Kto chociaż raz odwiedził Silvarium, leśny ogród w Nadleśnictwie Poczopek i zanurzył się we wszystkie jego zakamarki, ten może snuć niekończące się opowieści o życiu mieszkańców lasu, począwszy od tych najmniejszych, takich jak chociażby mrówki, czy pszczoły aż po żubry, największe osobniki na tym terenie.
W ostatnim poście zaprezentowałam
najpiękniejszą ropuchę Bufosławę zaklętą
w ogromny kamień, a dziś kolej na inne arcyciekawe zwierzątko, sowę śnieżną, która nie tak dawno,
zasłynęła w świecie, morderczym aktem dokonanym na partnerze tego samego
gatunku sprowadzonym specjalnie dla niej z Niemiec. Sama pochodzi z Opola i
gdyby nie jej pewna ułomność nigdy w Przytulisku
by się nie znalazła. Mieszka w Ośrodku Rehabilitacji
Dzikich Ptaków i Ssaków, w Strigiforium, przeznaczonym dla sów, które z różnych powodów nie mogą być
zwrócone naturze.
Sowa śnieżna, tak jak i kilka jej krewniaczek żyje więc w specjalnej wolierze, ale charakterek ma nieco inny niż lokatorki sąsiednich pomieszczeń, i ani swojego lokum, ani jedzenia, za żadne skarby nie chce dzielić nawet z samcem. No, chyba, żeby znalazł się taki co by ją zapłodnił i oboje doczekali się potomstwa.
Darmozjadów nie znosi!
Nikt się nie spodziewał, że sprowadzony na osłodę samotności niemiecki fatygant będzie miał defekt jąder i na ojca się nie nada. Mądra sowa niemalże od razu zorientowała się w sytuacji i pomyślała, że skoro matką zostać nie może, to najlepiej dla niej będzie jak niepłodnego zalotnika się pozbędzie, a może nawet zje, bo przecież należy do mięsożernych ptaków. Jak pomyślała tak i zrobiła,
i któregoś dnia opiekunowie pary znaleźli w klatce resztki zadziobanego na śmierć Niemca. Opolskiej sprawczyni mordu nie ukarano, bowiem chroniła ją Dyrektywa ptasia.
A oto mieszkanka Strigiforium, sowa śnieżna - Nyctea scandiaca, duży ptak rozmnażający się w Arktyce, a zimujący w Skandynawii, Ameryce Północnej, Azji i Europie, czyli w klimacie umiarkowanym. Żywi się przede wszystkim lemingami, a także innymi niewielkimi gryzoniami. Pojedyncze hukanie tej sowy da się słyszeć zarówno w dzień jak i w nocy. Gdy sowa śnieżna pojawia się w Polsce to znaczy, że na północy brakuje pożywienia. W naszym kraju gatunek ten jest bardzo nieliczny - zalatujący.
Sowa śnieżna, tak jak i kilka jej krewniaczek żyje więc w specjalnej wolierze, ale charakterek ma nieco inny niż lokatorki sąsiednich pomieszczeń, i ani swojego lokum, ani jedzenia, za żadne skarby nie chce dzielić nawet z samcem. No, chyba, żeby znalazł się taki co by ją zapłodnił i oboje doczekali się potomstwa.
Darmozjadów nie znosi!
Nikt się nie spodziewał, że sprowadzony na osłodę samotności niemiecki fatygant będzie miał defekt jąder i na ojca się nie nada. Mądra sowa niemalże od razu zorientowała się w sytuacji i pomyślała, że skoro matką zostać nie może, to najlepiej dla niej będzie jak niepłodnego zalotnika się pozbędzie, a może nawet zje, bo przecież należy do mięsożernych ptaków. Jak pomyślała tak i zrobiła,
i któregoś dnia opiekunowie pary znaleźli w klatce resztki zadziobanego na śmierć Niemca. Opolskiej sprawczyni mordu nie ukarano, bowiem chroniła ją Dyrektywa ptasia.
A oto mieszkanka Strigiforium, sowa śnieżna - Nyctea scandiaca, duży ptak rozmnażający się w Arktyce, a zimujący w Skandynawii, Ameryce Północnej, Azji i Europie, czyli w klimacie umiarkowanym. Żywi się przede wszystkim lemingami, a także innymi niewielkimi gryzoniami. Pojedyncze hukanie tej sowy da się słyszeć zarówno w dzień jak i w nocy. Gdy sowa śnieżna pojawia się w Polsce to znaczy, że na północy brakuje pożywienia. W naszym kraju gatunek ten jest bardzo nieliczny - zalatujący.
W Polsce lęguje dziewięć gatunków
sów. Gniazdują w lasach w dziuplach, w opuszczonych gniazdach innych ptaków, a
nawet bezpośrednio na ziemi.
W Poczopku oprócz sowy śnieżnej zobaczyć można puchacza - Bubo bubo, największą europejską sowę, zasiedlającą lasy i góry umiarkowanej strefy klimatycznej. Populację krajową szacuje się na około dwieście pięćdziesiąt - dwieście osiemdziesiąt par.
Zajmuje opuszczone gniazda ptaków drapieżnych i półki skalne, gniazduje również na ziemi pod wykrotem lub między korzeniami drzewa. Jest to gatunek monogamiczny, osiadły i terytorialny. Puchacz poluje nie tylko nocą, ale i późnym świtem oraz wczesnym zmierzchem. Jego pokarm stanowią średniej wielkości ssaki i ptaki. Bubo bubo jest jednym z najgroźniejszych drapieżników, potrafi polować nawet na inne sowy.
W nadleśnictwie mieszkanie znalazła także sowa jarzębata - Surnia ulula, gatunek w Polsce rzadki - raczej zalatujący. Dzięki dłuższemu ogonowi podobna jest do jastrzębia, a w locie przypomina sokoła. Prowadzi całodobowy tryb życia. Aktywnie poluje w dzień, na gady, płazy i ptaki - nawet wielkości drozda. Lęguje głównie w opuszczonych gniazdach myszołowów i kruków. W odróżnieniu od innych sów bardzo dba o gniazdo, czyści je, wykłada mchem i piórami.
Kolejnym mieszkańcem Strigiforium jest puszczyk mszarny - Strix nebulosa - sowa wielkości puchacza, ale znacznie od niego delikatniejsza, wręcz muślinowa. Pięknie upierzona, z racji rozleglej szlary sprawia wrażenie ciągle zadziwionej światem. Prowadzi aktywny tryb życia, głównie świtem i o zmierzchu, chociaż w okresie lęgowym gdy trzeba wykarmić potomstwo, poluje również w ciągu dnia. Biotop puszczyka mszarnego to bory sosnowe i świerkowe, a menu zdominowane jest przez gryzonie, płazy, gady i niejednokrotnie spore ptaki. Młode, gdy jeszcze nie umieją latać sprawnie wspinają się po pniach.
W Poczopku jest też uszatka - Asio otus, średniej wielkości, miniaturka puchacza przyozdobiona wyraźnie wyrośniętymi pęczkami piór w kształcie uszu. Jest to gatunek osiadły, niekiedy wędrowny. Zajmuje najczęściej gniazda myszołowa, wrony lub sroki. Spotkać ją można wśród polnych zadrzewień, na skraju lasów, często zasiedlają również cmentarze oraz nadrzeczne zarośla. Ze względu na jaskrawo pomarańczową tęczówkę oczu może polować nie tylko w nocy ale również wczesnym świtem i późnym popołudniem.
W obszernej wolierze znalazło się miejsce dla puszczyka - Strix aluto, którego nazwa łacińska pochodzi od greckiego określenia czarownicy, polska natomiast najprawdopodobniej od genealogicznego bytowania w puszczach. Obecnie puszczyk coraz częściej zasiedla stare parki, śródpolne zadrzewienia i opuszczone domostwa. Jest to gatunek monogamiczny, osiadły i zdecydowanie terytorialny. Gniazduje w dziuplach, szczelinach skał, na strychach, a nawet w nieużywanych kominach. Bywa, że zajmuje również gniazda srok i wron. Ten czarnooki ptak lata wyłącznie nocą, polując na drobne gryzonie i ptaki.
Jest jeszcze w Poczopku płomykówka - Tyto alba, która zasiedla nizinną część kraju. Najchętniej zamieszkuje w wieżach kościelnych, ruinach, stodołach i na zacisznych strychach. Płomykówkę charakteryzuje niezwykle szeroka gama głosów, którym nierzadko potrafi wprawić ludzi w przerażenie. Istotną cechą jej wyglądu jest charakterystyczny kształt szlary wyglądającej jak wiązka płomieni rozchodzących się od czarnych oczu. Poluje na gryzonie - wyłącznie w nocy.
Zdjęcia sów mieszkających w Strigiforium niestety nie są dobrej jakości. Ptaki zajmowały miejsca mało widoczne, jedynie dumna sowa śnieżna pokazała się w całej swojej okazałości.
Oprócz powyższych informacji na jednej z tablic poglądowych znalazłam taką oto opowieść o sowie i kocie. Kto wnikliwie przeczytał charakterystyki poszczególnych sów, ten doskonale zrozumie przesłanie autora opowiadania.
W Poczopku oprócz sowy śnieżnej zobaczyć można puchacza - Bubo bubo, największą europejską sowę, zasiedlającą lasy i góry umiarkowanej strefy klimatycznej. Populację krajową szacuje się na około dwieście pięćdziesiąt - dwieście osiemdziesiąt par.
Zajmuje opuszczone gniazda ptaków drapieżnych i półki skalne, gniazduje również na ziemi pod wykrotem lub między korzeniami drzewa. Jest to gatunek monogamiczny, osiadły i terytorialny. Puchacz poluje nie tylko nocą, ale i późnym świtem oraz wczesnym zmierzchem. Jego pokarm stanowią średniej wielkości ssaki i ptaki. Bubo bubo jest jednym z najgroźniejszych drapieżników, potrafi polować nawet na inne sowy.
W nadleśnictwie mieszkanie znalazła także sowa jarzębata - Surnia ulula, gatunek w Polsce rzadki - raczej zalatujący. Dzięki dłuższemu ogonowi podobna jest do jastrzębia, a w locie przypomina sokoła. Prowadzi całodobowy tryb życia. Aktywnie poluje w dzień, na gady, płazy i ptaki - nawet wielkości drozda. Lęguje głównie w opuszczonych gniazdach myszołowów i kruków. W odróżnieniu od innych sów bardzo dba o gniazdo, czyści je, wykłada mchem i piórami.
Kolejnym mieszkańcem Strigiforium jest puszczyk mszarny - Strix nebulosa - sowa wielkości puchacza, ale znacznie od niego delikatniejsza, wręcz muślinowa. Pięknie upierzona, z racji rozleglej szlary sprawia wrażenie ciągle zadziwionej światem. Prowadzi aktywny tryb życia, głównie świtem i o zmierzchu, chociaż w okresie lęgowym gdy trzeba wykarmić potomstwo, poluje również w ciągu dnia. Biotop puszczyka mszarnego to bory sosnowe i świerkowe, a menu zdominowane jest przez gryzonie, płazy, gady i niejednokrotnie spore ptaki. Młode, gdy jeszcze nie umieją latać sprawnie wspinają się po pniach.
W Poczopku jest też uszatka - Asio otus, średniej wielkości, miniaturka puchacza przyozdobiona wyraźnie wyrośniętymi pęczkami piór w kształcie uszu. Jest to gatunek osiadły, niekiedy wędrowny. Zajmuje najczęściej gniazda myszołowa, wrony lub sroki. Spotkać ją można wśród polnych zadrzewień, na skraju lasów, często zasiedlają również cmentarze oraz nadrzeczne zarośla. Ze względu na jaskrawo pomarańczową tęczówkę oczu może polować nie tylko w nocy ale również wczesnym świtem i późnym popołudniem.
W obszernej wolierze znalazło się miejsce dla puszczyka - Strix aluto, którego nazwa łacińska pochodzi od greckiego określenia czarownicy, polska natomiast najprawdopodobniej od genealogicznego bytowania w puszczach. Obecnie puszczyk coraz częściej zasiedla stare parki, śródpolne zadrzewienia i opuszczone domostwa. Jest to gatunek monogamiczny, osiadły i zdecydowanie terytorialny. Gniazduje w dziuplach, szczelinach skał, na strychach, a nawet w nieużywanych kominach. Bywa, że zajmuje również gniazda srok i wron. Ten czarnooki ptak lata wyłącznie nocą, polując na drobne gryzonie i ptaki.
Jest jeszcze w Poczopku płomykówka - Tyto alba, która zasiedla nizinną część kraju. Najchętniej zamieszkuje w wieżach kościelnych, ruinach, stodołach i na zacisznych strychach. Płomykówkę charakteryzuje niezwykle szeroka gama głosów, którym nierzadko potrafi wprawić ludzi w przerażenie. Istotną cechą jej wyglądu jest charakterystyczny kształt szlary wyglądającej jak wiązka płomieni rozchodzących się od czarnych oczu. Poluje na gryzonie - wyłącznie w nocy.
Zdjęcia sów mieszkających w Strigiforium niestety nie są dobrej jakości. Ptaki zajmowały miejsca mało widoczne, jedynie dumna sowa śnieżna pokazała się w całej swojej okazałości.
Oprócz powyższych informacji na jednej z tablic poglądowych znalazłam taką oto opowieść o sowie i kocie. Kto wnikliwie przeczytał charakterystyki poszczególnych sów, ten doskonale zrozumie przesłanie autora opowiadania.
Kot i sowa
Dziwna to była
przyjaźń, kot i sowa. Czy połączyło ich zamiłowanie do nocnych łowów, czy może
zbliżył swoisty dystans do otaczającego świata - trudno powiedzieć. W każdym
razie całe godziny spędzali na niekończących się pogawędkach.
Najczęściej przebywali przy dawno opuszczonej, pochylonej starością chacie, przytulonej do mocno przerzedzonego starodrzewia sosnowego, który w dzień wydawał się zapraszać na spacer wabiąc: to drobnymi prawdziwkami, to wysłodzonymi słońcem jagodami. Nocą zaś w świetle księżycowej poświaty emanował jakąś tajemniczą grozą, rzucając powykrzywiane cienie sosnowych pni na strachliwie przytulone do leśnego runa krzewy kruszyny i brzemienne kiściami czarniejących owoców, bzy.
Sowa przysiadłszy na wpół spróchniałym żurawiu, od dawna nie skrzypiącym pod ciężarem wiadra wypełnionego wodą, zdawała się drzemać słuchając opowieści kocura leniwie rozciągniętego w progu nieistniejących drzwi. Nie przeszkadzało jej, że futrzany przyjaciel swe myśliwskie dokonania ubarwiał tak niemiłosiernie, że nawet kotu to nie wypadało.
Po pochmurnym, późnowiosennym dniu nadeszła mroczna noc. Kot wypoczęty ale głodny, przeciągnął się leniwie i bezszelestnie ruszył w stronę lasu.
- Dokąd to? - zagadnęła sowa, która szykowała się właśnie do nocnych łowów.
- Polowanko, moja droga, polowanko - futrzak mruknął złowieszczo - czas na kolację, dziś mam chrapkę na ptasią przekąskę.
Nie łatwo było przestraszyć skrzydlatą królową nocy. Tym razem słowa kota zmroziły ją. Przecież w sąsiednim lesie, nieopodal bobrowej tamy, w dziupli świerkowego złomu, zostawiła trójkę dzieci.
- Słuchaj drogi przyjacielu - zaczęła przymilnie podlatując w stronę oddalającego się kota - chyba nie skrzywdzisz moich maluchów?
- Pewnie, że nie, ale jak ich rozpoznam?
- To proste - w głosie sowy zabrzmiały, tak nie pasujące do jej drapieżnej natury ciepłe tony - są najpiękniejsze w całym lesie.
Futrzany łowca, niby nocna zjawa przemykał się między drzewami. Stawał, bacznie nasłuchiwał. Nie musiał długo czekać. Jego czuły słuch wyłowił lekkie piski wydobywające się ze starej osiki. Wdrapał się na drzewo i ostrożnie zbliżył się do gniazda. Na dnie tuliły się do siebie przerażone pisklaki.
- Ani ładne, ani brzydkie - ot takie zwykłe. Licho wie - pomyślał - a może to sówki. Słowo jest słowo. Zeskoczył lekko na ziemię i powędrował dalej. Nie musiał zresztą iść zbyt daleko, by usłyszeć nieostrożnie przepychających się w dziupli ptasich niemowlaków. Zajrzał do środka. Trzy milutkie, pokryte puchem maluchy wyciągały do niego żółte dziobki. Były całkiem ładne.
- I na pewno smaczne - Kot oblizał się smakowicie. Mogły to być jednak dzieci sowy. Lekko zirytowany powędrował dalej. Minął brzozowy zagajnik i znów znalazł się w starym lesie. Wdrapał się na starą, suchą lipę. W obszernej, zadbanej dziupli, tuliły się do siebie dwa czyściutkie, ładnie opierzone ptaszki. Były naprawdę urocze - to bez wątpienia musiały być dzieci sowy.
Głodny i coraz bardziej zdeterminowany kocur zdecydowany był jak najszybciej znaleźć coś do zjedzenia. Z rosnącego nieopodal pochylonego wiatrem świerka dobiegały go chrapliwe piski. Trzy zaniedbane, brudne i zasmarkane pisklaki wrzeszczały podskubując się złośliwie. To nie mogły być sowiątka. Po kolacji, zadowolony z siebie myśliwy udał się w powrotną drogę.
Świtało, gdy sowa powróciła do gniazda. W dziupli było pusto. Porozrzucane piórka - efekt kolacji kota - ujawniły straszną prawdę. Zbolała przysiadła na pobliskim konarze.
- Przecież obiecał, przecież obiecał - jak mógł - myśli kłębiły się w jej głowie.
- Dlaczego to zrobił?
Miłość matczyna, tak jak i boleść po stracie dzieci, jest ogromna. Potrafi przenosić góry nie zna granic poświęcenia. Dla każdej matki jej dzieci są najmądrzejsze, najpiękniejsze. Nie każdy jednak patrzy jej oczyma. A miłość ślepa, jak przysłowiowa sowa w dzień, nie pierwszy raz doprowadziła do tragedii.
O Poczopku
* Piękno letniej przyrody zamknięte w poczopkowym Silvarium
* Poczopek - Święto brzozy ...i ja tam byłam, i sok z brzozy piłam
* Żubry żyjące na wolności w Nadleśnictwie Krynki w Puszczy Knyszyńskiej
* Silvarium w Poczopku i wspomnienie Kruszynian
* Miłość matczyna i rzecz o morderczyni, którą przed karą uchroniła Dyrektywa ptasia
* Bufosława z Poczopka, czyli rzecz o żabach i ropuchach
Najczęściej przebywali przy dawno opuszczonej, pochylonej starością chacie, przytulonej do mocno przerzedzonego starodrzewia sosnowego, który w dzień wydawał się zapraszać na spacer wabiąc: to drobnymi prawdziwkami, to wysłodzonymi słońcem jagodami. Nocą zaś w świetle księżycowej poświaty emanował jakąś tajemniczą grozą, rzucając powykrzywiane cienie sosnowych pni na strachliwie przytulone do leśnego runa krzewy kruszyny i brzemienne kiściami czarniejących owoców, bzy.
Sowa przysiadłszy na wpół spróchniałym żurawiu, od dawna nie skrzypiącym pod ciężarem wiadra wypełnionego wodą, zdawała się drzemać słuchając opowieści kocura leniwie rozciągniętego w progu nieistniejących drzwi. Nie przeszkadzało jej, że futrzany przyjaciel swe myśliwskie dokonania ubarwiał tak niemiłosiernie, że nawet kotu to nie wypadało.
Po pochmurnym, późnowiosennym dniu nadeszła mroczna noc. Kot wypoczęty ale głodny, przeciągnął się leniwie i bezszelestnie ruszył w stronę lasu.
- Dokąd to? - zagadnęła sowa, która szykowała się właśnie do nocnych łowów.
- Polowanko, moja droga, polowanko - futrzak mruknął złowieszczo - czas na kolację, dziś mam chrapkę na ptasią przekąskę.
Nie łatwo było przestraszyć skrzydlatą królową nocy. Tym razem słowa kota zmroziły ją. Przecież w sąsiednim lesie, nieopodal bobrowej tamy, w dziupli świerkowego złomu, zostawiła trójkę dzieci.
- Słuchaj drogi przyjacielu - zaczęła przymilnie podlatując w stronę oddalającego się kota - chyba nie skrzywdzisz moich maluchów?
- Pewnie, że nie, ale jak ich rozpoznam?
- To proste - w głosie sowy zabrzmiały, tak nie pasujące do jej drapieżnej natury ciepłe tony - są najpiękniejsze w całym lesie.
Futrzany łowca, niby nocna zjawa przemykał się między drzewami. Stawał, bacznie nasłuchiwał. Nie musiał długo czekać. Jego czuły słuch wyłowił lekkie piski wydobywające się ze starej osiki. Wdrapał się na drzewo i ostrożnie zbliżył się do gniazda. Na dnie tuliły się do siebie przerażone pisklaki.
- Ani ładne, ani brzydkie - ot takie zwykłe. Licho wie - pomyślał - a może to sówki. Słowo jest słowo. Zeskoczył lekko na ziemię i powędrował dalej. Nie musiał zresztą iść zbyt daleko, by usłyszeć nieostrożnie przepychających się w dziupli ptasich niemowlaków. Zajrzał do środka. Trzy milutkie, pokryte puchem maluchy wyciągały do niego żółte dziobki. Były całkiem ładne.
- I na pewno smaczne - Kot oblizał się smakowicie. Mogły to być jednak dzieci sowy. Lekko zirytowany powędrował dalej. Minął brzozowy zagajnik i znów znalazł się w starym lesie. Wdrapał się na starą, suchą lipę. W obszernej, zadbanej dziupli, tuliły się do siebie dwa czyściutkie, ładnie opierzone ptaszki. Były naprawdę urocze - to bez wątpienia musiały być dzieci sowy.
Głodny i coraz bardziej zdeterminowany kocur zdecydowany był jak najszybciej znaleźć coś do zjedzenia. Z rosnącego nieopodal pochylonego wiatrem świerka dobiegały go chrapliwe piski. Trzy zaniedbane, brudne i zasmarkane pisklaki wrzeszczały podskubując się złośliwie. To nie mogły być sowiątka. Po kolacji, zadowolony z siebie myśliwy udał się w powrotną drogę.
Świtało, gdy sowa powróciła do gniazda. W dziupli było pusto. Porozrzucane piórka - efekt kolacji kota - ujawniły straszną prawdę. Zbolała przysiadła na pobliskim konarze.
- Przecież obiecał, przecież obiecał - jak mógł - myśli kłębiły się w jej głowie.
- Dlaczego to zrobił?
Miłość matczyna, tak jak i boleść po stracie dzieci, jest ogromna. Potrafi przenosić góry nie zna granic poświęcenia. Dla każdej matki jej dzieci są najmądrzejsze, najpiękniejsze. Nie każdy jednak patrzy jej oczyma. A miłość ślepa, jak przysłowiowa sowa w dzień, nie pierwszy raz doprowadziła do tragedii.
O Poczopku
* Piękno letniej przyrody zamknięte w poczopkowym Silvarium
* Poczopek - Święto brzozy ...i ja tam byłam, i sok z brzozy piłam
* Żubry żyjące na wolności w Nadleśnictwie Krynki w Puszczy Knyszyńskiej
* Silvarium w Poczopku i wspomnienie Kruszynian
* Miłość matczyna i rzecz o morderczyni, którą przed karą uchroniła Dyrektywa ptasia
* Bufosława z Poczopka, czyli rzecz o żabach i ropuchach