We wtorek, ósmego
listopada, jeszcze zbierałam opieńki w lesie i fotografowałam polską złotą jesień w dolinie rzeki Supraśl,
a we środę wieczorem miasteczko i okolice przykryła gruba warstwa śniegu.
Niespodzianie przyszła zima i przypomniała jak może być piękna w swojej białej
szacie. Padało całą noc i całą noc nie było prądu. Z pewnością obfite opady
uszkodziły gdzieś linie energetyczne.
Kiedy we czwartek rano, około dziewiątej włączono światło, miałam już pierwsze zdjęcia zimy, najpierw zrobione z okna mojej sypialni, później z tarasu z widokiem na ogród. Termometr wskazywał zero z tendencją spadkową do minus jeden. Dość gruba warstwa śniegu na terakotowej posadzce była przymarznięta i udało mi się usunąć jedynie zewnętrzną jego warstwę.
Taką zimę lubię, pomyślałam uprzątając taras. Przyjemne rześkie powietrze omiatało moje ciało odziane jeszcze w cieniutką, bawełnianą piżamę i nagie stopy w skórzanych laczkach, kupionych kilka lat temu w Jerozolimie. Oddychałam głęboko i obserwowałam mojego psa, który podobnie jak i jego pańcia nadziwić się nie mógł białej szacie okrywającej drzewa, krzewy, dachy.
Około trzynastej zadzwonił telefon. W słuchawce głos Bogusi mieszkającej w Pięciu Dębach ochoczo oznajmił gotowość wyjścia na spacer do lasu. Ogarnęłam się w kilka minut i po chwili byłam już przy stawach.
Na budowie szpitala sanatoryjnego roboty szły całą parą i z daleka widać było błotnistą drogę pomiędzy budową a Pięcioma Dębami. Póki co skupiłam się na białych polach i budynkach Pięciu Dębów, a później z dala machałam Bogusi na powitanie, która czekała na mnie w bramie.
Ech, to już nie ta sama bajeczna kraina co przedtem! Brukowany trakt wiodący do lasu coraz bardziej robi się jakiś klaustrofobiczny, a przyszłe sanatorium przytłaczające. Na dodatek całe mnóstwo drzew od strony lasu poznaczonych jaskrawo-różową farbą ponoć ma zostać wyciętych! Ktoś, kto tam zaplanował parking, nie ma za grosz wyobraźni przestrzennej i kreśli plany bez jakichkolwiek emocji. To właśnie te drzewa i krzaki stanowią tło dla budującego się szpitala, za nimi to już tylko pojedyncze smukłe sosny. A ścieżka, którą jeździłam rowerem i spacerowałam z psem, to już nie ta sama ścieżka. Wygląda paskudnie rozjeżdżona kołami ciężkiego sprzętu. Nogi grzęzną w błocie i nie da się tamtędy przejść!
Ale póki co cieszmy się tym co zostało. A we czwartek było się na co przyglądać, bowiem cała okolica przywdziała zimne białe barwy i po tych ciepłych jesiennych zostało już tylko wspomnienie.
I jak tu nie fotografować każdego zakątka lasu, każdej gałązki tak misternie otulonej białym puchem, każdej ścieżki, skraju lasu ponad łąką, łąki, pola, ciemnego ołowianego nieba ponad nimi, krajobrazu tak zmiennego, innego każdego dnia.
Ze spaceru po lesie wybrałam się na spacer po ogrodzie z zamiarem nie tylko oddania się mojej fotograficznej pasji, ale także pozbycia się błota z brzucha psa poprzez zabawy na śniegu. Ale mój pies nie był chętny do zabawy, kłócił się ze mną i szczekając głośno oznajmiał, że ma już dość, że już jest stary i zmęczony, że chce do domu, do ciepełka, jak najszybciej. Co chciał to chciał, ale ja ociągając się, dopięłam swego i czarnego zwierza wyczyściłam nieco z brudu. A potem było trochę ciepłej strawy i kanapa.
Poranek jeszcze bez elektryczności
Zatrzymuję się za stawami
Budowa szpitala wre
Las w białej szacie
Dolina rzeki Supraśl i skraj lasu
Ścieżka, przy której stare drzewa i krzewy zaznaczone są farbą w kolorze intensywnego różu. Nic już nie będzie takie samo
Mój zimowy ogród
Piątek, 11 listopada 2016 roku.
Dwadzieścia cztery lata temu urodził się mój syn Wojciech! Ale bez względu na święta, dziś niektóre rośliny w moim ogrodzie muszę pozbawić tego białego ciężaru, który przygniótł je do ziemi.
Kiedy we czwartek rano, około dziewiątej włączono światło, miałam już pierwsze zdjęcia zimy, najpierw zrobione z okna mojej sypialni, później z tarasu z widokiem na ogród. Termometr wskazywał zero z tendencją spadkową do minus jeden. Dość gruba warstwa śniegu na terakotowej posadzce była przymarznięta i udało mi się usunąć jedynie zewnętrzną jego warstwę.
Taką zimę lubię, pomyślałam uprzątając taras. Przyjemne rześkie powietrze omiatało moje ciało odziane jeszcze w cieniutką, bawełnianą piżamę i nagie stopy w skórzanych laczkach, kupionych kilka lat temu w Jerozolimie. Oddychałam głęboko i obserwowałam mojego psa, który podobnie jak i jego pańcia nadziwić się nie mógł białej szacie okrywającej drzewa, krzewy, dachy.
Około trzynastej zadzwonił telefon. W słuchawce głos Bogusi mieszkającej w Pięciu Dębach ochoczo oznajmił gotowość wyjścia na spacer do lasu. Ogarnęłam się w kilka minut i po chwili byłam już przy stawach.
Na budowie szpitala sanatoryjnego roboty szły całą parą i z daleka widać było błotnistą drogę pomiędzy budową a Pięcioma Dębami. Póki co skupiłam się na białych polach i budynkach Pięciu Dębów, a później z dala machałam Bogusi na powitanie, która czekała na mnie w bramie.
Ech, to już nie ta sama bajeczna kraina co przedtem! Brukowany trakt wiodący do lasu coraz bardziej robi się jakiś klaustrofobiczny, a przyszłe sanatorium przytłaczające. Na dodatek całe mnóstwo drzew od strony lasu poznaczonych jaskrawo-różową farbą ponoć ma zostać wyciętych! Ktoś, kto tam zaplanował parking, nie ma za grosz wyobraźni przestrzennej i kreśli plany bez jakichkolwiek emocji. To właśnie te drzewa i krzaki stanowią tło dla budującego się szpitala, za nimi to już tylko pojedyncze smukłe sosny. A ścieżka, którą jeździłam rowerem i spacerowałam z psem, to już nie ta sama ścieżka. Wygląda paskudnie rozjeżdżona kołami ciężkiego sprzętu. Nogi grzęzną w błocie i nie da się tamtędy przejść!
Ale póki co cieszmy się tym co zostało. A we czwartek było się na co przyglądać, bowiem cała okolica przywdziała zimne białe barwy i po tych ciepłych jesiennych zostało już tylko wspomnienie.
I jak tu nie fotografować każdego zakątka lasu, każdej gałązki tak misternie otulonej białym puchem, każdej ścieżki, skraju lasu ponad łąką, łąki, pola, ciemnego ołowianego nieba ponad nimi, krajobrazu tak zmiennego, innego każdego dnia.
Ze spaceru po lesie wybrałam się na spacer po ogrodzie z zamiarem nie tylko oddania się mojej fotograficznej pasji, ale także pozbycia się błota z brzucha psa poprzez zabawy na śniegu. Ale mój pies nie był chętny do zabawy, kłócił się ze mną i szczekając głośno oznajmiał, że ma już dość, że już jest stary i zmęczony, że chce do domu, do ciepełka, jak najszybciej. Co chciał to chciał, ale ja ociągając się, dopięłam swego i czarnego zwierza wyczyściłam nieco z brudu. A potem było trochę ciepłej strawy i kanapa.
Poranek jeszcze bez elektryczności
Zatrzymuję się za stawami
Budowa szpitala wre
Las w białej szacie
Dolina rzeki Supraśl i skraj lasu
Mój zimowy ogród
Piątek, 11 listopada 2016 roku.
Dwadzieścia cztery lata temu urodził się mój syn Wojciech! Ale bez względu na święta, dziś niektóre rośliny w moim ogrodzie muszę pozbawić tego białego ciężaru, który przygniótł je do ziemi.
CZapy sniegu slusznych rozmiarow, wiec zdrowo popadalo, wszystko takie nienagannie biale, swiezutkie, taka zime lubie, piesek bohaterem Twego reportazu, jego sylwetka daleka, nie tak daleka i calkiem bliska...oby taka zima byla w tym roku, chcialabym zeby Boze Narodzenie bylo tak pieknie biale.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJakoś ostatnimi laty zawsze brakowało nam śniegu na Boże Narodzenie.
UsuńBuziaki :)
Taki zapierający dech widok to wspaniały początek nowego dnia. Lubię jak jest tak biało-czysto. I drzewa pod śniegową poduchą. Na północy jeszcze nie ma takiej zimy, ledwie przykryło ziemię przezroczyste płócienko.
OdpowiedzUsuńDzisiaj mroźno i śnieg mimo iż świeci słońce nadal się utrzymuje, także na drzewach, krzewach i ziemi. Piękna pogoda.
UsuńJa także lubię bardzo czystą zimową biel. Pozdrawiam ciepło :)
No to u Was rzeczywiście posypało! Tu tak tego nie widać, ledwie na dachach samochodów trochę śniegu leży 😀
OdpowiedzUsuńA dzisiaj w ciągu dnia był lekki mróz i słońce dołożyło swoje trzy grosze. Zanosi się na minus dziewięć w nocy. Dymy z kominów szybują wprost do nieba.
UsuńPozdrawiam :)
Pięknie, a u nas tylko troszkę poprószyło. Zazdroszczę. Wszystkiego najlepszego dla Syna. Mój 19 listopada też kończy 24 ;)
OdpowiedzUsuńTakiej zimy, niezbyt mroźnej, bez błota i chlapy można pozazdrościć.
UsuńPamiętam, że Twój syn jest z tego samego miesiąca i roku co mój.
Dziękuję za życzenia w jego imieniu i życzę również wszystkiego najlepszego Twojemu Jubilatowi. Gratuluję syna wspaniałym rodzicom :)))
Ładnie! Choć zdjęcia jakby czarno-białe... Początkowo myślałam, że chciałaś im nadać trochę staroświecki klimat, a tu patrzę - samochód jakiś żółty stoi na tle czarno-białego tła...
OdpowiedzUsuńChi, chi, chi, tylko ostatnie zdjęcie jest czarno-białe, pozostałe w naturalnych kolorach, a w rzeczywistości biel była czystsza i lśniąca, zdjęcia nie oddają w pełni tego pierwszego zimowego uroku...
UsuńPozdrawiam ciepło :)