wtorek, 19 stycznia 2021

Jezioro w Créteil i Nowe Créteil - spacer w grudniowym słońcu


    Créteil
to duże miasto i gmina, serce paryskiej aglomeracji na południowo-wschodnich przedmieściach stolicy Francji.  W Créteil mieści się prefektura departamentu Val-de-Marne (Dolina Marny) - region Île-de-France. W granicach tegoż departamentu pod koniec 1966 roku erygowano diecezję Kościoła rzymskokatolickiego.

   
Miejscowość tę upodobała sobie spora grupa Polaków. W 1981 roku, przez kilka miesięcy, i ja tam mieszkałam razem z mężem. Teraz, kiedy mam okazję wyjechać do Paryża, odwiedzam też i Créteil, w którym zostawiliśmy kawałek naszego życia. W nieznanej nam nowej rzeczywistości stawialiśmy pierwsze kroki i uczyliśmy się życia na zgniłym Zachodzie. Przyznam jednak, że niegdyś tak się wyjeździłam linią metra numer 8, że mam pewnego rodzaju niechęć do niej. - Dlaczego? - Otóż linia ta jest jedną z najdłuższych linii paryskiego metra (23,36 km), za naszych czasów łączyła stacje Balard i Créteil-Préfecture, obecnie jej końcowym przystankiem jest Pointe du Lac oddany do użytku w październiku 2011 roku.
    To, czego nie lubię podróżując ósemką, to duża ilość przystanków, bo aż 38, prawie godzinna długość przejazdu z krańca na kraniec, jak również pewien specyficzny rytm i dźwięk wystukiwany przez koła pociągu, niezdefiniowany zapach jak i niekorzystne dla mnie oświetlenie wagonów - wszystko to przyprawia o mdłości. Tego typu uczucie nie towarzyszy mi w innych pociągach metra.
    Sekwanę metro pokonuje tunelem pod rzeką, natomiast Marnę wiaduktem ponad nią.


   
Mieszkaliśmy w pobliżu stacji metra Créteil-Université, wówczas przedostatniej na trasie, ostatnią była
Créteil-Préfecture. Często w niedzielę jechaliśmy na końcowy przystanek i stamtąd wędrowaliśmy nad jezioro (Lac de Créteil), przechodząc kładką dla pieszych ponad autostradą. Był to czas, kiedy w Polsce autostrad nie było, aut za wiele też nie, a zatem tym bardziej lubiliśmy chodzić tamtędy i obserwować pojazdy pędzące kilkoma pasami w obie strony.








   
Podróż do Francji to również nasza wielka przygoda, jako że przemieszczaliśmy się małym pomarańczowym Fiatem 126 p, których w zachodniej Europie nie spotykano, a jeżeli już to… chi, chi… był to nasz fiacik, który później cztery lata przestał na najwyższym poziomie parkingu w Créteil. Nie wiem jak poradziliśmy sobie bez GPS-a, bez jakiegokolwiek doświadczenia w nieznanej i mało zrozumiałej nam wówczas plątaninie dróg.


     Projekt przekształcenia w jezioro dawnego kamieniołomu, czynnego jeszcze do 1970 roku, powstał w roku 1968. W 1970 powstawał też projekt utworzenia Nouveau Créteil (Nowego Créteil), nowych dzielnic łączących funkcje mieszkaniowe z różnego rodzaju działalnością, uwzględniającą między innymi takie budynki jak szpital (Henri-Mondor), prefektura, ratusz, sąd oraz inne obiekty użyteczności publicznej, usługi zbiorowe, sklepy, obiekty rekreacyjne, kulturalne i inne.






   
Od 1978 roku funkcjonuje
tu centrum rekreacyjne, Maison de la Nature - od 2003 Nature et Société, szkoła żeglarska, ogrody: Jardin d'Arménie i Jardin de la Croisette oraz tereny spacerowe, ścieżki rowerowe.
    Prace przy urządzaniu terenów wokół jeziora trwały do 1988 roku, kiedy mieszkaliśmy już w Polsce.


   
W pierwszych latach funkcjonowania centrum rekreacyjnego mogliśmy się kąpać, teraz kąpiel jest zabroniona, podobnie jak surowo zabronione jest karmienie ptaków, grillowanie, rozbijanie namiotów.
- Z jakiego powodu? - Może dlatego, że w 2001 roku w licznych zwłokach łabędzi i ryb wykryto toksynę botulinową (zatrucie jadem kiełbasianym) i zakazano łowienia ryb do 2004.

   
Nie tylko w sezonie letnim, ale również w grudniu spotkać można wędkarzy, zapewne zrzeszonych w Fédération du Val-de-Marne pour la Pêche et la Protection du Milieu Aquatique (F.P.P.M.A.).
    Przy okazji zaznaczę, że dokarmiając chlebem ptaki nie tylko wodno-błotne wyrządzamy im ogromną krzywdę. Zanim podejmiemy się tej dobroczynnej akcji (?) poczytajmy jak i czym należy je dokarmiać i jakie skutki niesie za sobą nieprawidłowe dokarmianie (!)







   
Lac de Créteil utworzono na powierzchni 42 hektarów, z czego 4 hektary to nieużytki, ze względu na swój charakter, wpisane jako naturalny obszar o znaczeniu ekologicznym, faunistycznym i florystycznym, do narodowego inwentarza dziedzictwa naturalnego Francji, określanego skrótem ZNIEFF (zone naturelle d’intérêt écologique, faunistique et floristique).

   
Ażeby treści nie było za wiele, zapraszam na grudniowy spacer wokół jeziora i fragment Nouveau Créteil.

   
Nielubianą przeze mnie linią metra numer 8 pojechałam z Paryża na końcowy przystanek Pointe du Lac, i avenue François Mitterrand doszłam do rue du Canal (ulica kanału). Kanał jest przedłużeniem południowego koniuszka zbiornika wodnego, ma dwieście metrów długości i półtora metra głębokości. Rozpoczyna go wysoki kamienny monolit, na który spogląda nie kto inny jak sam prezydent Francji (w latach 1981-1995)
i współksiążę Andory - François Mitterrand będący jak mniemam na spacerze z psem - rzeźba autorstwa Jeana Léonarda Stoskopfa z 1997.


    Obieg wody zapewniają zainstalowane w jeziorze pompy, które doprowadzają ją do końca kanału, gdzie przelewa się i wraca na powrót do swojego źródła, spływając po siedmiu potężnych kolumnach.
    Z czasem szczelność kanału ulegała pogorszeniu, woda podsiąkała piwnice i parkingi w przyległej zabudowie dzielnicy zwanej la Source (źródło). Z tego powodu kanał był kilkukrotnie osuszany i naprawiany. Stosunkowo niski poziom wody i duże nasłonecznienie sprzyjały rozwojowi glonów i roślin, które zatykały urządzenia. Coraz częściej pompy pokrywały się skupiskami małż słodkowodnych, które również zakłócały prawidłowe ich funkcjonowanie. Poza tym zasysały one składane przez ryby w ciepłych płytkich wodach jeziora jaja i młody narybek, który w kanale rozwijał się szybko i zasysany wracał w postaci martwych ryb.
    Problem został rozwiązany i teraz w sztucznym zbiorniku żyją węgorze, karasie, karpie, płocie, kiełbie, okonie a nawet sandacze i małe sumy.













 
   Mój samotniczy obchód jeziora rozpoczęłam od zachodniego brzegu. Minęłam ogromny wielofunkcyjny stadion imienia Dominique’a Duvauchelle’a z trybunami na 12 050 widzów, na którym rozgrywają się mecze piłki nożnej, rugby union, zawody lekkoatletyczne oraz inne obiekty chociażby nowoczesny Maison du Handball (dom piłki ręcznej), który stoi przy ulicy inaugurowanej w 2019 roku imieniem Daniela Costantini (urodzonego w Marsylii w 1943),
trenera pierwszej francuskiej drużyny piłki ręcznej, która została mistrzem świata.






   
Oprócz budynków i słynnych nazwisk związanych ze sportem, były też i dekoracje uliczne nawiązujące do sportu, takie jak sylwetki kolarzy - peleton i wyprzedzające go mniejsze grupy zawodników. 




   
Zachwycały mnie dobrze utrzymane trawniki i kwietniki z roślinami, wśród których dominowały wysokie trawy, zimozielone i kwitnące o tej porze roku drzewa i krzewy.




     Na tle niebieskiego nieba, w grudniowym słońcu, swoje złoto pomarańczowo czerwone liście prezentowały kwitnące na biało drzewa. Nie umiałam ich nazwać i chyba widziałam je po raz pierwszy. Zdjęcia nie oddają w pełni ich uroku.


   
Uwagę przyciągały nowe rezydencje dzielnicy Pointe du Lac jakże różniące się od wielkich blokowisk. Obserwowałam je stojąc na skrzyżowaniu z dużym rondem i zbiornikiem wodnym z fontanną (Carrefour de la Pointe du Lac). Pięciopiętrowe budynki ciepłymi kolorami fasad harmonizowały z grudniowymi barwami otoczenia. Wszystko pasowało do siebie, rude opaski na wysokich, piętrowych rabatach, rdzawe sylwetki kolarzy, a nawet kolor nawierzchni dróg, chodników i ścieżek.








     Zachwyciłam się nawet linią sieci wysokiego napięcia. Fotografowania tego typu napowietrznych linii energetycznych staram się unikać. Nie lubię w kadrze wielkich słupów i plątaniny kabli. A tu zrobiłam wyjątek. Szereg konstrukcji wsporczych, podtrzymujących przewody elektryczne, ustawionych wzdłuż zachodniego brzegu jeziora, prezentował się okazale na tle niebieskiego nieba.
    Dzielnicę tę z rozległym parkiem i centrum rekreacyjnym fotografowałam też z przeciwległego brzegu jeziora.





   
Sporo czasu spędziłam na Esplanade des Abymes, wyodrębnionej w kształcie koła zatoki, zamkniętej półkolistą kładką z altaną na wodzie. Czarujące miejsce z południową wystawą, otoczone zielenią i fontannami, w tym schodkową fontanną w centrum esplanady. Mimo zimna mogłam nawet przysiąść na chwilę i cieszyć się słońcem, które towarzyszyło mi do końca mojej wyprawy. W tej części znajduje się także wspomniane wyżej miejsce z nawrotem wody do jeziora - wodospad z siedmioma kolumnami. 
































   
Szłam wschodnim brzegiem jeziora oświetlana promieniami słońca zmierzającego z południa na zachód. Byłam zachwycona kolorami roślin tak starannie uprawianych i pielęgnowanych przez osiedlowych ogrodników. Trzciny, trawy niskie, trawy wysokie nawet takie do trzech metrów, błyszczały złotem. Złotem błyszczały też mijane budynki, w tym wieżowiec Hôtel de Ville i długi budynek prefektury, skonstruowany w formie litery V otwartej na jezioro.

































    Po lewej stronie prefektury wypatrzyłam charakterystyczne dla Nowego Créteil okrągłe bloki, zwane Les Choux de Créteil (choux - kapusta), kompleks powstały w latach 1969-1974, uchodzący za symbol francuskiej architektury lat 70-tych. Les Choux być może dla niektórych znane jest z filmów Tellement proches z 2009, czy Le Brio z 2017 albo kilku epizodów z serialu telewizyjnego Trepalium.





   
Słońce mocno zniżało się już ku zachodowi, kiedy w jego blasku fotografowałam złote warkocze drzew opadające ku wodzie. Wspaniały widok!








   
Robiło się coraz chłodniej, a zatem postanowiłam wracać do Paryża. Szłam między zabudową, zielonymi ścieżkami, ze wciąż kwitnącymi roślinami, w kierunku stacji metra Créteil-Préfecture (Hôtel de Ville).




















   
Gdzieś na wysokości Hôtel de Ville kładką dla pieszych ponad Avenue de la France Libre przeszłam do ogromnego centrum handlowego Créteil-Soleil ustrojonego w świąteczną szatę, a stamtąd również kładką do metra.






   
Dodam jeszcze, że pierwsze pisemne dokumenty świadczące o istnieniu Créteil, Vicus Cristolium, pochodzą z czasów Merowingów (dynastia królów w latach 481-751).
    Martyrologia Usuarda z dziewiątego wieku, zawierająca listę świętych, spisaną przez benedyktyńskiego mnicha z opactwa Saint-Germain-des-Prés, wskazuje, że miejsce to naznaczone było męczeństwem wielu chrześcijan, w tym Vico Cristolio. Niektórzy uważają, że nazwa składa się z przedrostka crist i rdzenia olium - dwa terminy galijskie: crist - clairière, olium - crête, czyli la clairière de la crête - polana na grani dawnej wioski
Le Mont-Mesly obecnie dzielnicy Créteil.
    Bardziej tradycyjna etymologia słowa wyjaśnia, że słowo crist odnosi się do Chrystusa, ze względu na wczesną chrystianizację Créteil a także czczenia świętych Agoarda i Agliberta zamęczonych około 400 lat po Chrystusie. I chociaż historycy kwestionują tę legendę hagiograficzną twierdząc, że jest to niespójny montaż, to wiadomym jest, że w piątym wieku istniał w
Créteil kościół.
    Tak czy siak historia miasta jest bardzo ciekawa, naznaczona licznymi wojnami na przestrzeni wieków. 


   Nouveau
Créteil i Lac de Créteil, 4 grudnia 2015 roku

 

6 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy wpis, w którym Wasza historia przeplata się z historią miejsca przez Ciebie opisywanego. Ciekawe zdjęcia z przeszłości ale też te obecne, gdzie miasto i natura wzajemnie koegzystują. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafnie to określiłeś "miasto i natura wzajemnie koegzystują". Tego brakuje naszym nowym osiedlom, w szczególności zbiorników wodnych i fontann filtrujących powietrze parujące od mocno nagrzanych latem betonowych konstrukcji, a także obiektów sportowych, terenów rekreacyjnych itp.
      Opisałam już kilka nowych podparyskich miast, które oprócz funkcji mieszkaniowych (tak zwanych sypialni)mogą się pochwalić i innymi udogodnieniami. Dla młodych, pracujących osób, takie warunki są niemal idealne, na starość już nie koniecznie...
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Fantastyczny spacer Ewuniu! Kolejny piękny kawałek Francji pokazałaś. Jestem zdziwiona tą kwitnącą przyrodą grudniową, jednak klimat mają łagodniejszy i cieplejszy.
    No i powiem Ci, że prawie się nie zmieniłaś przez te lata, super fotki i fajne wspomnienia. No i maluch - niezawodny polski produkt!
    Piękny wpis. Dzięki, pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zima w Paryżu jest zdecydowanie łagodniejsza i krótsza, chociaż odczuwalne temperatury są często dużo niższe niż w rzeczywistości.
      Podróż maluchem była jedną wielką przygodą.
      Buziole posyłam :)

      Usuń
  3. Lubię takie podróże sentymentalne. Bardzo ciekawe zdjęcia, zwłaszcza te z lat osiemdziesiątych. Od razu przypomniały mi gdzie byłam i czym się wówczas zajmowałam. :) A twoje zamiłowanie do zdjęć lustrzanych odbić niezmienne od lat. Zazdroszczę tak długiej znajomości z miastem, które i mnie jest szczególnie bliskie, choć znane znacznie słabiej. Co do dzisiejszej architektury krajobrazu to chyba najchętniej odwiedzanymi miejscami są wszelkiego rodzaju zbiorniki retencyjne - wyglądające jak stawy z chodniczkami i strefami fitness lub placykami zabaw dla dzieci. W weekendy spotyka się tam mnóstwo ludzi, spacerujących, biegających, jeżdżących na rowerach i wrotkach, czy korzystających z siłowni na powietrzu, albo po prostu siedzących na ławeczkach i zajmujących się obserwacją. W tm roku w budżecie obywatelskim obok panelu inwestycji nazwijmy je tradycyjnych znalazł się drugi panel inwestycji zielonych gdzie można było głosować na różnego rodzaju miejsca zielone, typu parki, place rekreacyjne, zieleń wzdłuż ulic. Może to niewiele, ale jakiś mały krok w kierunku lepszego zagospodarowania przestrzeni miejskiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W latach osiemdziesiątych mój stary aparat, dzisiaj nazwalibyśmy go prymitywnym urządzeniem, chyba przestał działać, a może nie było do niego odpowiednich klisz... w każdym bądź razie kupiliśmy w Paryżu nowy aparat, dzisiaj też nazwalibyśmy go prymitywnym urządzeniem. Ten z kolei robił zdjęcia w kwadratowym formacie i jak dla nas, na ówczesne możliwości finansowe, fotografowanie było dość drogim hobby...
      Podobnie jak Ty lubię podróże sentymentalne, pamiętam tylko te dobre wydarzenia, te nie najprzyjemniejsze wspomnienia przechowuję głęboko w szufladach pamięci i staram się ich nie otwierać...
      Co do zielonych przestrzeni publicznych i nas w Polsce powstało ich już bardzo dużo. Mam nadzieję, że ten trend się utrzyma. Często, w mediach tak potępiani leśnicy, zadbali o swobodny dostęp do atrakcji przyrodniczych, jak i jakich nie będę wymieniać bo jest ich naprawdę dużo. Cieszmy się zatem, że mamy gdzie miło spędzać czas.
      Pozdrawiam cieplutko :)
      P.S.
      U nas śniegu po pachy, wciąż pada i pada, na dodatek śnieg nie puszysty lecz bardzo mokry i ciężki. Przy odśnieżaniu ulicy zawalono nam wjazd mokrym mocno zbitym śniegiem niemal na wysokość oczu. Chłopaki zbierają siły! Na podwórku to już ukryć się można w tunelach "na stojąco".
      Takiej zimy dawno już nie było!

      Usuń