czwartek, 16 marca 2017

Zabijcie go w zarodku, zanim się rozwinie (Tuez lui dès son début). Podróż z Marią Skłodowską-Curie



Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć.
/Maria Skłodowska-Curie/


    Dzisiaj składam hołd Marii Skłodowskiej-Curie, kobiecie nietypowej w świecie mężczyzn, której świadectwem wielkości jest pasja nauki, odkrycia, które zapoczątkowały nową erę w terapii raka.
    Kierując się mottem uczonej, chcę powiedzieć, że towarzyszy mi ono od wielu, wielu lat, co skutkuje moją niezłomną chęcią poznawania zjawisk, rozumieniu i interpretowaniu ich, może nazbyt często, na własny sposób
i użytek. Nie znaczy to, że staję w szranki z kobietami, które w sposób szczególny przyczyniły się do postępu i rozwoju nauki. Takich zasług nie posiadam, aczkolwiek chciałabym czasami o nich opowiedzieć.



   
Kiedy lekarz oznajmił mi, że w 99,99 procentach pewien jest, co do swojej wstępnej diagnozy - rak gruczołu sutkowego, nie zbladłam, nie popadałam w panikę, nie ugięły mi się nogi - ech, bo też siedziałam, chciałam jedynie dowiedzieć się czegoś więcej o czymś, z czym przyjdzie mi się zmierzyć, zaakceptować i nie katować umysłu zbędnymi pytaniami.
    Po interwencji chirurgicznej i ocenie typu histologicznego nowotworu oraz ocenie receptora HER2, poddano mnie trudnej kuracji uzupełniającej, mającej na celu
całkowitą eliminację ognisk guza złośliwego.
    No i, przekonana o wciąż rosnącej skuteczności tej terapii, odzyskuję zdrowie, poprzez, jak na razie, czerwoną chemię. Przede mną kolejna chemia  (paklitaksel i herceptyna), radioterapia i
hormonoterapia.
    Z drugim stopniem zaawansowania choroby mam, według statystyk, siedemdziesiąt procent szans na wyleczenie. A drugi stopień zaawansowania zawdzięczam nie komu innemu jak błędowi lekarki opisującej badanie mammograficzne. Według niej, na kolejne prześwietlenie powinnam zgłosić się dopiero w połowie tego roku, 2017.
    A zatem drogie panie niczego w życiu się nie bójcie, próbujcie zapobiegać takim diagnozom, obserwując i badając swoje ciała, a także dokładnie sprawdzać wyniki. Dzisiaj wiem, że niektóre objawy mogące mieć związek z moją chorobą, wcześniej zgłaszane przeze mnie lekarzom, zostały zignorowane. Na szczęście znalazł się ktoś, kto bez ogródek i wprost, wytknął mi mój problem i rzucił go na szybką ścieżkę onkologiczną.

   
Urodziłam się w marcu, a zatem miesiąc ten szczególnie lubię, o czym pisałam już nie raz, i wciąż wspominam o tym, jako że ten czas jest dla mnie swego rodzaju odrodzeniem i zapowiedzią nowego. Budzę się wczesnym rankiem i z zachłannością małego dziecka, z łysinką na głowie podziwiam świat, mając nadzieję na poznanie jeszcze wielu innych zjawisk, tak jak to z niezłomną determinacją, swoją silną osobowością i cechą głębokiego humanizmu, czyniła moja ulubiona uczona, Maria Skłodowska-Curie.

Łatwo zrozumieć jak cenne jest przekonanie
, że nasze odkrycie stało się dobrodziejstwem dla ludzkości. Nie tylko z powodu ogromnej wartości naukowej, ale dzięki też możliwościom zmniejszenia ludzkich cierpień i leczenia strasznej choroby.
/Maria Skłodowska-Curie/
Należę do tych, którzy widzą w nauce piękno.
/Maria Skłodowska-Curie/

   
W chwili nasilenia afery z francuskim fizykiem Paulem Langevin (1872-1946) Maria dowiedziała się, że otrzymała drugą Nagrodę Nobla, ale pewien szwedzki akademik zasugerował jej, by nie przyjeżdżała odebrać jej osobiście, ponieważ skandal mógłby zaszkodzić reputacji tej nagrody. Maria odpisała, że nie zamierza ustąpić, ani pod presją ulicy, ani prasy i odbierze swoją nagrodę w Sztokholmie.
    10 grudnia 1911 roku, podczas ceremonii w Akademii Muzycznej, otrzymała z rąk króla Gustawa V, nagrodę, która była uwieńczeniem jej badań nad radem. We wstępie do swojego wystąpienia stwierdziła:
Pragnę przypomnieć, że badania chemiczne, które miały na celu określenie radu, jako nowego pierwiastka zostały przeprowadzone przeze mnie, ale są ściśle powiązane z pracami, które prowadziliśmy wspólnie z Piotrem Curie.

   
Maria, z córką Ireną i siostrą Bronią zostały zaproszone na historyczny bankiet, w którym wzięło udział trzysta kobiet z wyższym wykształceniem, ze środowisk nauki, medycyny, teatru, literatury i gdy w Królestwie Szwecji oddawano jej honory, francuska prasa pomijała milczeniem drugą nagrodę Nobla przyznaną wyjątkowej kobiecie.




     Nic nie mogło podkopać woli Marii. Jej celem było badanie radu i radioaktywności. W czasie I wojny światowej z własnej inicjatywy stworzyła przyfrontową radiologiczną służbę sanitarną, w której pracowała z narażeniem zdrowia a nawet życia.

Aby znienawidzić samą ideę wojny wystarczy zobaczyć raz, co tylokrotnie widywałam w owych latach, mężczyzn i chłopców przywożonych w ambulansach z linii frontu w mieszaninie błota i krwi. Wielu spośród nich czekała rychła śmierć, innych miesiące bólu i cierpień.
/Maria Skłodowska-Curie/

   
Żeby osiągnąć cel wykorzystała to, że jest kobietą, wykorzystała media, choć były źle do niej nastawione. Umiała je także pozyskać w Stanach Zjednoczonych, aby zrealizować swoje plany.
    Na początku lat dwudziestych gospodarka stawała na nogi. Zaczynały napływać darowizny w naturze i sprzęcie. Szybko rozwijał się Instytut Radowy. W dwóch pawilonach stojących naprzeciwko siebie odbywały się fizyko-chemiczne badania promieniotwórczości i badania biologiczne. Przydatność radu w leczeniu nowotworów złośliwych znana była od kilku lat, ale pozostało wiele do zrobienia w zakresie metod jego stosowania, a zatem wspólnie z lekarzem i biologiem Claudiusem Regaud (1870-1940), jednym z pierwszych radioterapeutów, urządzili ambulatorium, by leczyć chorych na raka. Niebawem oddział radioterapii odnotował pierwsze przypadki wyleczeń.
    Dziesięć lat po trudnych powojennych początkach, Maria Curie uczyniła z Instytutu Radowego międzynarodową szkołę promieniotwórczości, do której napływali badacze z całego świata. Jedni pozostawali w niej kilka miesięcy, by poznawać nowoczesne techniki radiochemii lub pomiarów promieniowania, inni kilka lat, żeby zrobić doktorat.

    
Niewątpliwie, stosunek Marii do nauki był pełen entuzjazmu i optymizmu. W aspekcie filozoficznym należała do szkoły, która łączyła ideę postępu z nauką. Uważała, że istnieje automatyczne sprzężenie między wszelkimi formami postępu, postępem naukowym, technicznym, technologicznym i moralnym i że nauka doprowadzi ludzkość do zrzucenia więzów.

   
W 1920 roku do pracowni Marii wkroczyła amerykańska dziennikarka Marie Mattingly Meloney zwana Missy
Meloney. Między dwiema kobietami nawiązała się przyjaźń, w wyniku której, w maju 1921 roku, Maria wraz z córkami dotarła do Ameryki. Najsłynniejsza kobieta świata, jak nazwała ją Missy Meloney, została zaproszona do Białego Domu, gdzie z rąk prezydenta Warrena Hardinga otrzymała cenny gram radu, sfinansowany dzięki zbiórce amerykańskich kobiet.
    To był sześciotygodniowy maraton złożony z oficjalnych wizyt, maraton zbyt wyczerpujący dla podupadającej na zdrowiu Marii. Dwukrotną noblistkę gorąco przyjmowała chicagowska Polonia, popierały ją feministki, a feminizm jak wiadomo był wówczas w Stanach znacznie bardziej aktywny niż we Francji, Amerykanki uzyskały bowiem prawo do głosowania. Sama Maria jednak nie była działaczką, ale przykład jej życia i jej osiągnięć przysłużył się ogromnie sprawie kobiet.

    Mimo awersji do oficjalnych przyjęć Maria wiele podróżowała, do Czechosłowacji, Anglii, Hiszpanii, Brazylii i Włoch. Z podróży pisywała do córek. Jestem tak oszołomiona życiem, które wiodę, że nie potrafię napisać nic inteligentnego. Zastanawiam się, jaka zasadnicza wada musi tkwić w organizacji ludzkiej, żeby ta forma zamieszania była w pewnej mierze potrzebna, choć nie ulega wątpliwości szczerość tych, którzy robią te rzeczy i ich przekonanie, że należy je robić.

   
W pierwszym trzydziestoleciu dwudziestego wieku Maria Curie, łamiąc niejedno tabu otworzyła nowe pole wiedzy. Etyczny, uniwersalny wymiar jej dzieła skłania nas do stawiania sobie pytań o wielkość i służebność nauki, do czujności w obliczu pokus wstecznictwa i obskurantyzmu.

Nasze społeczeństwo, w którym panuje rządza luksusu i bogactwa nie rozumie wartości nauki, nie zdaje sobie sprawy, że jest ona częścią najcenniejszego moralnego dziedzictwa. Ani władze państwowe, ani prywatna hojność nie zapewniają dziś uczonym wsparcia i subsydiów niezbędnych do skutecznej pracy.
/Maria Skłodowska-Curie/

   
Ze składek społecznych powstaje w Warszawie Instytut Radowy, największe marzenie Marii. Jak trudne w realizacji było to przedsięwzięcie, w zubożałym po zaborach i zawirowaniach wojennych kraju mogą świadczyć słowa Marii: Zdaje mi się Brońciu, że zbudowanie Instytutu większą będzie z twojej strony sztuką, aniżeli z mojej odkrycie radu.
    Zaprojektowany z rozmachem instytut, z kliniką, budynkiem rentgenoterapii, budynkiem badawczym oraz pawilonem preparatyki źródeł radioaktywnych, połączonym z działem fizyki podziemnym tunelem, umożliwiającym automatyczny transport tych źródeł, potrzebował radu. I tym razem z pomocą przyszła Missy Meloney, uruchamiając w Stanach Zjednoczonych kolejną kampanię, w której kobiety amerykańskie i stowarzyszenia polonijne zebrały fundusze na zakup drugiego grama radu, tym razem dla Polski.

    29 maja 1932 roku, w Dniu Nauki Polskiej nastąpiło uroczyste otwarcie kliniki i oficjalne przekazanie pierwiastka przez Marię.

   
Maria Curie nie starała się o to, by naukowcy masowo bronili jej idei, ale wyrażała je sama.

Uczony jest w swojej pracowni nie tylko technikiem, także dzieckiem stojącym w obliczu zjawisk przyrody, który odbiera jak czarodziejską baśń. Nie pozwólmy, by myślano, że postęp w nauce sprowadza się do mechanizmów i sprzężeń, które zresztą też mają swoje piękno.

Nie sądzę by w naszym świecie miał zginąć duch przygody. Jeśli widzę wokół siebie coś żywotnego jest to właśnie ten duch przygody, który zdaje się niezniszczalny i spokrewniony jest z ciekawością.

     Kolosalny rozrost programów zbrojeniowych i energetycznych przesłonił zastosowania promieniotwórczości w medycynie, biologii, w datowaniu znalezisk, w zrozumieniu jak kształtowała się Ziemia, ciała niebieskie, wszechświat. Katastrofy jądrowe ostatnich dziesięcioleci rzuciły cień na najważniejszą gałąź wiedzy dwudziestego wieku. Okazało się, że nauka może wspomagać barbarzyństwo.
    Musimy nieustannie obserwować zastosowanie jej osiągnięć, starając się zachować wpływ na bieg naszych wspólnych losów. Wielu uczonych walczy o odpowiedzialność nauki. Czy mogą się powoływać na mit Marie Skłodowskiej-Curie? Czemu nie, wiedząc jednak, że to mit, gdyż nauka nigdy nie była czysta, ani bezinteresowna!


    W czerwcu 1934 roku, Maria w stanie krytycznym, trafiła do szpitala sanatorium Sancellemoz w Passy w pobliżu Mont Blanc. Zmarła 4 lipca 1934 roku w wieku 67 lat. Pogrzeb odbył się 6 lipca w gronie rodziny i najbliższych przyjaciół. Maria spoczęła obok Piotra na cmentarzu w Sceaux. 

    20 kwietnia 1995 szczątki małżonków Curie zostały przeniesione do Panteonu w Paryżu, które dokładnie zwiedziłam rok temu, a ścisłej ujmując
23 marca 2016 roku, o czym nie omieszkałam poinformować moich Czytelników tutaj.





    Dzisiejszy post powstał między innymi na podstawie filmu dokumentalnego  "Prawda o Marii Skłodowskiej-Curie" (nie mylić z filmem fabularnym "Maria Skłodowska-Curie").

12 komentarzy:

  1. To była wspaniała kobieta. Ciekawie przybliżyłaś jej postać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda.
      Zasługi kobiet w różnych dziedzinach nauki są ogromne i często pomijane milczeniem :)

      Usuń
  2. Byłem na filmie, wiele z tego o czym piszesz tutaj jest w filmie. Przyznam jednak, że nudny i źle zrobiony jak na taką ciekawa biografię. Szybkiego powrotu do zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andrzeju, mówimy o dwóch rożnych filmach. Mój jest dokumentem i nosi tytuł "Prawda o Marii Skłodowskiej-Curie", a ten który obejrzałeś to produkcja fabularna "Maria Skłodowska-Curie", której jeszcze nie widziałam, ale z Twoją opinią się liczę.
      Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  3. Ewo, sa takie chwile w zyciu, gdzie temu drugiemu z calego serca zyczy sie tylko zdrowia. Wiec zdrowia Ewo. Heaven can wait.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda.
      Dziękuję z całego serca i gorąco pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Zycie Marii Sklodowskiej Curie bylo tak ciekawe i tak bogate w wydarzenia niezwykle, ze trudno je opisac czy sfilmowac w jakis "skondensowany" sposob...byla niewatpliwie jedna z najgenialniejszych kobiet w historii ludzkosci...podziwiam ja niezmiennie, i dlatego poszlam na film fabularny "Maria Sklodowska Curie" , pokazuje on maly wycinek z jej zycia, czas zwiazany z przyznaniem jej nagrod Nobla, ale pokazuje ja przede wszystkim jako kobiete kochajaca, meza a potem Paula Langevina, czyli to co interesuje przecietnego widza filmow. Ale warto film zobaczyc...patrzac na zdjecia, ktore tutaj zamiescilas , widac starannosc tworcow by przyblizyc sie w miare mozliwosci do autentykow...mozna najmniej podobna jest Karolina Gruszka w roli Marii. Ale ja film ogladalam z zainteresowaniem. pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładnie to określiłaś kino dla przeciętnego widza.
      W filmie "Prawda o Marii Skłodowskiej-Curie" jest sporo dokumentów takich jak stare nagrania filmowe, zdjęcia... Występuje w nim także wnuczka Marii, Helena Langevin-Juliot - urocza kobieta.
      Uściski :)

      Usuń
    2. Helena Juliot wuczka Marii Sklodowskiej wyszla za maz za wnuka Paula Langevina...ladna historia, prawda?

      Usuń
    3. O tak!
      Cudowne Kobiety z cudowną historią!

      Usuń
  5. A ja widzę podobieństwo między tobą, a kobietą, która tak Cię zafascynowała. Podobieństwo w tej zachłannej pasji życia i odkrywania. Trzymam kciuki za kolejny - zwycięski etap walki z przeciwnikiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, Małgosiu, jak ja lubię Twoje wypowiedzi, nie tylko w formie komentarza...
      Uściski :)

      Usuń