cd
Po Grobowcach Królewskich, Koralowej Zatoce i krótkiej
regeneracji sił w Hotelu Veronica pojechałam do Yeroskipou / Geroskipou / Γεροσκήπου.
Etymologia słowa Yeroskipou sięga mitologii
greckiej i mówi o świętych ogrodach Afrodyty (yeros / ιερός
- święty
i kipou
/ κήπος
- ogród).
Dla starożytnych pielgrzymów był to przystanek w drodze do świątyni tej bogini w Koúkli, osadzie przylegającej do Palea Pafos…
Dla starożytnych pielgrzymów był to przystanek w drodze do świątyni tej bogini w Koúkli, osadzie przylegającej do Palea Pafos…
Przy hotelu wsiadłam do autobusu, na którym wyraźnie
napisane było, że jedzie do Geroskipou. Pokazałam kierowcy mój całodniowy bilet
i zajęłam miejsce z przodu. Ale autobus wcale nie pojechał do Geroskipou, tylko
zatrzymał się gdzieś w bliżej nie określonym miejscu. Kierowca wyjaśnił, że jest
to końcowy przystanek tej linii i teraz powinnam zaczekać na inny autobus. Usiadłam
na ławce obok jakiejś kobiety i czekałam. Minęło zapewne sporo czasu, bo
zaczęłam się już niecierpliwić. Ruch na ulicy był znikomy, przejechało zaledwie
kilka samochodów osobowych. Pieszych także nie było widać. Trwała sjesta. Przypomniało mi się, że środa jest skróconym
dniem handlowym, że po południu tak jak i w soboty sklepy są zamknięte, i gdyby
ktoś zapytał Cypryjczyka dlaczego, odpowiedziałby że we środy mężczyźni chodzą na polowania, a
kobiety do kościoła.
Wreszcie nadjechał autobus, ale nie ten na który czekałam. Kiedy otworzyły się drzwi, zapytałam czy tą linią dojadę do Geroskipou. Kierowca zatoczył szeroki łuk ręką zapraszający do środka…
- Ależ tak! Dojechałam do celu, ale na obrzeża miasta i tam musiałam wybierać, poczekać na kolejny autobus, albo iść pieszo do centrum. Wybrałam spacer długą ulicą, rozgrzaną i pachnącą popołudniowym słońcem… Lubię taki skwar, który wyciska ostatnie poty, a stopy puchną ze zmęczenia i nie mieszczą się w sandałkach, albo rozpływają w traperach…
Wreszcie nadjechał autobus, ale nie ten na który czekałam. Kiedy otworzyły się drzwi, zapytałam czy tą linią dojadę do Geroskipou. Kierowca zatoczył szeroki łuk ręką zapraszający do środka…
- Ależ tak! Dojechałam do celu, ale na obrzeża miasta i tam musiałam wybierać, poczekać na kolejny autobus, albo iść pieszo do centrum. Wybrałam spacer długą ulicą, rozgrzaną i pachnącą popołudniowym słońcem… Lubię taki skwar, który wyciska ostatnie poty, a stopy puchną ze zmęczenia i nie mieszczą się w sandałkach, albo rozpływają w traperach…
- Po co tam pojechałam?
Chciałam zobaczyć pięciokopułowy bizantyjski kościół świętej Paraskewii z dziewiątego wieku, piętnastowieczne malowidła ścienne odrestaurowane w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, a także rzucić okiem na zewnętrze świątyni z dziewiętnastowieczną dzwonnicą, w cieniu której znajdowała się kapliczka zwieńczona szóstą kopułą skrywająca relikwie …
Nie spodziewałam się wejść do środka, bo z informacji jakie posiadałam, świątynia czynna była tylko do trzynastej. Jednakże boczne drzwi stały otworem, a ze środka wydobywał się przyjemny chłód. Weszłam. Po lewej stronie za wysokim kontuarem siedział na wysokim stołku mężczyzna około siedemdziesiątki. Na pytanie, czy mogę zrobić kilka zdjęć we wnętrzu pokręcił przecząco głową i zaproponował mi kupno albumu w cenie ośmiu euro. Roześmiałam się, bo album nie był tyle wart i przypominał bardziej zeszycik ze zdjęciami. W rewanżu za mój szeroki uśmiech otrzymałam także uśmiech, ale szczerbaty i następną propozycję kupna, tym razem pojedynczych kartek pocztowych. Jako, że ceny wydały mi się zawyżone odmówiłam i zaczęłam rozglądać się po świątyni. Mężczyzna z brakami w uzębieniu wyszedł zza lady i szedł za mną próbując dialogu tête-à-tête. Łapał mnie za ramię, tłumaczył coś po swojemu i zionął nieświeżym oddechem. Uwolniłam się od jego towarzystwa dopiero wtedy, kiedy do kościoła weszła jakaś czteroosobowa angielska rodzina.
Przez chwilę przyglądałam się w samotności namalowanym na suficie i ścianach scenom z Nowego Testamentu. Na jednej ze ścian rozpoznałam Narodziny i Ofiarowanie NMP, Wskrzeszenie Łazarza, Wjazd do Jerozolimy, na drugiej, naprzeciwko drzwi południowych Ostatnią Wieczerzę, Umycie Nóg i Zdradę, której pochodzenie, na podstawie szczegółów zbroi rycerskiej, ustalono na czasy Lusignanów. Sklepienie centralnej kopuły zdobiło malowidło przedstawiające modlącą się Matkę Bożą…
Chciałam zobaczyć pięciokopułowy bizantyjski kościół świętej Paraskewii z dziewiątego wieku, piętnastowieczne malowidła ścienne odrestaurowane w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, a także rzucić okiem na zewnętrze świątyni z dziewiętnastowieczną dzwonnicą, w cieniu której znajdowała się kapliczka zwieńczona szóstą kopułą skrywająca relikwie …
Nie spodziewałam się wejść do środka, bo z informacji jakie posiadałam, świątynia czynna była tylko do trzynastej. Jednakże boczne drzwi stały otworem, a ze środka wydobywał się przyjemny chłód. Weszłam. Po lewej stronie za wysokim kontuarem siedział na wysokim stołku mężczyzna około siedemdziesiątki. Na pytanie, czy mogę zrobić kilka zdjęć we wnętrzu pokręcił przecząco głową i zaproponował mi kupno albumu w cenie ośmiu euro. Roześmiałam się, bo album nie był tyle wart i przypominał bardziej zeszycik ze zdjęciami. W rewanżu za mój szeroki uśmiech otrzymałam także uśmiech, ale szczerbaty i następną propozycję kupna, tym razem pojedynczych kartek pocztowych. Jako, że ceny wydały mi się zawyżone odmówiłam i zaczęłam rozglądać się po świątyni. Mężczyzna z brakami w uzębieniu wyszedł zza lady i szedł za mną próbując dialogu tête-à-tête. Łapał mnie za ramię, tłumaczył coś po swojemu i zionął nieświeżym oddechem. Uwolniłam się od jego towarzystwa dopiero wtedy, kiedy do kościoła weszła jakaś czteroosobowa angielska rodzina.
Przez chwilę przyglądałam się w samotności namalowanym na suficie i ścianach scenom z Nowego Testamentu. Na jednej ze ścian rozpoznałam Narodziny i Ofiarowanie NMP, Wskrzeszenie Łazarza, Wjazd do Jerozolimy, na drugiej, naprzeciwko drzwi południowych Ostatnią Wieczerzę, Umycie Nóg i Zdradę, której pochodzenie, na podstawie szczegółów zbroi rycerskiej, ustalono na czasy Lusignanów. Sklepienie centralnej kopuły zdobiło malowidło przedstawiające modlącą się Matkę Bożą…
Ponieważ Muzeum Sztuki Ludowej w Geroskipou było już zamknięte postanowiłam
wracać do Pafos i tam w górnej jego części trochę się pokręcić.
Chi, chi, nie wiedziałam jeszcze, że końcowy przystanek autobusu, którym tam pojadę znajduje się właśnie w Górnym Pafos. Nieświadoma, czekałam na niewielkim dworcu, na kolejny pojazd, który zabrać mnie miał do portu w Dolnym Pafos i stamtąd odwieźć z powrotem prawie w to samo miejsce...
Chi, chi, nie wiedziałam jeszcze, że końcowy przystanek autobusu, którym tam pojadę znajduje się właśnie w Górnym Pafos. Nieświadoma, czekałam na niewielkim dworcu, na kolejny pojazd, który zabrać mnie miał do portu w Dolnym Pafos i stamtąd odwieźć z powrotem prawie w to samo miejsce...
Chi, chi, straciłam
sporo czasu, ale nie błądzi ten, który w drogę nie wyruszył. Miałam ze sobą
mapę, ale jako że jestem dalekowidzem, to z map korzystam w ostateczności, a tak zdaję się
na moją intuicję…
Zanim Cypr nie został członkiem Unii Europejskiej,
komunikacji miejskiej i międzymiastowej na wyspie nie było, stąd też na nie rzucających się w oczy przystankach nie ma informacji na jakich trasach i
w których godzinach kursują autobusy, nie wszędzie podane są też numery linii...
Postanowiłam
wracać. W połowie drogi powrotnej zauważyłam wysokie mury. Moja nieomylna intuicja
kazała mi wysiąść. Schodami wijącymi się między kamiennymi ścianami weszłam do zupełnie
innej części Górnego Pafos, bardziej eleganckiej, z dużym parkiem w centralnej
jego części. W uliczkach okalających park miejski otwarte były restauracje,
puby i kawiarnie. W centrum było gwarno, zaś zaledwie parę
kroków dalej od parku, cicho i spokojnie.
W jednym z kościołów, przy śpiewach jedynego w świątyni mężczyzny, modliły się Cypryjki,
starsze panie, ubrane na czarno. W Kościele prawosławnym był
to jeszcze okres Wielkiego Postu, podczas którego Cypryjczycy nie jedzą niczego
co związane jest z mięsem. Posilają się warzywami strączkowymi, owocami i
owocami morza, a także słodkościami…
Po nabożeństwie wieczornym sfotografowałam trzy panie wychodzące ze świątyni. Obrazki kobiet w czerni kojarzyły mi się zawsze nie wiedzieć czemu z Sycylią...
Cerkiew świętych Kosmy i Damiana była już zamknięta, ale wyglądała imponująco w świetle chylącego się ku zachodowi słońca...
Gdzieś między domami spostrzegłam niewielki parking, z którego rozciągał się przepiękny widok na Kato Pafos i morze. Zatrzymałam się tam i jakiś czas przyglądałam dolnemu miastu, morzu i niskiemu słońcu...
Było już dość późno, kiedy dotarłam do przystanku, na którym wcześniej wysiadłam. Nie miałam chęci, ani sił, żeby iść ponad dwa kilometry pieszo do portu. Jednak po półgodzinnym wyczekiwaniu na środek lokomocji zwątpiłam i szybkim krokiem ruszyłam do Harbour. Kiedy już prawie osiągnęłam cel nadjechał autobus, jak na ironię. Na kolację dotarłam dopiero około dwudziestej trzydzieści… Byłam zmęczona, ale i szczęśliwa, bo nie rzadko zdarza się w ciągu jednego dnia zobaczyć tak wiele!
Po nabożeństwie wieczornym sfotografowałam trzy panie wychodzące ze świątyni. Obrazki kobiet w czerni kojarzyły mi się zawsze nie wiedzieć czemu z Sycylią...
Cerkiew świętych Kosmy i Damiana była już zamknięta, ale wyglądała imponująco w świetle chylącego się ku zachodowi słońca...
Gdzieś między domami spostrzegłam niewielki parking, z którego rozciągał się przepiękny widok na Kato Pafos i morze. Zatrzymałam się tam i jakiś czas przyglądałam dolnemu miastu, morzu i niskiemu słońcu...
Było już dość późno, kiedy dotarłam do przystanku, na którym wcześniej wysiadłam. Nie miałam chęci, ani sił, żeby iść ponad dwa kilometry pieszo do portu. Jednak po półgodzinnym wyczekiwaniu na środek lokomocji zwątpiłam i szybkim krokiem ruszyłam do Harbour. Kiedy już prawie osiągnęłam cel nadjechał autobus, jak na ironię. Na kolację dotarłam dopiero około dwudziestej trzydzieści… Byłam zmęczona, ale i szczęśliwa, bo nie rzadko zdarza się w ciągu jednego dnia zobaczyć tak wiele!
Zwykli mieszkańcy Pafos mieszkają w małych ale eleganckich willach, usytuowanych wokół wewnętrznych ogrodów z basenami dla dorosłych i dzieci, zaś plantatorzy i sadownicy swoje hacjendy budują na terenie plantacji i sadów.
Spacerując po osiedlach domów jednorodzinnych, marzyłam o cypryjskiej pogodzie nad moim domem, o słońcu które prawie każdego dnia obdarza mieszkańców Ziemi swoim ciepłem i blaskiem, śniłam o sadach pomarańczowych, które trzy razy w roku rodzą soczyste słodkie owoce, myślałam jak zatrzymać w sobie na zawsze wspomnienie błękitnego morza i tonącej w nim o zmierzchu świetlistej kuli ...
Środa, 10 kwietnia 2013 roku
Witaj, Ewuniu :)
OdpowiedzUsuńKto nie szuka, nie błądzi - taka jest moja dewiza. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi a pomylić się lub zostać wprowadzonym w błąd, bardzo łatwo. Wiesz ile razy ja sama wlazłam nie do tego autobusu co trzeba, nawet tutaj w HK'? Ciekawi mnie jednak inna sprawa, za każdym razem piszesz że zapytałaś o to lub tamto? A czy można wiedzieć w jakim posługujesz się języku? Bo skoro nie angielskim, a raczej nie wydaje mi się, aby Cypryjczycy znali francuski, to czy znaczy to, że znasz grecki? Byłoby super ^ ^ Tak tylko pytam ...
Zdjęcia jak i opisywana przez ciebie wycieczka (spacerówka) jak zawsze udana i owocna, sądząc po ilości zdjęć. Choć nie będę ci czarować, dla mnie osobiście widok kolejnych świątyń, to jak odtwarzanie non stop tego samego filmu, ale cóż, każda z nas ma inne zainteresowania i nie bierz mojego marudzenia do siebie. Przez przypadek dostrzegłam także na paru zdjęciach znajome widoki na niebie, ech :( A inna sprawa, o której bym zapomniała, jak wróciłaś z Cypru wspomniałaś o niesamowitych nierównościach społecznych, zwg. na płcie, o zakłamaniu "naszych" (sic!) mediów, etc, tymczasem nijak nie potrafię tego wyłuskać z twoich tekstów, Cypr wydaje się taki sielankowy. Czy podzielisz się zatem swoimi spostrzeżeniami jeśli chodzi o powyższe?
Pozdrawiam cieplutko :* :) (Ćmok)
Basiu
UsuńCypryjczycy oprócz swojego języka znają doskonale język angielski, a także rosyjski. Podstawowe wyrażenia z języka angielskiego znam, posługuję się także i to całkiem nieźle językiem rosyjskim. Ubolewam nad tym, że greka jest mi nie znana. Gdybym mogła posługiwać się nią zapewne zostałabym na Cyprze!
Przyswoiłam sobie także kilka następnych słówek z języka greckiego.
Jeżeli zaś chodzi o świątynie, to te od wieków wpisane są w krajobraz i nie mam powodów, żeby je omijać i zwiedzać tylko i wyłącznie świeckie budowle. Zwiedzanie kolejnych kościołów uzupełnia moją wiedzę na temat panujących religii..., ot chociażby taki szczegół jak gynaikonitis, w kościele cypryjskim specjalny balkon dla kobiet, w kościele katolickim taki balkon przeznaczony jest dla chóru. Jeszcze do niedawna tylko tam mogły przebywać i modlić się kobiety.
O dzisiejszej dyskryminacji kobiet nie będę się wypowiadać, bo młode kobiety skutecznie z nią walczą i kto wie czy ich mądrość i wiedza nie przyczyni się kiedyś na przykład do upadku islamu i w ogóle patriarchatu...
O tym jak traktowano kobiety wspominałam i wspomnę jeszcze, bo został mi czwartek, piątek i sobota na Cyprze. Moja pisanina to tylko moje przeżycia i nie ma co doszukiwać się w nich rozpraw naukowych. Poza tym jak już wspominałam nie jest moim celem rozpętanie trzeciej wojny światowej, która tak naprawdę już dawno się rozpoczęła i to na dodatek bez mojego kija. Ja swój kij zakopałam, ale na szczęście wiem gdzie i w każdej chwili, w obliczu zagrożenia życia odkopię go i użyję.
Pozdrawiam Cię jak zwykle serdecznie, cmoki ćmoki przesyłam :)))*
ciekawy ten środowy obyczaj, a jeszcze bardziej ciekawe na co tam można polować?:)
OdpowiedzUsuńzdjecia z kotami - po prostu wymiatają:)
Blog o życiu & podróżach
Blog o gotowaniu
Nie wiem Olu na co można polować. Takie powiedzenie słyszałam i zanotowałam.
UsuńKiedyś za czasów świętej Heleny, która przebywała jakiś czas na wyspie, było dużo węży i to ona najprawdopodobniej przywiozła na Cypr koty, które miedzy innymi miały się z nimi rozprawić.
Na starych zdjęciach Cypryjczycy noszą wysokie buty, które miały chronić je przed wszędobylskimi gadami...
Pozdrawiam ciepło :)))*
Ewo, Ty ciagle w podrozy...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judyta
Witaj Judyto
UsuńMija maj, a ja jeszcze mam tyle do opowiedzenia o jednej tylko mojej tygodniowej podróży na Cypr.
Wspomnienia są moją baterią energetyczną...
Buziaki i nieustające życzenia zdrowia, a także jak najszybszej realizacji Twojej wymarzonej podróży do Kamerunu... :)))*
Zdjecia z kotami!!!! i te drzwi niebieskie a obok zielen pnacza!!Wnetrze kosciola prawoslawnego, to sa dla mnie zdjecia, ktore mnie zauroczyly najbardziej...a takie wedrowanie to ja tez lubilabym..dzien gdzie bylo i troche zabytkow i troche wspolczesnosci, czyli same przyjemnosci! Pozdrawiam serdecznie i buziak
OdpowiedzUsuńEch, koty są piękne, zadbane, różnej maści... i tylko w Izraelu widziałam takie ich ilości jak na Cyprze. Nie widziałam na ulicach psów, tak jak na przykład na Kubie.
UsuńCypryjczycy dbają o swoje koty...
Polecam artykuł na temat dwóch kocich ras, Afrodyty i Świętej Heleny, czyli spór o prawo do kociej rasy na Cyprze...
http://wyborcza.pl/1,76842,7293929,Cypryjska_wojna_o_kota_sw__Heleny.html
Pozdrawiam i buziaki do Wenezueli ślę :)))*
Droga Ewo.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za ciekawe zdjecia i "relację" z podróży śródziemnomorskiej.
Pzyznam się, że nie byłem w tej części Europy i póki co - nie mam planów by zwiedzić Cypr. Powód bardzo prozaiczny - rodzinne "cięcia budżetowe". Dlatego zadawalam się relacjami innych, co mi w zupełności wystarcza.
Muszę przyznać, że jesteś Kobietką odważną. Wydaje mi się,że zapuszczanie się samemu wgłąb nieznanego terenu jest dość ryzykowne, ale ciekawość jest siniejsza niż obawy. Być może się mylę.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na następne, równie ciekawe reportaże. :)
Ech..., gdyby nie te cięcia budżetowe i w moim przypadku, to zapewne nie siedziałabym teraz w domu tylko włóczyłabym się po świecie!
UsuńPiszesz, że jestem kobietą odważną. A ja po prostu nie myślę o zagrożeniach wynikających z samotnego podróżowania. Jestem przepełniona dobrą energią i pozytywnie odbieram świat. W miejscach gdzie nie ma ludzi nic mi nie grozi, a tam gdzie są zachowuję się pewnie. Pewność i zdecydowanie odstrasza napastników, nie widzą we mnie ofiary...
Uściski i serdeczności :)
Jak zwykle tylko Ty, Ewuś, umiesz opisywać takie klimaty, i dzięki temu ciągnie mnie w tamte strony jeszcze bardziej... Buziaki, miłej niedzieli:)
OdpowiedzUsuńAgnieszko
UsuńMoje najbardziej ukochane wyspy to Sycylia i Cypr. Wszystkie pozostałe, na których postawiłam moją stopę mają także swój specyficzny klimat, tak jak na przykład Wyspy Liparyjskie...
Buziaki i wszystkiego dobrego :)))*
Najpiękniejszą i najbardziej fantastyczną rzeczą w podróżach i zwiedzaniu jest to ze wiele rzeczy może się zdarzyć nieoczekiwanie. Paulo Coelho mówił jak powinno się podróżować, aby naprawdę poznać jakieś miejsce. Tu masz link
OdpowiedzUsuńhttp://www.zosia.piasta.pl/coelho/podrozowac-inaczej.htm
Dziękuję, juz przeczytałam. Podzielam jego zdanie na temat podróżowania. Szczególnie podobał mi się punkt 6...
UsuńPozdrawiam serdecznie :)))*
Ja uwielbiam Paulo Coelho,jego książki i filozofię życia , Mogę powiedzieć ,że jest to mój ulubiony pisarz ;-)
UsuńBylam tylko raz w kosciele prawoslawnym i zachwycil mnie!
OdpowiedzUsuńPodroze ucza...
Dziekuje za Twoje podroze, ktorymi dzielisz sie ze mna....
Serdecznosci
Judyta
Jak zawsze dużo ładnych zdjęć.
OdpowiedzUsuńNo to zwiedziłem dzięki Tobie niezły kawałek Cypru. Wydaje mi się taki surowy, a zieleń jakby trochę wymęczona. Ale może tylko odniosłem takie wrażenie. Zdjęcia świetne.
OdpowiedzUsuńJak zwykle znakomicie zilustrowana relacja. Piękne miejsca. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń