W niedzielę, 2
kwietnia, po raz kolejny, Nadleśnictwo
w Krynkach, zorganizowało na terenie Silvarium
- ogrodu leśnego w Poczopku - Święto Brzozy, z licznymi imprezami
towarzyszącymi.
I ja tam byłam, i sok z brzozy piłam!
A pogoda tego dnia była iście letnia. Temperatury w słońcu sięgały powyżej dwudziestu pięciu stopni, co skutecznie wypędziło z domów tłumy spragnione wiosennego słońca. Już przed godziną jedenastą, parking przy szosie był przepełniony i służba leśna kierowała pojazdy na drogę gruntową, z jednym kierunkiem jazdy i wyjazdem daleko poniżej parkingu.
Impreza rozpoczęła się punkt jedenasta, na scenie ustawionej w pobliżu siedziby leśników.
Jednym z punktów programu było zaprezentowanie techniki marszu Nordic Walking polegającym na zaangażowaniu do wysiłku jak największej partii układu ruchu poprzez zwiększone wymachy ramion, wydłużony krok oraz prawidłowe zastosowanie specjalnie zaprojektowanych kijków. Przyznam szczerze, że nie wiele wiedziałam na ten temat.
Oprócz cennych wskazówek pani instruktor, można było nieodpłatnie wypożyczyć kije i razem z nią wyjść na przechadzkę. Nieodzownym uzupełnieniem wyposażenia każdego amatora nordyckich wędrówek są specjalne rękawiczki. A ja do tej pory używałam innych, z miękkimi poduszeczkami od strony wewnętrznej, co jest zupełnie zbędne, ponieważ przy wymachu ramienia do tyłu, należy wypuścić kij z dłoni, i nie trzymać go kurczowo, zresztą sama rękojeść powinna być gładka.
Ech, człowiek uczy się całe życie!
Kolejną atrakcją było uwolnienie myszołowa, dużego ptaka drapieżnego z rodziny jastrzębiowatych. Otwarciu wielkiego kartonu z drapieżnikiem towarzyszyła pani Jolanta Gudalewska - burmistrz Krynek i młoda pani Brzoza w zielonym wieńcu na głowie i gałązką brzozy w dłoni.
Ptak szczęśliwie opuścił dotychczasowe przytulisko, co zdołałam utrwalić na zdjęciu.
Sygnaliści z Krynek zaprezentowali sygnały myśliwskie.
Kolejnym i chyba najbardziej interesującym pokazem było pozyskiwanie soku z brzozy i jego próbowanie. Każdy mógł wziąć sobie ulotkę z informacją jak ów naturalny specyfik działa na nasz organizm.
Nie zabrakło też wielu innych atrakcji, takich jak pokazy sprzętu Straży Granicznej w Szudziałowie, bezpłatne przejażdżki meleksem, płatne przejażdżki konne i bryczką, zawody wędkarskie, gry i zabawy dla dzieci, tor łuczniczy, ognisko i występy zespołów: muzycznego z GOK Krynki i Mniej Więcej.
W ustawionych stoiskach wystawowych można było kupić wiele pamiątek i świątecznych dekoracji albo też wziąć udział w warsztatach.
Mnie osobiście zainteresował Dworzysk pachnący lawendą, którego ogromne pole uprawne leży w samym sercu Puszczy Knyszyńskiej. A jeszcze nie tak dawno, zanim zapachniało w Dworzysku tą niezwykle eteryczną rośliną, dolinę rzeki Sokołdy pokrywały mokradła. Lubiliśmy tam jeździć rowerami i przyglądać się rozległym łąkom, starym dębom z gniazdami szerszeni i odpoczywać na drewnianym moście, który któregoś dnia runął do rzeki pod ciężarem samochodu straży pożarnej.
Na stoisku można było kupić musujące kulki do kąpieli, woreczki zapachowe, peelingi, olejki, mydła, susze lawendowe, sole do kąpieli i inne specyfiki.
Dwie młode przedsiębiorcze kobiety zapraszały do Dworzyska nie tylko na pole uprawne lawendy podczas jej kwitnienia, ale także na różne warsztaty organizowane przez nie. A zatem do zobaczenia latem!
Dawno w Dworzysku nie byliśmy. Nasza trasa rowerowa wiodła zazwyczaj przez Jałówkę, Zacisze i Budzisk, wracaliśmy również przez Budzisk, Zacisze, Jałówkę, później przez Sadowy Stok i Zapieczki.
Na starszych zdjęciach, żeremia bobrów w okolicach Budziska, łąki, las i drewniany most w Dworzysku.
Swoje stoisko z sadzonkami miało także Centrum Leśno-Ogrodnicze Lasbud w Zaściankach.
Wiele osób podziwiało i kupowało drewniane rzeźby.
Obowiązkowo musiałam odwiedzić moje ulubione sowy, o których szczegółowo pisałam na blogu, tutaj, w poście Miłość matczyna i rzecz o morderczyni, którą przed karą uchroniła Dyrektywa ptasia.
Dzisiaj pokażę po raz kolejny sowę śnieżną (Nyctea scandiaca), z rozrzuconymi po białym upierzeniu czarnymi plamkami, okrągłymi wielkimi, żółtymi ślepiami i nogami zakończonymi mocnymi szponami okrytymi gęstymi kudełkami. Piękna jest!
Sfotografowałam także delikatnego, wręcz muślinowego w upierzeniu puszczyka mszarnego (Strix nebulosa), sowę wielkości puchacza. I tutaj muszę wylać swój żal na ludzi, którzy nie powinni odwiedzać ogrodów ze zwierzętami. Przykro, jest kiedy grupa wytatuowanych facetów, zachowuje się zbyt głośno przy klatkach i swoim skandalicznym zachowaniem płoszy ptaki. Wystraszona sowa o mało nie połamała sobie już i tak uszkodzonych skrzydeł próbując się gdzieś ukryć.
W powietrzu słychać było pracujące pszczoły, a w trawie, na słońcu wylegiwały się ropuchy.
I ja tam byłam, i sok z brzozy piłam!
A pogoda tego dnia była iście letnia. Temperatury w słońcu sięgały powyżej dwudziestu pięciu stopni, co skutecznie wypędziło z domów tłumy spragnione wiosennego słońca. Już przed godziną jedenastą, parking przy szosie był przepełniony i służba leśna kierowała pojazdy na drogę gruntową, z jednym kierunkiem jazdy i wyjazdem daleko poniżej parkingu.
Impreza rozpoczęła się punkt jedenasta, na scenie ustawionej w pobliżu siedziby leśników.
Jednym z punktów programu było zaprezentowanie techniki marszu Nordic Walking polegającym na zaangażowaniu do wysiłku jak największej partii układu ruchu poprzez zwiększone wymachy ramion, wydłużony krok oraz prawidłowe zastosowanie specjalnie zaprojektowanych kijków. Przyznam szczerze, że nie wiele wiedziałam na ten temat.
Oprócz cennych wskazówek pani instruktor, można było nieodpłatnie wypożyczyć kije i razem z nią wyjść na przechadzkę. Nieodzownym uzupełnieniem wyposażenia każdego amatora nordyckich wędrówek są specjalne rękawiczki. A ja do tej pory używałam innych, z miękkimi poduszeczkami od strony wewnętrznej, co jest zupełnie zbędne, ponieważ przy wymachu ramienia do tyłu, należy wypuścić kij z dłoni, i nie trzymać go kurczowo, zresztą sama rękojeść powinna być gładka.
Ech, człowiek uczy się całe życie!
Kolejną atrakcją było uwolnienie myszołowa, dużego ptaka drapieżnego z rodziny jastrzębiowatych. Otwarciu wielkiego kartonu z drapieżnikiem towarzyszyła pani Jolanta Gudalewska - burmistrz Krynek i młoda pani Brzoza w zielonym wieńcu na głowie i gałązką brzozy w dłoni.
Ptak szczęśliwie opuścił dotychczasowe przytulisko, co zdołałam utrwalić na zdjęciu.
Sygnaliści z Krynek zaprezentowali sygnały myśliwskie.
Kolejnym i chyba najbardziej interesującym pokazem było pozyskiwanie soku z brzozy i jego próbowanie. Każdy mógł wziąć sobie ulotkę z informacją jak ów naturalny specyfik działa na nasz organizm.
Nie zabrakło też wielu innych atrakcji, takich jak pokazy sprzętu Straży Granicznej w Szudziałowie, bezpłatne przejażdżki meleksem, płatne przejażdżki konne i bryczką, zawody wędkarskie, gry i zabawy dla dzieci, tor łuczniczy, ognisko i występy zespołów: muzycznego z GOK Krynki i Mniej Więcej.
W ustawionych stoiskach wystawowych można było kupić wiele pamiątek i świątecznych dekoracji albo też wziąć udział w warsztatach.
Mnie osobiście zainteresował Dworzysk pachnący lawendą, którego ogromne pole uprawne leży w samym sercu Puszczy Knyszyńskiej. A jeszcze nie tak dawno, zanim zapachniało w Dworzysku tą niezwykle eteryczną rośliną, dolinę rzeki Sokołdy pokrywały mokradła. Lubiliśmy tam jeździć rowerami i przyglądać się rozległym łąkom, starym dębom z gniazdami szerszeni i odpoczywać na drewnianym moście, który któregoś dnia runął do rzeki pod ciężarem samochodu straży pożarnej.
Na stoisku można było kupić musujące kulki do kąpieli, woreczki zapachowe, peelingi, olejki, mydła, susze lawendowe, sole do kąpieli i inne specyfiki.
Dwie młode przedsiębiorcze kobiety zapraszały do Dworzyska nie tylko na pole uprawne lawendy podczas jej kwitnienia, ale także na różne warsztaty organizowane przez nie. A zatem do zobaczenia latem!
Dawno w Dworzysku nie byliśmy. Nasza trasa rowerowa wiodła zazwyczaj przez Jałówkę, Zacisze i Budzisk, wracaliśmy również przez Budzisk, Zacisze, Jałówkę, później przez Sadowy Stok i Zapieczki.
Na starszych zdjęciach, żeremia bobrów w okolicach Budziska, łąki, las i drewniany most w Dworzysku.
Swoje stoisko z sadzonkami miało także Centrum Leśno-Ogrodnicze Lasbud w Zaściankach.
Wiele osób podziwiało i kupowało drewniane rzeźby.
Obowiązkowo musiałam odwiedzić moje ulubione sowy, o których szczegółowo pisałam na blogu, tutaj, w poście Miłość matczyna i rzecz o morderczyni, którą przed karą uchroniła Dyrektywa ptasia.
Dzisiaj pokażę po raz kolejny sowę śnieżną (Nyctea scandiaca), z rozrzuconymi po białym upierzeniu czarnymi plamkami, okrągłymi wielkimi, żółtymi ślepiami i nogami zakończonymi mocnymi szponami okrytymi gęstymi kudełkami. Piękna jest!
Sfotografowałam także delikatnego, wręcz muślinowego w upierzeniu puszczyka mszarnego (Strix nebulosa), sowę wielkości puchacza. I tutaj muszę wylać swój żal na ludzi, którzy nie powinni odwiedzać ogrodów ze zwierzętami. Przykro, jest kiedy grupa wytatuowanych facetów, zachowuje się zbyt głośno przy klatkach i swoim skandalicznym zachowaniem płoszy ptaki. Wystraszona sowa o mało nie połamała sobie już i tak uszkodzonych skrzydeł próbując się gdzieś ukryć.
W powietrzu słychać było pracujące pszczoły, a w trawie, na słońcu wylegiwały się ropuchy.
A oto, co na temat brzozy pisze pan Waldemar Sieradzki (OBIEŻYLAS, SILVARIUM)
Na półkuli północnej znanych jest około 40 gatunków brzóz.
W Polsce występują cztery:
Brzoza brodawkowata (Betula pendula)
Brzoza omszona (Betula pubescens)
Brzoza karłowata (Betula nana)
Brzoza ojcowska (Betula oycoviensis)
Są to drzewa szeroko rozpowszechnione na terenach nizinnych oraz w dolnych partiach górskich. Należą do roślin światłożądnych, ale oznaczających się na ogół skromnymi wymaganiami glebowymi i wytrwałych na niskie temperatury. Brzoza rośnie pośród drzewostanów sosnowych i dębowych, tworzy monokultury brzozowe i wykwita samotnikiem na rozstajach dróg. Zasiedla zarówno siedliska suche, jak i przepastne bagna.
Leśnicy powiadają, że jest to gatunek, który jak pionier, pierwszy przychodzi i ostatni odchodzi - jest niepokonany.
Na naszym terenie najpospolitsza jest brzoza brodawkowata, zwana również płaczącą. Obie nazwy pochodzą od niewielkich żywicznych brodawek (łez) na gałązkach. Nie jest to drzewo długowieczne. Rosnąć przestaje w wieku 50-60 lat, osiągając wysokość dwudziestu kilku metrów. Dożywa do 100-120 lat. Charakteryzuje się wielką obfitością nasion, jednak zdolność kiełkowania ma tylko część z nich.
Według białoruskiej przypowieści brzoza ma do spełnienia cztery misje: dawać światu światło (służy do robienia pochodni), tłumić odgłosy (smołą z kory brzozowej smarowano piasty kół, by nie hałasowały na drogach), leczyć z chorób (soki służyły w fitoterapii, dziegciem leczono choroby skóry, gałązkami biczowano w baniach), zamiatać (z gałązek robiono miotły). Drewno brzozy przydatne jest w stolarstwie, szczególnie jeśli pień zniekształciły obrzęki, co tworzy w deskach atrakcyjny rysunek (czeczota). Poza tym wykorzystywane jest również do wyrobu węgla drzewnego i ścieru do produkcji papieru.
W procesie suchej destylacji z kory i drewna brzozowego powstaje dziegieć i smoła. Kora bywała wykorzystywana również w garbarstwie, dzięki niej skóra nabierała mocy, mówiono nawet, że dzięki temu świeciła kształtem zwierzęcia, od którego pochodziła.
W medycynie ludowej wykorzystywano pozyskiwany wiosną sok brzozowy (oskoła), oraz dziegieć, którym skutecznie leczono choroby skóry oraz kopyta i racice zwierząt domowych. Wykorzystywano również zmielony i oczyszczony czyr brzozowy jako, podobno skuteczny, lek na nowotwory.
Przez długie stulecia to piękne drzewo obrosło w wierzenia, gusła i zabobony. Jeszcze w XIX wieku wierzono, że najlepszym sposobem na dreszcze jest trzęsienie kolejno brzózkami w lesie (trzema lub dziewięcioma) i powtarzanie: Trzęś mnie jak ja ciebie a potem przestań. Czarcie miotły, czyli krzaczaste pędy, wyrastające w miejscach pasożytniczego porażenia grzybem, zjadane przez ludzi i zwierzęta miały zapewnić im słuszny wzrost. Według starosłowiańskich wierzeń, w brzozy zostały zamienione młode dziewczęta. Stąd ich biały, dziewiczy kolor i niepowtarzalne piękno.
Poczopek, 2 kwietnia 2017 roku
O Poczopku
* Piękno letniej przyrody zamknięte w poczopkowym Silvarium
* Poczopek - Święto brzozy ...i ja tam byłam, i sok z brzozy piłam
* Żubry żyjące na wolności w Nadleśnictwie Krynki w Puszczy Knyszyńskiej
* Silvarium w Poczopku i wspomnienie Kruszynian
* Miłość matczyna i rzecz o morderczyni, którą przed karą uchroniła Dyrektywa ptasia
* Bufosława z Poczopka, czyli rzecz o żabach i ropuchach
Święto Brzozy z wspaniałymi atrakcjami,a sowy-cudne,napatrzeć się nie mogę.
OdpowiedzUsuńSowa śnieżna przeszła samą siebie w pozowaniu. Zachowywała się tak jakbym ją o to poprosiła. Długo stała w jednym miejscu poruszając jedynie głową, prezentując profile i en face. Cudna jest, z tą swoją historią o Niemcu...
UsuńUściski posyłam :)
Fajne macie tam imprezki! A kto takie ładne kapliczki z pniaków robi? Pasowałaby mi w ogrodzie chyba...
OdpowiedzUsuńTwórca tych kapliczek był obecny na Święcie Brzozy i akurat rzeźbił wilka w ogromnym pniu. Sporo osób kupowało jego prace. Niestety nie wzięłam wizytówki tego artysty, a kapliczka z Chrystusem Frasobliwym może byłaby piękna ozdobą ogrodu :)*
UsuńŚwięto Brzozy - jaki fajny pomysł na festyn. I w ślicznym otoczeniu.
OdpowiedzUsuńMnie także podoba się to święto. Pozdrawiam ciepło :)
UsuńBardzo fajne święto. Takie ekologiczne związane z przyrodą, naturą a im częściej jesteśmy na łonie natury tym lepiej dla nas.
OdpowiedzUsuńWesołych, Radosnych Świąt Wielkanocnych.
Pozdrawiam świątecznie
Natura posiada ogromną moc. Mnie zawsze obcowanie z nią napełnia energią i wprawia w doskonały nastrój.
UsuńPozdrawiam świątecznie życząc obfitości łask Chrystusa Zmartwychwstałego
Dziękuję za życzenia a skoro o naturze mowa to zajrzyj do mnie na blog Moje rozstaje mam tam notkę na temat leczenia naturalnie próchnicy zębów…
UsuńPozdrawiam.