Na Mazurach, w Węgorzewie, między czwartym a ósmym czerwca, czyli czwartkowym Świętem
Bożego Ciała a poniedziałkiem, spędziłam cztery wspaniałe dni. Pojechałam tam
na zaproszenie moich przyjaciół Grażyny i Bogdana, w towarzystwie Janiny, mamy
Grażyny.
Długi weekend zapowiadał się słonecznie i ciepło, a więc w planach były wycieczki piesze, rowerowe, kajaki, a także biesiadowanie w przyjemnie urządzonym ogrodzie.
W piątek przed obiadem wybrałyśmy się na spacer z Milką, leciwą, schorowaną labradorką. Wycieczka była raczej krótka, jako że Milce, tak jak staremu człowiekowi, nogi często odmawiają posłuszeństwa. Jednak na widok wody nie tylko w psie odzywają się młodzieńcze instynkty, wracają siły i nie może być innej opcji jak tylko zanurzyć się w jeziorze Święcajty i popływać...
Długi weekend zapowiadał się słonecznie i ciepło, a więc w planach były wycieczki piesze, rowerowe, kajaki, a także biesiadowanie w przyjemnie urządzonym ogrodzie.
W piątek przed obiadem wybrałyśmy się na spacer z Milką, leciwą, schorowaną labradorką. Wycieczka była raczej krótka, jako że Milce, tak jak staremu człowiekowi, nogi często odmawiają posłuszeństwa. Jednak na widok wody nie tylko w psie odzywają się młodzieńcze instynkty, wracają siły i nie może być innej opcji jak tylko zanurzyć się w jeziorze Święcajty i popływać...
Po obfitym posiłku nie pozostało nam nic innego jak tylko zrobić sobie rowerowy objazd Węgorzewa...,
najpierw znakomicie przygotowana do wypoczynku plaża miejska nad jeziorem Mamry, kilka zdjęć na wypływającą z niego Węgorapę, która meandruje malowniczo przez północno-wschodnią Polskę i kończy bieg w obwodzie kaliningradzkim - dopłynięcie statków i jachtów do portu w centrum miasta umożliwia ponad dziewięciuset metrowej długości kanał, który wypływa z krętej Węgorapy i do niej wpływa,
później ścieżka rowerowa biegnąca wzdłuż kanału z planszami ptaków jakie spotkać można w okolicy,
no i wreszcie Port Keja, który zajmuje się czarterem nowoczesnych jachtów kabinowych, świadczy usługi portowe i gastronomiczne, organizuje koncerty na przykład szantowe i karaoke, spływy kajakowe, rejsy jachtami i statkiem, biesiady i przyjęcia okolicznościowe, zapewnia naprawy silników, wymianę butli gazowych, parking i wiele innych...
Jak widać na zdjęciach pogoda była wyśmienita, świeciło słońce, a przyjemny chociaż dość silny wiatr utrzymywał w odpowiedniej ciepłocie temperaturę ciała i igrał sobie beztrosko po powierzchni wody tworząc ciekawe esy floresy w lustrzanym odbiciu jachtów.
Rowery zaparkowałyśmy przy ogrodzeniu
Muzeum Kultury Ludowej, a kiedy nasyciłyśmy się już urokiem miejsca i portową
atmosferą to pojechałyśmy nad jezioro
Święcajty, najpierw polnymi
ścieżkami z widokiem na jezioro Mamry
po jednej stronie i Święcajty z wyspą Kocią po drugiej, później zaś do wsi Kal i stamtąd wzdłuż brzegu do usytuowanego
na wzgórzu cmentarza, leżących zgodnie obok siebie żołnierzy niemieckich i rosyjskich,
którzy strzelali do siebie na frontach I wojny światowej.
Cmentarz na skarpie o powierzchni
trzech tysięcy czterystu metrów kwadratowych obwiedziony kamiennym murem skrywa
trzysta czterdzieści cztery mogiły żołnierzy niemieckich i dwieście trzydzieści
cztery żołnierzy rosyjskich. Tabliczki z napisami widać po obu stronach
sosnowej alejki biegnącej między zewnętrznym i wewnętrznym obmurowaniem. Po środku,
jakby podniebnej świątyni stoi wysoki drewniany krzyż ufundowany przez rodzinę
Lehndorff i jak się domyślam odprawia się tam, bądź się odprawiało nabożeństwa
za duszę poległych w boju wojaków.
Akurat tego popołudnia przy grobach krzątali się niemieccy żołnierze z Bundeswery, którzy co dwa lata przyjeżdżają na cmentarz i czyszczą kamienne tabliczki specjalnymi środkami chemicznymi, zachowując tym samym wyraźne litery epitafiów. Tylko jeden mężczyzna, żołnierz sił powietrznych, mieszkający w Kolonii, władał bezbłędnie językiem polskim. To od niego dowiedziałyśmy się, że od tygodnia odwiedzają inne cmentarze wojskowe, a w grupach opiekujących się grobami są także żołnierze innych narodowości...
Akurat tego popołudnia przy grobach krzątali się niemieccy żołnierze z Bundeswery, którzy co dwa lata przyjeżdżają na cmentarz i czyszczą kamienne tabliczki specjalnymi środkami chemicznymi, zachowując tym samym wyraźne litery epitafiów. Tylko jeden mężczyzna, żołnierz sił powietrznych, mieszkający w Kolonii, władał bezbłędnie językiem polskim. To od niego dowiedziałyśmy się, że od tygodnia odwiedzają inne cmentarze wojskowe, a w grupach opiekujących się grobami są także żołnierze innych narodowości...
Węgorzewo, 5 czerwca 2015 roku
Właśnie, a ja miałem kiedyś taki plan. Aby pojechać z rowerami na mazury. Nawet mapy sobie kupiłem. Może wrócę do tego.
OdpowiedzUsuńA wiesz Andrzeju, że oprócz rowerów zaproponowałbym Ci spływy kajakowe. Wspaniałe długie trasy. Jeden z nich już wkrótce na blogu.
UsuńPozdrawiam
Podoba mi sie bardzo! wrocilam wlasnie z Kanady . gdzie tez widzialam piekne okolice a u nas w Polsce tez tyle przepieknych miejsc do odwiedzenia. Oczywiscie, i jak sie domyslasz, zachwycil mnie atlas ptakow , ktore w Wegorzewie mozna spotkac..! jest ich calkiem duzo!
OdpowiedzUsuńi ta dbalosc o cmentarz ! niezwykla...sciskam mocno
Nie miałam czasu na obserwację ptaków, ale zdjęcia plansz robiłam z myślą o Tobie.
UsuńMnie także cieszy dbałość o cmentarze, przynajmniej to można zrobić tym co walczyli w imię durnych ideologii. Wszystkie strony konfliktów ponoszą zawsze niewyobrażalne straty. Ten wojskowy, który mówił doskonale po Polsku, jako że pochodził ze Śląska, w rozmowie powiedział, że wolałby siedzieć nad jeziorem i cieszyć się pięknem natury niż w lesie z karabinem na czatach. A zatem dlaczego faceci tak kochają wojsko?
Mam nadzieję, że z bratową wszystko w porządku.
Buziaki
Węgorzewo - moje miasto rodzinne. Kocham ;)
OdpowiedzUsuńWitaj Angeliko
UsuńZajrzałam do Kolesina. Pięknie tam.
Pozdrawiam serdecznie
W Węgorzewie byłem w ubiegłym roku. Przy wjeździe do miasta był prowadzony remont. Jak to w Polsce, bez składu i ładu. Na szczęście później było już tylko lepiej. Fajny punkt informacji turystycznej i te trasy rowerowe wokół. Część zapewne w ramach Green Velo.
OdpowiedzUsuńW sumie rok temu przez cztery dni objechałem kawał Mazur. Ale jeszcze dużo mi zostało. Będąc w Węgorzewie obowiązkowo trzeba zrobić wyprawę na Mamerki i rzecz jasna do Gierłoży. Aż tak strasznie daleko nie jest :)
Ech, Przemku...
UsuńTe Twoje strasznie długie trasy..., aż żal za serce ściska, że nie jestem już w stanie pokonać takich odległości, mój nie tak dawny rekord to około 60 km...
Uściski i powodzenia na szlakach :)