Do Kazimierza
Biskupiego trafiłam za przyczyną Urszuli, którą poznałam w blogosferze na
zaprzyjaźnionym blogu KIERUNEK NA DZIŚ. Kiedy, w którymś komentarzu, pod jednym
z jej postów, napisałam, że w sierpniu być może będę w okolicy Kazimierza Biskupiego,
to Ula od razu zaproponowała spotkanie. Obiecałam, że jak tylko taka okazja rzeczywiście
się nadarzy to na pewno się zobaczymy i … nadarzyła się 2 sierpnia, kiedy to
wybraliśmy się na wycieczkę, z Poznania
(przebywaliśmy tam na zaproszenie Przyjaciół) do Gniezna i Lichenia
Starego. Wyjechaliśmy wczesnym rankiem, bo plany zwiedzania mieliśmy
ambitne i w sumie ponad trzysta kilometrów do pokonania.
Z Gniezna wyjechaliśmy po obiedzie około piętnastej, a z Lichenia Starego, bardzo zmęczeni, po osiemnastej. Żeby dotrzeć do Kazimierza Biskupiego musieliśmy zboczyć z trasy i mimo niewielkiej odległości trochę pobłądzić po nieznanym nam terenie. Z Urszulą spotkaliśmy się dopiero przed dziewiętnastą, a zatem późno. Przed zmierzchem zdążyliśmy jeszcze pobieżnie poznać wieś, (dawniej miasto) prawdopodobnie założoną przez Kazimierza Odnowiciela w połowie jedenastego wieku. Od jego imienia i biskupów lubuskich, sprawujących władzę na tych terenach pochodzi jej nazwa.
Zrobiłam kilka zdjęć zespołu klasztornego bernardynów. Jego historię usłyszałam oczywiście z ust Urszuli. Powstał on w latach 1518-1523 z fundacji Jana Lubrańskiego, biskupa poznańskiego i jego brata Mikołaja Gardziny, wojewody poznańskiego. Zadaniem bernardynów, na co uczulała mnie moja blogowa Przyjaciółka, było propagowanie kultu Pięciu Braci, których relikwie zostały specjalnie sprowadzone z Czech do katedry poznańskiej a następnie około roku 1526 przekazane do Kazimierza Biskupiego. O Pięciu Braciach Męczennikach Ula pisze tutaj.
Przylegające do kościoła od strony północnej zabudowania klasztorne były kilkukrotnie przebudowywane. Krużganki i szachulcowa wieża bramna powstały w drugiej połowie osiemnastego wieku. Kościół klasztorny pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela i Pięciu Braci Męczenników powstał według tradycji na miejscu dawnej celi świętego Jana Męczennika, jednego z eremitów kazimierskich. Kościół poddano gruntownej renowacji w latach 1970-1973.
Na ścianie widnieje droga krzyżowa, wykonana techniką sgraffito. Z dawnego wyposażenia zachowały się: późnorenesansowy nagrobek starosty santockiego, rzeźby świętej Jadwigi i świętego Mikołaja z połowy szesnastego wieku oraz drewniany relikwiarz skrzynkowy, w którym sprowadzono relikwie Pięciu Braci. Konwent bernardynów zniesiono w końcu dziewiętnastego wieku.
Od 1921 roku klasztor stał się siedzibą Zgromadzenia Misjonarzy Świętej Rodziny, które do 1939 roku prowadziło gimnazjum klasyczne dla chłopców. W pierwszych miesiącach okupacji w klasztorze znajdował się obóz przejściowy dla księży, których następnie wywożono do obozów koncentracyjnych. Zajmowany czasowo na koszary Wehrmachtu, a później przez wojska sowieckie, klasztor został zdewastowany. Po odbudowie mieści Wyższe Seminarium Duchowne prowadzone przez księży misjonarzy (obecnie oddział Wydziału Teologicznego Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu).
W klasztorze funkcjonuje także Ośrodek Rodzinnych Spotkań Rekolekcyjnych oraz niewielkie muzeum misyjne.
Wnętrz zespołu klasztornego nie widziałam ze względu na późną porę.
Z Gniezna wyjechaliśmy po obiedzie około piętnastej, a z Lichenia Starego, bardzo zmęczeni, po osiemnastej. Żeby dotrzeć do Kazimierza Biskupiego musieliśmy zboczyć z trasy i mimo niewielkiej odległości trochę pobłądzić po nieznanym nam terenie. Z Urszulą spotkaliśmy się dopiero przed dziewiętnastą, a zatem późno. Przed zmierzchem zdążyliśmy jeszcze pobieżnie poznać wieś, (dawniej miasto) prawdopodobnie założoną przez Kazimierza Odnowiciela w połowie jedenastego wieku. Od jego imienia i biskupów lubuskich, sprawujących władzę na tych terenach pochodzi jej nazwa.
Zrobiłam kilka zdjęć zespołu klasztornego bernardynów. Jego historię usłyszałam oczywiście z ust Urszuli. Powstał on w latach 1518-1523 z fundacji Jana Lubrańskiego, biskupa poznańskiego i jego brata Mikołaja Gardziny, wojewody poznańskiego. Zadaniem bernardynów, na co uczulała mnie moja blogowa Przyjaciółka, było propagowanie kultu Pięciu Braci, których relikwie zostały specjalnie sprowadzone z Czech do katedry poznańskiej a następnie około roku 1526 przekazane do Kazimierza Biskupiego. O Pięciu Braciach Męczennikach Ula pisze tutaj.
Przylegające do kościoła od strony północnej zabudowania klasztorne były kilkukrotnie przebudowywane. Krużganki i szachulcowa wieża bramna powstały w drugiej połowie osiemnastego wieku. Kościół klasztorny pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela i Pięciu Braci Męczenników powstał według tradycji na miejscu dawnej celi świętego Jana Męczennika, jednego z eremitów kazimierskich. Kościół poddano gruntownej renowacji w latach 1970-1973.
Na ścianie widnieje droga krzyżowa, wykonana techniką sgraffito. Z dawnego wyposażenia zachowały się: późnorenesansowy nagrobek starosty santockiego, rzeźby świętej Jadwigi i świętego Mikołaja z połowy szesnastego wieku oraz drewniany relikwiarz skrzynkowy, w którym sprowadzono relikwie Pięciu Braci. Konwent bernardynów zniesiono w końcu dziewiętnastego wieku.
Od 1921 roku klasztor stał się siedzibą Zgromadzenia Misjonarzy Świętej Rodziny, które do 1939 roku prowadziło gimnazjum klasyczne dla chłopców. W pierwszych miesiącach okupacji w klasztorze znajdował się obóz przejściowy dla księży, których następnie wywożono do obozów koncentracyjnych. Zajmowany czasowo na koszary Wehrmachtu, a później przez wojska sowieckie, klasztor został zdewastowany. Po odbudowie mieści Wyższe Seminarium Duchowne prowadzone przez księży misjonarzy (obecnie oddział Wydziału Teologicznego Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu).
W klasztorze funkcjonuje także Ośrodek Rodzinnych Spotkań Rekolekcyjnych oraz niewielkie muzeum misyjne.
Wnętrz zespołu klasztornego nie widziałam ze względu na późną porę.
Ze wzniesienia klasztornego sfotografowałam
kościół świętego Marcina Biskupa i
park. To od strony tej świątyni wjechaliśmy do Kazimierza Biskupiego i tam czekała na nas Urszula.
Krótką chwilę spędziliśmy jeszcze w
gościnnym domu Urszuli i żegnając się obiecywaliśmy sobie kolejne spotkania.
Droga do Poznania późną porą, ponad sto kilometrów przy dużym natężeniu ruchu i oślepiających światłach była bardzo męcząca, niemniej jednak po dniu pełnym wrażeń humory nam dopisywały.
Droga do Poznania późną porą, ponad sto kilometrów przy dużym natężeniu ruchu i oślepiających światłach była bardzo męcząca, niemniej jednak po dniu pełnym wrażeń humory nam dopisywały.
Kazimierz Biskupi, 2 sierpnia 2019 roku