Trzy kajaki zostały wypożyczone u pani Bożeny Tyszko w Kolonii Rybackiej przy ulicy Spacerowej 21 i przetransportowane razem z nami do odległego około dziesięciu kilometrów jeziora Pozezdrze, skąd rozpoczęła się nasza kajakowa wyprawa. Szczerze mówiąc kajakiem po jeziorze nie pływałam a więc było to dla mnie nowe doświadczenie. Wcześniej, rodzinnie, wypożyczaliśmy żaglówki, rowery wodne i łodzie. A z pokładu kajaka nawet małe jezioro wydaje się być duże i długie.
W dwóch załogach męsko-damskich wioślarzami byli panowie, w trzecim kajaku wiosłowały panie, czyli ja i Grażyna.
Najprzyjemniejszym pięciokilometrowym odcinkiem spływu wydała mi się rzeka Sapina, której brzegi porośnięte są wysokimi drzewami liściastymi miejscami tworzącymi wąskie, zielone tunele. Wśród szuwarów i trzcin obserwuje się tam żółte kosaćce, skrzyp bagienny, a nad taflą wody siedliska grążela żółtego i grzybienia białego. Zresztą całe dno raczej płytkiej rzeki osiągającej głębokość około jednego metra gęsto porośnięte jest roślinnością podwodną. Na brzegach występują też krzewy, zauważyłam bujne krzaki kaliny.
Kolejny już raz podziwiałam czaplę. Spryciula odprowadzała nas na bezpieczną odległość od swojego gniazda. Przysiadała na brzegu, a kiedy zbliżaliśmy się do niej podrywała się do lotu, po czym znowu przysiadała, czekała i znowu szybowała w górę, a kiedy uznała, że nic już nie zagraża jej potomstwu wróciła z powrotem. Taka sobie kokietka, najpierw nęci a potem ulatuje.
Gdzieniegdzie widać było żeremia bobrów i charakterystyczne nagryzienia na drzewach. Niektóre z nich wyglądały jak dwa stykające się ze sobą ostrzami ołówki, które przy najmniejszym podmuchu wiatru rozłamią się i z rozpadną z trzaskiem.
Płynęliśmy wsłuchując się w szmer lasu i wody, wchłanialiśmy i dźwięki, i zapachy. A wszystko to w strefie ciszy, z dala od zgiełku miast i hałasu dróg.
Postój na małe co nieco zrobiliśmy w miejscu gdzie jeszcze do niedawna był drewniany most. Zaraz za nami zatrzymały się dwa inne kajaki w kolorze pomarańczowym i zaraz też odpłynęły, i byli to jedyni napotkani na trasie ludzie.
Nie patrzyłam na zegarek, nie mierzyłam czasu, całkowicie poddałam się urokowi mazurskiej krainy i wyciągając co jakiś czas aparat fotograficzny z plecaka ukrytego w foliowej torbie robiłam zdjęcia.
Dopłynęliśmy do miejsca gdzie Sapina wpływa do jeziora Stręgiel i tutaj musiałam włożyć dużo więcej siły, żeby pokonać ostatni odcinek spływu. Nie powiem myślałam, że na drugi dzień będą mnie bolały ręce, ale nic takiego mi się nie przydarzyło, czyli z moją kondycją nie było źle.
Na brzegu czekał już na nas transport, później pyszny obiad na sześć osób u przyjaciół i leniwy wieczór...
Węgorzewo, 7 czerwca 2015 roku
Zawsze cos ciekawego wokol Ciebie sie dzieje, tez bym sobie tak powioslowala, szczegolnie dlatego ze wokol bylo bardzo pieknie no i ten leniwy wieczor...buziak
OdpowiedzUsuńZawsze to może nie, ale co jakiś czas...
UsuńUrok Mazur niepowtarzalny!
Buziaki
Realistyczne zdjęcia - błyszczy tafla wody, zdaje się, że i ja płynę razem z Wami.
OdpowiedzUsuńW dzisiejszy upalny wieczór poczułam chłód wody...
Głębokie te jeziorka ?
Las szumiał cichutko, ptaszki śpiewały, rzeka płynęła leniwie a więc i odbicia w wodzie były wyraźne, natomiast na jeziorach hulał wiatr i fale nie pozwalały dostrzec głębi. Płynęło się dość ciężko ale bardzo przyjemnie, słońce zza cienkiej warstwy chmur nie paliło skóry...
UsuńUściski :)
Ech... Moje rodzinne strony... jakże mi ich brak....
OdpowiedzUsuńEch Piotrze trafiłeś z deszczu pod rynnę...
UsuńUściski :)
Jeszcze nie byłam nigdy na Mazurach, na spływie kajakowym też nie. Ale bardzo chciałabym zarówno odwiedzić tamte rejony, jak i wybrać się na wypad kajakowy.
OdpowiedzUsuńWszystko jeszcze przed Tobą Agnieszko i jak zdążyłam zauważyć (na Twoim blogu) na jednym miejscu nie usiedzisz !
UsuńPozdrawiam :)
Ahh, od razu mi się wakacyjna Pilica przypomina..
OdpowiedzUsuńWitaj Kaszkozmleczkiem :))**
Usuń