W parku kasyna Pinède uformowano łuk z rumowiska, z resztek trofeum, wzniesionego dla uczczenia pierwszego rzymskiego zwycięstwa w Galii, odniesionego w 154 roku przed naszą erą na sąsiedniej równinie.
We wspomnianych latach dwudziestych, czasach świetności Juan-les-Pins, Amerykanie wprowadzili na plażach styl beztroskiego życia, wystawianie ciała na działanie promieni słonecznych i jazz. Ta forma relaksu rozpowszechniła się natychmiast. Młodzież europejska, w poszukiwaniu rozrywki, naśladując amerykańskie gwiazdy epoki, takie jak Frank Jay Gould, Zelda i Francis Scott Fitzgeraldowie czy też Douglas Fairbanks, poczęła tłumnie napływać do kąpieliska. To był początek szalonych lat dwudziestych!
Po drugiej wojnie światowej
Juan-les-Pins na nowo odzyskało żywiołowy klimat i stało się europejskim Nowym Orleanem.
Znany, najwybitniejszy po Louisie Armstrongu, jazzman z Nowego Orleanu, Sidney Bechet - amerykański saksofonista, klarnecista i kompozytor jazzowy - był tak oczarowany kurortem, że pewnego szalonego dnia 1951 roku wziął ślub, gdy na ulicach w rytm melodii wygrywanych przez orkiestry, tańczyli i mieszali się ze sobą celebryci i dziennikarze z całego świata. Zresztą sam Sidney Bechet zagrał wówczas po raz pierwszy melodię Dans les rues d'Antibes - jeden z jego najlepszych utworów.
Znany, najwybitniejszy po Louisie Armstrongu, jazzman z Nowego Orleanu, Sidney Bechet - amerykański saksofonista, klarnecista i kompozytor jazzowy - był tak oczarowany kurortem, że pewnego szalonego dnia 1951 roku wziął ślub, gdy na ulicach w rytm melodii wygrywanych przez orkiestry, tańczyli i mieszali się ze sobą celebryci i dziennikarze z całego świata. Zresztą sam Sidney Bechet zagrał wówczas po raz pierwszy melodię Dans les rues d'Antibes - jeden z jego najlepszych utworów.
Stworzony 7 lipca 1960 festival de Jazz d'Antibes Juan-les-Pins, gromadzi co roku artystów i orkiestry jazzowe ze wszystkich stron świata. Koncerty, od 2000 roku również funk, rock i inne odmiany tego gatunku muzyki, odbywają się pod gołym niebem na scenie zwanej Pinède Gould.
Latem, życie nocne Juan-les-Pins koncentruje się wokół Pinède, kasyna Partouche, Garden Beach Hôtel i Avenue Guy de Maupassant. Najbardziej popularne w kurorcie to dyskoteka New-York Club, znana niegdyś pod nazwą Whisky à Gogo, bar Le Cristal, czy też Le Pam-Pam koktajlbar z pijalnią rumu i lodziarnią, oferujący spektakle taneczne i muzykę brazylijską.
W Juan-les-Pins spędziłam dwie noce i
przyznam, że to bardzo atrakcyjne miejsce, było raczej moją bazą
wypadową, niż miejscem biernego wypoczynku, chociaż kilka razy w godzinach
wczesnych porannych i późnym popołudniem udało mi się zażyć kąpieli morskich,
jako że hotel, w którym mieszkałam znajdował się blisko plaży.
A plaża to dość wąski piaszczysty pas upstrzony hotelowymi restauracjami, leżakami, parasolami, oddzielony od miasta długą promenadą. A zatem żadnej intymności.
A plaża to dość wąski piaszczysty pas upstrzony hotelowymi restauracjami, leżakami, parasolami, oddzielony od miasta długą promenadą. A zatem żadnej intymności.
Juan-les-Pins, 10-12 września 2016 roku
Dwa razy spędzałam wakacje w Juan-les-Pins, w latach 90-tych ubiegłego stulecia (jak to dziwnie brzmi!). W Polsce jeszcze było siermiężnie i "transformacyjnie", a tam - wielki świat! Mam miłe wspomnienia.
OdpowiedzUsuńWyobrażam to sobie. We Francji mieszkałam w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia (prawda, to brzmi dziwnie). Skok z polskiej rzeczywistości i brak dosłownie wszystkiego był dla mnie ogromnym szokiem!
UsuńA lata dwudzieste są moimi ulubionymi, znanymi mi z literatury i filmu.
Ech! Miłe wspomnienia przydają się na cięższe czasy!
Buziaki :)
Dobrze jest zobaczyć tyle luksusu. Inny świat. Jeśli chodzi o mnie, lubię takie miejsca, ale raczej na krótko. Świetne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńJa także lubię oglądać taki luksus, ale czy mogłabym w nim mieszkać? Na to pytanie postaram się być może odpowiedzieć sobie w kolejnym poście, do którego przygotowałam zdjęcia pokazujące... chi,chi, raczej mega luksus.
UsuńMyślę podobnie jak Ty. Luksusowe klatki z całym sztabem służby i ochrony, to nie dla mnie!
Pozdrawiam serdecznie :)