Od wielu lat mam swoją teorię i spore już doświadczenie w dziedzinie kształcenia i samokształcenia, w sposobie nauczania i uczenia się, zdobywania wiedzy i rozumienia świata. Sprawcą coraz to nowszych inspiracji i poszukiwań są podróże, które w sposób powiedziałabym nieformalny, wciąż poszerzają moje horyzonty i pobudzają wyobraźnię. Nieustannie zaspakajam swoją ciekawość przekopując sterty materiałów w celu odnalezienia informacji na interesujący mnie temat. I nie radzę nikomu iść w moje ślady, bo takie zainteresowania prowadzą do siedzącego trybu życia, zabierają cenne zdrowie uzależniając od książek i komputera. Już dość dawno aktywność fizyczną: rower, narty, pływanie, taniec, aerobik, zamieniłam na aktywność umysłową. Brak wystarczających środków ograniczał mnie do jednej, rzadko do dwóch dalszych i kilku bliższych podróży w ciągu roku. W tę statystykę nie wchodzi Paryż! W tym roku ze względu na chorobę musiałam zapomnieć o podróżach, ale też nie przestałam pisać, bowiem materiału zgromadziłam na kilka kolejnych lat.
- Jak to się dzieje, że szwendając
się na przykład po zaułkach ulubionego miasta i jego okolicach, trafiam na coś
frapującego, godnego uwagi, co później zajmie mi dużo czasu nim dokładniej
zbadam odkryty przeze mnie obiekt nie tylko pod względem historycznym.
Na to pytanie odpowiem jednym przykładem, a tak na marginesie, wszystkie moje poprzednie posty w Naprzeciw SZCZĘŚCIU to również odpowiedzi na to pytanie.
Dzisiaj, ze względu na święto zmarłych, zatrzymam się na dwóch małych cmentarzach paryskich, Passy i Auteuil raczej nieodwiedzanych przez turystów tak jak najważniejszy i największy Père-Lachaise i jeden z najstarszych Cmentarz Montmartre.
Paryż to wyjątkowe miasto, nie bez powodu zwane miastem światła - Paris, ville lumière, w którym na każdym kroku, jego oddziaływanie ma wielki wpływ na naszą psychikę, zmysłowość, duchowość - światło fizyczne, światło metafizyczne i… światło sztuczne! To ostatnie, twierdzą naukowcy, destruktywnie wpływa na nasz organizm powodując liczne choroby cywilizacyjne, w tym także, jak się okazało… raka piersi! Na pewno jest w tym sporo racji, skoro i ja, jako jedna z wielu, żyjąc w tej mieszaninie iluminacji zapadłam na tę chorobę.
- Ale do rzeczy!
Człowiek dwudziestego pierwszego wieku, otoczony niepotrzebnymi do życia gadżetami, żyjący w świetle neonów reklamowych, przestał zauważać i doceniać czyste światło, w blasku którego nasi antenaci tworzyli cuda, prawdziwe dzieła sztuki.
Jedną z takich antenatek żyjących zdecydowanie za krótko, w drugiej połowie dziewiętnastego wieku, była Maria Konstantinowna Baszkircew (1858-1884), nieznana szerokim rzeszom, jako że szkolne programy milczą na jej temat.
O Marii Baszkircew dogłębnie rozprawiają tylko wąskie grona literatów, filologów, malarzy, ja natomiast postaram się jak najkrócej przedstawić tę młodą kobietę, której nazwisko widnieje na najbardziej rzucającym się w oczy monumentalnym grobowcu paryskiego cmentarza Passy - budowli z zewnątrz przypominającej cerkiew z cechami stylu mauretańskiego, zaś pracowni artystycznej we wnętrzu.
Na to pytanie odpowiem jednym przykładem, a tak na marginesie, wszystkie moje poprzednie posty w Naprzeciw SZCZĘŚCIU to również odpowiedzi na to pytanie.
Dzisiaj, ze względu na święto zmarłych, zatrzymam się na dwóch małych cmentarzach paryskich, Passy i Auteuil raczej nieodwiedzanych przez turystów tak jak najważniejszy i największy Père-Lachaise i jeden z najstarszych Cmentarz Montmartre.
Paryż to wyjątkowe miasto, nie bez powodu zwane miastem światła - Paris, ville lumière, w którym na każdym kroku, jego oddziaływanie ma wielki wpływ na naszą psychikę, zmysłowość, duchowość - światło fizyczne, światło metafizyczne i… światło sztuczne! To ostatnie, twierdzą naukowcy, destruktywnie wpływa na nasz organizm powodując liczne choroby cywilizacyjne, w tym także, jak się okazało… raka piersi! Na pewno jest w tym sporo racji, skoro i ja, jako jedna z wielu, żyjąc w tej mieszaninie iluminacji zapadłam na tę chorobę.
- Ale do rzeczy!
Człowiek dwudziestego pierwszego wieku, otoczony niepotrzebnymi do życia gadżetami, żyjący w świetle neonów reklamowych, przestał zauważać i doceniać czyste światło, w blasku którego nasi antenaci tworzyli cuda, prawdziwe dzieła sztuki.
Jedną z takich antenatek żyjących zdecydowanie za krótko, w drugiej połowie dziewiętnastego wieku, była Maria Konstantinowna Baszkircew (1858-1884), nieznana szerokim rzeszom, jako że szkolne programy milczą na jej temat.
O Marii Baszkircew dogłębnie rozprawiają tylko wąskie grona literatów, filologów, malarzy, ja natomiast postaram się jak najkrócej przedstawić tę młodą kobietę, której nazwisko widnieje na najbardziej rzucającym się w oczy monumentalnym grobowcu paryskiego cmentarza Passy - budowli z zewnątrz przypominającej cerkiew z cechami stylu mauretańskiego, zaś pracowni artystycznej we wnętrzu.
Marie
Bashkirtseff, z domu Kostiantynivna
Bashkirtseva (Марі́я Костянти́нівна
Башкірцева) przyszła na świat w zamożnej rodzinie szlacheckiej, w Hawroncach koło Połtawy na Ukrainie.
Dorastała za granicą podróżując z matką po Europie. Poza rosyjskim, biegle
władała językiem francuskim, angielskim i włoskim, uczyła się greki i łaciny.
Jej głód wiedzy, sprawił, że studiowała, i klasyków, i autorów współczesnych. W
ciągu swojego krótkiego życia Maria odbyła wiele podróży, które trwając nieraz
kilka miesięcy, uzupełniały jej edukację i były ważnym czynnikiem wspomagającym
budowanie jej tożsamości.
W wieku dwunastu lat zaczęła pisać Dziennik. Pierwsze jego wydanie ukazało
się w 1887 roku, niespełna trzy lata po jej śmierci, przynosząc pośmiertnie światową
sławę. Jednak dopiero w 1995, niecenzurowana przez rodzinę, wierna wersja
Dziennika,
wzruszająca szczerością i patosem dramatycznego losu, cenna z obyczajowego
punktu widzenia, została wydana przez Koło
Przyjaciół Marii Baszkircew.
Ale Maria nie tylko była diarystką, przybliżającą poprzez swoje własne spostrzeżenia, emocje, doświadczenia… obraz epoki, w której tak krótko żyła, Maria była także malarką! Malarstwo i rzeźbę studiowała w Académie Julian, prywatnej szkole, założonej w Paryżu (1866) przez francuskiego malarza Rodolphe’a Juliana (1839-1907).
Wbrew obiegowej opinii, w tym jakże burzliwym okresie przemian nie tylko w sztuce, Académie Julian nie była jedyną szkołą otwartą dla kobiet, gdzie czesne za cały rok, dla panów wynosiło czterysta franków, a dla pań siedemset. Tłumaczono to większymi kosztami obsługi pracowni dla płci żeńskiej, a także przekonaniem, że panie nie musiały same zarabiać na czesne.
Najbardziej znanym i cenionym obrazem Marii jest olej na płótnie prezentujący atelier kobiet w Académie Julian, zamówiony przez Juliana z myślą o Salonie 1881.
O artystce pisała prasa francuska Le Figaro i La Liberté a także rosyjskie Новое время (Nowoje Wriemia). Maria była niezwykle płodną malarką, zdjęcia obrazów, tych które nie zostały zniszczone przez hitlerowców podczas drugiej wojny można znaleźć w sieci.
Rewolucja 1789 i rewolucja przemysłowa wyzwoliły w kobietach bunt. Kobiety, nieposiadające praw, zależne od mężczyzn, poddane ich kurateli, pragnęły same decydować o sobie, żądały takich samych przywilejów jakie mieli mężczyźni, chciały zdobywać wiedzę.
Jedną z feministycznych działaczek tamtych czasów była Hubertine Auclert (1848-1914), która w 1881 roku założyła La Citoyenne - dziennik silnie popierający ruch wyzwolenia kobiet. W tym działaniu wspierały ją: pisarka i dziennikarka Séverine - Caroline Rémy oraz Maria Baszkircew kobieta światowa, która pisała dla gazety pod pseudonimem Pauline Orrel.
Młodziutka arystokratka, niezależna materialnie, nie widziała siebie w podrzędnej roli, jaką narzucała jej płeć i obyczaje epoki. Ażeby wzbudzać podziw, musiała się podobać, wykazać wiedzą i erudycją. Wszystko wokół niej było wykwintne, eleganckie, niepowtarzalne, najpiękniejsze. Kochała biel i w tym kolorze zamawiała wytworne kreacje u najlepszych krawców Paryża. Grała na fortepianie, śpiewała, tańczyła, jej marzeniem była kariera śpiewaczki i świat u jej stóp. Pragnęła światowej sławy. A kiedy marzenie o wokalu nie mogło się spełnić z powodu pierwszych symptomów gruźlicy, Maria oddała się malarstwu.
Malarz Jules Bastien-Lepage, jej przyjaciel, zmarł wkrótce po niej, na tę samą chorobę. Podczas ostatniego z nim spotkania, kiedy Maria nie była już w stanie sama się poruszać i przenoszona była na rękach jak małe bezradne dziecko, obojgu strapionym artystom wyrwały się te same słowa: Ach! Gdybyśmy mogli jeszcze malować!
Maria, patrząc na palącą się przy niej świecę westchnęła: razem zgaśniemy! Zmarła 31 października 1884 roku w Paryżu.
Zaglądając do wnętrza atelier - mauzoleum na cmentarzu Passy, miałam wrażenie, że wciąż mieszka tam niczym nieskrępowana duszyczka, pewna swojej wartości młodziutka artystka, która w pośpiechu opuściła pracownię, ale niebawem do niej wróci i znowu będzie malować.
Passy i Auteuil to podparyskie
gminy, które wraz ze swoimi cmentarzami,
w 1860 roku, zostały włączone do Paryża. Położone są na prawym brzegu Sekwany,
w szesnastej eleganckiej dzielnicy miasta. Mieszkają tu najzamożniejsi, czego dowodem
są chociażby najwyższe ceny nieruchomości, siedziby licznych ambasad i placówek
dyplomatycznych, pałace, muzea, ogrody, parki, Lasek Buloński, stadion sportowy
- słynny Parc des Princes, no i wreszcie cmentarze z grobami i grobowcami
arystokratów, księżniczek i książąt, ludzi polityki, pisarzy i poetów, malarzy
i rzeźbiarzy, kreatorów mody, naukowców i wynalazców, aktorów i kompozytorów,
lotników i konstruktorów, przedsiębiorców, spoczywa tu nawet ostatni cesarz
Wietnamu Bảo Đại. Na obu cmentarzach znajdziemy także i polskie nazwiska.
Cmentarz Passy znajduje się na wzgórzu w pobliżu Palais de Chaillot i wieży Eiffla. Na niewielkiej powierzchni, stu siedemdziesięciu arów, wśród dwóch tysięcy sześciuset grobowców i kapliczek zasadzono dwieście dziewięćdziesiąt drzew - piętnaście różnych gatunków.
Cmentarz Passy znajduje się na wzgórzu w pobliżu Palais de Chaillot i wieży Eiffla. Na niewielkiej powierzchni, stu siedemdziesięciu arów, wśród dwóch tysięcy sześciuset grobowców i kapliczek zasadzono dwieście dziewięćdziesiąt drzew - piętnaście różnych gatunków.
Cmentarz Auteuil jest znacznie mniejszy. Poza pomnikiem jego fundatora, mera Auteuil, Pierre’a Antoine’a Benoista (1741-1816) nie ma już śladów po najstarszych grobach. Ze starego cmentarza na plac kościoła Notre-Dame-d'Auteuil został przeniesiony obelisk francuskiego urzędnika państwowego Henri François d’Aguesseau (1668-1751).
Na powierzchni zaledwie siedemdziesięciu dwóch arów znajduje się tysiąc dwieście grobów.
Pięknie napisałaś o tym podróżniczym impulsie do poszukiwań. Nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła oddać mu się bez reszty. Choć chciałabym czerpać z twoich doświadczeń i aktywność umysłową wspomagać także aktywnością fizyczną. Metoda złotego środka, równowagi. Tyle, że to dość trudne. Cmentarze, których fotografie zamieściłaś wydają mi się bardziej urokliwe niż Pere - Lachaise, choć może to tylko wrażenie. Na tym największym i najbardziej znanym brakowało mi rzeźb, posągów, a jeśli je dostrzegałam to były one nie tyle wyrazem duchowych potrzeb, co wyrażenia bohaterskich czynów (brakowało mi aniołów, Chrystusów, Matki Boskiej. Ale to może tylko pobieżne wrażenia, w zasadzie szłam wytyczoną ścieżką w poszukiwaniu grobowca Pissarro, a także Chopina, który uznałam za najładniejszy.
OdpowiedzUsuńMałgosiu, cieszę się z Twojej obecności i aktywności w Naprzeciw SZCZĘŚCIU, bowiem od momentu w którym ukryłam listę blogerów, z powodów niezależnych ode mnie lecz z powodu częstej manipulacji Google w wyglądzie mojej strony, niewiele osób z tej listy mnie odwiedza i zostawia komentarze. Rozumiem, to takie istnienie w zaprzyjaźnionej blogosferze na zasadzie wzajemności - ja ci napiszę komentarz i ty mnie, w przeciwnym razie zapominam o tobie i już tu nie wracam, a przecież nie to chodzi.
UsuńJakiś czas pomieszkiwałam w pobliżu cmentarza Auteuil i przechodziłam obok niego idąc do stacji metra Exelmans, albo do przystanku autobusowego. Ta niewielka nekropolia, wciśnięta między budynki znajduje się za dość wysokim murem i tego co za nim nie widać z ulicy. Odkryłam tam grób księdza Louisa Roussela założyciela fundacji Orphelins Apprentis d'Auteil, o której wspominałam w poście "Bellevue - Piękny Widok czyli Paryż i nie tylko widziany z la Terrasse w Meudon".
Cmentarz Passy to prawdziwa perełka wśród paryskich nekropolii.
Czasami zdarza mi się zerknąć na listy blogów, kiedy wzrok omsknie się z treści wpisu zatrzymując na wyglądzie strony. Choć zasadniczo nie analizuję, czy mój blog znajduje się na liście odwiedzanych, albo czy ktoś obserwuje mój blog, czy też daje mu gdzieś łapki w górę, lajki, czy w jakikolwiek inny sposób zaznacza swoją obecność. Lubię komentatorów, bo to miłe, jak ktoś daje wyraz lekturze, choć czasami daje wyraz niedokładnej lekturze :( ale - wybaczam. Troszkę rozumiem to podejście- zasady wzajemności. Każda gościna to czas poświęcony drugiej osobie, czytanie jej wpisu, oglądanie jej zdjęć, ludzie rozumują to tak, skoro ty mnie przestałaś odwiedzać, nie poświęcasz mi swojego czasu i uwagi (a skąd mają wiedzieć, że odwiedzasz, skoro nie zostawiasz śladu od czasu do czasu komentując) to i ja poświęcę go osobom, które mają dla mnie czas. Ja wybrałam kilka blogów na które zaglądam od dłuższego czasu i których lektura sprawia mi przyjemność, czasami zostawiam komentarz, czasami nie, nie zwracając uwagi na "wzajemność". W całej historii mojego blogowania usunęłam jeden blog z listy odwiedzanych z uwagi na agresywny, napastliwy sposób komentowania rzeczywistości (nie lubię tego rodzaju ludzi niezależnie od tego, czy wyznają taki sam system wartości, czy też nie). Z powodu technicznych zawirowań zniknęło mi natomiast parę ciekawych blogów, których nazw nie pamiętam i nie mogę odnaleźć. Twój komentarz uświadomił mi, że powinnam sobie teraz skopiować listę blogów gdzieś na komputer. A swoją drogą cześć adresów odzyskałam dzięki temu, że ludzie zostawiali ślad swoich odwiedzin. Natomiast komentarze od nowych komentatorów to dla mnie sygnał, aby zajrzeć na kolejny blog i ewentualnie dopisać do listy odwiedzanych (jak nie dopiszę to zapomnę, luki w pamięci coraz większe). Życzę ciepłego dnia - trzęsąc się z zimna, przed odwiedzeniem nekropolii.
OdpowiedzUsuńParyskie cmentarze są przepiękne. Żałuję, że mimo dwukrotnych odwiedzin nie widziałem żadnego. Pozostaje oglądanie ich na zdjęciach. Spacer po tak bogatych w nagrobki i kaplice cmentarzach pozwala się wyciszyć, a jednocześnie czerpać przyjemność podziwiając otaczające nas, piękne obiekty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
To prawda, i co ciekawe Francuzi nie zapalają zniczy na grobach swoich bliskich, jeżeli gdzieś takowy już płonie, to na pewno na grobie z nazwiskiem polskim.
UsuńPodam jeszcze inną ciekawostkę:
Otóż, Na paryskich cmentarzach, opłaty za dzierżawę ziemi Intra Muros (wewnątrz murów), ustalają merostwa.
I tak za 2m² między innymi na cmentarzach Auteuil i Passy,
- podatek miejski wynosi 30 €
- opłata za tymczasowe przechowanie - 69 € / miesiąc
- dzierżawa wieczysta - 11 532.58 €
- koncesja pięćdziesięcioletnia - 3 636 €
- koncesja trzydziestoletnia - 2 461 €
- wznawianie koncesji co dziesięć lat - 726 € - ta jednak nie dotyczy Auteuil i Passy
Opłaty Extra Muros (poza murami) są niższe na cmentarzach podparyskich.
A tak na marginesie dodam, że dzisiaj cmentarz w Supraślu mimo niepogody wyglądał pięknie, chyba po raz pierwszy zrobił na mnie tak pozytywne wrażenie.
Pozdrawiam ciepło
Zaintrygował mnie tytuł Twojego posta - Arystokratka z Ukrainy. Aż zajrzałam do Wikipedii. Rzeczywiście, urodziła się na terenie dzisiejszej Ukrainy, ale to była czystej krwi Rosjanka. Tak, czy inaczej - bardzo ciekawa postać. Nawet wyszły po polsku jej pamiętniki. Spróbuję poszukać tej książki, bo chętnie bym o niej więcej poczytała.
OdpowiedzUsuńDziennik Marii Baszkircew, możesz kupić za niewielkie pieniądze na przykład na Allegro. Ja jestem pod ogromnym wrażeniem tej młodziutkiej arystokratki, której przyszło żyć w tak ciekawych czasach, mojej ulubionej Belle Époque. Maria pisała wspaniałą francuszczyzną , w Paryżu osiadła na stałe, tam zmarła i na cmentarzu Passy została pochowana. Tym postem chciałam niejako ją wskrzesić i zainteresować jej osobą. Niezwykła, nieprzeciętna postać kobiety.
UsuńPozdrawiam