Wtorek, ostatni dzień czerwca, początek lata i za gorąco nie jest, w najcieplejszej porze dnia tylko dwadzieścia trzy stopnie, rzec można taki cieplny komfort, ani zimno ani gorąco.
Sprawdzam dwutygodniową prognozę pogody. Od wczoraj temperatura powietrza rośnie i rosnąć będzie aż do poniedziałku włącznie, osiągając trzydzieści osiem stopni, a później znowu spadek. Cały więc tydzień zapowiada się bezchmurnie, słonecznie i upalnie.
Dzisiejsze pogodne niebo z niewielkimi zachmurzeniami zachęcało do spacerów. Pomyślałam, że już dawno nie robiłam zdjęć ani w drodze na Pólko ani na Pólku. Postanowiłam zatem wziąć tylko telefon i już od stawów zabrać się do dzieła.
Godzina dziesiąta - koło stawów delikatny wiaterek i jeszcze dość chłodno jest mi w podkoszulku i legginsach za kolano. Fotografuje Pięć Dębów i pola zarośnięte trawami, ziołami i rozmaitymi kwiatami polnymi...
Do lasu wchodzę obok Pięciu Dębów, oglądam się i robię zdjęcie drogi, którą szłam...
Dalej idę skrajem lasu, trawiastą ścieżką. Po prawej prześwituje dolina rzeki Supraśl ze swoimi łąkami. Na rozdrożu wybieram długie zielone tunele gęsto porośnięte wysokimi drzewami liściastymi. Ostatni raz szłam tędy pod koniec maja i fotografowałam ogromny dąb z dwoma pniami, które zwaliły się, i na drogę, i w las, całkowicie uniemożliwiając przejście. O dziwo, nikt ich nie uprzątnął, a między konarami powalonych pni drzewa i zaroślami ktoś wydeptał już wąską krętą ścieżynkę.
Wchodzę na niewielkie wzniesienie, gdzie rzeka płynie już blisko lasu. Z wyrębu obserwuję sianokosy i wieś Studzianki po drugiej stronie Supraśli.
Przed wejściem na pole biwakowe Pólka fotografuję dziką różę, której długi szpaler krzaków ogranicza je z jednej strony.
A na Pólku niespodzianka. W cieniu na moim ulubionym miejscu siedzi Marek, a nieopodal pod drucianą klatką dwie Abyssinanki czyli świnki morskie popularnie zwane Rozetkami. Znam je doskonale z Facebooka (chi, chi, chi..., nie mają tam swojego profilu, nie), Marek często się nimi chwali zamieszczając na nim zdjęcia swoich ulubieńców, uroczej Szmaciejki i dumnego Dofika.
No i stało się, mogłam je dotknąć, pogłaskać, przytulić, ale najpierw na wszelki wypadek swojemu własnemu czworonożnemu sierściuchowi ograniczyłam wolność...
Szmaciejka radośnie mruczała, szczęśliwa, na piersi swojego pańcia, a kiedy ja ją wzięłam na ręce jej pomrukiwanie stało się mniej radosne, ale nie trwało długo. Po chwili Szmaciejka chowała się w cieniu między moim butami. Dołączył do nas także i Dofik. Zwierzątka pilnowały się ufając, że w razie zagrożenia przed drapieżnikami z góry szybko znajdą schronienie albo w ramionach albo pod pośladkami siedzącego w kuckach pańcia...
Abyssinian - świnka morska popularnie zwana rozetkową - w pewnych punktach na ciele tworzy się zawirowanie w futerku i włosy rozkładają się z tego punktu na boki piętrząc się. Im owe rozetki są głębsze i bardziej strome, tym świnka bliższa ideałowi. Stąd też nazwa rasy - ang. abyss - przepaść, otchłań, głębia...
Rozetek na ciele świnki powinno być przynajmniej osiem, jednak najbliższe ideałowi świnki mają ich dziesięć, po jednej na każdej łopatce, cztery na grzbiecie, po jednej na każdym biodrze i dwie w tylnej części ciała. Włos powinien odstawać od ciała na około trzy i pół centymetra i być szorstki w dotyku - rasa bardzo trudna w hodowli, ponieważ nie łatwo jest otrzymać dobry rozkład rozetek, a ponadto często zdarzają się rozetki podwójne o środkach leżących bardzo blisko siebie.
Przy stawach, na powrót, byłam kilkanaście minut po dwunastej i jeszcze przy bardzo dobrym świetle zrobiłam kilka zdjęć...
Wtorek, 30 czerwca 2015 roku