Ostatnia niedziela lipca upłynęła nam na zwiedzaniu kolejnych ciekawych miejsc na Mazurach.
Pierwszym zabytkiem, który chcieliśmy zobaczyć po renowacji była piramida w Rapie, która dopiero w 2018 roku dzięki staraniom Nadleśnictwa Czerwony Dwór odzyskała swoją dawną świetność. Posiadam zdjęcie tego obiektu sprzed rewitalizacji, kiedy był w opłakanym stanie nie tylko z powodu upływu lat i wpływu warunków atmosferycznych, ale przede wszystkim za przyczyną wandali i poszukiwaczy skarbów, którzy zniszczyli drzwi wejściowe, otworzyli i rozbili trumny, zbezcześcili zwłoki, uszkodzili posadzkę, ściany i konstrukcję dachu wieżowego do tego stopnia, że budowla groziła zawaleniem.
W ramach projektu prowadzonego przez pracowników Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego w 2015 roku zajęto się skanowaniem i oceną stanu technicznego. Zweryfikowano dane dotyczące wymiarów budowli, w tym niemało dotychczas błędnych informacji.
Według doprecyzowanej przez specjalistów wiedzy - w piramidzie pochowano co najmniej pięć osób: małżeństwo: Johanna Friedricha Wilhelma (1747-1834) i Frederike (zm. 1795) oraz małżeństwo: Friedricha Heinricha Johanna (1780-1849) i Wilhelmine z domu Lehmann (1787-1847) wraz z córką Ninette (1808-1811). Część zwłok uległa naturalnej mumifikacji.
Dzięki badaniom doprecyzowano wymiary grobowca:
- 10,2 m na 10,2 m - w rzucie
- 86,02 m kw. - powierzchnia całkowita zabudowy
- 15,86 m - całkowita wysokość.
Określono też dokładnie kąty nachylenia ścian piramidy.
Cieszy oko fakt, że najbardziej tajemniczy zabytek północno-wschodniej Polski został tak pieczołowicie odrestaurowany. Nad przywróceniem spokoju zmarłym pracowało kilkunastu specjalistów: konserwatorów, archeologów, historyków i artystów.
Nazwa Rapa wiąże się z królewiecką rodziną von Rapp, która na początku siedemnastego wieku nabyła dobra Angerapp (Rapa). Kolejnym właścicielem tych dóbr i okolic Żabina został w 1725 roku Chrystian Wilhelm von Lau, który wybudował tu między innymi dwór.
W 1750 roku majątek przeszedł w ręce Johanna Jacoba von Hoffmana, przyrodniego brata von Laua, który następnie przekazał te dobra synowi swojej siostry Luizy będącej żoną Friedricha Reinholda Farenheida. Tym synem był Johann Friedrich Wilhelm von Farenheid, najprawdopodobniej późniejszy budowniczy piramidy w Rapie.
Farenheidowie przybyli na teren Prus Wschodnich około roku 1500. Przez długie lata związani byli z Królewcem, prowadząc z dużym powodzeniem działalność kupiecką. Ich rosnące dochody pozwalały na nabywanie nie tylko okolicznych ziem, ale również na pełnienie ważnych funkcji. Posiadali majątki między innymi w późniejszych powiatach: darkiejmskim - obecnie Oziersk, wystruckim - obecnie Czerniachowski i węgorzewskim. Byli też właścicielami posiadłości Flatow w Prusach Zachodnich oraz dóbr na ziemiach polskich. Siedzibą rodową stała się Rapa (Angerapp).
W 1786 roku Johann Friedrich Wilhelm von Farenheid otrzymał z rąk króla pruskiego Fryderyka Wilhelma II szlachectwo za swoje zasługi dla Prus. Zmarł w Małych Bejnunach w dniu 7 września 1834 roku. Został pochowany w piramidzie - mauzoleum rodzinnym w Rapie jako trzeci z kolei.
Jego dziedzicem został urodzony w 1780 roku Friedrich von Farenheid, który w 1808 ożenił się z córką pastora - Wilhelmine Lehman. Ich zmarła w wieku trzech lat córka Ninette została pochowana w piramidzie.
Friedrich był osoba światłą znaną między innymi jako zarządzający majątkami w sposób nowoczesny. Nazywany był Mędrcem z Rapy.
Kiedy Friedrich zmarł w 1849 roku podczas wizyty w Sztynorcie spadkobiercą został Fritz von Farenheid (urodzony w 1815). Fritz pasjonował się kulturą starożytną, dużo podróżował i kolekcjonował dzieła sztuki, która po wojnie została rozszabrowana. Resztki pałacu znajdują się obecnie po drugiej stronie granicy w obwodzie królewieckim.
Fritz von Farenheid przyjaźnił się z wieloma znanymi osobistościami, był również członkiem parlamentu pruskiego w Berlinie. Zmarł na zapalenie płuc w 1888 roku.
Nie ma jednak dokładnych informacji związanych z początkiem budowy piramidy-grobowca w Rapie. Również z całkowitą pewnością nie można stwierdzić, kto pierwszy pochowany został w piramidzie. Są przesłanki przemawiające za tym, że pierwszą osobą, której zwłoki znalazły się wewnątrz była Frederike - żona Johanna Friedricha Wilhelma von Farenheid. Do tej pory w niemałej ilości publikacji znajduje się mylna informacja, że jako pierwsza pochowana w grobowcu została trzyletnia Ninette.
Na temat piramidy krążyło i krąży wiele fantastycznych informacji. Nagromadziło się sporo mitów związanych chociażby z jej właściwościami. Ponoć wybudowana został na skrzyżowaniu geomantycznych linii mocy, a w ścianie budowli znajduje się niezwykle mocny czakram.
(Według informacji umieszczonej na tablicy w pobliżu piramidy).
W pobliżu Piramidy znajdują się dwa bezpłatne parkingi. Na terenie pierwszego, można kupić pamiątki (kiepskie to wyroby), jak też domowe wypieki czy miód. Kobieta, która tam pracuje zachęca do wrzucenia dwóch złotych do donicy czarownicy, co niezbyt mi się podobało.
Jadąc dalej w poszukiwaniu pałacu w Mieduniszkach Wielkich, zatrzymaliśmy się w Żabinie na południową mszę świętą. Przy świątyni znalazłam taką oto informację. Zdziwiło mnie bardzo, że jej treść zapisana była w kolejności: po niemiecku, angielsku i po polsku.
Podaję co następuje: Wieś Żabin została lokowana w latach sześćdziesiątych XVI wieku, do 1570 roku był tu zbudowany kościół. Niestety już w 1656 roku został on spalony. Miało to miejsce tuż po bitwie pod Prostkami, w której połączone wojska polskie, litewskie i tatarskie ukarały księcia pruskiego za sojusz ze Szwecją.
Nowy kościół został zbudowany w 1672 roku, zaś do 1746 była dobudowana i nakryta dachem wieża. Trzeba pamiętać, że na Mazurach wyznaniem przeważającym był protestantyzm, stąd i kościół został wyposażony z myślą o liturgii ewangelickiej: w 1684 roku zostały zbudowane ołtarz i ambona, a w 1697 zespolono je, dzięki czemu głoszenie Bożego Słowa zajęło miejsce centralne. Nastawa ołtarzowa posiada układ charakterystyczny dla kościołów na Mazurach: po obu stronach nastawy znajdują się figury Mojżesza i Jana Chrzciciela, zaś ambonę zdobią cztery figury Ewangelistów i piąta Chrystusa. Warto dodać, że po drugiej wojnie światowej ambona została odpięta od ołtarza i umieszczona obok jednej z kolumn.
Początkowo kościół posiadał ściany szachulcowe. Szachulec często jest mylony z pruskim murem. Różnica polega na wypełnieniu przestrzeni pomiędzy belkami. W pruskim murze materiałem jest cegła w szachulcu glina z sieczką. Dopiero w połowie XIX wieku ściany zastąpione zostały pełnym murem. Najprawdopodobniej w czasie tego remontu odnowiono sufit, a kolumnom nadano grecki charakter. Przypuszczamy, że autorem malowideł na suficie jest Ulrich von Salpius, którego tablica epitafijna wisi przy schodach na chór.
Pod koniec XVIII wieku na wieży zawieszono dwa dzwony przywiezione z kościoła w Bejnunach. Niestety jeden z nich został wywieziony w czasie drugiej wojny światowej w celu przetopienia na amunicję.
Fenomenem żabińskiego kościoła jest to, że przetrwał obie wojny światowe. Oczywiście nie obeszło się bez kilku wyłomów w murach czy uszkodzeń dachu, Jednak zasadniczo bryła budynku nie uległa zmianie i mury, które oglądamy dziś, są tymi, które można było oglądać po remoncie w połowie XIX wieku. Mury te były świadkami niezwykle ciekawej historii tych terenów:
Widziały one chociażby epizody pierwszej bitwy nad jeziorami mazurskimi we wrześniu 1914 roku, bitwy do której doszło na skutek konfliktu między cesarskimi generałami.
Słyszały miejscową ludność modlącą się pod przewodnictwem pastora w trzech językach: niemieckim, polskim i litewskim.
Widziały sztandary ze swastyką wieszane na budynkach w czasie narodowych uroczystości.
Pamiętają nabożeństwa odprawiane za parafian poległych na różnych frontach pierwszej wojny światowej, noszących nie tylko nazwiska niemieckie, ale również polskie i litewskie.
Żabiński kościół kryje w sobie jeszcze wiele innych tajemnic, jak choćby podpis cieśli z końca XVII wieku, w miejscu, które przed drugą wojną było puste. Jednak, żeby do tych tajemnic dotrzeć potrzeba przewodnika. Dlatego przed zwiedzaniem warto skontaktować z miejscowym proboszczem, a na zwiedzanie przeznaczyć przynajmniej półtorej godziny.
No właśnie, kiedy po mszy świętej robiłam jeszcze zdjęcia, podszedł do nas proboszcz i zachęcił do skontaktowania się z nim podczas kolejnej wizyty. Kto wie, może znowu znajdziemy okazję, żeby zawitać do Żabina.
Jeszcze przed wyprawą do Mieduniszek Wielkich postanowiliśmy odszukać osadę ekologiczną zwaną Republiką Ściborską. Z Żabina do Ściborek to odległość około pięciu kilometrów. Minęliśmy Stare Gajdzie, Rafikowy Zakątek i kiedy dotarliśmy do Ściborek urwała się nad nami deszczowa chmura. Zatrzymaliśmy się we wsi, bo widoczność podczas krótkotrwałej ulewy była żadna. Zrezygnowaliśmy też z odwiedzenia Republiki Ściborskiej, bo droga do niej po ulewie wydała nam się błotnista. Tereny te zachwycały swoją sielskością, oddalone od cywilizacji i raczej nieznane turystom.
Kiedy wracaliśmy do Żabina niebo powoli przejaśniało się, a przed Mieduniszkami całkiem się wypogodziło. Wśród zielonej gęstwiny odnaleźliśmy pałac, a właściwie jego ruiny.
Oto opis tego
miejsca jaki znaleźliśmy na tablicy: W Mieduniszkach Wielkich i najbliższej
okolicy można spotkać kilka atrakcji turystycznych, miedzy innymi pałac rodziny Altenstadt wraz z ruinami
zabytkowych zabudowań gospodarczych z elementami neogotyckimi. Niestety, gmach
spłonął przed laty. Mimo to ruiny pałacu, jego bryła architektoniczna wraz z
kolumnami porządku jońskiego, podpierającymi taras od strony ogrodu nadal
wywierają ogromne wrażenie. Zwracają uwagę szerokie schody prowadzące do parku,
ozdoby otworów okiennych i drzwiowych, starodrzew i rodzinny cmentarzyk.
Wcześniej w tym miejscu stał ceglany dwór, który został zniszczony w czasie
pierwszej wojny światowej.
Pałac został odbudowany w 1920 roku w
stylu neobarokowym jako budynek jednokondygnacyjny, podpiwniczony z dachem
mansardowym. Do elewacji południowo-zachodniej została dobudowana niższa
oficyna utrzymana w stylu całości. Bryłę urozmaica dwukondygnacyjny ryzalit. Do
tej pory nad głównym wejściem widoczne są pozostałości kartusza herbowego.
Jednak historia Mieduniszek sięga już
pierwszej połowy XVI wieku, kiedy ten teren zasiedliła ludność litewska. Były
to ziemie już od dawna zarządzane przez Krzyżaków, dlatego w 1469 roku
otrzymali je zasłużeni dla zakonu bracia George i Christoph von Schliebenowie.
Do Końca XVI wieku również inne okoliczne wsie były w posiadaniu tej rodziny.
W czasach Prus Książęcych
posiadłością zarządzał Caspar Bieschun, który jednocześnie był pierwszym
sołtysem. W roku 1786 Johann Friedrich Wilhelm von Farenheid (patrz
tekst wyżej), przedstawiciel jednego z najstarszych rodów pruskich
otrzymał tytuł szlachecki z rąk Fryderyka Wilhelma II, co okazało się niejako
zwieńczeniem tego, że w tym czasie spora ilość tutejszych majątków znajdowała
się już w rękach rodziny. Do nich należały również Mieduniszki. Wówczas w tej
wsi było 10 budynków mieszkalnych, 41 gospodarstw domowych i szkoła.
Mieduniszki należały do parafii Żabin w powiecie darkiejmskim.
Posiadłość pod koniec XIX wieku
dziedziczy Anna von Bujak, krewna von Farenheidów, która wychodzi za mąż za
Eduarda Schmidta von Altenstadt. W 1932 roku w majątku o powierzchni 725
hektarów hodowano 92 konie, 300 sztuk bydła, 30 owiec, 120 świń. Działała też
cegielnia, a nawet produkowano tu trunek kornus zawierający 90 procent
spirytusu winnego.
Pod koniec lat czterdziestych
ubiegłego wieku majątek przekształcono w PGR. W pałacu utworzono biura,
mieszkania dla pracowników oraz przedszkole. Po likwidacji pegeerów budynek
zaczął niszczeć, w roku 1997 przeszedł w ręce prywatne i w 2004 roku wybuchł
pożar… hym solidnie ubezpieczonej budowli.
Pałac i pozostałe budynki pochłania natura,
dzika, zielona masa pożera resztki dawnej świetności majątku w Mieduniszkach. Dostępu
do ceglanych sterczyn bronią gęste, nierzadko kolczaste chaszcze, wszędobylskie
pokrzywy, połamane gałęzie, przez które przedrzeć się nie sposób. Czasami jakiś
śmiałek porywa się na przeprawę przez tę gęstwinę, dzielnie walcząc z dziką
naturą.
Polecam bardzo
ciekawy materiał - Mieduniszki. Przez Rapę i Dąbrówkę, Fahrenheidt, Grzegorza
Pepe Pepłowskiego.
https://www.facebook.com/groups/295213317505319/posts/1451847625175210/
W drodze powrotnej do Węgorzewa, kilkanaście minut po szesnastej, zatrzymaliśmy się w Baniach Mazurskich w Barze Młyn Kuchnia Wiejska. Grażynka twierdziła, że w tym lokalu podają najlepsze kartacze, a lokal jest znany i popularny nie tylko wśród mieszkańców okolicznych miejscowości, ale także wśród podróżujących tą trasą turystów. Trudno było nam znaleźć miejsce parkingowe, a na kartacze musieliśmy poczekać ponad pół godziny. Opłaciło się, bo były naprawdę bardzo smaczne.
Wieczór w gościnnym domu naszej Przyjaciółki, upłynął na miłej pogawędce. Dobranoc...
Rapa, Żabin, Mieduniszki Wielkie, Banie Mazurskie 30.08.2023 rok
Niesamowite ile skarbów z przeszłości kryje nasza ziemia, częściowo w ruinie, częściowo odrestaurowanych. Wspaniale, że są takie osoby, jak ty, które to opisują. Szczególnie zainteresowała mnie historia piramidy w Rapie. Nie miałam pojęcia, że w Polsce chowano w ten sposób. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzęsto w najmniej oczekiwanych miejscach odnajdujemy właśnie takie niesamowite skarby, które opowiadają często burzliwe losy ludzi niegdyś tam żyjących. Podziwiam Polaków, bo jak mało która nacja lubi podróżować i zgłębiać wiedzę o otaczającym nas świecie. Pozdrawiam :)
UsuńCały czas niezmiennie fascynują mnie miejscowe nazwy. Wypływa z nich kawał niezwykłej historii tych rejonów Polski. Doczytałam też o ludziach pozytywnie zakręconych, którzy utworzyli Republikę Ściborską. Fajny to był weekend.
OdpowiedzUsuńI fajnych kolejnych życzę, bo zapowiadają ładną pogodę. Pozdrawiam:)))
Rzeczywiście, co region to i charakterystyczne dla niego nazwy miejscowości. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńKiedyś czytałem artykuł o piramidach w Polsce i to właśnie piramida w Rapie jest tą najbardziej znaną ale nie jedyną. Najwięcej ich w północnych województwach, my natomiast spotkaliśmy jedną w naszych okolicach w Rożnowie. Historia Mazur i Warmii jest dość skomplikowana podobnie jak nasza śląska. Czytając Twoje posty znajduję dużo podobieństw. Piszę z pewnym opóźnieniem spowodowanym krótką przerwą urlopową spędzoną na Roztoczu. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że historia każdego regionu jest dość skomplikowana, często burzliwa, pokręcona... ale charakterystyczna dla każdego z nich. Warmię i Mazury połączono w jedno województwo, ale da się zauważyć różnice między.
UsuńUrlop na Roztoczu zapewne przyniósł wiele nowych wrażeń i materiałów na bloga. My ostatnie dwa weekendy spędziliśmy na Mazurach. Ten weekend planujemy po raz kolejny w Mrągowie.
Pozdrawiamy serdecznie :)