niedziela, 21 lutego 2016

Święty patron od unikania płacenia podatków, czyli Nikozja w odsłonie drugiej

Le Voilà!

        To już osiemnasty post o Cyprze, a drugi o Nikozji - jedynej na świecie stolicy podzielonej na dwie części, północną - turecką i południową - grecką. Pojechaliśmy tam we czwartek, autobusem intercity, z przystanku znajdującego się na plaży Finikoudes w Larnace.
    Osobiście wolałam wyjechać gdzie indziej, ale Ryszard ciekawy był zdezintegrowanego zieloną linią miasta.

   
O Nikozji dość obszernie pisałam w poście Trochę o Cyprze w drodze do Nikozji i o samej Nikozji, a zatem wszystkich tych, których to miejsce interesuje odsyłam do powyższego wpisu.
    Dzisiaj dodam trochę informacji o innych zabytkach, na które natknęliśmy się podczas naszej długiej wędrówki.

   
Jadąc tam, nie mieliśmy konkretnego planu i najpierw z dworca autobusowego, przylegającego do ulic Konstantinou Palaiologou (Konstantyna XI Paleologa - cesarza bizantyjskiego z dynastii Paleologów, ostatniego władcy Bizancjum) i Kostaki Pantelidi poszliśmy przedłużeniem tych ulic - ulicą Rigenis, aż do Bramy i ulicy Pafou, przy której znajdował się katolicki Kościół Świętego Krzyża, o którego istnieniu wcześniej nie wiedziałam, i w którym to odkryłam coś niezwykłego, ale o tym za chwilę.

    
Nie będę określać stylu tego kościoła, otwartego w lutym, dokładnie sto czternaście lat temu, z jego prostą ale elegancką elewacją zwieńczoną tympanonem z krzyżem jerozolimskim, pod którym widnieje rozeta i herb Kustodii Ziemi Świętej, zdradzające już niejako na samym wejściu cel powstania Kustodii, a mianowicie otoczenie opieką sanktuariów związanych z życiem i działalnością Chrystusa i Apostołów a także duszpasterstwa lokalnych katolików.
    Jak wiemy swoje przedstawicielstwa Kustodia posiada w wielu krajach na świecie, między innym w Hiszpanii, której rodzina królewska pokryła część kosztów związanych z budową sanktuarium. Pozostałą sumę pokryli bracia zakonni, franciszkanie z klasztoru znajdującego się obok kościoła, który przebudowano w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym dziewiątym roku.
    Niestety, kilka lat później zarówno kościół jak i klasztor w wyniku zawirowań politycznych znalazły się w strefie buforowej. Udostępniono je ponownie w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym szóstym. Jednak wnętrze świątyni nie nadawało się do użytku. Przywrócono je dopiero dwa lata później po trwającym około pół roku remoncie. W tym czasie msze święte sprawowano w ogrodzie klasztornym.


    Podczas prac remontowych ścianę nad ołtarzem z trzema drewnianymi postaciami przedstawiającymi Marię, Jezusa na Krzyżu i Jana Ewangelistę, wzbogacono witrażem wykonanym przez artystów włoskich.


    W trzynawowym kościele znajduje się w sumie dziesięć kaplic, pięć po prawej i pięć po lewej stronie, z figurami świętej Łucji, świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, świętego Pantaleona, świętego Franciszka z Asyżu, świętego Antoniego z Padwy, a także kaplica z drewnianą figurą NMP, pochodząca z Hiszpanii, w której udziela się sakramentu chrztu, kaplica z drewnianym ołtarzem w stylu gotyckim z postaciami apostołów Piotra i Andrzeja, kaplica Grobu Pana Jezusa.
    W jednej z kaplic stoją dwa ręcznie rzeźbione konfesjonały wykonane w tysiąc dziewięćset pierwszym roku w Jerozolimie w stolarskim warsztacie franciszkanów.
   Na uwagę zasługuje także część drewnianej ambony, hiszpańskie dzieło sztuki sakralnej z postaciami Chrystusa i czterema ewangelistami.
    Warto także zerknąć na sklepienie z herbami, pierwszy od wejścia to emblemat hiszpańskiej rodziny królewskiej, drugi literą M symbolizuje Maryję, trzeci Eucharystię JHS, w czwartym widzimy anioła, a w piątym gołębicę z rozpostartymi skrzydłami - symbol Ducha Świętego.









    No i na koniec owa niespodzianka!!! Otóż po lewej stronie, w kaplicy tuż przy samym wejściu znajduje się kilka marmurowych tablic, są to:
- emblematy dynastii Lusignan, panującej na Cyprze w latach 1191-1489,
- płaskorzeźba datowana na rok 1555 MD LV, przedstawiająca Maryję z Dzieciątkiem w gotyckim oknie,
- herb Zakonu Braci Mniejszych (franciszkanów)
- no i moje odkrycie, perełka - marmurowa niewielka tablica przedstawiająca świętego Mamasa, z wyrytą datą 18 marca 1524 





    - Słyszeliście o taki świętym, bo ja nie?! I wcale się tego nie wstydzę, bowiem człowiek uczy się całe życie!
    Nie jestem pewna, czy wszyscy nawiedzający ten katolicki kościół zwrócili uwagę na ten niby drobny szczegół.
    No właśnie, jak to dobrze jest sprawdzić co się fotografuje. No i niech mi ktoś powie, że podróże nie kształcą i nie prowokują do poszukiwań.
    Ale do rzeczy, poszperałam i wyszperałam, że Mamas z Morfu (Morfu - miasto w części kontrolowanej przez Turków) to święty cypryjski, który  według świadectwa innych świętych Bazylego Wielkiego i Grzegorza z Nazjanu  był sierotą, jego rodzice zmarli w więzieniu, a on sam będąc w podobnych sytuacjach podtrzymywał na duchu współtowarzyszy. Mamas od młodości aż do sędziwego wieku wiódł żywot męczeński. Zmarł prześladowany, za panowania cesarza rzymskiego Lucjusza Domicjusza Aureliana.
    Cypryjski święty wiódł życie eremity i pasterza. Wspomagał też biednych produkowanymi przez siebie serami. Aresztowany, miał być oddany na pożarcie dzikim zwierzętom, męczony w ogniu i kamienowany...
    Uchodził za patrona pasterzy i trzód..., ale czy tylko...?


   
Odpowiedź znalazłam w ciekawym artykule Jana Bolanowskiego napisanym dla Fakt.pl, którego fragmenty przytoczę:

   
W Kościele są patroni od wszystkiego, także od unikania płacenia podatków. Święty Mamas, pustelnik z III wieku, wsławił się między innymi uniknięciem ucisku podatkowego ze strony Rzymu. Jako patron uchylających się od państwowej daniny jest szczególnie czczony na Cyprze.
    Według podań święty Mamas był pustelnikiem i żył w skrajnym ubóstwie. Kiedy kazano mu zapłacić podatek, nie zrobił tego i miał za to stanąć przed sądem. Jednak gdy pod strażą był prowadzony do miasta, na swojej drodze spotkał lwa atakującego baranka. Święty Mamas przywołał lwa, dosiadł go, a baranka wziął na ręce. W ten sposób uciekł żołnierzowi i dotarł przed oblicze sędziego. Według legendy sędzia zwolnił go od podatku, a święty podarował mu w zamian owieczkę.
    Czy kult świętego Mamasa oznacza, że Kościół pochwala niepłacenie podatków? Zdecydowanie nie! Historia cypryjskiego pustelnika to raczej wyjątek od reguły. Egzekwowanie podatków było w III wieku elementem prześladowania chrześcijan przez Cesarstwo Rzymskie. Co do zasady Kościół katolicki nakazuje płacenie podatków, o czym mówi 2240 kanon Katechizmu Kościoła Katolickiego: „Uległość wobec władzy i współodpowiedzialność za dobro wspólne wymagają z moralnego punktu widzenia płacenia podatków”.
    No i to by było na tyle o świętym Mamasie.


   
Dodam jeszcze tylko, że piątego czerwca dwa tysiące dziesiątego roku przebywał tam papież Benedykt XVI.

   
Obok kościoła wkomponowanego w kamienny mur, dzielący Nikozję południową od północnej, znajduje się Brama Pafos, jedna z trzech zachowanych do  dzisiaj w długich fragmentach muru weneckiego. Zrobiliśmy tam trochę zdjęć, jako, że poprzednim razem akurat tej części miasta nie zwiedzałam.








    Idąc nieco dalej wzdłuż szesnastowiecznych murów z zasiekami z drutu kolczastego natrafiliśmy na dwa bastiony (dokładniej mur opisałam tutaj), a później zatrzymaliśmy się w parku w którym zgromadzono wiele gatunków roślin egzotycznych w tym przecudnej urody kaktusy.
    Podobała nam się także piękna aleja obsadzona palmą królewską. Podobną aleję widziałam w hacjendzie Hernána Cortésa w Meksyku (tutaj).
























    Stamtąd tą samą trasą wróciliśmy do dworca i w jego okolicach zanurzyliśmy się w skwer Eleftheria, a następnie w ulicę Ledras, ze słynnym domem towarowym Debenhams Ledra, wiodącą do zielonej granicy, czyli przejścia na stronę turecką.
     Na ostatnim przeszklonym piętrze sklepu znajduje się restauracja i toalety. Wydzielono tam też specjalne miejsce dla osób palących. Na wygodnych skórzanych kanapach i fotelach można odpocząć i zjeść swoją własną kanapkę przyniesioną w plecaku. Zamówiłam kawę i szczerze wyznaję, że tak paskudnej w smaku kawy jeszcze nie piłam. Nawet Ryszard mocno się skrzywił pociągając łyk.
    Warto tam się zatrzymać bowiem przyglądając się miastu z góry łatwo jest się zorientować gdzie się znajdujemy i jak daleko jest do kolejnych atrakcji wartych zobaczenia.
    Chciałam też z tarasu widokowego pokazać mężowi, po stronie tureckiej, miejsce koronacji królów, czyli gotycką katedrę świętej Zofii, zamienioną na meczet.











    W dwa tysiące ósmym roku na ulicy Ledras otwarto przejście graniczne. Dzisiaj wystarczy mieć przy sobie dokument tożsamości i pokazać go urzędnikom po greckiej i tureckiej stronie.
    Znaleźliśmy się więc w północnej Nikozji należącej do Turcji i najpierw zwiedziliśmy
Büyük Han, który powstał z rozkazu pierwszego tureckiego gubernatora Cypru w tysiąc pięćset siedemdziesiątym drugim roku. Był to tak zwany karawanseraj, czyli zajazd dla karawan ze stajniami, pomieszczeniami dla podróżnych i małym meczetem na dziedzińcu. Obecnie znajdują się tam sklepy i kawiarnie.








    Uliczką z kolorowymi sklepikami dotarliśmy do meczetu Selimiye, gotyckiej świątyni budowanej od tysiąc dwieście dziewiątego roku przez około sto pięćdziesiąt lat przez francuskich rzemieślników.
    Po zawładnięciu Cypru przez Turków osmańskich mury katedry oszczędzono niszcząc jedynie to co znajdowało się wewnątrz. Wkrótce też dwie niedokończone wieże przekształcono w minarety o wysokości pięćdziesięciu metrów każdy,
na dziedzińcu zbudowano fontannę...
    Przed głównym wejściem do świątyni stało kilkanaście par butów, co nie znaczy, że wyznawcy islamu wchodzą do niej w skarpetach, bo właśnie wychodził stamtąd mężczyzna w butach, po czym za progiem stopy wsunął w szerokie plastikowe klapki.
    Ani ja ani Ryszard, nie mieliśmy ochoty na spenetrowanie wnętrza meczetu, obeszliśmy go więc dookoła i obfotografowaliśmy z zewnątrz.





















    W pobliżu meczetu natrafiliśmy na mauzoleum - grób bezimiennego janczara, który zginął śmiercią męczeńską podczas podboju Nikozji przez Turków oraz na Bedesten - rodzaj krytej hali handlowej w krajach tureckich, odpowiednik europejskich sukiennic.
    Najstarsze części Bedestenu pochodzą z bizantyjskiej bazyliki wzniesionej tam w szóstym wieku, którą w dwunastym stuleciu angielscy mnisi, naśladowcy Tomasa Becketa zamienili na nowy kościół pod wezwaniem świętego Mikołaja. Budowla w czasie panowania Lusignanów otrzymała elementy gotyckie, a później jeszcze kilka innych stylów architektonicznych.
    Po ostatnich renowacjach finansowanych przez Unię Europejską w budynku mieści się centrum kultury.
    Zajrzeliśmy także do krytego bazaru.









    No i wreszcie z powrotem w Nikozji południowej, gdzie znowu kolejne świątynie między innymi ta Faneromeni, którą dokładniej zaprezentowałam tutaj i która to była chwilowo do godziny piętnastej zamknięta. A w pobliżu kościoła Faneromeni meczet Arablar.






     Miałam zamiar pokazać jeszcze mężowi  sobór świętego Jana Teologa wzniesiony w siedemnastym wieku na ruinach średniowiecznego klasztoru benedyktynów z relikwiami świętego Barnaby a także pałac arcybiskupi i inne budynki znajdujące się wokoło, ale kiedy weszliśmy w zaniedbane, brudne uliczki starego miasta Ryszard powiedział, że ma już dość, i slumsów to on oglądać nie będzie. Nie miałam mu tego za złe bo ja to już przerabiałam (tutaj).
 
     Zawróciliśmy i po drodze na dworzec zwiedziliśmy jeszcze dwa inne kościoły, znajdujące się blisko siebie, jeden na ulicy Archaggelou Michael pod wezwaniem świętego Michała Archanioła Trypiotis, drugi na ulicy Ayiou Savva pod takim samym wezwaniem Ayios / Agios Savvas.

   
Dawniej w murach weneckich znajdowało się około pięćdziesięciu kościołów, stąd zapewne ta bliskość położenia pozostałych do dzisiaj świątyń.
   Tych dwóch ostatnich kościołów opisywać nie będę, ale całe ich bogactwo pokażę na zdjęciach. Znajduje się w nich wiele cennych zabytków sztuki sakralnej, wspaniałe ikonostasy, wizerunki świętych w misternie rzeźbionych złoconych i srebrzonych ramach. Wiele z nich pochodzi z siedemnastego wieku, zdarzają się także wcześniejsze perełki z piętnastego stulecia.

   
Dzisiaj moje osobiste odczucia i wrażenia związane ze zwiedzaniem tego typu świątyń, a widziałam ich naprawdę wiele, nieco się zmieniły.  Przepych wnętrz zaczął mnie przytłaczać. Kiedy wchodzę do kolejnej cerkwi czuję się tak jakbym otwierała wieko jakiejś ogromnej skrzyni z ukrytymi w niej skarbami, jakbym odsłaniała tajemną kryjówkę piratów ze zgromadzonymi precjozami... i szczerze podziwiam wszystkich tych, którzy oddają pokłony malowanym świętym, całują ikony do połowy przysłonięte szybami, modlą się do nich i medytują. Ja tego nie potrafię! 

                             Kościół Michała Archanioła Trypiotis




























                                           Kościół Savvas


















    A po drodze utrwaliliśmy jeszcze Meczet Omara, pierwotnie pełniący funkcję kościoła.


    W sklepie z winami świata przy skwerze Eleftheria, kupiliśmy wino, którego nazwy nie pamiętam, pamiętam natomiast jego smak, który skojarzył mi się z pewną winnicą włoską, w której degustowałam podobny trunek. 


    Dwa kieliszki wina skutecznie usunęły zmęczenie i wprawiły w błogi stan wspominania tego co przeżylismy we czwartek 14 stycznia 2016 roku w Nikozji.