cd Czytając lub słysząc opis jakiegoś miejsca uruchamiam
natychmiast moją wyobraźnię i tworzę własny obraz. Przychodzi mi to tym łatwiej
im więcej podróżuję i lepiej poznaję świat. Zdarza się, że wyobrażane przeze
mnie obrazy różnią się od tych rzeczywistych. Opisy literackie są bardziej
tajemnicze i nie ograniczają kreatywności czytającego, można w nie wpisać
dowolne elementy, albo je poprzestawiać, rozjaśnić, przyciemnić… w zależności
od nastroju.
Moje kreowanie obrazów na podstawie opisów biblijnych było wielkie, ale w zderzeniu z rzeczywistością uległo pewnym modyfikacjom.
Na Świętej Ziemi spodziewałam się znaleźć więcej dowodów minionych wieków, a w szczególności tych pochodzących z czasów Jezusa, tymczasem znalazłam ruiny, na których wzniesiono nowe obiekty nie pasujące do tych opisywanych na kartach biblii i tych tworzonych w mojej wyobraźni.
Moje kreowanie obrazów na podstawie opisów biblijnych było wielkie, ale w zderzeniu z rzeczywistością uległo pewnym modyfikacjom.
Na Świętej Ziemi spodziewałam się znaleźć więcej dowodów minionych wieków, a w szczególności tych pochodzących z czasów Jezusa, tymczasem znalazłam ruiny, na których wzniesiono nowe obiekty nie pasujące do tych opisywanych na kartach biblii i tych tworzonych w mojej wyobraźni.
Nie rozczarował mnie natomiast krajobraz, pustynie, rzeki, jeziora,
morza, góry, doliny, egzotyczna roślinność, zwierzęta…
Człowiek ujarzmił przyrodę, dokonał wielu zmian w krajobrazie, czyniąc ziemię żyzną i kwitnącą.
- Jak to zrobił?
- Przede wszystkim doprowadził wodę wszędzie tam gdzie siał ziarno, sadził nowe sadzonki, zakładał uprawy, skwery, zieleńce, parki…
Gaje oliwne, gaje daktylowe, gaje cytrusowe…, prawie całą ziemię spowiła gęsta plątanina gumowych węży. Węże wiły się także skrajem dróg. Miałam wrażenie, że cały Izrael pokrywa pajęcza sieć, z której kapią nieustannie życiodajne kropelki wody…
Jadąc z Hajfy do Nazaretu zatrzymałam się na lunch w jednym z ponad dwustu siedemdziesięciu kibuców.
O tym jak funkcjonuje kibuc, jak wyglądało niegdyś i jak wygląda obecnie życie kibucników opowiada Amos Oz, izraelski pisarz, eseista i publicysta, urodzony w tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym roku w Jerozolimie w rodzinie Klausnerów, z matki Fani Mussman i ojca Arie Klausnera, którzy wyemigrowali w latach trzydziestych z Równego i Odessy do Palestyny i osiedlili się w Jerozolimie. Amos Oz dorastał w kibucu Hulda, a po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie wrócił do kibucu i przebywał w nim dwadzieścia lat.
W kibucach w okresie największej popularności mieszkało siedem procent ogółu ludności żydowskiej. Mieszkańcy zajmowali się hodowlą zwierząt, uprawą bananów, awokado, buraków..., pracą w małych fabrykach. Wszystko było wspólną własnością
- To była najbardziej radykalna rewolucja dwudziestego wieku, bo miała zmienić nie tylko stosunki klasowe, lecz także naturę człowieka - mówi w wywiadzie dla Newsweeka /marzec 2013/ Amos Oz.
- Wymyślono, że jeśli nie będzie pieniędzy i jeśli wszyscy będą tak samo pracować i to samo jeść, to powstanie doskonałe, równe społeczeństwo, pozbawione egoizmu, chciwości i samolubstwa. Wierzono w stworzenie lepszego człowieka.
- Po kilku latach zrozumiałem, że ludzkiej natury nie da się jednak zmienić.
W zbiorach opowiadań, Oz pokazuje dzieci, młodzież i dorosłych płacących wysoką cenę za życie w utopijnym kolektywie, mówi o ludziach tęskniących za odrobiną ciepła, bliskości i prywatności, którzy zamiast o plonach i ideologii, woleliby porozmawiać o miłości, tęsknocie i bólu.
- To była jedyna bezkrwawa rewolucja, bez policji, gułagu, rozstrzeliwań, oparta na dobrowolności. Kibucników łączyła solidarność i odpowiedzialność za innych. Bohater mojego ostatniego opowiadania to starzec bez rodziny, dzieci, żony. W mieście umarłby w samotności jak pies.
Najdziwniejszy w kibucu był los dzieci. Wychowywano je wspólnie w tak zwanych bejt jeladim, czyli domu dzieci. Razem spały, jadły, uczyły się, pracowały w dziecięcym gospodarstwie. Do domów rodziców trafiały tylko na kilka godzin, pod wieczór, po czym wracały na noc do wspólnoty. Sprawiało to dużo cierpienia malcom i co bardziej wrażliwym rodzicom. Kiedy pięcioletni chłopiec, pozostawiony w domu dzieci moczy się ze strachu, kibucowa komisja uznaje, że matka powinna być dla niego stanowcza oraz odzwyczaić go od pieszczot.
- Mnie też zabrali dzieci. Oczywiście kierowało tym założenie, że dzieci kolektywnie wyleczone ze współzawodnictwa i egoizmu stworzą w przyszłości idealne społeczeństwo aniołków. Ale wystarczy postać przez piętnaście minut w pobliżu przedszkola w Warszawie czy Tel Awiwie, by zobaczyć, że dzieci potrafią być brutalne, złośliwe i samolubne. Bo ludzka natura jest niezmienna. Czy miłość i pożądanie zmieniły się od czasu biblijnej „Pieśni nad pieśniami”?
Kibuce ewoluowały z duchem czasu, dzieci wychowują się z rodzicami, zróżnicowano płace, część fabryk sprywatyzowano, zmniejszono liczbę darmowych posiłków i pozwolono na wykup części mieszkań. Wielu mieszkańców nie zajmuje się w ogóle rolnictwem.
Wciąż jednak można w nich odnaleźć ducha wspólnoty, darmową edukację, służbę zdrowia czy opiekę nad starszymi.
Amos Oz zapytany o to, czy rozumie, co dziś pcha ludzi do takiego życia?
- odpowiada:
- Doskonale to rozumiem, zwłaszcza kiedy odwiedzam Tel Awiw. Widzę, jak ciężko pracują ludzie, żeby zarobić więcej, niż tak naprawdę potrzebują, żeby kupić rzeczy, których tak naprawdę nie chcą, żeby zrobić wrażenie na ludziach, których tak naprawdę nie lubią. Niektórzy mają tego dosyć i szukają alternatywy. A zreformowany kibuc im ją daje. To dziś łagodniejsze miejsce niż w latach pięćdziesiątych, gdy na mnie pokrzykiwano i szturchano mnie, że za wolno zbieram buraki i zostaję w tyle…
Człowiek ujarzmił przyrodę, dokonał wielu zmian w krajobrazie, czyniąc ziemię żyzną i kwitnącą.
- Jak to zrobił?
- Przede wszystkim doprowadził wodę wszędzie tam gdzie siał ziarno, sadził nowe sadzonki, zakładał uprawy, skwery, zieleńce, parki…
Gaje oliwne, gaje daktylowe, gaje cytrusowe…, prawie całą ziemię spowiła gęsta plątanina gumowych węży. Węże wiły się także skrajem dróg. Miałam wrażenie, że cały Izrael pokrywa pajęcza sieć, z której kapią nieustannie życiodajne kropelki wody…
Jadąc z Hajfy do Nazaretu zatrzymałam się na lunch w jednym z ponad dwustu siedemdziesięciu kibuców.
O tym jak funkcjonuje kibuc, jak wyglądało niegdyś i jak wygląda obecnie życie kibucników opowiada Amos Oz, izraelski pisarz, eseista i publicysta, urodzony w tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym roku w Jerozolimie w rodzinie Klausnerów, z matki Fani Mussman i ojca Arie Klausnera, którzy wyemigrowali w latach trzydziestych z Równego i Odessy do Palestyny i osiedlili się w Jerozolimie. Amos Oz dorastał w kibucu Hulda, a po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie wrócił do kibucu i przebywał w nim dwadzieścia lat.
W kibucach w okresie największej popularności mieszkało siedem procent ogółu ludności żydowskiej. Mieszkańcy zajmowali się hodowlą zwierząt, uprawą bananów, awokado, buraków..., pracą w małych fabrykach. Wszystko było wspólną własnością
- To była najbardziej radykalna rewolucja dwudziestego wieku, bo miała zmienić nie tylko stosunki klasowe, lecz także naturę człowieka - mówi w wywiadzie dla Newsweeka /marzec 2013/ Amos Oz.
- Wymyślono, że jeśli nie będzie pieniędzy i jeśli wszyscy będą tak samo pracować i to samo jeść, to powstanie doskonałe, równe społeczeństwo, pozbawione egoizmu, chciwości i samolubstwa. Wierzono w stworzenie lepszego człowieka.
- Po kilku latach zrozumiałem, że ludzkiej natury nie da się jednak zmienić.
W zbiorach opowiadań, Oz pokazuje dzieci, młodzież i dorosłych płacących wysoką cenę za życie w utopijnym kolektywie, mówi o ludziach tęskniących za odrobiną ciepła, bliskości i prywatności, którzy zamiast o plonach i ideologii, woleliby porozmawiać o miłości, tęsknocie i bólu.
- To była jedyna bezkrwawa rewolucja, bez policji, gułagu, rozstrzeliwań, oparta na dobrowolności. Kibucników łączyła solidarność i odpowiedzialność za innych. Bohater mojego ostatniego opowiadania to starzec bez rodziny, dzieci, żony. W mieście umarłby w samotności jak pies.
Najdziwniejszy w kibucu był los dzieci. Wychowywano je wspólnie w tak zwanych bejt jeladim, czyli domu dzieci. Razem spały, jadły, uczyły się, pracowały w dziecięcym gospodarstwie. Do domów rodziców trafiały tylko na kilka godzin, pod wieczór, po czym wracały na noc do wspólnoty. Sprawiało to dużo cierpienia malcom i co bardziej wrażliwym rodzicom. Kiedy pięcioletni chłopiec, pozostawiony w domu dzieci moczy się ze strachu, kibucowa komisja uznaje, że matka powinna być dla niego stanowcza oraz odzwyczaić go od pieszczot.
- Mnie też zabrali dzieci. Oczywiście kierowało tym założenie, że dzieci kolektywnie wyleczone ze współzawodnictwa i egoizmu stworzą w przyszłości idealne społeczeństwo aniołków. Ale wystarczy postać przez piętnaście minut w pobliżu przedszkola w Warszawie czy Tel Awiwie, by zobaczyć, że dzieci potrafią być brutalne, złośliwe i samolubne. Bo ludzka natura jest niezmienna. Czy miłość i pożądanie zmieniły się od czasu biblijnej „Pieśni nad pieśniami”?
Kibuce ewoluowały z duchem czasu, dzieci wychowują się z rodzicami, zróżnicowano płace, część fabryk sprywatyzowano, zmniejszono liczbę darmowych posiłków i pozwolono na wykup części mieszkań. Wielu mieszkańców nie zajmuje się w ogóle rolnictwem.
Wciąż jednak można w nich odnaleźć ducha wspólnoty, darmową edukację, służbę zdrowia czy opiekę nad starszymi.
Amos Oz zapytany o to, czy rozumie, co dziś pcha ludzi do takiego życia?
- odpowiada:
- Doskonale to rozumiem, zwłaszcza kiedy odwiedzam Tel Awiw. Widzę, jak ciężko pracują ludzie, żeby zarobić więcej, niż tak naprawdę potrzebują, żeby kupić rzeczy, których tak naprawdę nie chcą, żeby zrobić wrażenie na ludziach, których tak naprawdę nie lubią. Niektórzy mają tego dosyć i szukają alternatywy. A zreformowany kibuc im ją daje. To dziś łagodniejsze miejsce niż w latach pięćdziesiątych, gdy na mnie pokrzykiwano i szturchano mnie, że za wolno zbieram buraki i zostaję w tyle…
Amos Oz tłumaczy, że żydowska tożsamość oparta jest na
wierności słowom i tekstom.
- Nie liczą się więzy krwi ani geny, bo dziś nie ma znaczenia, czy moje
geny wywodzą się z czasów króla Dawida, czy nie.
- Chodzi o więzy tekstów: najważniejsze dla nas są książki i wciąż nowa ich interpretacja w duchu wolności. To cywilizacja werbalna, cywilizacja wątpliwości i debaty. Gdybyśmy mieli żydowskiego papieża, zaraz inny Żyd podszedłby do niego, poklepał po plecach i powiedział: „Słuchaj, mój wuj i twój dziadek robili w Mińsku interesy, więc zamknij się, bo teraz ja ci powiem, co myślę o Bogu”.
- Chodzi o więzy tekstów: najważniejsze dla nas są książki i wciąż nowa ich interpretacja w duchu wolności. To cywilizacja werbalna, cywilizacja wątpliwości i debaty. Gdybyśmy mieli żydowskiego papieża, zaraz inny Żyd podszedłby do niego, poklepał po plecach i powiedział: „Słuchaj, mój wuj i twój dziadek robili w Mińsku interesy, więc zamknij się, bo teraz ja ci powiem, co myślę o Bogu”.
Mieszkańcy Pustyni Judzkiej |
Pustynia Judzka |
Gaj daktylowy |
Hajfa - na tle portu |
Hajfa - największy port przeładunkowy i pasażerski w Izraelu |
Hajfa - Góra Karmel - w XII osiedlili się tutaj zakonnicy Karmelici |
Od strony zachodniej klasztoru karmelitów bosych Stella Maris |
Ciekawy kociak - jeden z wielu kotów, mieszkańców kibucu |
Posty o Ziemi Świętej
Herod Wielki i jego dzieła
Hajfa i kibuce Izraela
Chrzest w Jordanie
Galilea
Góra Tabor
Jerycho i Góra Kuszenia