sobota, 11 lutego 2012

Placki z jabłkami

    Wiedziona niecierpliwymi palcami otworzyłam mój pamiętnik z wpisem
z 25 sierpnia 2009 roku. Tylko kilka osób wie, że piszę go od dawna i niech 
pozostanie tajemnicą, o kim myślałam owego dnia.


     Wtorek, 25 sierpnia 2009
    To był tak piękny, letni dzień, że aż chce mi się o nim opowiedzieć.
Niebo wyjątkowo niebieskie, bez najmniejszej chmurki zapraszało do wylegiwania się w słońcu. Zdjęłam materac z wiklinowego fotela, rozłożyłam go płasko na rozgrzanej słońcem betonowej kostce i wystawiłam ciało na działanie sierpniowych promieni słonecznych, które nieśmiało pieściły moją nagą pierś, brzuch, uda i stopy
    Za ścianą zieleni ktoś piłował drzewo, czasami słychać było metaliczne uderzenia młotka i terkoczący traktor.
    Wystawiłam twarz do słońca i pozwoliłam swobodnie płynąć myślom.


     Zezetka, moja śliczna i wierna suczka kokosiła się w bluszczu w zasięgu mojej ręki. Mahoń poszczekiwał ot tak sobie, bez żadnego powodu, a muchy i pszczoły bzykały radośnie. Czasami jakiś krwiopijca wbijał się w moje rozgrzane mięśnie. 
W powietrzu unosiły się przeróżne zapachy pomieszane z potem mojej skóry. Słońce wydobywało przyjemną woń ze wszystkiego, co znalazło się w jego zasięgu.
    Zamknęłam oczy i puściłam wodze wyobraźni. Podróżowałam. Odwiedzałam nieznane mi dotychczas krainy, a z wędrówki tej narodziła się opowieść:

Był raz sobie wietrzyk taki całkiem mały
Niedojrzały
Mieszkał w dolinie nad rzeczką

Dnia pewnego w świat daleki wyruszył
Zaglądał i tu i tam
Rósł w siłę mocno wiał

Razu pewnego na skałach przysiadł
Ocean zobaczył
Zakochał się w sile spienionych fal
Zostanę tu
Rzekł patrząc w nieskończoną dal
I odtąd szybował w górę się wzbijał
Rósł w siłę zmęczony osłabiał
Czasami wył z bólu o skały rozbijał
Na nowo podnosił na nowo upadał
Czasami przysiadał i sam do siebie gadał
Bracia i siostry czy jesteście gdzieś w świecie?
Czy jam zdradzony i sam?

Ocean się burzył ze smutku obmywał
Wicher się budził i tańczył z żywiołem
Zatracał zapominał szczęśliwy znów był
Miał równe szanse ocean kompanem
Miłością mu był
I znowu chciał żyć potęgę pokazać

Razu pewnego coś mu serce ogrzało
Przypomniał sobie dolinę z rzeczką małą
Ech, co tam…serce zadrgało
Zapomnieć muszę ten wiejski kąt
Świat wielki dla mnie!
Nigdzie nie wywieję stąd!
Tu moja miłość!
Tam nikt mnie nie czeka!
Ach tak…była tam sobie jakaś kobieta
Kto by tam tęsknił za takim blond włosem?
Tu moja miłość!
Tańczył i śpiewał ramiona szeroko rozkładał
Miłość swą obejmował w amok popadał
Razu pewnego kiedy zmęczony znów był
Poczuł jakby wiew brata swojego
Takiego całkiem jeszcze małego
Niedojrzałego
Minął go delikatnie trącić mocniej nie śmiał
A on nie przysiadł na skale uwięzi się bał
Poleciał dalej
Gdzie miejsce swe miał?
Ale co to?
Ślad zostawił jakiś…
Kartka złożona na wpół…a na niej
Był raz sobie wietrzyk taki całkiem mały niedojrzały…
Wicher czyta i czyta i tęsknić zaczyna
Ech co tam nie będę wspominać!





    Moje myśli uspokajały się powoli. Wróciłam z dalekiej podróży. Za ścianą zieleni szeleściła sąsiadka. Pewnie zbierała jabłka. Usiadłam na wilgotnym od potu materacu, spojrzałam w stronę płotu w nadziei, że zobaczę sprawczynię zamieszania. 
W gąszczu krzaków i drzew nie słychać już było ani kroków, ani jakichkolwiek innych odgłosów, owinęłam się więc kolorową chustą i zeszłam do dolnego ogrodu. 


W powietrzu unosił się zapach sadu. Pod drzewami leżały jabłka, gruszki i śliwki mirabelki. Koncertowały cykady. Podniosłam papierówkę. Była ciepła, jakby tylko co przed chwilą wyjęta z piekarnika. Pomyślałam, że nazbieram jabłek i usmażę placki. Przez moment podziwiałam skąpany w słońcu ogród, po czym wolno, ścieżką wiodącą obok mojego Causeway powlokłam się do domu. Ślinka mi ciekła na myśl o plackach z jabłkami, które w mig usmażyłam. Gorące, wprost z patelni, polałam śmietaną, przyozdobiłam truskawkami ze słoika i na stojąco, łapczywie je pochłaniałam, oblizując śmietanę z ust. Na ten smakowity moment wrócił Ryszard z pracy i już z daleka krzyczał, że pachnie plackami. Po chwili objadaliśmy się nimi oboje, a kiedy uznaliśmy, że przesadziliśmy w ilości, wyruszyliśmy na długą rowerową przejażdżkę.



    Las był równie piękny tego dnia, co mój ogród. Podziwialiśmy go razem, zatrzymując się tu i ówdzie, chłonąc zapachy kończącego się lata...


4 komentarze:

  1. Dobrze jest mieć dobre wspomnienia... :) Matko i córko, aż mi ślina pociekła, gdy przeczytałam twój tytuł... Uwielbiam placki z jabłkami, dodaję zawsze do nich cynamonku. :))

    Serdeczności :) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja cynamonku dodaję czasami do szarlotki:)
      Moje placki to właściwie jabłka w cieście smażone na patelni. Pycha, pochłaniamy je w dużych ilościach:)

      Serdeczności :):*

      Usuń
  2. Uwielbiam Twoją szarlotkę! nikt takie smacznej nie potrafi zrobić!
    A placów w Twoim wykonaniu niestety nie jadłam! Jak to możliwe?....
    Dzięki za letnie wspomnienia ze Stolicy!
    Muszę kupić reklamowaną przez Ciebie płytę M.Walewskiej!Promujesz wiele rzeczy-powinien ktoś to wreszcie dostrzec!
    Czekam na więcej.
    Marianna

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no odpoczywac to Ty umiesz!
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń