wtorek, 15 czerwca 2021

Międzynarodowy festiwal klaunów w Gran Tarajal - Fuerteventura, część druga


    Jako że fanką plażowania nie jestem, a chyba taką być już powinnam ze względu na słabszą kondycję, to zaraz po śniadaniu ruszyłam do kolejnej wymienionej w poprzednim poście miejscowości turystycznej wschodniego wybrzeża Fuerteventury - Gran Tarajal, oddalonej około trzydzieści kilometrów od Costa Calmy. Pojechałam tam autobusem, linią numer jeden, kursującym dość często w ciągu dnia pomiędzy Morro Jable a stolicą wyspy Puerto del Rosario. Chciałam bliżej przyjrzeć się życiu miasteczka leżącego podobnie jak Costa Calma nad brzegiem oceanu, ale nieposiadającym tak rozbudowanej bazy noclegowej.

   
Do autobusu wsiadłam na przystanku usytuowanym przy rondzie w dolnej części kurortu. W tym miejscu zaznaczę, że pośrodku drogi wzdłuż całej miejscowości Costa Calma biegnie bardzo szeroki pas parkowy czy też ogród z doskonale utrzymanymi, rozmaitymi gatunkami roślin (widać go na mapie Google). Ta wspaniała kolorowa wstęga rozpoczyna się gdzieś na wysokości hotelu R2 Rio Calma i kończy na wysokości hotelu R2 Pajara Beach (patrz tutaj). Jest to jedyny taki przydrożny ogród na wyspie. W okolicy zbudowano także fragment autostrady, również jedyny na Fuerteventurze.




















   
O Gran Tarajal nie wiedziałam nic, znałam jedynie znaczenie słowa gran - wspaniały.
    - Czy rzeczywiście Tarajal zasługuje na miano wspaniałego miasteczka?
- Przyjrzyjmy się!
     Już od pierwszego z nim spotkania stwierdziłam, że funkcjonuje bardziej nie jako miejscowość turystyczna (być może tylko w czasie szalejącej na świecie pandemii) ale jako zwykłe miasteczko, po ulicach którego przemykają miejscowi, młodzież szkolna, samochody dostawcze, auta spieszących do pracy…
    Wkrótce też dowiedziałam się, że w Gran Tarajal co roku, od dziesięciu lat organizowany jest jeden z największych festiwali klaunów w Europie. - Ale po kolei!

   
Do miasteczka przyjechałam około godziny 10:40 i wysiadłam na dworcu autobusowym usytuowanym na skraju parku przy głównej alei Avenida de la Constitución.




   
Tutaj zaczynał się park miejski - Parque Félix López Rodríguez. Niestety pomimo usilnych starań nie udało mi się rozszyfrować, kim był ów Rodríguez. Na dużym postumencie z kamienia, podstawie popiersia, widniał napis: Ayuntamiento de Tuineje PARQUE FÉLIX LÓPEZ RODRÍGUEZ 1894-1963. Udało mi się jedynie ustalić, że autorem tego dzieła jest hiszpański rzeźbiarz Silverio López Márquez, twórca czterech pomników na Fuerteventurze.



   
Gdzieś za niską zabudową połyskiwały wody oceanu i tam najpierw skierowałam swoje kroki.
    Szłam aleją wysadzaną niewysokimi palmami, za którą ciągnęło się płytkie koryto rzeki okresowej, niemalże całkowicie wyschnięte. Za mostem dno koryta było śliskie i wilgotne, stąpałam po nim jak po glinie, aż do początku szerokiej plaży z czarnym sypkim piaskiem, w którym grzęzły stopy i zostawiały dość głęboki ślad. Plaża w Gran Tarajal ma około 650 metrów długości i 120 metrów szerokości, a zatem jest to spora powierzchnia.














      Przez ciemnoszary piasek brnęłam mniej więcej od stadionu (ostatnie zdjęcie powyżej) usytuowanego u stóp pasma górskiego. Stąd bierze początek wiele szlaków pieszych (niektóre ścieżki widoczne na zdjęciach), ponoć najkrótszy Gran Tarajal - Las Playas liczy 3,39 km, najdłuższy zaś Gran Tarajal -Vega de Río Palmas 22,16 km. - Nie sprawdzałam!



   
Na plaży było zaledwie kilka osób.










   
Na drodze wyjazdowej z portu stało kilka aut. Jak się okazało była to kolejka do punktu szczepień, które odbywały się sprawnie, bez opuszczania pojazdów.







     Zatrzymałam się na przyjemnie urządzonej promenadzie ciągnącej się wzdłuż plaży. Wyczyściłam buty z piasku, zjadłam kanapkę, zrobiłam selfie, poprzyglądałam się nielicznym spacerującym i niemalże pustemu ogrodzonemu placowi zabaw… z dobiegającymi do moich uszu hałasami dzieci.














     Więcej osób było w kawiarnio-lodziarni. A ponieważ godzina sjesty jeszcze nie wybiła (13:30 - 16:30) to sklepy były otwarte. Zajrzałam do dużego sklepu z pamiątkami i nawet upatrzyłam pięknie haftowaną dużą poduchę. Nie kupiłam jej bo była zbyt droga jak na nie ręczną robotę.



     Pospacerowałam jeszcze po centrum. Na Plaza de la Candelaria uwieczniłam w kadrze świątynię Iglesia de Nuestra Señora de Candelaria. Święto jej patronki - Matki Boskiej Gromnicznej - obchodzone jest tu drugiego lutego.
    Trzynastego listopada zaś, obchodzone jest święto patrona kościoła parafialnego San Diego de Alcalá.



   
W pobliżu kościoła uwagę zwracał biały budynek z zegarami na wieżyczce, jak przypuszczam
Ayuntamiento (ratusz) siedziba alcalde (burmistrza) a może jakiś inny budynek  użyteczności publicznej. Dodam, że Gran Tarajal należy do gminy Tuineje.



   
Pomiędzy obiema budowlami urządzono piękny skwer z fontanną. 





   
Na niektórych budynkach miasteczka widniały ciekawe murale. Mnie najbardziej zainteresowały murale z napisem Tran Tran. Byłam ciekawa, co oznacza ten napis obok kolorowych malowideł. 










    Poszperałam i dowiedziałam się, że jest to nazwa międzynarodowego festiwalu klaunów, który ma nawet swoją stronę na Facebooku - Festival de Payasos "Tran Tran".




     Polecam fantastyczny filmik z ostatniego dziesiątego festiwalu, który miał miejsce w 2020 roku i trwał trzy dni od czwartego do szóstego września. Całe Gran Tarajal, w godzinach od 10:00 do 23:00, wypełnione było mistrzami sztuki kuglarskiej. 


    W dziewiątej edycji festiwalu klaunów brali udział także artyści z Polski, byli też i z Czarnogóry,
Chile, Argentyny, Balearów, Asturii, Katalonii i Andaluzji.
- A kto przyjechał w ubiegłym roku, podczas pandemii?!
    Inicjatywę tę wspierają firmy z branży turystycznej i inne firmy,
których celem jest promowanie i poprawa turystyki kulturowej na wyspie. W organizację imprezy angażują się zespoły wolontariuszy, grupy muzyczne, sąsiedzkie i inne stowarzyszenia. Program obejmuje wiele spektakli i widowisk. Symbolem festiwalu jak widać była dziewczyna klaun w czerwonej sukience w białe grochy. Można ją spotkać w różnych punktach miasteczka.

   
- A zatem, czy Tarajal zasługuje na pierwszą część swojej nazwy Gran? - Co o tym sądzicie?

Gran Tarajal, 4 czerwca 2021 roku

      Fuerteventura w innych wpisach

*Costa Calma – Fuerteventura
*Międzynarodowy festiwal klaunów w Gran Tarajal
*Półwysep Jandía: Morro Jable, niewyjaśnione do dziś tajemnice związane z Willą Wintera oraz inne ciekawostki, czyli...
*Górska droga z Costa Calma do Ajuy, a po drodze Pájara i Mirador de Sicasumbrez widokiem na Montaña Cardón
*Fantastyczna, samotna podróż do Corralejo
*Doskonałe miejsce na grudniowy wypoczynek - Fuerteventura, półwysep Jandía
*Fuerteventura - wycieczka piesza bezludnym wybrzeżem pociętym wąwozami, z Costa Calma w stronę La Lajita
*Fuerteventura - plaże i laguna Wybrzeża Sotavento - raj dla surferów i turystów
*Plażujemy. Fuerteventura - Morro Jable   
*
Szczodre Gody na Fuercie  

 

8 komentarzy:

  1. Mnie się podoba. Miejsca do spacerowania mnóstwo, kanaryjski klimat, plaża, ocean, no i spokój. Można odpocząć, co ci się pewnie udało. Nawet patrząc na zdjęcia udziela się ten błogi nastrój.
    Dzięki Ewuniu:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W miasteczkach na wyspie nie ma zabytków. Wszystkie są podobne, tylko w Betancurii jest kilka zabytków. Odpocząć można, alę czy mi się udało?
      Nie mogę pisać, bo mam jakiś problem z komputerem. Usuwa mi wyrazy i całe teksty.
      Buziaki Uleńko :)

      Usuń
  2. Ta piękna zieleń w parkach i ogrodach wymaga dużego zachodu. Tam gdzie nie ma możliwości podlewania, krajobraz jest dość surowy. Murale i rzeźby dodają uroku miasteczku a te propagujące festiwal są rewelacyjne. Brak tłumów, piękne widoki to jest to co pozwala odpocząć a wycieczka ciekawa. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet bardzo surowy, zastygła lawa w różnych barwach - krajobraz wart zobaczenia. Mnie się ta surowość bardzo podobała.
      Brak tłumów to naprawdę duży plus, chociaż czasami chciało by się poczuć ten klimat wypełnionych po brzegi restauracji, kawiarni... mimo iż w takich miejscach przebywam niezmiernie rzadko.
      Festiwal Tran Tran, jak wiadomo z poprzednich lat, przyciąga tłumy, co podnosi walory turystyczne Gran Tarajal :)
      Pozdrawiam gorąco, z gorącego dziś Supraśla :) :)

      Usuń
  3. Trafiłam tu przez blog wkraj'a i zostanę na dłużej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam Agnieszko :)
      Twojego bloga "Moje podróże literackie" mam na swojej liście blogów ulubionych od dawna :)
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  4. Znalazłaś tę ciszę i spokój, której tak często poszukujemy. Pewnie wydaje się ona nieco smutna, jeśli założymy, że jest wymuszona okolicznościami (jeszcze nie tak wiele osób odważa się podróżować dalej niż na obszarze własnego kraju, jeszcze nie wszyscy zaszczepieni dwoma dawkami, jeszcze panuje chaos informacyjny). Super, że udało ci się skorzystać i zobaczyć coś nowego i mam nadzieję wypocząć. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Największym problemem dla mnie było zrobienie testu RT-PCR w Białymstoku. W piątek długa kolejka do stacji diagnostycznej, na zewnątrz oczywiście, ślamazarnie się posuwała do przodu. Dokładnie o godzinie zamknięcia niesympatyczna pani wyszła i powiedziała, żeby wszyscy się rozeszli bo nikogo i tak nie przyjmie. Przede mną było pięć osób, za mną dużo dużo więcej. Ci którym zamknięto drzwi przed nosem przyszli w sobotę już przed ósmą. Panie miały przyjmować do godz 9:30 tylko osoby ze skierowaniami z NFZ, ale nikogo takiego nie było i wyobraź sobie, że czekały do 9:30 i dopiero wtedy przyjmowały "komercyjnych". I znowu kolejnego dnia stałam w kolejce ponad dwie godziny i denerwowałam się czy otrzymam wynik testu na czas. Na dodatek było zimno i wiał nieprzyjemny wiatr. Za mną, w sobotę, Ci co nie wiedzieli jak funkcjonuje diagnostyka, czekali i czekali i wielu z nich odeszło z kwitkiem. Badania dwóch testów wykupiłam w internecie, jedno sobie drugie Grażynce w Ełku, bo tam miała najbliżej. Okazało się ełcka diagnostyka działa bardzo sprawnie, odbiera telefony i wyznacza spotkania na konkretną godzinę. Zajęło jej więc to mniej czasu z dojazdem z Węgorzewa niż mnie z Supraśla do Białegostoku. Ona zrobiła test bez czekania, ja czekałam dwa dni i dwa dni zżerały mnie nerwy.
      Już na starcie byłam bardzo zmęczona, odechciało mi się podróżowania. Dopiero na wyspie pomału odzyskiwałam siły.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń