W Albi - miasto w południowej Francji, w
regionie Oksytanii - nade wszystko chciałam zobaczyć ufortyfikowaną,
imponujących rozmiarów gotycką katedrę świętej Cecylii z warowną niegdyś
siedzibą biskupią de la Berbie - obecnie muzeum mieszczące największy na świecie zbiór prac, urodzonego w
Albi Toulouse-Lautreca - ponad tysiąc obrazów, rysunków, litografii, szkiców, plakatów.
Na początku zaznaczę, że 31 lipca
2010 roku, średniowieczne cité, z katedrą świętej Cecylii, pałacem
biskupim de la Berbie, kolegiatą i klasztorem Saint-Salvi, brzegami rzeki Tarn,
starym mostem (pont Vieux) i innymi historycznymi zabytkami, zostało wpisane na
listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Wyjaśnię także znaczenie terminu albigeois (albigensi) - wyraz pisany dużą literą oznacza mieszkańców Albi (les Albigeois), pisany małą członków ruchu religijnego (albigeois - podobnie jak chrześcijanie czy muzułmanie). Pisownia taka pozwala odróżnić czasy wojen albigeńskich, zwanych także krucjatą przeciw albigensom albo krucjatą katarską - dwudziestoletnią kampanię wojskową (1209–1229) zainicjowaną przez Kościół rzymskokatolicki w celu walki z herezją, której winni być mieli przede wszystkim katarzy (albigensi) z Langwedocji oraz, w mniejszym stopniu, waldensi. Zarówno o jednych jak i drugich wspominałam na blogu kilka razy.
Termin albigensi, przyjął się od obecności tego ruchu w Alibi i okolicach, a także od soboru kościelnego (1176), który miał miejsce w pobliżu miasta i na którym doktrynę katarów (z języka greckiego καθαροί katharoi - czyści) głoszącą ideę ubóstwa, skierowaną przeciw ustrojowi feudalnemu i hierarchii kościelnej określono mianem największej dualistycznej herezji średniowiecza.
Zyskujące coraz więcej zwolenników w całej Oksytanii (do 2016 roku dwa regiony Langwedocja-Roussillon i Midi-Pireneje) odmienne spojrzenie na religię chrześcijańską nie podobało się papieżom, mimo iż popierali je baronowie i hrabia Tuluzy Rajmund V.
W 1209 roku Innocenty III ogłosił przeciw albigensom krucjatę, której dowodził wyjątkowo okrutny i bezwzględny Szymon z Montfort. Cały obszar będący pod wpływem katarów został podbity do roku 1229, a ostatecznym ciosem dla przeciwników papieża była zainstalowana w Langwedocji w roku 1233 Inkwizycja. Opór i powstania trwały jeszcze do roku 1255, kiedy upadła twierdza Quéribus, natomiast katarzy byli tropieni i prześladowani dopóki słuch o nich nie zaginął - we Francji w połowie XIV wieku, a we Włoszech w wieku XV.
Jadąc w ten region Francji warto przypomnieć sobie jego burzliwą historię nie pomijając szczegółów dotyczących Albi - miasta powstałego już w czasach starożytnych, które słynie ze swoich ceglanych budowli i wspólnie z Tuluzą (tutaj, tutaj) i Montauban (tutaj) zaliczane jest do tak zwanych villes roses (różowych miast). Materiał (glinę) nadający budowlom kolory od jasnoróżowego do ciemnej pomarańczy pozyskiwano z rzeki Tarn. Najpiękniejsze odcienie różu wydobywają z ceglanych murów promienie słoneczne. Podczas moich podróży, słonecznie było, i w Tuluzie, i w Montauban, natomiast w Albi pierzyna jasnych chmur przesłaniała niebo i padał drobny deszcz. Taka pogoda chyba po raz pierwszy wprawiła mnie w kiepski nastrój. Nie dość, że mżyło to jeszcze zapełniła mi się karta pamięci w aparacie, której na deszczu zmienić nie mogłam. Dopiero w katedrze wyszperałam nową kartę z plecaka.
Tego dnia kiepski humor mnie nie opuszczał. Świątynia w godzinach przedpołudniowych wypełniona była po brzegi. Tłumy zwiedzających uniemożliwiały swobodne robienie zdjęć, a o skupieniu na modlitwie nie było mowy. Z miernym skutkiem fotografowałam tylko wyższe partie katedry. Mniej ludzi, być może ze względu na płatne wejście, znajdowało się w lektorium. A warto było tam wejść, ponieważ zabytków tego typu zachowało się kilka - we Francji dwa. Ten w Albi nie ma sobie równych, zaś ten w Paryżu, w kościele Saint-Étienne-du-Mont jest znacznie skromniejszy i zajmuje mniejszą przestrzeń. W czasach nowożytnych, zgodnie z zaleceniami soboru trydenckiego lektoria zostały w większości rozebrane, a ich funkcję jako miejsca wygłaszania kazania przejęła ambona.
Ogromna, obronna, ceglana bryła, gotyckiej katedry świętej Cecylii (o świętej Cecylii tutaj) górującej nad miastem, zdaje się przypominać każdemu o sile i potędze Kościoła, symbolu triumfu papiestwa nad ruchami schizmatyckimi. Inicjatorem budowy świątyni, rozpoczętej w 1282 roku, był biskup, dominikanin Bernard III de Castanet (ok 1240-1317), inkwizytor Langwedocji i wice inkwizytor Francji, zwalczający ruch heretyckich albigensów (w swojej diecezji prowadził dwie serie procesów inkwizycyjnych przeciwko heretykom, w latach 1286-1287, a następnie w latach 1299-1300).
Pominę opis tej przypominającej cytadelę, monumentalnej budowli, pozbawionej koronkowych gotyckich dekoracji, do której w piętnastym wieku, do południowego surowego muru dobudowano baldachim - imponujący portal z przedsionkiem.
Przyjrzyjmy się jednej z największych ceglanych świątyń na świecie.
Surowe i proste mury zewnętrzne
kontrastują z niezwykle bogatym jednonawowym wnętrzem pozbawionym transeptu. Do
nawy przylega z obu stron dwanaście kaplic, natomiast od wschodu pięć kaplic
otacza wieńcem absydę. Eksplozja barw, w świątyni udekorowanej misternymi
rzeźbami, witrażami oraz renesansowymi freskami scen biblijnych wprawia w
zachwyt każdego. Imponujących rozmiarów, zajmujących powierzchnię dwustu
siedemdziesięciu metrów kwadratowych ślepego muru od strony zachodniej, pod
organami, jest przedstawienie Sądu Ostatecznego
- największy średniowieczny fresk w południowej Francji. Obraz malowany temperą
wyróżnia trzy rejestry: niebo, ziemię i piekło gdzie w przedziałach poświęconym
siedmiu grzechom głównym gestykulują bezbożnicy.
Co ciekawe, prace malarskie na powierzchni osiemnastu i pół tysiąca metrów kwadratowych, wykonało kilkudziesięciu znakomitych artystów włoskich w zawrotnym tempie między 1509 a 1512 rokiem. O mistrzowskim zaangażowaniu w to zdumiewające dzieło niech świadczy fakt, że freski przetrwały do dziś bez żadnych prac konserwatorskich, zachowując świeżość barw!
Warto także zwrócić uwagę na geometryczne zwieńczenia okien, czyli maswerki. Te w Albi są uznawane za najlepszy przykład późnogotyckiej architektury.
Katedra w Albi jest jednym z niewielu kościołów i jedyną francuską katedrą pod wezwaniem Cecylii z Rzymu. Relikwie Świętej, w 1466 roku, przywiózł z Rzymu biskup Jean Jouffroy. Szkatuła ze szczątkami męczennicy, patronki chórzystów, lutników, muzyków, organistów, zespołów wokalno-muzycznych wystawiana jest każdego 22 listopada.
O władzy i bogactwie tutejszych biskupów świadczy wybudowany w sąsiedztwie katedry pałac biskupi, pierwotnie twierdza, która swoją funkcję obronną straciła w siedemnastym wieku. Wtedy to rozebrano mury kurtynowe i na stromej skarpie rzeki Tarn założono malowniczy ogród. Jedynymi elementami dekoracyjnymi są wysokie wieżyczki, ozdobne boniowania wokół okien oraz portal okalający bramę wjazdową. Dzięki ustawie z 9 grudnia 1905 roku, o rozdziale Kościołów od Państwa możliwe było przekształcenie biskupiej rezydencji Palais de la Berbie w muzeum.
W 1922 roku, dwadzieścia jeden lat po śmierci Henri de Toulouse-Lautreca, Maurice Joyant bliski przyjaciel artysty, protektor i marszand, chcąc ocalić dla potomnych i zaprezentować w jak najlepszym świetle bogatą spuściznę po Albigensie, za zgodą hrabiny Adèle de Toulouse-Lautrec, przekazał niezbędne środki na utworzenie muzeum oraz wspaniałą kolekcję jego obrazów, podjął także próbę skatalogowania dzieł malarza i napisał jego pierwszą biografię.
Na teren byłej siedziby biskupiej weszłam przez bramę, po bokach której wisiały dwie fotografie Henri de Toulouse-Lautreca. W pierwszej sali śmiało zrobiłam pierwsze i ostatnie zdjęcie! Jak się okazało nie miałam takiego prawa - na zakaz robienia zdjęć zwrócił mi uwagę pracownik muzeum!
Byłam zrozpaczona widząc tak bogatą kolekcję dzieł Lautreca - dobrze opisaną i zaprezentowaną okresami. O tym, że Henri malował konie nie wiedziałam - zachwycona studium głowy końskiej kupiłam jej reprodukcję w sklepiku z pamiątkami. Moją rozpacz złagodziła możliwość fotografowania plansz z opisem obrazów i notkami biograficznymi artysty.
Inne sale w pałacu mogłam już bez
problemu fotografować.
Wybrałam się także do tej części miasta, w której Henri de Toulouse-Lautrec się urodził. Popatrzmy zatem na stare klimatyczne uliczki, na dom, w którym w niespokojną burzową noc przyszedł na świat.
Kolegiata Saint-Salvi to najstarszy kościół, wzniesiony w szóstym wieku, na cześć pierwszego biskupa Albi świętego Salvi. Świątynia o niejednolitym wyglądzie, efekt długich przekształceń prowadzonych od XI do XVIII wieku, odzwierciedla modę w budownictwie - langwedocką sztukę romańską i architekturę gotycką. Różnica stylów widoczna jest chociażby w użytym materiale, kamień dla starszej, różowa cegła dla nowszej konstrukcji.
Dwunastowieczny krużganek otaczają piękne stare domy niegdyś rezydencje kanoników. Dzwonnica to wieża, której bazę datuje się na jedenasty wiek i której pierwsze piętro jest gotyckie. Szczyt wieży zwieńczony jest ceglaną koroną z wieżyczką strażniczą o florenckim wyglądzie. Największą jednak uwagę skupiłam na wirydarzu, dobrze utrzymanym, kwiatowo-ziołowo-warzywnym ogrodzie wewnątrz kompleksu budynków.
W jedenastym wieku, po wybudowaniu Pont Vieux - mostu dobrze widocznego z tarasów pałacu biskupiego - rozpoczęto pobór opłat za przeprawę przez rzekę Tarn. Nowe przedsięwzięcie spowodowało dynamiczny rozwój miasta, które bardzo szybko stało się jednym z ważniejszych ośrodków handlowych w regionie.
Kolejny okres rozkwitu Albi przeżywało w latach 1450-1560, dzięki uprawie i handlowi rośliną zwaną urzetem barwierskim (Isatis tinctoria), z której otrzymywano niebieski barwnik indygo. Roślina, kwitnąca drobnymi, żółtymi kwiatkami przyczyniła się do zamożności całego regionu wraz z Tuluzą.
Od 1850 do 1930 Albi było głównym ośrodkiem produkcji kapeluszy we Francji. Niestety pierwsza wojna światowa i zmieniająca się moda spowodowały upadek tej branży w mieście, co nie znaczy, że tradycja sprzedaży tego nakrycia głowy zanikła.
Kolejną ciekawą postacią historyczną jest urodzony w okolicach Albi Jean-François de Galaup comte de La Pérouse (1741-1788) - francuski oficer marynarki, żeglarz, odkrywca i naukowiec. Hrabia przeszedł do historii jako dowódca francuskiej wyprawy odkrywczo-geograficznej, wysłanej przez króla Francji Ludwika XVI pod koniec osiemnastego wieku na Pacyfik, z poleceniem zbadania nieznanych dotąd rejonów tego oceanu.
Na wyprawę przygotowano duże i nowoczesne statki Boussole i Astrolabe, wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt badawczy i nawigacyjny. Na pokładach znalazło się wielu uczonych różnych dyscyplin oraz zespół grafików i malarzy. Misja nie miała zadania dokonania podbojów, oprócz badań nastawiona była na nawiązanie kontaktów z tubylcami - stąd w ładowniach okrętów znalazło się wiele europejskich roślin, których uprawy zamierzano ich nauczyć.
Początkowo wyprawa La Pérouse’a przebiegała niemal w komfortowych warunkach. Później słuch o niej zaginął i do roku 1829 nie było wiadomo, co się stało ze statkami i ich załogami. Późniejsze badania archeologiczne szczątków wraków i legendy przekazywane w pieśniach tubylców dają dzisiaj dość pewny obraz tego, że wyprawa rozbiła się na rafach atolu Vanikoro w grupie Wysp Santa Cruz, a cała załoga została zjedzona przez tubylców.
Na cześć La Pérouse’a została nazwana jedna z cieśnin łączących Morze Japońskie z Pacyfikiem. Swojego Albigensa uczcili także mieszkańcy Albi wystawiając mu okazały pomnik na jednym z wielu zielonych skwerów o nazwie Lapérouse.
Na koniec kilka migawek z tego urokliwego różowego miasta położonego w południowej Francji.
Albi, 8 września 2016 roku
Wyjaśnię także znaczenie terminu albigeois (albigensi) - wyraz pisany dużą literą oznacza mieszkańców Albi (les Albigeois), pisany małą członków ruchu religijnego (albigeois - podobnie jak chrześcijanie czy muzułmanie). Pisownia taka pozwala odróżnić czasy wojen albigeńskich, zwanych także krucjatą przeciw albigensom albo krucjatą katarską - dwudziestoletnią kampanię wojskową (1209–1229) zainicjowaną przez Kościół rzymskokatolicki w celu walki z herezją, której winni być mieli przede wszystkim katarzy (albigensi) z Langwedocji oraz, w mniejszym stopniu, waldensi. Zarówno o jednych jak i drugich wspominałam na blogu kilka razy.
Termin albigensi, przyjął się od obecności tego ruchu w Alibi i okolicach, a także od soboru kościelnego (1176), który miał miejsce w pobliżu miasta i na którym doktrynę katarów (z języka greckiego καθαροί katharoi - czyści) głoszącą ideę ubóstwa, skierowaną przeciw ustrojowi feudalnemu i hierarchii kościelnej określono mianem największej dualistycznej herezji średniowiecza.
Zyskujące coraz więcej zwolenników w całej Oksytanii (do 2016 roku dwa regiony Langwedocja-Roussillon i Midi-Pireneje) odmienne spojrzenie na religię chrześcijańską nie podobało się papieżom, mimo iż popierali je baronowie i hrabia Tuluzy Rajmund V.
W 1209 roku Innocenty III ogłosił przeciw albigensom krucjatę, której dowodził wyjątkowo okrutny i bezwzględny Szymon z Montfort. Cały obszar będący pod wpływem katarów został podbity do roku 1229, a ostatecznym ciosem dla przeciwników papieża była zainstalowana w Langwedocji w roku 1233 Inkwizycja. Opór i powstania trwały jeszcze do roku 1255, kiedy upadła twierdza Quéribus, natomiast katarzy byli tropieni i prześladowani dopóki słuch o nich nie zaginął - we Francji w połowie XIV wieku, a we Włoszech w wieku XV.
Jadąc w ten region Francji warto przypomnieć sobie jego burzliwą historię nie pomijając szczegółów dotyczących Albi - miasta powstałego już w czasach starożytnych, które słynie ze swoich ceglanych budowli i wspólnie z Tuluzą (tutaj, tutaj) i Montauban (tutaj) zaliczane jest do tak zwanych villes roses (różowych miast). Materiał (glinę) nadający budowlom kolory od jasnoróżowego do ciemnej pomarańczy pozyskiwano z rzeki Tarn. Najpiękniejsze odcienie różu wydobywają z ceglanych murów promienie słoneczne. Podczas moich podróży, słonecznie było, i w Tuluzie, i w Montauban, natomiast w Albi pierzyna jasnych chmur przesłaniała niebo i padał drobny deszcz. Taka pogoda chyba po raz pierwszy wprawiła mnie w kiepski nastrój. Nie dość, że mżyło to jeszcze zapełniła mi się karta pamięci w aparacie, której na deszczu zmienić nie mogłam. Dopiero w katedrze wyszperałam nową kartę z plecaka.
Tego dnia kiepski humor mnie nie opuszczał. Świątynia w godzinach przedpołudniowych wypełniona była po brzegi. Tłumy zwiedzających uniemożliwiały swobodne robienie zdjęć, a o skupieniu na modlitwie nie było mowy. Z miernym skutkiem fotografowałam tylko wyższe partie katedry. Mniej ludzi, być może ze względu na płatne wejście, znajdowało się w lektorium. A warto było tam wejść, ponieważ zabytków tego typu zachowało się kilka - we Francji dwa. Ten w Albi nie ma sobie równych, zaś ten w Paryżu, w kościele Saint-Étienne-du-Mont jest znacznie skromniejszy i zajmuje mniejszą przestrzeń. W czasach nowożytnych, zgodnie z zaleceniami soboru trydenckiego lektoria zostały w większości rozebrane, a ich funkcję jako miejsca wygłaszania kazania przejęła ambona.
Ogromna, obronna, ceglana bryła, gotyckiej katedry świętej Cecylii (o świętej Cecylii tutaj) górującej nad miastem, zdaje się przypominać każdemu o sile i potędze Kościoła, symbolu triumfu papiestwa nad ruchami schizmatyckimi. Inicjatorem budowy świątyni, rozpoczętej w 1282 roku, był biskup, dominikanin Bernard III de Castanet (ok 1240-1317), inkwizytor Langwedocji i wice inkwizytor Francji, zwalczający ruch heretyckich albigensów (w swojej diecezji prowadził dwie serie procesów inkwizycyjnych przeciwko heretykom, w latach 1286-1287, a następnie w latach 1299-1300).
Pominę opis tej przypominającej cytadelę, monumentalnej budowli, pozbawionej koronkowych gotyckich dekoracji, do której w piętnastym wieku, do południowego surowego muru dobudowano baldachim - imponujący portal z przedsionkiem.
Przyjrzyjmy się jednej z największych ceglanych świątyń na świecie.
Co ciekawe, prace malarskie na powierzchni osiemnastu i pół tysiąca metrów kwadratowych, wykonało kilkudziesięciu znakomitych artystów włoskich w zawrotnym tempie między 1509 a 1512 rokiem. O mistrzowskim zaangażowaniu w to zdumiewające dzieło niech świadczy fakt, że freski przetrwały do dziś bez żadnych prac konserwatorskich, zachowując świeżość barw!
Warto także zwrócić uwagę na geometryczne zwieńczenia okien, czyli maswerki. Te w Albi są uznawane za najlepszy przykład późnogotyckiej architektury.
Katedra w Albi jest jednym z niewielu kościołów i jedyną francuską katedrą pod wezwaniem Cecylii z Rzymu. Relikwie Świętej, w 1466 roku, przywiózł z Rzymu biskup Jean Jouffroy. Szkatuła ze szczątkami męczennicy, patronki chórzystów, lutników, muzyków, organistów, zespołów wokalno-muzycznych wystawiana jest każdego 22 listopada.
O władzy i bogactwie tutejszych biskupów świadczy wybudowany w sąsiedztwie katedry pałac biskupi, pierwotnie twierdza, która swoją funkcję obronną straciła w siedemnastym wieku. Wtedy to rozebrano mury kurtynowe i na stromej skarpie rzeki Tarn założono malowniczy ogród. Jedynymi elementami dekoracyjnymi są wysokie wieżyczki, ozdobne boniowania wokół okien oraz portal okalający bramę wjazdową. Dzięki ustawie z 9 grudnia 1905 roku, o rozdziale Kościołów od Państwa możliwe było przekształcenie biskupiej rezydencji Palais de la Berbie w muzeum.
W 1922 roku, dwadzieścia jeden lat po śmierci Henri de Toulouse-Lautreca, Maurice Joyant bliski przyjaciel artysty, protektor i marszand, chcąc ocalić dla potomnych i zaprezentować w jak najlepszym świetle bogatą spuściznę po Albigensie, za zgodą hrabiny Adèle de Toulouse-Lautrec, przekazał niezbędne środki na utworzenie muzeum oraz wspaniałą kolekcję jego obrazów, podjął także próbę skatalogowania dzieł malarza i napisał jego pierwszą biografię.
Na teren byłej siedziby biskupiej weszłam przez bramę, po bokach której wisiały dwie fotografie Henri de Toulouse-Lautreca. W pierwszej sali śmiało zrobiłam pierwsze i ostatnie zdjęcie! Jak się okazało nie miałam takiego prawa - na zakaz robienia zdjęć zwrócił mi uwagę pracownik muzeum!
Byłam zrozpaczona widząc tak bogatą kolekcję dzieł Lautreca - dobrze opisaną i zaprezentowaną okresami. O tym, że Henri malował konie nie wiedziałam - zachwycona studium głowy końskiej kupiłam jej reprodukcję w sklepiku z pamiątkami. Moją rozpacz złagodziła możliwość fotografowania plansz z opisem obrazów i notkami biograficznymi artysty.
Wybrałam się także do tej części miasta, w której Henri de Toulouse-Lautrec się urodził. Popatrzmy zatem na stare klimatyczne uliczki, na dom, w którym w niespokojną burzową noc przyszedł na świat.
Kolegiata Saint-Salvi to najstarszy kościół, wzniesiony w szóstym wieku, na cześć pierwszego biskupa Albi świętego Salvi. Świątynia o niejednolitym wyglądzie, efekt długich przekształceń prowadzonych od XI do XVIII wieku, odzwierciedla modę w budownictwie - langwedocką sztukę romańską i architekturę gotycką. Różnica stylów widoczna jest chociażby w użytym materiale, kamień dla starszej, różowa cegła dla nowszej konstrukcji.
Dwunastowieczny krużganek otaczają piękne stare domy niegdyś rezydencje kanoników. Dzwonnica to wieża, której bazę datuje się na jedenasty wiek i której pierwsze piętro jest gotyckie. Szczyt wieży zwieńczony jest ceglaną koroną z wieżyczką strażniczą o florenckim wyglądzie. Największą jednak uwagę skupiłam na wirydarzu, dobrze utrzymanym, kwiatowo-ziołowo-warzywnym ogrodzie wewnątrz kompleksu budynków.
W jedenastym wieku, po wybudowaniu Pont Vieux - mostu dobrze widocznego z tarasów pałacu biskupiego - rozpoczęto pobór opłat za przeprawę przez rzekę Tarn. Nowe przedsięwzięcie spowodowało dynamiczny rozwój miasta, które bardzo szybko stało się jednym z ważniejszych ośrodków handlowych w regionie.
Kolejny okres rozkwitu Albi przeżywało w latach 1450-1560, dzięki uprawie i handlowi rośliną zwaną urzetem barwierskim (Isatis tinctoria), z której otrzymywano niebieski barwnik indygo. Roślina, kwitnąca drobnymi, żółtymi kwiatkami przyczyniła się do zamożności całego regionu wraz z Tuluzą.
Od 1850 do 1930 Albi było głównym ośrodkiem produkcji kapeluszy we Francji. Niestety pierwsza wojna światowa i zmieniająca się moda spowodowały upadek tej branży w mieście, co nie znaczy, że tradycja sprzedaży tego nakrycia głowy zanikła.
Kolejną ciekawą postacią historyczną jest urodzony w okolicach Albi Jean-François de Galaup comte de La Pérouse (1741-1788) - francuski oficer marynarki, żeglarz, odkrywca i naukowiec. Hrabia przeszedł do historii jako dowódca francuskiej wyprawy odkrywczo-geograficznej, wysłanej przez króla Francji Ludwika XVI pod koniec osiemnastego wieku na Pacyfik, z poleceniem zbadania nieznanych dotąd rejonów tego oceanu.
Na wyprawę przygotowano duże i nowoczesne statki Boussole i Astrolabe, wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt badawczy i nawigacyjny. Na pokładach znalazło się wielu uczonych różnych dyscyplin oraz zespół grafików i malarzy. Misja nie miała zadania dokonania podbojów, oprócz badań nastawiona była na nawiązanie kontaktów z tubylcami - stąd w ładowniach okrętów znalazło się wiele europejskich roślin, których uprawy zamierzano ich nauczyć.
Początkowo wyprawa La Pérouse’a przebiegała niemal w komfortowych warunkach. Później słuch o niej zaginął i do roku 1829 nie było wiadomo, co się stało ze statkami i ich załogami. Późniejsze badania archeologiczne szczątków wraków i legendy przekazywane w pieśniach tubylców dają dzisiaj dość pewny obraz tego, że wyprawa rozbiła się na rafach atolu Vanikoro w grupie Wysp Santa Cruz, a cała załoga została zjedzona przez tubylców.
Na cześć La Pérouse’a została nazwana jedna z cieśnin łączących Morze Japońskie z Pacyfikiem. Swojego Albigensa uczcili także mieszkańcy Albi wystawiając mu okazały pomnik na jednym z wielu zielonych skwerów o nazwie Lapérouse.
Na koniec kilka migawek z tego urokliwego różowego miasta położonego w południowej Francji.
Albi, 8 września 2016 roku
Ale piękne te wnętrza katedry. Wprost zapiera dech! Które fotki najładniejsze? Z Tobą, Ewo! Wreszcie bez czapki. Dlaczego tak chowałaś tę śliczną główkę?
OdpowiedzUsuńTo prawda, katedra jest imponująca! Miałam na nią chrapkę przez kilka lat aż wreszcie udało mi się zahaczyć o Albi...
UsuńDo 2017 roku czapki nie nosiłam, tutaj na zdjęciu (08.09.2016) akurat pada deszcz i wyglądam jak zmokła kura, ale ogólnie jest nieźle. Po operacji, po chemiach, radio i wciąż kuracji hormonalnej... na mojej głowie włosów o odpowiedniej gęstości brak, stąd te nakrycia: czapki, kapelusze, chustki... Nie ubolewam, bo to nie jest najważniejsze...
Pozdrawiam serdecznie :)
Pokazujesz nam Francję mniej znaną ale jakże piękną. W tej katedrze mógłbym siedzieć godzinami. Szkoda, że nie można było robić zdjęć w muzeum. Czasem niestety takie zakazy istnieją. Miasteczko też prezentuje się uroczo mimo nie najlepszej pogody. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, ta część Francji jest mniej znana i może to dobrze, bo odwiedza ją mniej osób. Chociaż nie brakuje tu historyków czy też pseudo historyków, poszukiwaczy przygód, wędrujących śladami katarów / albigensów często w poszukiwaniu skarbów, o których krążą legendy po całym świecie. Zamków skrywających tajemnice pod dostatkiem...
UsuńWnętrze katedry to otwarta księga - można ją studiować i kontemplować bez końca...
Uściski :)
Ale miasto, ale wycieczka..ile do poznania i przespacerowania. Swiatynia sw. zcecyli imponujaca, ile detali, nie sposob wszystkiego objac wzrokiem i zapamietac. Przepiekna postac sw. Cecylii.., robiaca wstrzasajace wrazenie.
OdpowiedzUsuńOgrod palacu biskupiego, taki bardzo francuski, jak dywan, rysunek bardzo symetryczny ale kolory kwiatow juz nie grzesza symetria, co bardzo mi sie podoba..Ewuniu..duzo pisac! przeczytalam i poogladalam z duzym zainteresowaniem. Sciskam
O Albi i całym regionie można by prawić bez końca. Ta część kraju wydaje się dość spokojna i senna w sezonie turystycznym. Mnie przyciągnęła tu patronka chórzystów (bo chórze wtedy śpiewałam) - święta Cecylia, gotyk i Henri Toulouse-Lautrec - mój ulubiony styl i mój ulubiony malarz. Lautrekiem zachwyciłam się w młodzieńczym wieku po przeczytaniu powieści Pierre'a La Mure'a Moulin Rouge. Dwa razy kupowałam tę książkę, dwa razy ją pożyczałam i dwa razy do mnie nie wróciła. Odtąd lubię wędrować śladami Lauterca. Moim marzeniem jest jego rodzinna posiadłość le château (de) Malromé gdzie zmarł i którą można zwiedzać...
UsuńBuziaki :)
W pięknym, klimatycznym mieście urodził się artysta. Niesamowite są te wiekowe zakamarki. A katedra przepyszna! Ta cudna konstrukcja i ilość zdobień zapierają dech, nawet na zdjęciach. Nie wyobrażam sobie, co mogłaś przeżywać oglądając ją na żywo. Dzięki Ewuniu! Całusy:)))
OdpowiedzUsuńCałe miasto wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO jest powalające nawet w deszczu i mimo mojego wówczas nie najlepszego nastroju. Francja ma tyle do zaoferowania! Ech Ulcia, gdyby tak móc swobodnie poruszać się po świecie?! Gdybym wygrała (ale nie gram!) w Totka ruszyłabym natychmiast w podróż :) :) :)
UsuńBuziaki :)
Wiem, że dużo jest do zwiedzania na świecie, ale pocieszeniem niech będzie fakt, ile już zobaczyłaś!!!
UsuńPocieszeniem jest także to, że w czasach tak trudnych do ogarnięcia mogę korzystać ze wspomnień i mam jeszcze tak dużo materiału do pokazania.
UsuńBuziaki i ZDROWIA życzę :)
I znów zwiedziłam z Tobą kawałek pięknej Francji.
OdpowiedzUsuńDzięki za towarzystwo Mariolu :) :)
UsuńKatedra mnie powaliła. Niesamowita.
OdpowiedzUsuńMiasteczko urocze. Zdjęcie z Tobą w uliczce - boskie!
Ewuś, jak dobrze, że można bezpiecznie podróżować wirtualnie. Nasze plany w realu na razie padły...
Zdrowia życzę z całego serducha.
Moc pozdrowionek posyłam.
Bryła katedry jak i jej wnętrze robi ogromne wrażenie. Ludzi w niej moc i trudno ogarnąć wzrokiem całe jej wewnętrzne piękno. Zdjęcia nie wychodzą najlepiej, ze względu na specyficzne oświetlenie i kolory malowideł, tak że Basiu polecam na własne oczy zobaczyć te średniowieczne cuda. Nie będziesz zawiedziona! Planuj wyprawę po szczęśliwym uzdrowieniu świata z pandemii...
UsuńMarzenia są, tylko kiedy podróże będą realne, kto to wie?
UsuńTrzeba czekać, co nam pozostało i wierzyć, że medycyna nad tym zapanuje.
Przyszły weekend mieliśmy spędzić w Dreźnie... Potem miały być Czechy...
Zdrowie ważniejsze. Wszystko odwołane.
Uściski posyłam i buziaki!!!
Basiu, wyobraź sobie, że wiele moich marzeń spełniało się po wielu, wielu latach, o niektórych nawet zapomniałam..., a zatem kochana Podróżniczko, nie przestawaj marzyć, gromadź siły...
UsuńBuziaki :)
Katedra cudnej urody, te ażurowe dekorum, te śliczne sklepienie, te wszystkie ozdoby, których nazwać nawet nie potrafię. I ogrody bardzo ładne. Wcale się nie dziwię, że chciałaś zobaczyć. Z zewnątrz katedra wygląda równie imponująco, jak wewnątrz subtelnie pięknie. Podzielam twoje rozczarowanie niemożliwością robienia zdjęć w muzeum Lautreca, zwłaszcza, że to twój ukochany malarz. Ja podróżując śladem Michała Anioła mam o tyle lepiej, że jego dzieła rzadko bywają niedostępne aparatom fotograficznym. Choć przypominam sobie, że w Kaplicy Medyceuszy także był zakaz robienia zdjęć i przepiękne figury pór dnia pozostały jedynie w mej ulotnej pamięci. Podobnie, jak Ty wierzę, że jeszcze będziemy bezpiecznie podróżować. A teraz możemy czytać o tych wspaniałych miejscach i planować. A planowanie to połowa przyjemności. Pozdrawiam, zdrówka życzę.
OdpowiedzUsuńKaplica Medyceuszy Michała Anioła i Giorgio Vasariego, który ją ukończył oraz cała Florencja znane mi są jedynie z opisów innych podróżników. Przez Toskanię przejeżdżałam dwa razy i dwa razy otarłam się o to wspaniałe miasto. Świetność Firenze chyba mnie onieśmielała bowiem do tej pory miasto to nie nie znalazło się na mojej liście miast, które za wszelką cenę chciałabym zwiedzić...
UsuńMałgosiu, ja również wierzę w to, że jeszcze będziemy bezpiecznie podróżować!
Również zdrówka i optymizmu życzę :)
Czy znalazłaś już lokum?
Napiszę na priv :)
OdpowiedzUsuń