Nasza baza wypadowa na wyspie Kos znajdowała się w niewielkiej miejscowości Marmari słynącej z szerokich piaszczystych plaż i licznych hoteli ciągnących się wzdłuż wybrzeża.
Hotel Roseland’s, w którym zamieszkaliśmy oddalony był od plaży o ponad kilometr. Mimo nie najlepszych opinii o tym trzygwiazdkowym hotelu, ale przystępnej cenie, zaryzykowaliśmy i wybraliśmy tam opcję ze śniadaniami i obiadokolacjami. Pokój z dość dużym balkonem w budynku głównym okazał się całkiem wygodny - sprzątano go codziennie, ale ręczników nie wymieniono ani razu.
Formuła all inclusive nie miała nic wspólnego z nazwą i nie warta była dodatkowych pieniędzy. Na terenie obiektu, trzeba przyznać zadbanego, znajdowało się kilka budynków, w tym jeden na końcu alejki wiodącej na pola gospodarskie i do głównej ulicy z jedynym w Marmari supermarketem Constantinidos.
Dlaczego wspominam o tym budynku? Otóż, tuż za nim ulokowano ogromne szambo. Wydobywający się z niego paskudny zapach nie pozwalał mieszkańcom na korzystanie z balkonów i otwieranie okien. O zamianie pokoi nie było nawet mowy; biuro podróży interweniowało bez skutku.
Na kolejny minus zasługiwały mało smaczne posiłki, kiepska organizacja ich wydawania i często niedostatek dań (nie zawsze uzupełniany) po kilkunastu minutach od otwarcia stołówki. Był to przedostatni turnus w tym sezonie i być może wykorzystywano już tylko zapasy.
Jednak największym nieporozumieniem była niesympatyczna kadra ludzi w wieku emerytalnym zarządzająca hotelem. Nie mam nic przeciwko emerytom, bo sama jestem emerytką, ale uważam, że tego typu działalność wymaga ciągłego doskonalenia się, wdrażania nowych rozwiązań w świadczeniu usług przyjaznym klientom, a nie ich odstraszaniu. Wymogi współczesnego rynku hotelarskiego są wysokie, a Roseland’s, jak wynika z opinii klientów również młodych wiekiem, ich nie spełnia.
Nie jest to narzekanie z mojej strony, bo mnie akurat trafiło się dobre lokum, ale współczucie tym, którzy takiego szczęścia nie mieli i trafili na szambo. Bardziej też nastawiałam się na zwiedzanie niż na plażowanie, chociaż i krótkiego wylegiwania się w słońcu, kąpieli w morzu czy basenie nie zabrakło. Pogoda sprzyjała zarówno biernemu jak i aktywnemu wypoczynkowi. Wysokie temperatury w pierwszych dziesięciu dniach października łagodził silny wiatr.
Z balkonu naszego pokoju na pierwszym piętrze rozpościerał się widok na nizinę z charakterystycznym wzgórzem z jakąś anteną przekaźnikową, a dalej pasmo górskie z najwyższym szczytem na wyspie - Dikeos (843 m n.p.m.).
Z tarasu drugiego i ostatniego piętra budynku głównego mogłam sfotografować: zadbany ogród z dużym, czystym basenem i ze wspomnianą wyżej alejką wiodącą na pola, do supermarketu a także na plażę.
Z góry, przybliżając obiektywem, widoczne było północne wybrzeże i Morze Egejskie z wyspami: Kalimnos po lewej, Pserimos po prawej, Plati pomiędzy nimi i gdzieś w oddali, również po prawej Turcja.
Wyspy te podziwialiśmy też z plaży w Marmari. W jednej z tawern można było zamówić coś do picia i przez cały dzień korzystać z leżaków z miękkimi wygodnymi materacami. Przy silnym wietrze i dużej fali woleliśmy spacerować po miękkim piasku.
Wspomniane wzniesienie z anteną przekaźnikową mijaliśmy, a właściwie objeżdżaliśmy podążając do bardzo popularnej wśród turystów wioski Lagoudi Zia (350 m. n.p.m.) usytuowanej na zboczach Dikeos.
Zanim dotarliśmy do wsi zatrzymaliśmy się w miejscu, z którego rozpościerają się imponujące widoki na nizinę z niewysokimi wzgórzami, Morze Egejskie z wyspami, kurort Tigaki i słone jezioro (bagna) Alikés.
Na owym tarasie, jako atrakcję turystyczną ustawiono małą kapliczkę. Być może ma ona przypominać podróżnym, że świątynie usytuowane są w trudno dostępnych miejscach i należy włożyć sporo wysiłku w ich zdobycie.
Kolejny krótki przystanek zrobiliśmy przy kościele leżącym w gminie Asfendiou - wezwania światyni nie zdołałam ustalić.
Do wioski Zia po krętej drodze zmierzał sznur samochodów. Ludzie pędzili na osławione w mediach wydarzenie - zachód słońca.
Zdołaliśmy jeszcze znaleźć miejsce na parkingu, po czym ruszyliśmy na rozpoznanie terenu.
Oprócz tawern, z balkonami i tarasami skierowanymi na zachód, lśniących w z wolna zmierzającym za horyzont słońcu, swoje usługi oferowały liczne sklepy z pamiątkami. Zajrzeliśmy też do kościoła Wniebowzięcia NMP (Ναός Κοιμήσεως της Θεοτόκου Ζιάς) - niestety tak jak i muzeum przykościelne był zamknięty.
Dalej, w górę prowadził szlak na najwyższy szczyt wyspy, Dikeos Christos (846 m n.p.m.).
Z górnych tarasów we wsi Zia rozpościerał się widok na dwa sąsiadujące ze sobą kurorty Marmari i Tigaki. Pomiędzy nimi błyszczało wyschnięte jeszcze o tej porze roku słone płytkie jezioro Alikés, raj w szczególności dla flamingów w okresie zimowym, w porze obfitszych opadów deszczu. O tych ptakach pisałam podczas styczniowego pobytu na Cyprze. Poniżej widoczny też był biało niebieski kościół Naós Genéseos Theotókou. Wspaniałe widowisko.
Alikés zobaczyliśmy też z bliska innym razem. Zdjęcia poniżej.
Tymczasem na tarasie widokowym zgromadziły się tłumy gapiów. Niektórzy z nich czatowali z aparatami ustawionymi na statywach. Ci, którym zabrakło miejsca na murze, zachód słońca obserwowali z niższego poziomu.
Przy okazji wspomnę inną naszą wyprawę w stronę Lagoudi Zia, ale inną drogą, przez park przyrodniczy. W tłumaczeniu lagoudi oznacza królika i jak stwierdził Ryszard, mijający nas samochód z psami na kufrze wracał z polowania na króliki.
Nie dotarliśmy do opuszczonej prawie dwa wieki temu, z powodu epidemii cholery, miejscowości Palio Pyli, dawnej stolicy wyspy Kos i ruin twierdzy bizantyjskiej znajdującej się powyżej na wierzchołku góry, która wzmocniona przez joannitów pełniła funkcję obronną.
Byliśmy już u podnóża kamiennego szczytu, kiedy Ryszard stwierdził, że nie będzie się wspinał tylko po to, żeby zobaczyć kupę kamieni, tym bardziej, że do ruin zamku wiódł trudny, stromy szlak, momentami ginący w zaroślach.
Zazdrościłam wszystkim tym, którzy mimo późnej pory jechali nieco dalej, żeby ostatecznie podjąć jeszcze próbę zdobycia bizantyjskiej twierdzy. Ja zdobywcą nie zostałam, chociaż bardzo chciałam i pewnie gdybym była sama poszłabym dalej ku przygodzie, tak jak to nie raz już bywało. Stanowcze NIE mojego męża pozwoliło mi na pokonanie kilkudziesięciu metrów pod górę i zrobienie kilku zdjęć. Na jednym z nich widać dumę zdobywców.
W kolejnych postach, kolejne ciekawe miejsca warte zobaczenia.
Wyspa Kos, październik 2021
Zobacz także:
* Stolica Kos - aktywny i beztroski wypoczynek w słonecznej scenerii
* Zachód słońca w Zia, Marmari, Tigaki, Alikés i inne atrakcje wyspy Kos
* Kefalos i nasze najlepsze all inclusive w życiu
* Kos - bajeczne krajobrazy, piękne plaże, naturalne spa u podnóża wysokiego klifu i…my
* Kos - twierdza Antimachia, cebula morska, Plaka Forest czyli pawi raj i...
* Nisiros
- powolny proces budzenia się wulkanu. Jali - czy wydobycie pumeksu
zmiecie wyspę z mapy? Nikia - malownicza grecka wieś i inne cuda...
* Opuszczona w wyniku epidemii cholery wieś Palio Pyli na wyspie Kos oraz inne atrakcje tej greckiej wyspy...
* Kos - Kardamena, Asklepiejon, kult Asklepiosa, Hipokrates, Ogród Hipokratesa, Kefalos i inne atrakcje…
* Urodzinowy pocałunek w niezwykle urokliwym miejscu. Osobliwości Kalymnos i Telendos...