czwartek, 12 stycznia 2017

Rouen - miasto, w którym Joanna d’Arc, oskarżona o herezję i paktowanie z diabłem, spłonęła na stosie


    Koniec 2016 roku był dla mnie zapowiedzią wielu wyrzeczeń i zmian w następującym po nim roku 2017. A zatem, żeby poprawić sobie nastrój i zapomnieć o rozpoczynających się problemach ruszyłam w dwutygodniową podróż. Kierunek Francja, obowiązkowo z weekendem w Normandii, tej wschodniej, zwanej niegdyś Górną, jako, że tę zachodnią zwana Dolną, pobieżnie zwiedzałam. Wciąż marzyły mi się klify Étretat, uroczego miasteczka, usytuowanego nad Kanałem La Manche.
    Rok 2016, w Naprzeciw SZCZĘŚCIU, zakończyłam postem Wiadukt Millau - delikatny jak motyl i Pont du Gard dla kontrastu (tutaj), zaś 2017 rozpoczęłam wpisem Most Normandzki (Pont de Normandie) - przeprawa z Hawru do Honfleur (tutaj). I to nie przez przypadek, lecz celowo, tematem dwóch poprzednich postów, były mosty, wiadukty, akwedukty, nie tylko jako konstrukcje łączące dwa lądy, brzegi, miejsca, dzięki którym swobodnie poruszamy się po świecie i oglądamy niedostępne nam wcześniej zakątki, ale także jako symbole ludzkiego istnienia, drogi życia, o której Leopold Staff w wierszu Most pisał:
                                    Nie wierzyłem
                                    Stojąc nad brzegiem rzeki,
                                    Która była szeroka i rwista,
                                    Że przejdę ten most,
                                    Spleciony z cienkiej, kruchej trzciny
                                    Powiązanej łykiem.
                                    Szedłem lekko jak motyl
                                    I ciężko jak słoń,
                                    Szedłem pewnie jak tancerz
                                    I chwiejnie jak ślepiec.
                                    (…)

    Z Paryża do Étretat w głąb Normandii, wyruszyliśmy w sobotę wczesnym rankiem, rzec można z biegiem Sekwany, która skrępowana betonowym nabrzeżem w stolicy, oswobodziwszy się z niego, toruje sobie drogę do morza w miękkiej kredowej skale. Na całej długości, brzegi rzeki spina zaledwie kilka mostów i podobnie jak w średniowieczu przeprawę na drugą stronę umożliwiają promy. Wzdłuż nurtu, niegdyś ważnego szlaku komunikacyjnego, wyrastają warownie i młyny wodne, które przez setki lat mieliły pszenicę z okolicznych pól. Prosto z młynów mąka trafiała wprost na barki płynące do Paryża.

   
Swój byt Sekwanie zawdzięcza także stolica Normandii, Rouen, w której zrobiliśmy sobie dłuższy przystanek, i o której opowiem dzisiaj, a dopiero w następnej kolejności o Étretat. Do Rouen dojechaliśmy w gęstej jak mleko mgle i nastawieni na obserwację normandzkiego krajobrazu nie widzieliśmy prawie nic. Na dodatek za względu na sobotnie, świąteczne, bożonarodzeniowe jarmarki, niektóre drogi były zamknięte i służby porządkowe kierowały podróżnych nieznanymi objazdami. GPS wariował. 


W drodze do Rouen

Wjeżdżamy do Rouen

Rouen - z daleka widać wieże Katedry Notre-Dame

Parking w pobliżu Katedry Notre-Dame

Czekamy w kolejce - kiedy zwolni się miejsce, wjedziemy na parking

Podczas, gdy Ryszard czeka aż się zwolni miejsce, ja fotografuję

Rouen w malarstwie

La Fierte Saint-Romain w pobliżu parkingu

La Fierte Saint-Romain i Hale Płótna za parkingiem

Rozglądam się

W pobliżu parkingu

     Dawniej z portu w Rouen wyruszały w świat dziesiątki statków. Zamorski handel przysparzał miastu sporych dochodów, czego najlepszym dowodem jest jego imponująca architektura.
 

    Katedra Notre Dame (La cathédrale primatiale Notre-Dame de l'Assomption de Rouen), którą w cyklu około trzydziestu obrazów namalował Claude Monet, to klasyczny przykład późnego francuskiego gotyku. Imponująco prezentują się trzy okalające ją wieże, z których najstarszą jest Tour Saint-Romain po północnej stronie. Jej bliźniaczka, południowa Tour de Beurre (wieża maślana) wzięła nazwę od faktu jej ufundowania z danin, którymi obłożono chętnych do spożywania nabiału w okresach postnych.
     W linku pod tytułem Katedra w Rouen - Z płótna Moneta, znajdziecie wiele ciekawych informacji na temat tej konstrukcji. Polecam także Rouen - Gród Joanny d'Arc tutaj.

















































































    W piętnastowiecznej Francji, krwawe żniwo zbierała wojna stuletnia. Jej losy miała odwrócić legendarna Joanna dArc, która poprowadziła do boju przeciwko Anglikom odrodzoną armię. Ona sama, pojmana przez Brytyjczyków, zginęła na stosie. Karol VII, który zawdzięczał Dziewicy Orleańskiej koronę, nie raczył pospieszyć jej z odsieczą.
    W siedzibie arcybiskupa, po północno-wschodniej stronie katedry, znajduje się muzeum, Historial Jeanne d'Arc, w którym obejrzeliśmy między innymi instalację rzeźbiarską Christiana Lapie zatytułowaną Dans les ténèbres (w ciemności). Zanim owo dzieło powstało, jego autor przestudiował żywot Świętej, wytoczony jej proces o herezję, egzekucję i wiele innych materiałów o jej życiu.
    Artystę zastanawiała dualność postaci, którą widział nie tylko w ubiorze. Joanna na wojnę ubierała się jak mężczyzna, męski strój przywdziała także w więzieniu, który chronić ją miał przed męskimi żądzami.
Biskupowi wyznała, że dopóki znajduje się między mężczyznami, strój taki uważa za właściwy. No i okazało się, że noszenie ubrania męskiego, a przez to naruszenie biblijnego prawa o odzieży, było również powodem jej egzekucji. Christian Lapie dualność Świętej odnajduje także w jednoczesnym byciu czarownicą i pozytywną postacią polityczną. 


















    Joanna spłonęła w stroju kobiecym, przywiązana do wysokiego słupa na starym, tym samym od kilkuset lat, targu Vieux-Marché w Rouen. Kontrowersyjny, wybudowany przy rynku kościół noszący jej imię, inaugurowany został w 1979 przez prezydenta Republiki Valéry’ego Giscarda d'Estaing. Niewątpliwą atrakcją tej śmiałej, nowatorskiej budowli jest trzynaście witraży, wykonanych w pierwszej połowie szesnastego wieku, wprawionych w północną ścianę kościoła. Okna, chronione podczas drugiej wojny przez specjalne służby zabytków historycznych, pochodzą z dawnej świątyni świętego Vincenta.
    Na dziedzińcu arcybiskupstwa raczej ponure i przygnębiające wrażenie sprawiają czarne, dębowe rzeźby Christiana Lapie, wysokości od 220 do 620 centymetrów.
 

    Gwar epoki, romantyczną atmosferę tamtych czasów, czuje się na własnej skórze, spacerując starymi, urokliwymi uliczkami Rouen, przy których stoją domy z różnych okresów, wznoszonych od trzynastego wieku do czasów współczesnych. W mieście zachowało się dwa tysiące budynków z muru pruskiego, z których tysiąc to powojenne rekonstrukcje. Do 1939 roku było ich w Rouen dwa razy więcej. Wśród zabudowy z muru pruskiego, inni mówią że to zabudowa szachulcowa, wyrasta prawdziwa perełka sztuki gotyckiej Kościół Saint-Maclou, z przepiękną, ułożoną w łuk, pięcioportalową fasadą zdobioną rozetą. Każdy przedsionek portalu zwieńczony jest wimpergą (trójkątne wykończenie łuku) z ażurowym maswerkiem. 













































    Na bramie wiodącej do ogrodu opactwa
Saint-Ouen, zwanego dzisiaj Jardin de l'Hôtel de Ville, wzrok przyciąga tablica z napisem: W tym miejscu, we środę, 7 lipca 1456 roku, Joanna dArc została uroczyście zrehabilitowana.
    W ogrodzie nie da się nie zauważyć kamiennego posągu wodza Normanów Rolfa (Rollon ok. 860-932), pierwszego księcia Normandii w latach 911-927.
    Obok Kościoła Saint-Ouen, w budynku opactwa, mieści się dzisiaj ratusz, który sfotografowaliśmy od strony ogrodu i od strony Placu Generała de Gaulle’a, przy którym wznosi się pomnik Napoleona. 


















































    Bogactwo i wysoki standard życia nie uchroniły miasta przed zarazą.
Aître Saint-Maclou to jeden z nielicznych zachowanych do dziś cmentarzy, na którym chowano jej ofiary. Znajduje się przy ulicy Martainville pod numerem 186. W 1862 roku ten rzadki przykład ossuariów występujących w Europie wpisano na listę zabytków historycznych. Na zdjęciach powyżej prezentuję tylko kościół Saint-Maclou i fragment ulicy.


   
Tam gdzie wijąca się meandrami Sekwana kończy swój bieg zderzając się z falami Atlantyku wyrasta Hawr, portowe miasto, które przez setki lat było bramą dla emigrantów szukających szczęścia po drugiej stronie oceanu. A z Hawru, już tylko przysłowiowy rzut beretem do Étretat. A zatem do zobaczenia na klifach Étretat.


Rouen, 10 grudnia 2016 roku

6 komentarzy:

  1. Cudowne miejsce! Jestem absolutnie zauroczona :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze,że jesteś,katedra imponująca:)Całuski i dużo zdrówka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzenia zdrowia bardzo mi są potrzebne, a zatem serdeczne dzięki Wioletto.
      Serdeczności posyłam :)

      Usuń
  3. Świetny wpis :) Uwielbiam Rouen, jedno z piękniejszych miast jakie widziałem we Francji :) Opactwo św. Audeona - pierwsza klasa - majstersztyk gotyku płomienistego ahhh... Dziękuję za trackbacki! Pozdrawiam, Darek / sekulada.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dziękuje za Twój komentarz Darku. Twojego bloga wpisałam na moją listę czytelniczą. Podobają mi się bardzo Twoje szczegółowe analizy opisywanych zabytków. Jestem po lekturze posta "Kościół Saint Maclou w Rouen – Symbol rozstroju myśli"
      Pozdrawiam serdecznie i zapraszam :)

      Usuń