sobota, 13 stycznia 2024

Alanya - samozwańczy przewodnik w drodze do portu oraz…


    To już trzeci post o najpiękniejszym kurorcie Riwiery Tureckiej - atrakcyjnej o każdej porze roku Alanyi. Warto wrócić do poprzednich wpisów tutaj i tutaj, ażeby dowiedzieć się, co Alanya oferuje turystom poza błogim wypoczynkiem na plaży.

   
Przed wyprawą w nieznane często studiuję mapę i mniej więcej wiem, jak poruszać się w terenie i jakie ewentualnie przeszkody pokonać, ażeby osiągnąć wyznaczony cel. Zdaję się też na intuicję, która nieraz zawodzi, ale tym akurat się nie przejmuję, bo lubię błądzić.

   
Drugiego dnia naszego zimowego pobytu
w Alanyi (przełom stycznia i lutego 2023) postanowiliśmy przebić się na drugą stronę górzystego cypla, z hotelu usytuowanego u podnóża góry zamkowej po zachodniej stronie na wschód - do portu.

   
Kiedy po wyjściu z hotelu stanęliśmy na rozdrożu i spoglądaliśmy na turystyczny drogowskaz podszedł do nas Turek sprawiający wrażenie jakby tam na nas czekał i śmiało zaproponował pomoc, mówiąc, że pokaże nam krótszą trasę do portu, bo ta, którą wskazuje znak jest bardzo długa.

   
Ryszard nieufnie kręcił nosem i twierdził, że sobie poradzimy, a ja z grzeczności przystałam na propozycję Turka no i ostatecznie poszliśmy za nim.
    Od samego początku nasz samozwańczy przewodnik ostro piął się pod górę po wyludnionych, nieuczęszczanych przez turystów
zaułkach. Ryszardowi to się nie podobało, czarno to widział, nalegał na powrót i opóźniał wspinaczkę, Turek zaś, ruchem ręki nawoływał i zachęcał do śledzenia go po stromych schodach i podejściach. Dla zachęty i wzbudzenia sympatii zrobił nam nawet zdjęcie, a w cudzym ogrodzie zerwał dla nas dwie pomarańcze.






     Wkrótce znaleźliśmy się na kompletnym odludziu, w lesie, na zboczu kamiennego wzgórza, dla bezpieczeństwa
ogrodzonego drucianą siatką.
    Tutaj Turek oznajmił, że do portu widocznego z góry sami trafimy. Jeszcze nie wiedzieliśmy którędy, ale z ulgą podziękowaliśmy mu za jego trud.
    Wyjęłam z małej portmonetki
(mam zawsze taką na podorędziu, dla bezpieczeństwa nie noszę większej gotówki) całą jej zawartość, kilkadziesiąt lirów w papierkach i monetach, równowartość około dwudziestu złotych i wręczyłam ją Turkowi. Ten jednak uznał, że to zbyt skromny datek i odrzucił go z wyraźną złością. Papierki złapałam do ręki a monety potoczyły się po kamieniach. Chcieliśmy ruszyć dalej, ale on stał jak wryty i domagał się większej zapłaty, co najmniej dwadzieścia euro.
    Ryszard próbował opanować nerwy mówiąc, że możemy zejść na dół do hotelu, ale ten pomysł Turkowi się nie podobał i dalej domagał się większej kwoty za swoją wymuszoną usługę. W portfelu plecaka miałam jeszcze dwieście lirów. Dołożyłam do odrzuconych przez niego banknotów i powiedziałam, że więcej nie mam. Ten, mamrocząc coś pod nosem wreszcie odpuścił i mocno wzburzony zostawił nas w spokoju.
    Odetchnęliśmy z ulgą! Uffnigdy więcej samozwańczych przewodników!




   
Nie byłam przygotowana na taki obrót wydarzeń, jak widać w Turcji nie ma bezinteresowności i wciąż musimy pamiętać o napiwkach - bahşiş, … no, ale bez przesady, za kilkanaście minut spaceru i pokazania celu naszej wyprawy, z góry, z jakiegoś odosobnionego miejsca?! Wciąż się uczę, a Ryszard ciosa mi kołki na głowie próbując umniejszać moje zaufanie do ludzi!

   
Widok z kamiennej góry porośniętej w większości sosną zachwycał i radował serce. Turek zniknął i mogliśmy w pełni cieszyć się tym miejscem i wspaniałą pogodą. Zrobiliśmy sobie kilkanaście zdjęć, po czym dziką wijącą się w dół ścieżką niespiesznie zaczęliśmy schodzić do portu. Jak się okazało nie była to masowo uczęszczana, najkrótsza i jedyna droga. Przez dwa tygodnie poznaliśmy inne szlaki.
    Przedzierając się przez las dotarliśmy do rozdroża i ulicy zawieszonej nad skalną ścianą. Stąd jak na dłoni widoczny był port i jego zabytki z okresu seldżuckiego - Czerwona Wieża (Kızıl Kule), stocznie (Tersane) i arsenał (Tophane).







     Idąc dalej do portu, przebiliśmy się przez tarasową zabudowę z ogrodami, gdzieniegdzie pokonując strome schody. Na placu jak mniemam Atatürka (z jego pomnikiem na środku) odpoczęliśmy chwilę.



















   
Potem zwiedziliśmy Czerwoną Wieżę,
zbudowaną w 1226 roku na rozkaz seldżuckiego sułtana Alaeddina Keykubata, o której mówi się, że jest symbolem Alanyi i która najpiękniej moim zdaniem prezentuje się ze wzgórza zamkowego, albo z przeciwległego brzegu i górującego nad nim wzgórza z napisem I’LOVE ALANYA, czy też oglądana ze sztucznego półwyspu z latarnią morską.
    W południowej ścianie ośmiokątnej wieży znajduje się inskrypcja poświęcona sułtanowi, wychwalająca go jako władcę narodów, sułtana sułtanów, strażnika pokoju, władcę lądu i dwóch mórz oraz pomocnika muzułmanów. Każda z ośmiu ścian pięciokondygnacyjnej strażnicy ma szerokość 12,5 metra, jej średnica wynosi 29 metrów, a wysokość 33 metry. Na szczyt prowadzi 85 schodów.







      Ścieżka za wieżą wzdłuż murów prowadzi do pozostałości seldżuckich stoczni (Tersane) oraz arsenału (Tophane) zaś na tle murów od strony morza rozciąga się wąska plaża Tersane. Zima nie sprzyja plażowaniu, a zatem kąpiących się nie widzieliśmy, ale za to zrobiliśmy sobie kilka zdjęć na kamiennym nabrzeżu z uroczym, bardzo towarzyskim czarnym sierściuchem. Stocznie mają 57 metrów długości i 40 metrów głębokości. Nad wejściem do stoczni widnieje pamiątkowa inskrypcja z imieniem sułtana, ozdobiona rozetami.


























   
Ciężkie, nadciągające z zachodu chmury zwiastujące deszcz zakończyły naszą wyprawę i pobyt w porcie.






   
Innego dnia, do portu, wyruszyliśmy trasą przez miasto. Na błękitnym niebie nie było ani jednej chmury. Obserwowaliśmy port z górnego tarasu wystawiając twarz do słońca. 








   
Nad samym morzem, mimo tak pięknej pogody było wietrznie tak, że oprócz czapek nasuwaliśmy na głowy kaptury. Tym razem celem naszej wyprawy był pirs z latarnią morską. Pirsem nazywamy sztuczny półwysep wysunięty w głąb wody prostopadle albo skośnie do brzegu lub nabrzeża - pirs w Alanyi ma nieco ponad 500 metrów długości i po jednej stronie zaopatrzony jest w urządzenia cumownicze dla jednostek rybackich. Zimą, jak zauważyliśmy, przeprowadzano tam remonty łodzi.
Latarnia na krańcu półwyspu powstała pod koniec dziewiętnastego wieku. 
    Obok pirsu z latarnią wybudowany został długi pomost, niestety zamknięty zimą.
   Na ławce przy okrągłej budowli morskiej wylegiwał się w słońcu rudo biały kot. Dołączyliśmy do niego i my.



















   
Ażeby zakończyć ten zimowy wątek o Alanyi
(z przełomu stycznia i lutego 2023) wspomnę nasze próby zdobycia wzgórza z napisem I LOVE ALANYA, widocznego niemal z każdego zakątka w mieście. Wybieraliśmy się tam kilka razy sugerując się różnymi wskazówkami.
    Najpierw kilka razy próbowaliśmy pojechać tam autobusem, znaleźliśmy nawet przystanek, z którego odjeżdżał, ale po zbyt długim wyczekiwaniu rezygnowaliśmy.
    Próbowaliśmy też dojść tam na piechotę, ale okazało się, że nasz cel jest za daleko i nikt nie potrafił wskazać, którymi uliczkami mamy się poruszać.














 
  
Ostatecznie razem z dwójką Polaków mieszkających w tym samym hotelu wynajęliśmy taksówkę i wreszcie zdobyliśmy to wzgórze. W drodze stwierdziliśmy, że autobusy tam raczej nie kursują ze względu na przebudowę wiodącej ostro pod górę ulicy, w jednym miejscu niemal pionowej (sfotografowałam to miejsce wracając).









 
    Wyprawa warta była świeczki, bo zaiste widoki imponujące. Całe miasto, górę zamkową i port mieliśmy jak na dłoni. Nie mogliśmy niestety dojść, a właściwie zejść nieco niżej do właściwego napisu, jako że i tam trwały jakieś roboty ziemne. Za to wyżej porozrzucano drewniane litery tworzące wyraz ALANYA. Można było na nie wchodzić i robić sobie zdjęcia, z czego i ja skorzystałam. Wpadłam też do restauracji The Rabbit i zaprzyjaźniłam się z psem, który uciął sobie drzemkę na kanapie w tym gościnnym dla zwierząt lokalu.






















    W pobliżu znajdowała się też inna atrakcja, z której nie skorzystaliśmy, a mianowicie tyrolka w Parku Zipline z kilometrowym zjazdem w kierunku morza. Ponoć podczas lotu tyrolką osiąga się prędkość od 60 do120 km/h i z wysokości 500 metrów ogląda Alanyę. Inną atrakcją w parku jest 13-metrowa gigantyczna huśtawka.




     W Alanyi nie można się nudzić. Atrakcji nie brakuje również w okolicy miasta.
    Jeszcze w tym samym 2023 roku pojechaliśmy do Turcji po raz drugi również w okresie zimowym, w pierwszej połowie grudnia, lecz tym razem do Kemer, o którym być może opowiem w kolejnym poście.

 Alanya, przełom stycznia i lutego 2023