastowiecznej Kaplicy Najświętszego Sakramentu z obrazem Antoine'a Coypela (1749) przedstawiającym Jezusa Chrystusa, którego wzrok skierowany jest nie na współtowarzyszy lecz na kapłanów sprawujących eucharystię przy ołtarzu.
W 2015 roku Jezus Chrystus przygląda się czarnej masie odpadów spływających z ołtarza.
- Czyżby wizualna analogia do Laudato si ? (Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę naszą, matkę ziemię, która nas żywi i chowa, wydaje różne owoce z barwnymi kwiatami i trawami)
Okazało się, że w czasie trwania wystawy służy pomocą zagubionemu być może w tym chaosie sztuki odbiorcy. Zapytałam, czy prawdą jest, że świątynia zostanie rozebrana.
- Ależ, w żadnym wypadku, skąd pani ma takie informacje? - odparła zdumiona.
- Proszę spojrzeć na odnowioną fasadę tej zabytkowej budowli. - Ze spokojem ciągnęła dalej podczas gdy w mojej głowie kłębiły się myśli związane z internetowymi nieprawdziwymi źródłami informacjami.
Obie, nieco dłużej zatrzymałyśmy się przy kolejnej instalacji zatytułowanej Le film noir de Lampedusa (Czarny film z Lampedusy) Clay'a Apenouvona. Na tej śródziemnomorskiej wyspie, leżącej pomiędzy Maltą a Tunezją pewien człowiek zwany Giacomo Sferlazzo i jego przyjaciel Askavusa, każdego dnia zbierają przedmioty wyrzucone przez morze, należące do nielegalnych imigrantów, którzy w poszukiwaniu lepszej przyszłości postanowili opuścić Afrykę i łodzią dotrzeć do Europy. Niestety wielu z nich utonęło. Zbieracze owych przedmiotów traktowanych jako swego rodzaju relikwie chcą utworzyć muzeum ciszy (musée du silence) na Lampedusie.
Clay Apenouvon czyni wyłowione rzeczy czarnymi pokrywając je czarnym plastikiem. Te same fale, które wyrzuciły ciała nieszczęśników na brzeg wyrzucają także wszelkiego rodzaju śmieci, odpady morskie i olejowe. Artysta próbuje uzmysłowić światu, że w tej czarnej otchłani, pułapce z mazutu mogą utknąć kobiety i dzieci, a wówczas w całej tej czarnej gęstej mieszaninie nie sposób będzie odróżnić istoty ludzkiej od odpadu.
Instalacja została umieszczona w barokowej osiemnastowiecznej Kaplicy Najświętszego Sakramentu z obrazem Antoine'a Coypela (1749) przedstawiającym Jezusa Chrystusa, którego wzrok skierowany jest nie na współtowarzyszy lecz na kapłanów sprawujących eucharystię przy ołtarzu.
W 2015 roku Jezus Chrystus przygląda się czarnej masie odpadów spływających z ołtarza.
- Czyżby wizualna analogia do Laudato si ? (Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę naszą, matkę ziemię, która nas żywi i chowa, wydaje różne owoce z barwnymi kwiatami i trawami)
Zajrzyjcie przy okazji do encykliki papieża Franciszka poświęconej trosce o wspólny dom. Ja już ustosunkowałam się do jej treści, ale swojego zdania tutaj nie wypowiem. Zacytuję jedynie krótki fragment, który według mnie najlepiej pasuje do tej części:
Zmiany klimatyczne są problemem globalnym, z poważnymi następstwami ekologicznymi, społecznymi, ekonomicznymi, politycznymi oraz dotyczącymi podziału dochodów, i stanowią jedno z największych wyzwań dla ludzkości.
Najprawdopodobniej najpoważniejsze konsekwencje spadną w najbliższych dziesięcioleciach na kraje rozwijające się. Wielu ubogich mieszka na obszarach szczególnie dotkniętych zjawiskami związanymi z ociepleniem, a ich środki utrzymania zależą w dużym stopniu od zasobów naturalnych oraz tak zwanych usług ekosystemowych, takich jak rolnictwo, rybołówstwo i zasoby leśne. Nie dysponują innymi możliwościami utrzymania się ani innymi zasobami, pozwalającymi im na dostosowanie się do skutków zmian klimatu czy stawienie czoła sytuacjom katastrofalnym. Mają też niewielki dostęp do opieki socjalnej.
Na przykład zmiany klimatyczne powodują migracje zwierząt i roślin, które nie zawsze mogą się zaadaptować, a to z kolei wpływa na zasoby osób najbiedniejszych, które są również zmuszone do migracji z wielką niepewnością co do przyszłości swego życia i życia ich dzieci.
Tragiczne jest zwiększenie liczby migrantów uciekających od biedy spowodowanej degradacją środowiska, którzy w konwencjach międzynarodowych nie są uznawani za uchodźców. Noszą oni ciężar swego życia, pozostawieni samym sobie, bez jakichkolwiek norm dotyczących ochrony. Niestety istnieje powszechna obojętność wobec tych tragedii, jakie dzieją się w różnych częściach świata.
Brak reakcji wobec tych dramatów naszych braci i sióstr jest oznaką utraty owego poczucia odpowiedzialności za naszych bliźnich, na której opiera się każde społeczeństwo obywatelskie.
Kolejna instalacja to Red Vision, składająca się z fotografii
prezentujących czerwono-pomarańczowy fikcyjny świat, który poprzez działalność
człowieka może się urzeczywistnić.
Inna z kolei ekspozycja to sześć ponurych obrazów prezentujących skutki huraganu Katrina autorstwa France-Noëlle Pellecer, który odbił się echem na naszej wrażliwości i na naszej odpowiedzialności za przyszłe pokolenia.
Synapses - Kler Schnéberger i Alexandre Bouton - dwa, około pieciometrowej wysokości drzewa, hybrydy, połączenie wierzby z leszczyną, posadzone w betonowych kręgach, kontrast między naturą, sklepieniem i urbanizacją.
Zwiedzający wystawę może usiąść na specjalnie zmontowanych ławkach, pod koronami drzew, których gałęzie tworzą siatkę tak jak synapsy ludzkie i poprzez nie z innej perspektywy oglądać kościół, medytować i dyskutować na temat wspólnej działalności na rzecz ochrony środowiska...
Inna z kolei ekspozycja to sześć ponurych obrazów prezentujących skutki huraganu Katrina autorstwa France-Noëlle Pellecer, który odbił się echem na naszej wrażliwości i na naszej odpowiedzialności za przyszłe pokolenia.
Synapses - Kler Schnéberger i Alexandre Bouton - dwa, około pieciometrowej wysokości drzewa, hybrydy, połączenie wierzby z leszczyną, posadzone w betonowych kręgach, kontrast między naturą, sklepieniem i urbanizacją.
Zwiedzający wystawę może usiąść na specjalnie zmontowanych ławkach, pod koronami drzew, których gałęzie tworzą siatkę tak jak synapsy ludzkie i poprzez nie z innej perspektywy oglądać kościół, medytować i dyskutować na temat wspólnej działalności na rzecz ochrony środowiska...
Ostatnia instalacja to ≡
équivalent (ekwiwalent, odpowiednik, równoważnik) François Kenesi.
Mogłam osobiście porozmawiać z jej autorem, który postawił sobie za cel uwrażliwienie zwiedzających na to ile dwutlenku węgla emitujemy do atmosfery i jakie tego konsekwencje ponosimy i ponieść możemy.
Kenesi swoją pracę zaprezentował na kilkunastu arkuszach rysując na nich czarnym ołówkiem trzy tysiące sztabek, z których jedna to jeden kilogram węgla, odpowiednik masy węglowej emitowanej średnio każdego roku przez jednego Francuza - bilans roczny 12 ton CO2. Tych dwanaście ton zawartych jest w wewnętrznej przestrzeni kościoła Saint-Merry i to właśnie taką objętością każdy zanieczyszcza atmosferę.
Przed artystą na brydżowym stoliku stała drewniana, perfekcyjnie wykonana forma, model do jego tysięcy małych rysunków.
≡ to międzynarodowy symbol matematyczny ekwiwalentu, o czym przyznam nie wiedziałam.
Nie wnikam w obliczenia François Kenesi i w to ile czasu zajęło mu stworzenie tej pracy, kwestia klimatu ma także wymiar czasowy, mówił autor, podpisując mi jedną sztabkę węgla narysowaną i podarowaną mi chi, chi, chi w nagrodę za moją cierpliwą uwagę...
Mogłam osobiście porozmawiać z jej autorem, który postawił sobie za cel uwrażliwienie zwiedzających na to ile dwutlenku węgla emitujemy do atmosfery i jakie tego konsekwencje ponosimy i ponieść możemy.
Kenesi swoją pracę zaprezentował na kilkunastu arkuszach rysując na nich czarnym ołówkiem trzy tysiące sztabek, z których jedna to jeden kilogram węgla, odpowiednik masy węglowej emitowanej średnio każdego roku przez jednego Francuza - bilans roczny 12 ton CO2. Tych dwanaście ton zawartych jest w wewnętrznej przestrzeni kościoła Saint-Merry i to właśnie taką objętością każdy zanieczyszcza atmosferę.
Przed artystą na brydżowym stoliku stała drewniana, perfekcyjnie wykonana forma, model do jego tysięcy małych rysunków.
≡ to międzynarodowy symbol matematyczny ekwiwalentu, o czym przyznam nie wiedziałam.
Nie wnikam w obliczenia François Kenesi i w to ile czasu zajęło mu stworzenie tej pracy, kwestia klimatu ma także wymiar czasowy, mówił autor, podpisując mi jedną sztabkę węgla narysowaną i podarowaną mi chi, chi, chi w nagrodę za moją cierpliwą uwagę...
I jeszcze trochę zdjęć z wnętrza świątyni, udostępnionej czasowo sztukom plastycznym...
Paryż, 12 grudnia 2015 roku