Park Przyrodniczy Wydm Corralejo (Parque Natural de las Dunas de Corralejo), z mianem parku narodowego, to jedna z głównych atrakcji turystycznych Fuerteventury. Ciągnie się przez ponad dziesięć kilometrów wzdłuż Oceanu Atlantyckiego, według mapy Google od Barranco de la Salina aż do Playa Puerto Remedio w Corralejo. Organiczne pochodzenie pola wydmowego to wynik rozpadu i proszkowania muszli mięczaków i innych organizmów morskich o zewnętrznej twardej skorupie, ogólnie ujmując skorupiaków. Chyba każdy, kto przechadzał się po plażach i wydmach parku narodowego czuł pod stopami ostre drobinki piasku. Wiedząc o tym nie ryzykowałam i teren ten podziwiałam w wygodnym sportowym obuwiu.
Do Corralejo wyruszyłam późnym rankiem wynajętym samochodem marki Kia Rio. Dzień jak każdy inny na wyspie był bardzo wietrzny i na otwartych przestrzeniach czułam na kierownicy jego silne podmuchy. Jechałam z południa na północ, z Costa Calma najpierw drogą FV-2 aż do Puerto del Rosario - stolicy Fuerteventury, później obwodnicą miasta FV-3 i następnie drogą FV-1, która biegnie aż do Corralejo omijając pustynię po stronie zachodniej. Mniej więcej w połowie drogi między Puerto del Rosario a La Salina droga rozgałęzia się na FV-1 i FV-1a.
Jak już wspominałam we wcześniejszym poście tutaj, przez cały pobyt na Fuerteventurze, poza hotelowym wifi, nie miałam dostępu do internetu, mimo iż taką usługę zapewniał mi mój operator Orange, a zatem, z południowego krańca wyspy na północny jej kraniec wyruszyłam bez mapy i bez GPS-a, zwracając jedynie uwagę na drogowskazy. W drodze powrotnej nie udało mi się ominąć Puerto del Rosario i przeleciałam przez miasto. Być może nie spostrzegłam znaku informującego o zjeździe na obwodnicę, albo nie zrozumiałam informacji.
Moja ciekawość krajobrazu i chęć uwiecznienia go na zdjęciach skutkowała licznymi przystankami, co dla osoby podróżującej samotnie było niezwykle męczące. Nie znając wystarczająco obsługi samochodu, musiałam pamiętać o kluczyku ze zdalną opcją otwierania, zamykania i uruchamiania auta. Co by było, gdybym zostawiła kluczyk w środku w plecaku? Czy drzwi zatrzasnęłyby się? Nie chciałam tego sprawdzać! I nie chciałam też zostawiać drzwi szeroko otwartych ze względu na wiatr! Jechałam na tak zwanego czuja, nie bojąc się zabłądzić.
Okolica sprawiała wrażenie całkowicie wyludnionej. Czasami gdzieś na horyzoncie pojawiały się opuszczone zabudowania.
Zanim rozpoczęłam moją przygodę z pustynią przyjrzałam się najpierw czerwonej górze - Montaña Roja strzegącej wjazdu do Parku Przyrodniczego Wydm Corralejo. Barwny stożek wulkaniczny o wysokości ponad trzystu metrów sprawiał wrażenie niedostępnego. Nikt się na niego nie wspinał i nikogo na zboczach nie było widać. Jak się później dowiedziałam na szczyt wygasłego wulkanu wiedzie ścieżka o długości około ośmiu kilometrów rozpoczynająca się w Villaverde - strona zachodnia czerwonej góry. Ci, co docierają na szczyt o świcie cieszą się ponoć spektakularnym wschodem słońca, przepiękną panoramą, jak również możliwością zobaczenia kolonii hubara (Chlamydotis undulata fuertaventurae) - dużego ptaka z rodziny dropi.
Malownicza trasa FV-1a przecina pole wydmowe wzdłuż oceanu i oferuje fantastyczne widoki na wspaniale pofałdowane piaszczyste plaże po jednej stronie oraz wydmowo górski krajobraz po drugiej. Robiąc zdjęcia miałam wrażenie, że piasek ma różowe zabarwienie - pewnie z powodu jego organicznego pochodzenia.
Przy szosie znajduje się wiele miejsc do parkowania. Ułatwia to dostęp do licznych plaż, których nazw nie będę wymieniać. Odwiedzają je miłośnicy plażowania, nurkowania, sportów wodnych i innych aktywności.
Od 1987, co roku w listopadzie, odbywa się tu Międzynarodowy Festiwal Latawców - fantastyczne widowisko!
Organizuje się tu także półmaraton Fuerteventura Dunas, który w ponad dziewięćdziesięciu procentach przebiega przez Park Wydm Corralejo.
Pole wydmowe to również przyrodniczy plan filmowy. Kręci się tu spoty reklamowe, fotografuje marki samochodów, czyli modę w ogólnym pojęciu, itd. Wspaniałe tło! Nie omieszkałam i ja sfotografować swojego auta w kilku miejscach, z bliska i z daleka, a nawet zrobić sobie selfie wewnątrz. Sfotografowałam też motocyklistę, który wpadł na taki sam pomysł jak ja i uwieczniał swoją maszynę! Podobał mi się jego strój - z lewej strony z przewagą bieli, z prawej czerwieni, a z przodu i z tyłu - czerni. W tle mieliśmy nie tylko pustynię, ale także leżącą nieopodal Fuerteventury wyspę Lobos a za nią Lanzarote. Klimat Fuerteventury i Lanzarote należy do bardzo suchych.
Z nowoczesnego portu w Corralejo wypływają statki i łodzie wycieczkowe! Niewielka Lobos leży zaledwie dwa kilometry od brzegu. Ostatnie wykopaliska archeologiczne ujawniły tam istnienie antycznych obozowisk rzymskich. Nie udało mi się popłynąć ani na jedną ani na drugą wyspę.
Trochę czasu spędziłam na Grandes Playas de Corralejo. Jest to nazwa ogólna wszystkich plaż znajdujących się na terenie parku przyrodniczego. Nie będę wchodzić w szczegóły i wymieniać nazw. Zdjęcia pokazują, chociaż nie oddają w pełni, jak jest ogromna pod względem powierzchni, szeroka, długa, różnorodna, z krystalicznie przejrzystą wodą oceaniczną, dość łagodnie opadającym brzegiem, ale z bardzo silnymi prądami, przed którymi wydawane są ostrzeżenia.
Przeszłam dość spory kawałek pieszo. Uwagę moją przyciągała wyspa Lobos i czarne lawowe kamienie, z których miłośnicy plażowania wybudowali wiele kamiennych kręgów, chroniących ich przed wiatrem. Udało mi się znaleźć jeden wolny krąg i w zaciszu zjeść zabrane ze sobą kanapki. Wspominałam w jednym z postów tutaj, że widok nudystów na plażach Fuerteventury nie jest odosobniony. Wszędzie spotkać można nagich pasjonatów kąpieli wodno-słonecznych. Nie goniłam za nimi wzrokiem, bo słaba a właściwie żadna to była atrakcja w porównaniu do krajobrazu.
Dziwnym wydało mi się, usytuowanie dwóch dużych hoteli al inclusive. Wyczytałam, że wciąż przyjmują turystów, ale ich się nie remontuje, ze względu na to, że przeznaczone są do rozbiórki - powstały przed rokiem 1994, w czasach zanim teren ten uzyskał status parku przyrodniczego.
Wydmy Corralejo - największe wydmy Archipelagu Wysp Kanaryjskich oraz kurort Corralejo - najpopularniejszy kurort na Fuerteventurze, należą do gminy La Oliva. Corralejo jest drugim po stolicy Puerto del Rosario, najbardziej zaludnionym miastem.
Samo Corralejo nie było celem mojej wyprawy, spędziłam w nim niewiele czasu. Przespacerowałam się tylko główną ulicą i w jakimś markecie kupiłam świeżo wyciskany sok z pomarańczy, którym potem poplamiłam białą koszulę, a właściwie nie ja tylko wiatr, który podczas picia z butelki zdmuchnął kilka kropel pomarańczowego trunku. Coś takiego zdarzyło mi się po raz pierwszy!
W Corralejo nie robiłam zdjęć.
Sfotografowałam je z oddali i jak mi się wydaje z wulkanem de Bayuyo i Montaña San Rafael w tle.
Pewnie gdzieś w tle, w paśmie wygasłych wulkanów jest też i wulkan Hondo.
Do Costa Calma wracałam również z przystankami. Czasami zbaczałam z drogi głównej, żeby przyjrzeć się kilku mniejszym miejscowościom z uroczymi domami, których właścicielami są najprawdopodobniej osoby spoza wyspy, odniosłam wrażenie, że są to posiadłości wakacyjne.
Jednym z przystanków były Las Salinas del Carmen.
Fuerteventura, Park Narodowy Corralejo, 5 czerwca 2021 roku
*Costa Calma – Fuerteventura
*Międzynarodowy festiwal klaunów w Gran Tarajal
*Półwysep Jandía: Morro Jable, niewyjaśnione do dziś tajemnice związane z Willą Wintera oraz inne ciekawostki, czyli...
*Górska droga z Costa Calma do Ajuy, a po drodze Pájara i Mirador de Sicasumbrez widokiem na Montaña Cardón
*Fantastyczna, samotna podróż do Corralejo
*Doskonałe miejsce na grudniowy wypoczynek - Fuerteventura, półwysep Jandía
*Fuerteventura - wycieczka piesza bezludnym wybrzeżem pociętym wąwozami, z Costa Calma w stronę La Lajita
*Fuerteventura - plaże i laguna Wybrzeża Sotavento - raj dla surferów i turystów
*Plażujemy. Fuerteventura - Morro Jable
*Szczodre Gody na Fuercie
Na piękną wycieczkę nas zabrałaś. Począwszy od wulkanu, poprzez przepiękne, szerokie plaże z cudownym widokiem na ocean. Nawet te hotele pośrodku niczego robią wrażenie. Natomiast filmik przeniósł mnie do czasów dawno zapomnianych a radosnych bardzo. Oglądając miałem w pewnym momencie wrażenie jakbym patrzył na podniebne akwarium z rekinami, ośmiornicami, płaszczkami i meduzami. Wiem, inne postacie też tam były ale nawet latający słoń nie podobał mi się tak bardzo jak te latawce - ryby. Pozdrawiam serdecznie :):)
OdpowiedzUsuńGdybym miała kompana do zwiedzania wyspy, na pewno zwiedziłabym ją dokładniej. Lubię bardzo krajobraz wulkaniczny i pewnie zorganizowałabym wycieczkę pieszą na którąś z wygasłych gór.
UsuńPamiętam moją wyprawę na wulkaniczne wyspy Morza Tyrreńskiego w szczególności na Lipari i wspinaczkę w żarze słonecznym na Vulcano, a także na Etnę. Niezapomniane wrażenia.
Pozdrawiam serdecznie :)
Poprzednio pisałam, że księżycowy krajobraz, a teraz skojarzyło mi się z wyspą bezludną, choć momentami pojawiają się sylwetki ludzi, ale i tak giną one w ogromie przestrzeni.
OdpowiedzUsuńTo prawda, wygląda na bezludną. W kurortach niewielu turystów, na plażach także.
UsuńJak natura może być cudna! Szczególnie na tle błękitnego nieba i wody. Magnetyzujące zdjęcia, trudno mi oderwać od nich wzrok. Brawo Ewuniu 👍
OdpowiedzUsuńPozdrowionka 😘
Kolory natury porażają zmysły, ładnie to ujęłaś magnetyzują.
UsuńDziękuję za komentarz i ikonki do komentarza. Ja z moimi problemami z siecią w Orange nie mogę pisać komentarzy w telefonie komórkowym i dodawać ikonek.
Buziaki :)
Przeglądając jeszcze raz zdjęcia dojrzałam dopiero teraz filmik. Fantastycznie to wygląda! Dobrze, że zajrzałam do laptopa, bo telefon filmów na blogu nie wyświetla. Odkryłam to już u siebie:)))
UsuńEwuniu, wycieczka cudna, ale od początku w mojej głowie trwał podziw dla Twojej odwagi podróżowania samotnie. Dla mnie to szczyt odwagi nigdy nie możliwy do osiągnięcia. Jestem pesymistką i wciąż bałabym się, że coś się stanie na trasie, a ja sama... Gratuluję Ci, Ewuniu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Tereniu za ten podziw mojego samotnego podróżowania. Przyznam, że to jedna z wielu moich samotnych wypraw. Dawno temu mierzyłam się i ja ze strachem, ale któregoś dnia powiedziałam dość i moja ciekawość świata zwyciężyła. Tak naprawdę wszystko zaczęło się od pełnej przygód podróży z moim osiemnastomiesięcznym synkiem. Potem poszło jak z płatka.
UsuńTakie samotne podróże pozwalają mi się skupić na zwiedzaniu, na mojej pasji fotografowania, poznawania świata... a nie na gadaniu z towarzyszami podróży o szarej codzienności, która i tak nikogo nie oszczędza. Problemy gonią problemy i po to zamykam drzwi domu, żeby o nich nie myśleć. Za drzwiami rozpoczynam nowy rozdział mojego życia, uruchamiam wyobraźnię, odpoczywam...
Teraz kiedy często kondycja fizyczna mnie zawodzi mam przynajmniej co wspominać.
Często dzielnie towarzyszy mi mój mąż, który wie, że jadę po nowe wrażenia. A kiedy ma dość mojej ciekawości, wtedy zostawiam go w jakimś zakątku, żeby sobie odpoczął i pędzę dalej. Często wystarczy zrobić jeszcze tylko parę kroków żeby zobaczyć coś niezwykłego.
"Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć".
mówiła moja ulubiona uczona Maria Skłodowska-Curie.
Ech Tereniu, pesymizm nie ułatwia nam życia, wręcz je komplikuje.
Ściskam Cię serdecznie i gratuluję nowego towarzysza. Uwielbiam psy, ale wierz mi nie mam już siły sprzątać po nich. Mój ostatni czworonóg biega po kolorowych łąkach po drugiej stronie tęczy.
Pięknie. Uwielbiam takie przestrzenie i krajobrazy prawie bez niczego, choć mieszkać w tak wietrznym miejscu raczej bym nie chciała. Widoki bardzo przypominają mi odwiedzoną kilka lat temu wyspę La Graciosa oczywiście w skali mini. Ale te wulkany są bardzo podobne.
OdpowiedzUsuńO La Graciosa poczytałam między innymi tutaj: https://www.gdzielosponiesie.pl/2017/03/la-graciosa-prawie-bezludna-wyspa/
UsuńTak, to taka mini. I co ciekawe tak jak Fuerteventura ma na swoim północnym koniuszku wysepkę Lobos, tak Lanzarote La Graciosę. Wspaniałe miejsca na ziemi.
Pozdrawiam ciepło :)