wtorek, 7 listopada 2017

Gdzie oczy poniosą


    Kiedy po duszącej już, szarej i zbyt długo trwającej deszczowej codzienności budzi mnie wreszcie upragnione słońce, wstaję z uśmiechem i myślę, że pora wyruszyć z domu, najlepiej gdzieś na południe w kierunku mocno świecącej od rana gwiazdy.
    Niedziela, 5 listopada, nareszcie bez opadów, pierwszy dzień po pełni Księżyca…, a z pełnią Księżyca związane są liczne mity, legendy, przesądy…, jeden z nich mówi, że kiedy Srebrny Glob będący w pełni jest bardzo dobrze widoczny i świeci jasnym blaskiem, wówczas możemy spodziewać się, że następnego dnia przywita nas piękna pogoda…, a noc z soboty na niedzielę była wyjątkowo piękna, jak z obrazka!

   
Wsiadam w samochód i jadę gdzie mnie oczy poniosą i tak trafiam najpierw do Juchnowca Kościelnego oddalonego od Supraśla o około czterdzieści kilometrów. Przejeżdżałam tamtędy wiele razy, ale nigdy nie zatrzymywałam. Zazwyczaj pędziliśmy do Doktorc - ośrodka wypoczynkowego położonego nad Narwią - na kolejną imprezę imieninową przyjaciółki, odwiedzić dzieciaki na koloniach, a nawet z młodzieżą szkolną na wrześniowy plener.

   
Juchnowiec Kościelny to niewielka wieś, także siedziba gminy, leżąca na trasie z Białegostoku do Bielska Podlaskiego, z Sanktuarium Matki Bożej Królowej Rodzin w centrum.


    Niedziela, pora mszy świętych, a zatem parkingi wokoło kościoła zastawione samochodami. Znajduję miejsce w niewielkim oddaleniu i wchodzę do środka świątyni, w której zebrało się już sporo ludzi. Stromymi, wąskimi, drewnianymi schodkami dostaję się na chór muzyczny i stamtąd także robię kilka zdjęć.
2 lipca 1997 roku, parafia juchnowiecka obchodziła jubileusz 450-lecia i wtedy to na rondzie przed kościołem ustawiono dużą, białą figurę Matki Bożej. 



    Obejście kościoła wraz z przyległymi budynkami sprawia wrażenie jakby tylko co odnowionego, wysprzątanego, jednym słowem bardzo zadbanego i gdyby nie pies pewnie nie miałabym najmniejszej negatywnej uwagi co do osób zarządzających majątkiem archidiecezjalnym. Kto postanowił zamknąć psinkę na maluśkim wybiegu z niewielką budą w środku? Całość przyklejona do tylnej ściany domu wyglądała jak okratowane więzienie. Piesek żałośnie zawodził, a na mój widok wspiął się na tylnych łapkach, dwie przednie wyciągając za metalowe pręty w nadziei, że za chwilę wezmę go na ręce i zabiorę z tego okrutnego miejsca. Wokoło nie było nikogo, w kościele trwała msza, a ja nie mogłam podejść do więźnia pocieszyć go i uwolnić. Łza zakręciła mi się w oku, pomyślałam - na co komu pies na uwięzi i to w dodatku w miejscu niemalże niewidocznym - zamknięty za karę?! Obrazek ten pogorszył mój nastrój i do końca dnia zapłakane zwierzątko stało mi wciąż przed oczyma.
























    W Juchnowcu, intuicyjnie, postanowiłam kontynuować podróż do Doktorc przez Turośń Kościelną. Na rozdrożu sfotografowałam kapliczkę z figurą świętego Onufrego - świętego Kościoła katolickiego i Cerkwi prawosławnej, czczonego jak się okazuje i na Podlasiu. Wcześniej nie spotkałam się tutaj z kultem pustelnika Onufrego, który na początku czwartego wieku, wzorując się na ascetach takich jak Jan Chrzciciel czy Eliasz żył samotnie na pustkowiu w okryciu z liści, żywiąc się znalezionymi owocami i ziołami.





    W Kościele pod wezwaniem Świętej Trójcy w Turośni trwała, albo może dopiero co rozpoczynała się msza święta. Zatrzymałam się na krótką chwilę, żeby sfotografować świątynię z zewnątrz i najbliższą świątyni okolicę.
    Nieopodal na rzece Turośniance ktoś trenował na wyczynowym kajaku NELO. 










    W Doktorcach, na rozlewisku Narwi, dwoje mężczyzn próbowało wypatrzeć przez lornetkę orła, bo ponoć o tej porze roku można go jeszcze zobaczyć. Mężczyźni ci zasugerowali mi kolejne rozlewisko Narwi w Surażu, do którego dojazd łatwy i oko jest czym nacieszyć.


     Pomyślałam, czemu nie, dawno już tam nie byłam i jadąc przypominałam sobie księdza Jerzego, który był ostatnim proboszczem w Supraślu przed podziałem na dwie parafie, a później objął probostwo w Surażu. Zapraszał minie nie raz - czy teraz będę miała okazję go spotkać? No i jak to wszystko dziwnie, a może i nie dziwnie się plecie, może właśnie w niedzielę, 5 listopada miałam znaleźć się w Surażu i spotkać dawnego znajomego, z którym wymienialiśmy świąteczne SMS, czy też życzenia imieninowe… Chyba wszystko jest gdzieś w górze zapisane, bo kiedy dojeżdżałam do Kościoła pod wezwaniem Bożego Ciała wychodził z niego nie kto inny jak tylko ksiądz Jerzy. Początkowo go nie poznałam, szedł nieco zgarbiony i w niczym nie przypominał znanej mi sprzed lat energicznej sylwetki, zdradził go dopiero jego szczery uśmiech i jego zwyczajowa spontaniczność.  




    Wróciliśmy do świątyni, bo proboszcz chciał się pochwalić pracami remontowymi wewnątrz kościoła. Zasłonięte folią budowlaną było całe półkoliste prezbiterium z otaczaną wielką czcią figurą Chrystusa Nazareńskiego Wykupionego.
    Pięknie prezentowały się dwa boczne neogotyckie ołtarze z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego stulecia, a nad wejściem - neoklasycystyczny, polichromowany prospekt organowy z odrestaurowanymi ponad stuletnimi organami. Renowacja, mających wartość artystyczną i historyczną, kościelnych organów kosztowała nieco ponad sto tysięcy złotych. Kilka lat temu świątynia wpisana została do rejestru zabytków.







  
Położony na wzgórzu kościół sąsiaduje z dawnym Rynkiem Lackim - dziś Rynek Kościelny.

    Bezpośrednio przy Rynku Kościelnym znajduje się pozostałość po dawnym grodzisku, którego historia sięga czasów przynależności tych ziem do Rusi Kijowskiej. Jarosław Mądry obwarowując Ruś Kijowską w jedenastym wieku wybudował cztery grody nazywając je suraznymi, czyli groźnymi (fakt ten wiąże się również z lokacją miasta), a jednym z nich jest grodzisko w Surażu. Zostało ono usypane w zakolu Narwi i pierwotnie wznosiło się ponad dziesięć metrów nad poziomem rzeki. Otoczone było sztuczną fosą, której pozostałością jest dzisiaj ulica Zamkowa. Wały były wzmacniane warstwą gliny o grubości około pięćdziesięciu centymetrów. Brama wjazdowa, chroniona podnoszonym mostem znajdowała się od strony dzisiejszego rynku.
    W 1553 roku miasto Suraż zostaje nadane Królowej Bonie, która przebudowuje grodzisko na zamek. Powstaje wtedy murowana wieża, natomiast co do wyglądu ostrokołu i zabudowań wewnętrznych nie ma żadnych przekazów, wiemy jedynie iż były to konstrukcje drewniane. Prace wykopaliskowe prowadzone w okresie międzywojennym, przyniosły trochę informacji dotyczących wykończenia i wyposażenia obiektu, a zapadlisko części wałów świadczy o istniejących podziemiach. Zamek zniszczony został w czasie potopu szwedzkiego w połowie siedemnastego wieku i nigdy nie został odbudowany.
    Dzisiaj to już tylko spore wzniesienie z ciągle widocznym układem starego grodziska oraz pięknym widokiem na narwiańskie rozlewiska i łąki.
Źródło: http://www.ciekawepodlasie.pl/info.htm#791/pl/i/gora_zamkowa_(grodzisko)  

  



   Zajrzałam jeszcze do malowniczo położonego nad brzegiem Narwi Centrum Turystyki Aktywnej Bajdarka w Surażu, strefy objętej ochroną jako Narwiański Park Narodowy - dwa obszary Natura 2000 i strefa chronionego krajobrazu, w połączeniu z możliwością spędzenia aktywnego wypoczynku gwarantują doskonały relaks i odprężenie, noclegi w pensjonacie lub na polu biwakowym oraz posiłki w restauracji skomponowane w oparciu o świeże regionalne produkty.









    Kiedy dojeżdżałam do domu, krótki listopadowy dzień dobiegał końca, słońce upadało za horyzont.


    Zwracaj swoją twarz w kierunku słońca, a nigdy nie zobaczysz cienia
                                                                                                     /Helen Keller/
    Niedziela, 5 listopada 2017 roku

4 komentarze:

  1. i prosze ;-) bardzo popieram takie wypady, sponteniczne. Wszędzie czai się coś ciekawego!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj w moich progach Mnie W Drogę. Zajrzałam do Ciebie i pierwsza rzecz jaka mi przypadła do gustu na Twoim blogu to zdjęcie Mostu Bacunayagua na Kubie. Przeczytałam także kilka postów i wpisałam Mnie W Drogę na listę zaprzyjaźnionych. Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  2. Jak fantastycznie jest móc tak jechać przed siebie, gdzie oczy poniosą. A ile można wtedy odkryć pięknych miejsc, co widać, choćby na przykładzie twojej wycieczki. Fajny pomysł na zdjęcia wnętrza świątyni z góry. Nie wiem, czemu sama na to nie wpadłam wcześniej (no poza Bazyliką Św. Piotra w Rzymie). I jakie ładne są te świątynie - takie czyste, biel odbija słońce i dobrą energię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię bardzo wsiąść w samochód i ruszyć przed siebie, tak bez konkretnego celu, odkrywczo.
      A w Supraślu dzisiaj znowu świeci słońce i miasteczko wygląda zupełnie inaczej niż wtedy kiedy Ty w nim gościłaś. Powinnaś je zobaczyć właśnie w dzień słoneczny. Zrobiłam sporo zdjęć i wrzucę je na bloga. Wyszłam tylko do przychodni na zastrzyk, a zrobił się z tego długi spacer.
      No dobra, wiem że za uściskami i buziakami nie przepadasz, ale ja mimo wszystko Ci je wysyłam, bo radośnie jest kiedy świeci słońce :)

      Usuń