sobota, 5 września 2015

Niezwykła, pełna niespodzianek, podróż w przeszłość...


    Jedno z dwóch wejść do Skansenu regionalnego - Sądeckiego Parku Etnograficznego w Nowym Sączu wiedzie przez Miasteczko Galicyjskie.
    Pamiętam, że najpierw musieliśmy przejść przez drewniany mostek przerzucony przez potok o nazwie Łubinka, który w Nowym Sączu uchodzi do Dunajca. Przechodząc na drugą stronę nie wiedzieliśmy jeszcze, że w gęstwinie drzew i krzewów na obszarze dwudziestu hektarów odnajdziemy aż tak wspaniały, sielankowy obraz wsi z ponad siedemdziesięcioma obiektami prezentującymi niezwykłą różnorodność architektury drewnianej i tradycyjnej kultury ludowej lokalnych grup etnograficznych - Lachów, Pogórzan, Górali Sądeckich, oraz grup etnicznych Łemków, Niemców i Cyganów Karpackich.

   
Nie pamiętam natomiast, dlaczego nie weszliśmy do Sektora Kolonistów Niemieckich (Józefińskich) - rekonstrukcji trzech murowanych zagród z Gołkowic Dolnych, usytuowanych na samym początku trasy i zaraz za nimi rekonstrukcji kościoła ewangelickiego z Sadeł. Budynki, według zwyczaju zabudowy, stoją tam szeregowo, szczytem do drogi. Każde siedlisko z podwórzem, pomiędzy domem mieszkalnym a spichlerzem oddzielone jest od uliczki osadników wysokim murowanym ogrodzeniem, z bramą wjazdową i furtką wejściową...



     Do kolejnego sektora z zabudowaniami Pogórzan szliśmy ścieżką pośród gęstych zarośli lasu ze zdecydowaną przewagą drzew liściastych. Pierwszym budynkiem, który zobaczyliśmy po kilkuminutowym marszu była dymna chałupa (bez komina) średniozamożnego rolnika z Niecwi, ze stajnią pod jednym dachem i niewielkim kwiatowym ogródkiem - wspaniały obiekt do fotografowania. Nieopodal stały dwie stodoły ze spichlerzem, ule, stajnia, i kolejna chałupa handlarza wołami z Mszalnicy, a także biedniacka chałupa z Lipnicy Wielkiej, w której urządzono mieszkanie wiejskiej zielarki...


























    Nieco dłużej zatrzymaliśmy się w siedemnastowiecznym dworze szlacheckim z Rdzawy koło Trzciany - okolice Bochni, który niegdyś, czasowo, udostępniony był kanonikom regularnym z Trzciany, bowiem ich klasztor i kościół zostały zrabowane i spalone w trakcie wojen szwedzkich (1655-1657). Z tamtego okresu pochodzą ciekawe polichromie o tematyce sakralnej. Malowidła pokrywają ściany salonu i pokoju, który pełnił rolę kaplicy. Przedstawiają wizerunki świętych Antoniego, Ludwika, Andrzeja, Ambrożego, Augustyna, Seweryna, sceny religijne i pejzaże.
    Dla zainteresowanych podam, że o historii dworu i jego architekturze pisze Maria Marcinowska w książce Dwór pełen barw. Niegdyś w Rdzawie, dwór ów otaczał piękny park, dzisiaj do dworu w skansenie prowadzi aleja ocieniona drzewami liściastymi. Koło dworu urządzono zaś ogródek kwiatowy i zieleniec z altanką...








































    Kolejną atrakcją skansenu są zabudowania wsi łemkowskiej, między innymi przydrożna kuźnia z Czaczowa.




     Nieco dalej wznosi się osiemnastowieczna cerkiew konstrukcji zrębowej pod wezwaniem świętego Dymitra Męczennika, przeniesiona ze wsi Czarne. Zajrzeliśmy do środka. Zrobiłam zdjęcie barokowo-rokokowego ikonostasu, wykonanego przez Jakuba Szajcera w tysiąc osiemset pierwszym roku, którego elementy po wysiedleniu Łemków zostały rozkradzione. Dzisiaj wiernie odrestaurowany zawiera w dolnej części ikony namiestne, w części wyższej Ostatnią Wieczerzę z dwunastoma prazdnikami i rząd apostolski z ikoną Chrystusa Kapłana, a w zwieńczeniu krzyż i medaliony z przedstawieniami proroków.
    We wnętrzu znajdują się także polichromie Jana Bogdańskiego, o którym wspominałam wcześniej opisując cerkwie łemkowskie.




    Zajrzeliśmy także do plebanii rusińskiej, przeniesionej ze Szlachtowej. Trwały tam akurat warsztaty - przy długim stole siedziało kilkanaście osób i każda z nich z igłą w rękach dziergała kolorowymi nićmi ozdobne cudeńka...
    Z wielką przyjemnością oglądaliśmy zagrody łemkowskie, chałupy, budynki gospodarcze, spichlerze, zwróciliśmy uwagę na przydrożny kamienny krzyż przeniesiony z Bodaków... 















    Więcej czasu spędziliśmy w chałupie maziarskiej przeniesionej z Łosia. Mieszkańcy wsi łemkowskiej, znad Ropy, tradycyjnie zajmowali się wędrownym handlem mazią i smarami. Początkowo była to tak zwana kołomaź, pozyskiwana z suchej destylacji odpadów sosnowych, używana niegdyś na wsi do smarowania osi drewnianych wozów.
    Pod koniec dziewiętnastego wieku, kiedy w okolicach Gorlic rozwinął się przemysł naftowy, poza tradycyjną kołomazią, Łosianie zaczęli rozprowadzać również smary techniczne i oleje pochodzenia ropnego. Odbiorcami tych produktów były drobne zakłady przemysłowe - tartaki, młyny, gorzelnie, cukrownie..., dwory i folwarki.
    Około tysiąc dziewięćsetnego roku maziarstwem w Łosiu na dwieście gospodarstw zajmowało się ponad dwieście osób, a w tysiąc dziewięćset trzydziestym czwartym przy liczbie około dwustu osiemdziesięciu gospodarstw handlem obwoźnym trudniło się ponad sześciuset siedemdziesięciu maziarzy. Po drugiej wojnie światowej handel się załamał, chociaż w latach sześćdziesiątych, jeszcze kilka osób próbowało go prowadzić.
    Istniały dwie kategorie maziarzy, drobni handlarze, domokrążcy, wędrujący pieszo po okolicznych wsiach oraz maziarze jeżdżący na dalekie trasy specjalnie przystosowanymi, ciężkimi wozami, zwanymi z węgierska sekerami.
    Pierwsi domokrążcy, zwani diehtiarami,  handlowali głównie we wsiach i miasteczkach Karpat i przyległego Pogórza, mniej więcej od Żywca po Przemyśl. Towar nosili na plecach, w drewnianych nosidłach zwanych krosnami oraz w rękach w konewkach lub bańkach. Ich wędrówki trwały od dwóch tygodni do miesiąca. Poza handlem mazią i dziegciem, niektórzy domokrążcy dziegciarze zajmowali się sprzedażą ludowych medykamentów, sporządzonych ze smoły drzewnej, tłuszczu zwierzęcego i ziół, a także magią, odczynianiem czarów, wróżeniem...
    Maziarze prowadzący handel obwoźny przebywali poza domem od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Mieli oni swoje stałe trasy handlowe, bazy towarowe w większych miastach oraz stałych odbiorców hurtowych.
    Zasięg i trasy maziarskich wędrówek zmieniały się wraz z sytuacją  polityczną. Przed pierwszą wojną światową najliczniejsza grupa handlowała na terenie dzisiejszej Słowacji i Węgier, docierając do Siedmiogrodu. Spora liczba maziarzy udawała się na ziemie polskie w obrębie Kongresówki. Niektórzy jeździli na Ukrainę, Litwę i Łotwę. W okresie II Rzeczypospolitej handel koncentrował się na obszarze ówczesnego państwa polskiego. Nieliczni maziarze ryzykowali nadal bardzo opłacalny handel na Słowakach przekraczając nielegalnie granicę.
    Intratny zawód i związane z nim migracje maziarzy spowodowały istotne przemiany kulturowe wsi w wielu dziedzinach - począwszy od gospodarki rolno-hodowlanej, poprzez budownictwo, urządzanie mieszkań, sposób ubierania, pożywienie, po folklor. Łosie było wsią zamożną, wyróżniającą się spośród wsi łemkowskich poziomem i stylem życia. Kilka najzamożniejszych rodzin maziarskich tworzyło swoistą miejscową arystokrację.
    Rozwój maziarstwa, unikalnego zajęcia wiejskiego, zahamowała gwałtowna zmiana warunków politycznych i ekonomicznych po drugiej wojnie światowej... (według Marii Brylak-Załuskiej - autorki wystawy) 


















    Kolejnym niezwykle ciekawym budynkiem na naszej trasie była stara szkoła z Nowego Rybia -  przykład typowego, gminnego budownictwa oświatowego, z okresu dwudziestolecia międzywojennego.

   
Po wszystkich opisywanych przeze mnie obiektach, indywidualnie oprowadzali nas małopolscy przewodnicy. W sumie wysłuchaliśmy aż pięciu pasjonatów kultury ludowej. Starą szkołę i chałupę Wincentego Myjaka pokazał nam młody mężczyzna, którego nazwiska nie pamiętam, nie widać go także na plakietce, ze względu na obijające się światło.  

    
Z wielkim zainteresowaniem obejrzeliśmy dwie duże sale lekcyjne, przedzielone wąskim korytarzem, dostępne od strony małej przeszklonej werandy.
    Szczerze wyznam, że widok drewnianych charakterystycznych dla tamtych czasów ławek przywołał w pamięci moją szkołę podstawową, która przez kilka pierwszych lat nauki była niemalże identycznie wyposażona. Doskonale pamiętam owe drewniane ławki z dziurką na kałamarz po środku, w którym maczałam pióro z wymienną stalówką, upuszczając czasami kleksa na kartce zeszytu do kaligrafii, po czym specjalną bibułą suszyłam go. Nie raz zachwycaliśmy się kształtami naszych kleksów i podziwialiśmy ich rozmiary...
    Nie pamiętam tylko czy u nas w kącie stały ośle ławki tak jak w starej szkole z Nowego Rybia, pamiętam natomiast, że często straszono nas woreczkami wypełnionymi grochem, na których klęczało się za karę...,
         Oddzielnym wejściem można było wejść do niewielkiej, podłużnej sieni, a z niej do pomieszczeń służbowych i mieszkania nauczyciela -
kancelarii szkolnej po jednej stronie, kuchni z pokojem po drugiej...

    Tak sobie myślę, ile to zmian zaszło podczas mojego życia nie tylko w oświacie.





































    Kolejną niespodzianką była chałupa galicyjskiego chłopskiego posła do sejmu krajowego we Lwowie (1908-1913) i parlamentu w Wiedniu (1911-1918), przeniesiona z Zagorzyna. Na belce w izbie głównej można odczytać napis z datą 1884 błogosław Boże temu domowi.

   
W kuchni mieszkała komornica - wiejska kobieta nie mająca własnego domu. Pomagała ona rodzinie Myjaków w gospodarstwie i opiekowała się dziećmi. Z kuchnią, w której miała swoje łóżko i swoją skrzynię sąsiadowało małe pomieszczenie, gdzie spały córki posła...
    Jak wyposażone byłe wszystkie izby widać na zdjęciach, a więc nie będę ich opisywać...
     Wartą uwagi jest mała blaszana tabliczka wisząca obok wejścia do chałupy. Jest to znak, że dom Wincentego Myjaka był ubezpieczony.
































    W sektorze Górali Sądeckich mogliśmy zobaczyć jeszcze spichlerz z nadbudowanym pięterkiem mieszkalnym i owczarnię z Zagorzyna, spichlerz drewniany z Kiczmi, stodołę chłopską, stajnię i jednobudynkową zagrodę z warsztatem tkackim z Kamienicy, a także stodołę i średniozamożną przysiółkową chałupę z Obidzy, chałupę zamożnego kmiecia i malowany w duże białe kropki spichlerz z Gostwicy... oraz wiele innych obiektów... 























     Na terenie poświęconym Lachom Sądeckim wznosi się kościół rzymskokatolicki z Łosiny Dolnej z tysiąc siedemset czterdziestego roku pod wezwaniem świętych Piotra i Pawła. Nie sprawdzaliśmy czy był otwarty, bowiem zmęczenie dawało się nam już we znaki i szczerze mówiąc po tak długim wyczerpującym zwiedzaniu postanowiliśmy wracać na parking i pojechać jeszcze do Starego Sącza... 















            Skansen w Nowym Sączu
, niedziela, 14 września 2014 roku



Małopolska - Szlak Architektury Drewnianej - linki
Andrzejówka
Banica
Berest
Binarowa
Brunary Wyżne
 

Czarna i Czyrna
Dubne i Leluchów

Kwiatoń
Łosie 
Milik
Mochnaczka
Muszynka
Piorunka, Polany, Powroźnik
Ropa 
Sękowa
Słotwiny 
Szymbark 
Szczawnik
Tylicz 
Wojkowa
Złockie
Żegiestów

4 komentarze:

  1. Dzięki, było warto poczytać, obejrzeć zdjęcia. Warto zobaczyć samemu. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki koleś za miły komentarz
      Pozdrawiam serdecznie i zapraszam :)

      Usuń
  2. Przepiękne, bajkowe, pachnące "żywą" historią miejsce. Jak byłam mała marzyłam aby mieć taki domek/chatkę, jak ta otoczona żółtym kwieciem. I te podwieszane pod sufitem zioła... Raj, właśnie tak wyglądały chatki w moim śnie o "Leśnej Osadzie", kojarzysz, pisałam o nim wiele razy... Z zewnątrz wyglądały identycznie. Cudowne miejsce. Łapie mnie nostalgia, sentyment aby wrócić na Rozstajne Drogi... zwłaszcza teraz kiedy zawisło czarne chmurzysko nad PL. Ale to tylko uczucie... Dzięki za ten post, jest cudowny. Zazdroszczę, bo patrząc na same zdjęcie, czuję dzięki wyobraźni zapach/aromat tych wiekowych miejsc.

    Pozdrawiam cieplutko, Ewuniu! :))) :**** (Ćmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Ech Basiak :)
      Nie wiem dlaczego ale mnie także czasami łapie nostalgia do przeszłych czasów... czy dlatego że je przeżyłam, czy też może z innych powodów, kiedy to komunikacja między nami ma zupełnie inny charakter...
      Ściskam serdecznie :)))*

      Usuń