Żyjemy tak jak śnimy - samotnie /Joseph Conrad/
Do autobusu linii 615 wsiadłam przy Parku Archeologicznym w Górnym Pafos, po półtora godzinnym spacerze między Grobowcami Królewskimi.
Nie było jeszcze dziesiątej kiedy jechałam do Koralowej Zatoki wzdłuż zachodniego wybrzeża Cypru.
Po drodze mijałam sady cytrusowe, gaje oliwne i wielkie połacie plantacji bananów upstrzonych ciemnoniebieskimi workami foliowymi chroniącymi owoce przed czernieniem i pękaniem.
Przejeżdżałam przez malowniczo położone
wsie Chlorakas, Lempę i Kissonegrę, z
hotelami wzdłuż wybrzeża i zabudową mieszkalną po przeciwnej stronie drogi.
To właśnie w Lempie podczas wykopalisk prowadzonych przez archeologów z Edynburga odnaleziono osadę z okresu chalkolitu i zgeometryzowane figurki kobiet w kształcie krzyża greckiego, między innymi z wizerunkiem bogini płodności - jeden z przykładów typowych tylko dla Cypru - dzieło ludności kultury Erimi (Ερήμη). O tej figurce wspominałam w poście Cypr - wyspa Afrodyty.
Z kultem płodności wiąże się także inna terakotowa figurka z osady Kissonerga - Mosfilia (Κισσόνεργα – Μοσφιλια), która przedstawia rodzącą kobietę siedzącą na niskim stołku, a pomiędzy jej stopami widoczne są głowa i ręce dziecka.
Na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia w opuszczonej Lempie zamieszkało wielu artystów jako, że przeniesiono do niej Cyprus College of Art…
To właśnie w Lempie podczas wykopalisk prowadzonych przez archeologów z Edynburga odnaleziono osadę z okresu chalkolitu i zgeometryzowane figurki kobiet w kształcie krzyża greckiego, między innymi z wizerunkiem bogini płodności - jeden z przykładów typowych tylko dla Cypru - dzieło ludności kultury Erimi (Ερήμη). O tej figurce wspominałam w poście Cypr - wyspa Afrodyty.
Z kultem płodności wiąże się także inna terakotowa figurka z osady Kissonerga - Mosfilia (Κισσόνεργα – Μοσφιλια), która przedstawia rodzącą kobietę siedzącą na niskim stołku, a pomiędzy jej stopami widoczne są głowa i ręce dziecka.
Na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia w opuszczonej Lempie zamieszkało wielu artystów jako, że przeniesiono do niej Cyprus College of Art…
Wypogodziło się na dobre i po ciemnych zwiastujących
deszcz chmurach nie było śladu, kiedy wysiadałam na końcowym przystanku, na miejskiej
plaży w zatoce Coral Bay, w miejscowości
Peyia. Wiatr od morza przepędził je
gdzieś w głąb wyspy, pozostawiając tylko leniwie przemieszczające się białe kłębuszki.
Postrzępiona linia brzegowa wyspy wyraźnie dzieliła niebo na część błękitną, tę
nad morzem i część z białymi plamami, tę nad wyspą.
Jak na razie bez większych emocji zeszłam schodkami na pustą jeszcze o tej
porze plażę. Dwaj Cypryjczycy zgrabiali w jedno miejsce glony, które być może w
nocy wyrzuciły na brzeg fale. W kilku rzędach stały równiutko rozstawione leżaki
z niebieskimi materacami, a przy nich złożone białe parasole.
- Wreszcie piasek! - Pomyślałam i zdjęłam trapery z nóg.
Boso przemaszerowałam na koniec plaży, rozebrałam się do kostiumu kąpielowego i rozciągnęłam wygodnie na ostatnim leżaku, w przedpołudniowym słońcu. Po około dziesięciu minutach poczułam cień chłodzący moją twarz. Otworzyłam oczy i zobaczyłam stojącego nade mną młodzieńca, który chciał mi sprzedać bilet za dwa euro. Zapytałam go, czy mogę zostać jeszcze kilka minut nie płacąc, bo fanką plażowania nie jestem i zaraz sobie pójdę. Skinął głową i odszedł, a ja spokojnie poleżałam chwilkę, po czym spakowałam ubranie do plecaczka, owinęłam się cieniutkim bawełnianym szalem i wąziutką ścieżyną, obok ogrodzonej siatką plantacji bananów wyruszyłam po przygodę. I tu dopiero moje emocje sięgnęły zenitu…
- Wreszcie piasek! - Pomyślałam i zdjęłam trapery z nóg.
Boso przemaszerowałam na koniec plaży, rozebrałam się do kostiumu kąpielowego i rozciągnęłam wygodnie na ostatnim leżaku, w przedpołudniowym słońcu. Po około dziesięciu minutach poczułam cień chłodzący moją twarz. Otworzyłam oczy i zobaczyłam stojącego nade mną młodzieńca, który chciał mi sprzedać bilet za dwa euro. Zapytałam go, czy mogę zostać jeszcze kilka minut nie płacąc, bo fanką plażowania nie jestem i zaraz sobie pójdę. Skinął głową i odszedł, a ja spokojnie poleżałam chwilkę, po czym spakowałam ubranie do plecaczka, owinęłam się cieniutkim bawełnianym szalem i wąziutką ścieżyną, obok ogrodzonej siatką plantacji bananów wyruszyłam po przygodę. I tu dopiero moje emocje sięgnęły zenitu…
Koralowa Zatoka dostarcza wypoczywającym tam turystom
wielu wrażeń nie tylko wzrokowych, ale także różnego rodzaju atrakcji
pozwalających na bardziej czynny wypoczynek w wodzie. Ale o tym nie będę pisać,
bo każdy wie, co w ośrodkach turystycznych na plaży można robić…
W dwa takie przylądki wciśnięta jest Koralowa Zatoka |
Piaszczysta plaża w Koralowej Zatoce |
Dopiero na końcu tego przylądka jest wąskie łagodne zejście |
Idę ścieżką na koniec cypla i jeszcze nie wiem co będzie dalej |
Dwa koniuszki przylądków wyznaczających zatokę |
Koralowa Zatoka i spokojne morze |
W każdym bądź razie najpierw doszłam na koniec
cypla okalającego zatokę z jednej strony, który skalistą pionową ścianą wypiętrzał
się ponad taflę wody. Było tam tylko jedno wąskie, łagodniejsze zejściem do
morza. Miałam ze sobą kilka bananów, dar od Petrosa, usiadłam więc w dole na
kamieniu i pochłonęłam wszystkie, żeby nie potrzebnie nie obciążać pleców…
Jedno łagodne zejście na cyplu |
Widowisko rozbijających się fal o wapienne, wrzynające
się w morze głazy kusiły niepowtarzalnym pięknem. Dziwiłam się przyrodzie, a
jakże, z rozdziawioną gębą…
Zaliczyłam przylądek i co kilkanaście metrów odkrywałam coraz bardziej
urzekające miejsca. Po drodze zatrzymałam się w jakiejś opuszczonej budowli z pozostałymi na dachu krokwiami, przez które prześwitywało błękitne niebo, a słońce
rzucało cienie w jego wnętrzu. Podejrzewałam, że była tam niegdyś jakaś
świątynia.
Na łące pasły się trzy osły, a właściwie dwa, bo jeden z nich leżał sobie z głową uniesioną nad kolorowym pastwiskiem i obserwował okolicę.
Na łące pasły się trzy osły, a właściwie dwa, bo jeden z nich leżał sobie z głową uniesioną nad kolorowym pastwiskiem i obserwował okolicę.
Postanowiłam zejść ze ścieżki i wędrować dalej po kamiennym, dość
niebezpiecznym, porowatym brzegu. To był doskonały wybór! Gdzieniegdzie fale
morskie w zetknięciu z wysoką przeszkodą, rozbijały się o nią, przelewały górą i
pozostawały w wyżłobionych zagłębieniach, a gdzieniegdzie spływały z kamieni
tworząc większe i mniejsze wodospady. Wyobrażałam sobie, co się tam dzieje podczas
dużych sztormów…
W malutkiej zatoczce na wapiennych białych stopniach
wyrzeźbionych przez wodę opalała się naga kobieta, a nieco dalej krążył po
skałach zapewne jej mężczyzna. Na stopach miał japonki i przemieszczał się
delikatnie po ostrych nierównościach obserwując morze. Poprosiłam o zrobienie
zdjęcia na tle wzbijającej się fali. Nie odmówił. Z uśmiechem na twarzy kokosił
się w swoim mało komfortowym obuwiu i z trudem trzymając równowagę trzasnął kilka fotek.
Szłam dalej i dalej zapisując obrazy w pamięci lustrzanki. Słońce paliło mocno.
Czułam je coraz bardziej na moich ramionach, które przezornie przykryłam
szalem. Nie chciałam cierpieć z powodu poparzenia, bo do końca tygodnia zostało
jeszcze kilka dni zwiedzania.
Moją wędrówkę zakończyłam w jakiejś restauracyjce na pustkowiu rozgrzanym słońcem. Zamówiłam kawę po cypryjsku i w samotności, bo turystów
nie było, kontemplowałam okolicę. Wróciłam tam raz jeszcze w sobotę, w dniu
wyjazdu, z uroczym małżeństwem z Łodzi, Ulą i Januszem, a także moją
współlokatorką z Warszawy, Aliną. Ale o tym później.
Na przystanek w Koralowej Zatoce wracałam rdzawą dróżką, a właściwie jej fragmentami porośniętymi garigiem, formacją roślinną, która z uwagi na mniejszą powierzchnię parowania skupia niskie, w większości kolczaste rośliny i doskonale radzi sobie na suchych i skalistych glebach wapiennych. Wspaniały krajobraz, cudowne kolory, i morza, i lądu.
Do hotelu na krótką przerwę i ożywczą kąpiel wróciłam około czternastej.
Po południu wybrałam się do Geroskipou i Górnego Pafos, ale o tym w następnym poście…
Na przystanek w Koralowej Zatoce wracałam rdzawą dróżką, a właściwie jej fragmentami porośniętymi garigiem, formacją roślinną, która z uwagi na mniejszą powierzchnię parowania skupia niskie, w większości kolczaste rośliny i doskonale radzi sobie na suchych i skalistych glebach wapiennych. Wspaniały krajobraz, cudowne kolory, i morza, i lądu.
Do hotelu na krótką przerwę i ożywczą kąpiel wróciłam około czternastej.
Po południu wybrałam się do Geroskipou i Górnego Pafos, ale o tym w następnym poście…
Cypr, środa 10 kwietnia 2013 roku
cdn
Bardzo przyjemnie zaczytałem się !!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!!
To bardzo miłe, że się zaczytałeś.
UsuńDziękuję za odwiedziny Macieju i pozdrawiam serdecznie :)
Oh, jak ja lubie morze!patrzac na Twoje zdjecia slysze jego szum,i halas rozbijajacych sie o skaly fal. ach,it ten rozmach otwartej przestrzeni,i niebianski kolor wody!doskonaly wybor po dlugim spacerze miedzy grobowcami. dziekuje Ci,Ewa,za ta morska uczte! Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTereniu, miło mi, że wpadłaś do mnie z wizytą.
UsuńUściski i serdeczności przesyłam :)
Dziś nie będę dużo pisał ze względu na upał. Jest cudownie!!! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńU mnie dzisiaj także jest upał, a deszcz omija Supraśl.
UsuńUściski :
te kolory ! ! ! i klimat, i historia ! ! !
OdpowiedzUsuńNie wszędzie morze ma tyle odcieni niebieskości :)
UsuńOpuszczona budowla dala Ci pole do popisu fotograficznego no i te niebieskosci bardzo mi sie podobaja! Motyl tez !!!!!lubie takie spacery, sle buziaki
OdpowiedzUsuńDzięki za dotrzymanie mi towarzystwa podczas wędrówki skalnym brzegiem Koralowej Zatoki...
UsuńBuziaki przyjęte i oddane z wzajemnością :)
ja nie wiem, co można? :)))
OdpowiedzUsuńA ja nie wiem co Ci odpowiedzieć ?
UsuńMóc i chcieć idzie w parze ;)
Pozdrawiam ciepło :)
Ewuś, romarzyłaś mnie tym morzem i wiatrem i rozpalonym słońcem, a zdjęcie z motylem - przepiękne! Już poczułam się na wakacjach, dzięki za tę wycieczkę.
OdpowiedzUsuńUściski