Jedną z moich cech charakteru jest ciekawość świata, taka zdrowa pozbawiona brawury, lekkomyślności i wścibstwa. Na ogół, staram się unikać powierzchownego poznawania zjawisk czy to kulturowych czy przyrodniczych czy jakichś innych, a tajemnice planety najczęściej zgłębiam podróżując.
- Dokąd tym razem zaprowadził mnie mój głód poznawczy?
Najdziwniejsze zjawiska przyrodnicze na Ziemi, takie jak wybuchy wulkanów intrygowały mnie od dawna, a tak dokładniej zaczęłam się nimi interesować od chwili, kiedy stanęłam na szczycie Etny kliknij tutaj, a krótki czas potem zbliżyłam się do dymiącego krateru Vulcano na Morzu Tyrreńskim. Żałowałam, że przy okazji wyprawy na Vulcano kliknij tutaj, nie mogłam zobaczyć wciąż aktywnej Stromboli, popłynąć na nią wieczorem i obserwować zjawisko erupcji strombolijskiej wyróżniającej się gwałtownymi eksplozjami rozżarzonej lawy.
W 2010 roku mogłam zobaczyć stratowulkan Popocatépetl w Meksyku, w języku Azteków oznaczający dymiącą górę - niestety zbliżanie się czy wspinanie na Popocatépetl kliknij tutaj, ze względów bezpieczeństwa było i jest zabronione.
Październikowy pobyt na wyspie Kos zaowocował wyprawą na wulkaniczną wyspę Nisiros/Nisyros.
Popłynęłam tam z portu Kardamena (Καρδάμαινα). Zdjęcia z pobytu w Kardamenie jak i z samego rejsu nie wyszły. Przy wyjmowaniu aparatu z plecaka samoistnie zmieniły się ustawienia i wszystkie fotki zostały mocno prześwietlone. Nie mniej jednak kilka z nich przyciemniłam. Co z tego wyszło - zobaczcie.
Trochę zdjęć zrobił Ryszard aparatem telefonu komórkowego.
Rejs z Kardameny do portu Mandraki (Μανδρακι) trwał niecałą godzinę. Najciekawszą atrakcją podczas samego rejsu była niewielka wyspa Jali (Γυαλί, Gyalí), którą zamieszkuje plus minus 10 osób, i która słynie z wydobycia pumeksów w południowej jej części i obsydianu w północnej. Obie części połączone są wąskim pasem lądu z plażą i osadą. Ciekawy obraz Jali tworzą białe kopalniane tarasy.
Podczas włoskiej okupacji Dodekanezu w latach 1919-1945, wspominałam o niej tutaj, dzięki budowie specjalnego przenośnika - statku, eksploatacja pumeksu znacznie się rozwinęła. Po drugiej wojnie światowej jego wydobycie powierzono greckim przedsiębiorstwom państwowym. W 1994 roku Grecja udzieliła koncesji na 40 lat prywatnej spółce Aegean Perlites SA, na teren o powierzchni 175 hektarów, podczas gdy całkowita powierzchnia Jali wynosi 455 hektarów, natomiast zdolność produkcyjna przedsiębiorstwa to 250 000 ton pumeksu rocznie (80 ton na godzinę). Przewiduje się, że eksploatacja pumeksu, oszacowana na 90 mln m3, trwać będzie do 2100 roku.
Jali, widoczna z góry, kształtem przypomina mi muszkę zawiązaną pod szyją gentelmana albo kokardę we włosach dziewczynki.
Zdjęcia poniżej zrobione były podczas rejsu na Nisiros (pierwsze) oraz w portowym miasteczku Mandraki. Na niektórych z nich widać z nabrzeża niezamieszkałą malutką wyspę w kształcie stożka. - Jak się nazywa? - Przypuszczam, że Agios Antonios, bowiem jedyną tam budowlą wzniesioną na skałach jest świątynia pod wezwaniem świętego Antoniego (Εκκλησία Άγιος Αντώνιος). Dostać się można do niej z plaży również jedyną drogą szutrową.
Wszystkie inne wybrzuszenia, widoczne z poziomu portu to właśnie wyspa Jali.
Wspaniale prezentowały się inne wyspy z najwyższego punktu wyspy Nisiros, ze wzgórza proroka Eliasza, na którym wzniesiony został kościółek jego imienia (Εκκλησία Προφήτης Ηλίας), albo z niżej położonej wsi Nikia/Nikeia (Νικειά).
Na najwyższy punkt widokowy (698 m n.p.m.), zajmujący niewielką powierzchnię, wjechaliśmy busem bardzo stromą i wąską drogą częściowo szutrową. Nie ukrywam, że miałam pietra.
Z góry doskonale widoczna była kaldera Nisiros, o której za chwilę i położona wysoko na jej skraju wieś Nikia, do której, ze wzgórza proroka Eliasza, zaraz za bramką w niewysokim murze, wiodą schody - kilkaset stopni. Widoczne w zboczach są także sztucznie zbudowane tarasy. W przeszłości dzięki uprawom tarasowym, wyspa była samowystarczalna pod względem żywnościowym - musiała wyżywić kilkanaście tysięcy osób. Obecnie nie naliczymy nawet tysiąca mieszkańców a uprawy zajmują znikomą powierzchnię. Wyspiarze żyją głównie z połowów macicy perłowej i pracy na Jali. Turystyka nie jest tu tak rozwinięta jak na innych wyspach.
Wieś Nikia licząca plus minus 50 mieszkańców to prawdziwa perełka architektoniczna. Do jedynej szkoły, w Mandrace, uczęszcza stąd tylko jedno dziecko i nie jest to jakaś prosta sprawa, bowiem górska, około 15-kilometrowej długości droga jest bardzo kręta, wąska i stroma. Na wyspie komunikacji publicznej pomiędzy trzema wsiami i jednym miastem nie ma. Zarejestrowano tu tylko jedną taksówkę, za kierownicą której zasiada kobieta, inne środki lokomocji są prywatne, tak jak i bus, którym podróżowaliśmy na szczyt i z powrotem.
- Ciekawe jest życie wyspiarzy - nieprawdaż?!
Przy drodze tej stoi wyjątkowa kapliczka. O greckich kapliczkach przydrożnych pisałam już jakiś czas temu. Przypomnę tylko, że poświęcone są one pamięci osób, które zginęły w wypadkach komunikacyjnych. Ta zaś, słabo wyraźna na zdjęciu, poświęcona jest… motocyklowi! Soi w miejscu, gdzie pojazd się zepsuł i ni jak z miejsca ruszyć nie mógł. Zrozpaczony właściciel pojazdu pożegnał się z nim czule odmawiając modlitwę, po czym rzucił go w przepaść i ruszył do celu na piechotę. Ot taka to kolejna ciekawa historia.
Wieś Nikia swą wyjątkowość zawdzięcza nie tylko położeniu, ale też ciasnej zabudowie, pośrodku której znajduje się malutki rynek Porta z misternie ułożoną posadzką (1923 rok) - dzieło miejscowego rzemieślnika Paschalisa Paschalakisa (Πασχάλη Πασχαλάκη).
Placu strzeże, górujący nad nim, jeden z najpiękniejszych greckich kościołów poświęconych Maryi Pannie - kościół Issódia tis Theotókou - prezentacja Maryi w Świątyni jerozolimskiej. W ikonografii scena ofiarowania Najświętszej Maryi Panny najczęściej ukazuje Maryję jako kilkuletnią dziewczynkę idącą po schodach do świątyni, by tam ofiarować się Bogu.
Przy tym miniaturowym rynku stoi ratusz i konkurujące ze sobą (bywa ostro) dwa lokale: Nikolas Cafe i Cafe Porta. W jednym z nich zamówiliśmy słynne ciastka wulkaniczne.
Zostańmy jeszcze chwilę w tej uroczej miejscowości i pospacerujmy jej ciasnymi uliczkami.
Pora na krater Stefanos znajdujący się pośrodku jedynego czynnego wulkanu w rejonie Morza Egejskiego - wulkanu Nisiros, bogatego w roślinność dzięki żyznej wulkanicznej glebie i łagodnemu klimatowi przez cały rok.
Ciekawe jest mitologiczne tło powstania wyspy. Strabon w swoim dziele Geographica hypomnemata (rodzaj encyklopedii) wspomina: Mówią, że Nisyros jest częścią Kos. Opowiada się tu historię, w której Posejdon ściga jednego z gigantów, Polivotisa, po czym swoim trójzębem odrywa grudę ziemi z Kos i rzuca nią w uciekającego. Ta gruda właśnie stała się później Nisyros, pod którą od tamtego czasu leży pogrzebany gigant.
Wulkan zaczął się wynurzać z morza i przyjmować kształt stożka około 150 tysięcy lat temu, krótko po wielkim wybuchu na Kos. Później następowały na przemian serie gwałtownych wybuchów i łagodniejszej, lawowej aktywności wulkanicznej. W ten sposób w ciągu następnych 100 tysięcy lat nakładające się na siebie warstwy materiału piroklastycznego oraz lawy utworzyły klasyczny stratowulkan, czyli stożek wulkaniczny znajdujący się powyżej poziomu morza.
Drugi i ostatni, niszczycielski wybuch nastąpił 15 tysięcy lat temu. Wtedy to 20 miliardów metrów kwadratowych pumeksu i popiołu pokryło całą Nisyros i po raz kolejny szczyt wulkanu zapadł się w pustą komorę pod wyspą, przedtem wypełnioną magmą. Wtedy to właśnie powstała kaldera Nisyros w kształcie znanym obecnie.
Według źródeł historycznych żadna z późniejszych erupcji nie wytworzyła magmy. Wszystkie zaliczają się do wybuchów hydrotermalnych. Ostatnia odnotowana aktywność hydrotermalna na Nisyros miała miejsce w 1887 roku, kiedy powstał krater Mikros Polyvotis.
Największy z kraterów, Stefanos, ma kształt elipsoidy o długości 330 m, szerokości 260 m i głębokości 27 m. Mówi się, że kolejna aktywność wulkanu nastąpi za około 50 lat.
Zejdźmy na dno tego cudu wybuchowej, kapryśnej natury. Uważajmy przy tym, żeby się nie poślizgnąć na ścieżce wiodącej prawie 30 metrów w dół. Zdjęcia nie oddają wielkości Stefanosa. Kiedy tu przyjechaliśmy w niespełna dziesięcioosobowej grupie, nikt się nie kręcił ani na górze ani na dole. Zbliżając się do krawędzi krateru nawet nie zauważyliśmy dwóch wulkanologów (tacy byli malutcy), którzy po wzmożonej aktywności w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia objęli to miejsce geofizycznymi pomiarami.
Pani Marta, z biura organizującego wyprawę na Nisiros, poprosiła nas, żebyśmy się zaopatrzyli w odpowiednie obuwie. Szkoda mi było moich sportowych skórzanych butów i z pewną obawą włożyłam stare sandały, które miały za sobą niejedną wyprawę, nawet w Alpy. Ale tego dnia wulkan jakby zastygł w swojej drzemce. Owszem było gorąco, ale nie na tyle, żeby się poparzyć. Zapach siarki też był znośny, a przy okazji dowiedziałam się, że te śmierdzące wydzieliny nie są trujące, trujące są te bez zapachu. Zrozumiałam, dlaczego nie mogłam za bardzo zbliżyć się do krateru Vulcano na Morzu Tyrreńskim, bo właśnie tam takie opary występowały.
Badania sejsmiczne trwały w miejscu gdzie występowało najwięcej fumaroli. Fumarole to takie otwory w kolorze cytrynowym, z których wydostają się gazy (siarka, dwutlenek węgla, fluor, chlor, siarkowodór) i para wodna o bardzo wysokiej temperaturze. Uprzedzono nas także, żebyśmy nie podnosili i nie przesuwali kamieni, spod których może buchnąć.
Nasz zachwyt utrwaliliśmy na zdjęciach! - Ech! Wariaci!
Ponad kraterem zbudowano coś w rodzaju amfiteatru. Drewniana budowla służy zapewne do obserwacji krateru po zmroku. Są tu także toalety, altana, mały sklepik i kasa biletowa. Bilet wstępu kosztuje 3 euro.
Ostatnim etapem naszej wyprawy na wulkan Nisiros było jedyne na wyspie miasto Mandraki.
Miasto nie jest duże. Rozciąga się pomiędzy portem a skalistym wzgórzem, na którym wieki temu swoją siedzibę mieli joannici. Dzisiaj możemy zobaczyć już tylko ruiny fortecy i Zamku Rycerskiego, pośród których błyszczy biały, szesnastowieczny klasztor Panagia Spiliani. Na kamienną górę, pielgrzymów i turystów, przyciąga zbudowany tam dwa wieki wcześniej kościół jaskiniowy. Znajduje się w nim cudowna ikona Matki Bożej, patronki wyspy. Jak głosi legenda, w 1400 roku ikonę, w pobliskich źródłach termalnych Pali, znalazł rolnik. Zaniósł ja do kościoła, ale ta następnego dnia zniknęła. Znaleziono ją w jaskini, w której postanowiono zbudować kościół. Później, wokół nienaruszonej groty skalnej powstał klasztor.
Byliśmy już mocno zmęczeni i odpuściliśmy
sobie wejście do klasztoru. Pokręciliśmy się tylko u podnóża skały, zajrzeliśmy
za nią, na kamienistą plażę i wolnym krokiem wracaliśmy do portu zatrzymując się
tu i ówdzie.
Zabudowa Mandraki wspina się po zboczu. Wchodząc, po intrygujących mnie stopniach kamiennych schodów, niezamierzenie znalazłam budynek szkoły, o której wspominałam wyżej, do której uczęszcza jedno dziecko z wysoko położonej wsi Nikia. Stamtąd też zrobiłam zdjęcia skały z ruinami fortecy joannitów i klasztoru Panagia Spiliani.
Rudowłosa pani przewodnik, w drodze
na szczyt do krateru Stefanos opowiadała historię pewnego budynku znajdującego
się w wiosce Pali z malowniczą mariną, w której w tym roku cumowały jachty, ponoć w ubiegłym nie
było ani jednego, co bardzo martwiło mieszkańców wyspy. Słynny budynek i marinę
widziałam ze stromego zbocza, lecz nie mogłam go sfotografować (zdjęcie budynku
pochodzi z internetu). W ogromnym skrócie coś niecoś o tym miejscu. Długi
budynek to miejskie łaźnie termalne,
wznoszony etapami od 1885 do 1912 roku przez zamożnych mieszkańców Nisiros. W
trzech segmentach mieściło się trzysta łóżek, wanny, restauracja. Do luksusowego
kompleksu przyjeżdżali goście z
Dodekanezu, wybrzeży Azji Mniejszej i Egiptu. Kąpiele w wodach termalnych u źródła
z temperaturą 55 stopni Celsjusza (podobnie jak na wyspie Kos) działały
leczniczo na choroby artretyczne, reumatyzm, miażdżycę... Dzisiaj cały kompleks
stoi pusty, co się z nim stanie nie wiadomo, brak porozumienia opóźnia podjęcie
ostatecznej decyzji.
Nieco dalej poza wsią Palia zobaczymy
ruiny łaźni rzymskich, na terenie
których znajdowała infirmeria i Asclepion.
Dziś stoi tu kościółek Panagia Thermiane.
Dzisiejszy mój wpis jest dość długi i zawiera dużo zdjęć. Mam nadzieję,
że nie zanudziłam Was. Wulkaniczna wyspa Nisiros jest tak urzekająca, że nie mogłam
inaczej, jak tylko pokazać ją w pełnej krasie.
Polecam fantastyczny widok na wieś Nikia z drona
Nisiros, 8 październik 2021 rok
Zobacz także:
* Stolica Kos - aktywny i beztroski wypoczynek w słonecznej scenerii
* Zachód słońca w Zia, Marmari, Tigaki, Alikés i inne atrakcje wyspy Kos
* Kefalos i nasze najlepsze all inclusive w życiu
* Kos - bajeczne krajobrazy, piękne plaże, naturalne spa u podnóża wysokiego klifu i…my
* Kos - twierdza Antimachia, cebula morska, Plaka Forest czyli pawi raj i...
* Nisiros
- powolny proces budzenia się wulkanu. Jali - czy wydobycie pumeksu
zmiecie wyspę z mapy? Nikia - malownicza grecka wieś i inne cuda...
* Opuszczona w wyniku epidemii cholery wieś Palio Pyli na wyspie Kos oraz inne atrakcje tej greckiej wyspy...
* Kos - Kardamena, Asklepiejon, kult Asklepiosa, Hipokrates, Ogród Hipokratesa, Kefalos i inne atrakcje…
* Urodzinowy pocałunek w niezwykle urokliwym miejscu. Osobliwości Kalymnos i Telendos...
Prześwietlone zdjęcia wyglądają nawet artystycznie, jakby malowane specjalną techniką! Wieś Nikia jest cudna, czysta, zadbana i z fantastycznym klimatem! Wulkan niesamowity ze swymi kolorami i formacjami. Ryzyko tym razem się opłaciło. Mandraki też przepiękne. I nie dziwię Ci się, że się zakochałaś w tej wyspie!
OdpowiedzUsuńCzytałam i oglądałam z niezwykłą przyjemnością!!!
Już kilka razy przy wyjmowaniu aparatu z plecaka, przekręciły mi się ustawienia, nie sprawdziłam i zdjęcia były prześwietlone, tak straciłam wszystkie z jednej wyprawy.
UsuńWulkaniczna wyspa Nisiros, a w szczególności kratery, bo jest ich sporo, warta jest wyprawy. Niektórzy wynajmują tam mieszkania na kilka dni i dokładniej badają cuda natury. Ci co chcą zamieszkać we wsi Nikia muszą się zaopatrzyć chociażby w skuter...
Gdybyś kiedyś poleciała na Kos to gorąco polecam rejs na Nisiros :)
Buziaki :)
P.S. U nas biało
Zapamiętam i dzięki za polecenie!
UsuńU nas zimno, a w nocy ma być śnieg. Zobaczymy, czy prognozy się sprawdzą:)))
Strasznie długi post i zamiast 3 lub więcej zachwytów może być tylko jeden. Podobnie jak Urszuli spodobała mi się wieś Nikia - taka esencja Grecji. Wyprawa na wulkan też powala, chociaż żona, która jest chemikiem mówi, że siarkowodór jest gazem trującym i naprawdę śmierdzi (zgniłymi jajami), ale jak każda trucizna musi osiągnąć określone stężenie. Kąpiele termalne też byłyby fajną atrakcją, szkoda że budynek stoi opuszczony. Wiele atrakcji, piękne zdjęcia świetny wpis. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNikia w niczym nie ustępuje, na przykład miejscowości Fira na wyspie Santoryn. Jej niezwykłe położenie, jej ciasna zabudowa, jej niewielki parking przed wsią, kolory domów, widoki z góry na okolicę... ech jak dobrze, że turystyka nie wdarła się tam jeszcze z taką siłą jak w inne greckie wyspy...
UsuńA z tymi gazami ulatniającymi się z fumaroli i nie tylko, to jest chyba tak, że im większa temperatura tym większy smród. Ci co tam byli latem, kiedy temperatura sięgała i 40 stopni, dyszeli ze zmęczenia i odczuwali silny zapach siarkowodoru. Podobnie też było na źródłach termalnych, gdzie niższa temperatura powietrza i zapewne silny wiatr łagodziły zapachy.
Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam Ciebie i Twoją Żonę :) :)
Oj Ewuś... Co tu pisać? Czytałam, oglądałam zdjęcia i wzdychałam. Nikia przecudna i faktycznie nie ustępuje w niczym Firze. Tam akurat byłam, widziałam.
OdpowiedzUsuńWiesz, że jestem zakochana w Grecji, dlatego ten post jest dla mnie wielką ucztą.
A tak w ogóle, to Wy jesteście trochę wariaci.:) Podobnie jak My.:) Ciągnie Was do miejsc, które mogą być niebezpieczne. Na szczęście chyba wszystkim zapala nam się w odpowiednim momencie czerwona lampka.:)
Mandraki także urocze.:) Ach...
Prześwietlone zdjęcia są niesamowite, takie tajemnicze, moim zdaniem piękne.
Może kiedyś uda nam się dotrzeć na Kos, wtedy na pewno zaplanujemy rejs na Nisiros.
Na ostatnim zdjęciu ślicznie wyglądasz podróżniczko.:) Zresztą nie tylko na ostatnim...
Moc serdeczności posyłam. Buziaki!!!
Basiu, Basiu, witaj :) Dzięki Twojemu komentarzowi jeszcze raz przeczytałam moją relację z wyprawy na wulkan Nisiros i obejrzałam zdjęcia, które teraz kiedy jest zimno i ponuro sprawiają, że się uśmiecham i z radością wspominam błękitne niebo i morze i te wszystkie tajemnicze miejsca, które odwiedziliśmy w październiku...
UsuńWiem, że zakochana jesteś w greckich klimatach i życzę Ci z całego serca abyś wydobrzała na tyle, żeby móc już za pół roku pojechać chociażby na Kos w towarzystwie Twojego niezłomnego M.
Pozdrawiam Was serdecznie :) :)