Jakże popularny na turystycznych szlakach Podlasia jest Tykocin nad Narwią...
Pojechałam tam wczoraj z Alicją, moją przyjaciółką z lat przedszkolnych i szkolnych. Obie chciałyśmy zobaczyć co zmieniło się w tym mieście, leżącym na historycznym szlaku handlowym prowadzącym z Płocka i Wilna w kierunku Poznania i Krakowa.
Rozczarowałyśmy się nieco wyglądem miasteczka, bowiem nie jest ono tak zadbane jak na przykład Supraśl. Większość zabytków wciąż wymaga gruntownych remontów, a na ulicach i placach w historycznej części Tykocina dopiero co rozpoczęto układanie nawierzchni, wszędzie widać porozstawiane ogromne wory z kamienną kostką. Zadziwiły mnie stare elektryczne słupy na rynku, które przy przebudowie placu powinny były zniknąć i nie szpecić zabytkowych domów...
Zaparkowałam na wprost pomnika Stefana Czarnieckiego wykutego w piaskowcu przez francuskiego rzeźbiarza pracującego na dworze saskim i warszawskim Pierra Coudray'a na zlecenie Jana Klemensa Branickiego. W tysiąc siedemset sześćdziesiątym trzecim roku posąg został ustawiony na osi rynku w kierunku kościoła, nieco bliżej niż dzisiaj.
Hetmanowi chodziło o upamiętnienie czynów prapradziada i o podkreślenie związku bohatera z rodem Branickich, w owym czasie pretendował on do korony polskiej wraz ze Stanisławem Poniatowskim.
Niegdyś, w czasach zaborów odbywały się pod pomnikiem wielotysięczne manifestacje patriotyczne. Posąg był w wielkim poważaniu i u chrześcijan i u żydów, salutowali mu i Cyganie przejeżdżający tędy taborem.
W tysiąc sześćset sześćdziesiątym pierwszym roku Sejm Rzeczypospolitej przekazał starostwo tykocińskie Stefanowi Czarnieckiemu w nagrodę za uratowanie Ojczyzny. Dobra tykocińskie Czarniecki przekazał córce, Aleksandrze Katarzynie zamężnej z Janem Klemensem Branickim. Wnuk tej pary, Jan Klemens, hetman wielki koronny, miłośnik architektury i sztuki rozpoczął przebudowę Tykocina, inspirując się modą i przykładami nowo budowanych miast we Francji, zwłaszcza lotaryńskiego Nancy, którym władał król dobroczynny Stanisław Leszczyński.
Wtedy to powstał Nowy Rynek - plac przechadzek (handel przeniesiono na nowo powstały Rynek Żydowski) z kościołem z półkolistymi arkadami zwieńczonymi wysuniętymi wieżami, zajmujący całą wschodnią stronę placu.
Ustawienie domów mieszkalnych zmieniono na kalenicowe uzyskując w ten sposób więcej wolnej przestrzeni pomiędzy domami połączonymi bramami.
Nowy Rynek, który z czasem zaczęto nazywać Placem Czarnieckiego pełnił w międzywojniu różnorodne funkcje społeczne. Odbywały się tam zgromadzenia patriotyczne, świętowano trzeciego maja i dziewiętnastego marca - dzień urodzin Marszałka Piłsudskiego. Tłumnie uczestniczono w procesjach Bożego Ciała i odpustach.
W tysiąc dziewięćset trzydziestym piątym roku posadzono drzewka i z czasem powstał tu prawdziwy park z wypielęgnowanymi kwietnikami, krzewami i żywopłotami. Niestety, w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym drugim roku, całe założenie zniszczyła potężna wichura.
Dobór świętych w ołtarzach bocznych wynikał z planu stworzenia w świątyni mauzoleum rodu Branickich: święty Szczepan/Stefan - to patron Stefana Czarnieckiego i jego wnuka Mikołaja Stefana Branickiego, święta Katarzyna - to Aleksandra Katarzyna z Czarnieckich Branicka, święta Elżbieta - to patronka Izabeli Branickiej.
Wielką czcią w Kościele Trójcy Przenajświętszej otoczony jest obraz Serca Jezusowego pędzla Władysława Drapiewskiego z tysiąc dziewięćset dziesiątego roku oraz obraz Matki Boskiej Wspomożenie Wiernych, ocalony z dawnych zniszczonych kościołów tykocińskich...
Najstarszą budowlą na Placu Czarnieckiego, pamiętającą jeszcze Stary Rynek w mieście królewskim Tykocinie jest Alumnat z pierwszej połowy siedemnastego wieku, dzisiaj mieści się w nim hotel i restauracja.
Symetrycznie do przeciwległego Alumnatu w tysiąc siedemset pięćdziesiątym roku Klemens Branicki wybudował budynek z przestronną sklepioną sienią, murowany, kryty czerwoną dachówką z pojedynczym dymnikiem - szpital dla ubogich zwany Domem 6 bab i 7 dziadów. W zamian za utrzymanie mieszkańcy byli zobowiązani do wykonywania prac porządkowych w kościele.
Prezentowałam już na blogu jeden z takich przytułków zwanych domem 6 bab i 7 dziadów, wzniesionym również przez hetmana Klemensa Branickiego obok katedry na białostockim Rynku Kościuszki.
W drugiej połowie osiemnastego wieku zaprojektowano na nowo Kwaterę nadrzeczną rynkową. W miejsce czternastu domów zorientowanych szczytowo wybudowano osiem domów ustawionych kalenicami do rynku, drewnianych krytych czerwoną dachówką. Od strony mostu wybudowano austerię wjezdną (symetrycznie do takiej samej po drugiej stronie rynku). Dwa pierwsze domy od mostu pełniły funkcję oficyn dworskich należących do Branickich.
W tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym ósmym roku rozebrano drewniany most wychodzący z rynku przy samym Alumnacie i bardziej na zachód zainstalowano żelazny most kratownicowy z Ziem Odzyskanych.
W tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym roku w drewnianych dziewiętnastowiecznych domach mieszkały zasiedziałe rodziny tykocińskie - kolejno od mostu: Bagieńskich (Roszkowskich), Kizlingów, Osipowiczów, Bogdanowiczów, murowany dom mieścił Kasę Stefczyka, Onyszków.
Jeden z domów, z numerem 10, który przetrwał w stanie niezmienionym, był otwarty w sobotę i można było zobaczyć jak wygląda wewnątrz. Między podwójnymi oknami domu uciął sobie drzemkę kot. Czuł się tam bezpiecznie, bo nawet powieka mu nie drgnęła kiedy pstrykałam mu zdjęcia... (informacje zaczerpnięte z folderu opracowanego przez Marię Markiewicz)
W muzeum można obejrzeć dawną aptekę, a w sklepiku z pamiątkami kupić na przykład obraz Gienadija Pitsko - malarza polskiego pochodzenia, urodzonego w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym roku w Grodnie na Białorusi. Artysta uprawia malarstwo bardzo charakterystyczne, cechujące się grubą fakturą. Farba na płótno nakładana jest szpachelką co sprawia wrażenie płaskorzeźby.
Jego obrazy rzuciły mi się od razu w oczu i nie ukrywam, że tylko ze względu na cenę nie kupiłam jednego z nich. Kiedyś go kupię i wzbogacę moją kolekcję...
Tejsza czyli koza w kulturze i obrzędowości podlaskich Żydów symbolizowała urodzaj, szczęście. Ulica Kozia stanowiła zatem nie tylko centrum kultury, ale i szczęścia w żydowskiej dzielnicy Tykocina - Kaczorowa. Obok siebie funkcjonowały synagoga, bożnica, plac targowy, a dookoła nie brakowało pięknych kamienic, gorzelni, browarów, karczm. Kozia przez wieki tętniła życiem.
Wspomnę o jeszcze jednej, bardzo przyjemnej restauracji Regent, w której nie tylko można dobrze zjeść, ale także przenocować.
Dzionek upływał nam przyjemnie, pogoda dopisywała, a więc po sutym obiadku pojechałyśmy jeszcze do zamku, a później do Kiermus, które także pokażę w kolejnych postach...
Renesansowy zamek położony jest na prawym brzegu Narwi. Odrestaurowano go częściowo na piętnastowiecznych ruinach zamku królewskiego zbudowanego dla króla Zygmunta Augusta...
Tykocin, sobota 3 października 2015 roku
E tam, zaniedbane miasteczko,na Twoich zdjęciach to najgorsze rudery wyglądają ekskluzywnie.Pozdrowienia dla Was :):)
OdpowiedzUsuńDzięki Wioletto.
UsuńDla Ciebie także pozdrowienia i uściski :)
Nie wygląda źle ten Tykocin :) Chyba muszę kiedyś zaplanować sobie jakiś większy Tour po Podlasiu i zwiedzić ile się da :)
OdpowiedzUsuńWitaj Przemku.
UsuńMyślę nawet, że mogłabym Ci coś doradzić w zwiedzaniu Podlasia. Jak już się zdecydujesz na objazd Podlasia daj znać...
Pozdrawiam serdecznie :)