piątek, 9 grudnia 2011

ZEZET


Piątek, 9 grudnia 2011 roku

   Zezet, Zezetka, Zuzka, Zeza, Zuzia, Zezunia…, tak miała na imię nasza mała czarna suczka…

Zezet

   Pojawiła się w naszej rodzinie, kiedy Wojtuś miał pięć lat. Ryszard kocha psy i nie wyobraża sobie bez nich życia. Zawsze zajmował się jakimś zwierzęciem, zapewniając mu jak najlepsze warunki.

Pańcio ze swoimi psami Mahoniem i Zezą

   Zezetka była okazem zdrowia i dostarczała nam wiele radości, obdarzała całą naszą trójkę swoim przywiązaniem. Dziś moje serce przepełnia wielki smutek, bo Zeza odeszła. I chociaż w domu został Mahoń, nasz drugi pies, to i tak nie wypełni braku małej ukochanej suni.
       
Zezetka w zimowym ogrodzie

   Nasza Zeza była wyjątkowa. Jak ona umiała się cieszyć na nasz widok. Kręciła się, podskakiwała, szczekała, aż wreszcie uśmiechała się całym swoim radosnym pyszczkiem odsłaniając piękne białe zęby. To był mistrzowski uśmiech. Poza nią nie widziałam nigdy śmiejącego się w ten sposób psa. Nie wielka waga zapewniała jej miejsce na kolanach, na rękach… Przytulała się całą sobą, albo owijała dookoła szyi i zasypiała zagłaskana.

Zezetka z Mahoniem na łące

   Wszędzie było jej pełno. Ciekawa z merdającym wciąż ogonkiem chodziła za nogą i wyczekiwała pieszczot, albo jakiegoś dobrego kęska. Uwielbiała przebywać w kuchni. Pociągała noskiem wychwytując zapachy i połykając łapczywie to, co wyprosiła. Była o wiele sprytniejsza od Mahonia, który nieustannie ją obserwował i uczył się od niej wielu zachowań. To ona była czujniejsza, to ona pierwsza reagowała na jakieś nieznane hałasy i dźwięki…

Wojtuś z Zezą w Rowku

Na spacerze w Rowku

Wszędzie było jej pełno

   Lubiła polować na robaki. Najpierw drapała łapką ziemię, a potem delikatnie wyciągała zębami ofiarę w całości. Kiedy miała nos umazany piaskiem wiadomo było, że szukała już sobie naturalnego źródła białka. Spacery, nawet te długie cieszyły ją bardzo i nigdy nie oddalała się od nas. Raz jeden, kiedy z całym towarzystwem przebywaliśmy na Gołej Zośce zagubiła się w lesie i napędziła nam strachu swoim zniknięciem. Rozumiała wszystko, co do niej się mówi, przekornie przekręcała pyszczek i merdała ogonkiem odpowiadając po swojemu…
Jeszcze długo będę czuć jej obecność, zerkać na miejsca, w których spała, patrzeć pod nogi w nadziei, że ją zobaczę, wezmę na ręce, pogłaskam, porozmawiam, a ona wlepi we mnie te swoje cudne, mądre ślepka, przytuli małe, ciepłe ciałko, obwącha i położy pyszczek na mojej szyi …
Smutek przepełnia także Wojtka i Rysia.

2 komentarze:

  1. Tak mi przykro... :,C Wstąpiłam na twój blog w odwrotnej kolejności, czyli chronolog. według kolejności przegapionych przeze mnie wpisów. Poprzedni bardzo mi poprawił humor, teraz jest mi znowu smutno. Raz jeden w swoim życiu żegnałam psiego-przyjaciela i wiem, że nie przeżyję kolejnego razu. Dlatego postanowiłam, że po Faksiku nigdy więcej psów. W jakiś przedziwny sposób do nich bardziej się przywiązuję niż do kotków, ptaszków czy rybek, więc decyzja zapadła. Faksik jest moim ostatnim psiakiem, ale nie mam pojęcia co zrobię, kiedy go zabraknie. Także przyjmij moje najszczersze kondolencje, nie ma w tym ani szczypty udawanego żalu, bo wiem jak sama będę przeżywać stratę kolejnego przyjaciela. Psy są takie niezwykłe, ciężko nam patrzeć na ich ból, ale jeszcze trudniej z nimi się pożegnać. A twoja sunia była prześliczna, kochana, na zawsze z wami pozostanie, w waszych sercach i wspomnieniach.

    Pozdrawiam i ściskam, trzymajcie się wszyscy, Słońce. Jestem z wami myślami. Będzie dobrze. :****

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Barbara Silver
    Dziękuję za słowa otuchy.
    Właśnie opublikowałam przed chwilą nowy post traktujący o naszych zwierzętach domowych...
    Zapraszam do wspomnień...

    Jak ten czas szybko leci. Wydaje mi się, że wszystkie te miłe chwile utrwalone na zdjęciach były wczoraj, czuję zapach róż, które dostałam w prezencie urodzinowym od mojej koleżanki i które jednego roku obficie zakwitły.
    Widzę jak Wojtek biega po ogrodzie, jeździ na desce, małym rowerkiem, albo siedzi na misiu - samochodziku i odpycha się małymi stópkami. Wszystko dzieje się za szybko....

    Buziaki :)))

    OdpowiedzUsuń