Lipiec słoneczną pogodą nas nie rozpieszcza. Deszcz pada niemalże każdego dnia, czasami ciurkiem przez kilka godzin i na nic się zdaje wypatrywanie poprawy pogody. Ci, co nie lubią wody z nieba, wakacyjny czas spędzają pod dachem. Są i tacy, którym deszcz w organizowaniu wycieczek nie przeszkadza.
W niedzielne przedpołudnie nie padało, pomyślałam, że przynajmniej do zmierzchu będzie sucho i warto ruszyć się z domu. Chęć na przejażdżkę po okolicy wraziła Bogusia. Obrałyśmy kierunek na Sokółkę i później dalej na północ. Minęłyśmy Kopną Górę, Międzyrzecze, Łaźnisko, Wierzchlesie, Starą Kamionkę, Nową Kamionkę, rozejrzałyśmy się po Sokółce, w której byłam nie tak dawno, bo w maju i ruszyłyśmy dalej drogą wiodącą do Dąbrowy Białostockiej. Wielkim zaskoczeniem była świeżutka asfaltówka na odcinku Kopna Góra - Wierzchlesie – Stara Kamionka.
Za Sokółką zaczęło siąpić. Mijałyśmy kolejne wsie przyglądając się zabudowaniom i kolorowym przydomowym ogródkom, dojrzewającym łanom zbóż, polom gryki, polnym drogom i ścieżkom wiodącym w niewielkie enklawy leśne. Wciąż miałyśmy nadzieję na przejaśnienia i piknik na łonie natury, ale niebo nie było dla nas łaskawe i rozpadało się na dobre. Postanowiłyśmy wracać i zatrzymać się na obiad w Zajeździe Sokołda.
Jednak bez materiału zdjęciowego ni jak nam było wracać do domu. Zatrzymałyśmy się na moment w Majewie Kościelnym. Mokro i pusto. Zamknięty był kamienny kościół usytuowany na wzgórzu w brzozowym zagajniku.
Niegdyś, jak stoi napisane na tablicy informacyjnej, teren obecnej parafii Majewo, do szesnastego wieku porastała puszcza zwana Grodzieńską...
Pomysłodawcą budowy nowego kościoła i erygowania nowej parafii był ksiądz Tadeusz Makarewicz. Ludowa opowieść głosi, że miał on widzenie Matki Bożej, która poprosiła o wybudowanie świątyni ku Jej czci na górze Kramieniec.
Wybudowanie kościoła na terenie Polski wschodniej, należącej wówczas do zaboru rosyjskiego, nie było łatwe, wymagało wielu pozwoleń zarówno władz świeckich jak i kościelnych. W daleką podróż do Moskwy, do cara Mikołaja II, wybrali się Franciszek Kochanowski, jego syn Wiktor, Bolesław Stupakowski, Wiktor Deputat i Konstanty Raczkowski. Car przychylił się do prośby i wydał zgodę na budowę świątyni.
Delegacja udała się także do Wilna do biskupa Edwarda Roppy z prośbą o akceptację projektu wykonanego przez szlachcica, inżyniera Mariana Behra pochodzącego z Inflant, a mieszkającego we wsi Polne Nory, obecnie Jałówka.
W tysiąc dziewięćset siódmym roku położono kamień węgielny pod budowę nowej świątyni w Majewie, a dwanaście lat później powołano nową parafię i kościołowi nadano wezwanie Opieki Matki Boskiej i świętego Kazimierza. Kościół oddano do użytku dopiero w tysiąc dziewięćset dwudziestym siódmym roku. Długość kościoła wraz z wieżą i prezbiterium wynosi trzydzieści dwa metry, szerokość zaś dwadzieścia cztery, wieża osiąga wysokość trzydziestu sześciu metrów.
W tysiąc dziewięćset trzydziestym roku proboszczem parafii został ksiądz Antoni Czechowicz, któremu marzyła się w Majewie mała Częstochowa. We wrześniu wraz z delegacją ruszył do Częstochowy po zakup kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Ofiarę na ten cel złożyli Petronela i Wiktor Deputatowie z Kładziewa. Obraz zawisł z głównym ołtarzu. Zakupiono także trzy żyrandole z brązu każdy po trzydzieści dwie świece. Fundatorem żyrandoli był pan Kaszuba ze wsi Jałówka.
Rok później pod obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej postawiono tabernakulum z brązu, a na nim wykonany również z brązu krzyż oraz dwadzieścia osiem lichtarzy w stylu gotyckim. Te precjoza ufundowała również rodzina Deputatów. Nieznany rzeźbiarz krakowski wykonał naturalnej wielkości figurę Zbawiciela Ukrzyżowanego.
W tysiąc dziewięćset trzydziestym szóstym roku na wieży kościelnej zamocowano dzwon Ignacy, nazwany tak na cześć jego ofiarodawcy Ignacego Prororczyka, pochodzącego ze wsi Jałówka, z napisem Niech głos mój przenika do serca grzesznika.
Mur kamienny rozpoczął budować ksiądz Jan Malinowski (1938), a dokończył ksiądz kanonik Mieczysław Skrobot (1970). Fundatorami muru i kaplic Drogi Krzyżowej byli Waleria Kochanowska i Aleksander Samojłowicz.
Kiedy wysiadałyśmy z samochodu, a jakże, padał deszcz. Zdjęcia robiłam więc w deszczu, czasem stojąc pod drzewem. Ażeby uniknąć kropel wody na obiektywie kierowałam go raczej w dół niźli w górę, no i po tej sesji wyglądałam jak przysłowiowa zmokła kura, ale chyba się opłaciło. Nie mogłam sfotografować pary pawi, która skryła się w swoim domku za metalową siatką woliery. A ponieważ na jednym ze zdjęć widać niewyraźnie, tylko okazały, bajecznie kolorowy ogon samca, więc go nie publikuję.
W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym szóstym roku, w miejscu świątyni zniszczonej podczas drugiej wojny światowej, za przyczyną księdza proboszcza Władysława Kulikowskiego, podjęto inicjatywę budowy nowego murowanego kościoła pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego.
A oto ogród księdza Wojciecha Tekielaka, w którym znajduje się wiele gatunków kwiatów, krzewów i drzew.
No i nie udało mi się sfotografować w pełnym słońcu białych pól gryki. Deszcz padał już nieustanie.
Zajazd Sokołda wypełniony był po brzegi, i na zewnątrz pod zadaszeniami, i wewnątrz. Musiałyśmy chwilę zaczekać aż zwolnią się miejsca. Zamówiłyśmy pyszną soliankę i pierogi z jagodami i malinami. Ze względu na ogromną ilość gości czekałyśmy dość długo na realizację zamówienia.
Resztę deszczowego popołudnia i wieczór spędziłam u Bogusi przy kawie i przyjemnych pogaduszkach.
Niedziela, 17 lipca 2016 roku