czwartek, 27 stycznia 2022

Fuerteventura - plaże i laguna Wybrzeża Sotavento - raj dla surferów i turystów


    W poprzednim poście opisałam naszą pieszą wycieczkę wybrzeżem na wschód od hotelu kliknij tutaj, dzisiaj pójdziemy na zachód. Dwa niezwykłe zjawiska, wschodu i zachodu słońca, jak również wschód księżyca obserwowaliśmy codziennie z różnych miejsc.

   
Podczas grudniowej wyprawy najbardziej zależało mi na dotarciu do słynnej Laguny Sotavento, do której w czerwcu nie udało mi się dotrzeć, ale może to i dobrze, bo w czerwcu podczas odpływu płytkie dno laguny było odsłonięte, w grudniu zaś podczas przypływu zalane wodą.

    Wybrzeżem Sotavento zwykło się określać około 20-kilometrowy odcinek plaż od strony zawietrznej wyspy pomiędzy miejscowościami Costa Calma i Morro Jable.

   
Wszystko ma swoje plusy i minusy, bowiem podczas przypływu przejście z plaży na plażę
w niektórych miejscach jest niemożliwe ze względu na naturalną barierę - wchodzące w ocean klify. W czasie odpływu odcinek ten można przejść bez większych problemów nie oddalając się od brzegu.

   
Z hotelu, deptakiem dla pieszych, rozpoczynającym się na wzgórzu, zeszliśmy w kierunku długiej około 4-kilometrowej piaszczystej plaży, przy której na tle wydm ulokowały się hotele Costa Calmy. W czerwcu zdecydowana większość z nich była zamknięta i plaża świeciła pustkami
kliknij tutaj, w grudniu niemalże wszystkie obiekty były otwarte. Pokazałam Ryszardowi ten, w którym mieszkałam wcześniej. Nowością po stronie zachodniej obiektu były drewniane schody, zapewniające szybkie dojście do plaży gościom mieszkającym na kamienistej skarpie.













   
Podczas odpływu znacznie zmniejszyła się szerokość plaż pomiędzy skrajnie położonymi hotelami R2 Rio Calma i R2 Pajara Beach.












     Widząc pierwszą przeszkodę, wąskim przesmykiem wiodącym pod górę pomiędzy willami, przeszliśmy na ulicę Punta de Barlovento. Przed schodkami należało wyczyścić stopy z piasku, o czym informowała tabliczka umieszczona przed pierwszym stopniem. Podobały mi się nazwy bielonych domów, na przykład Mi Cariño (moje kochanie).











   
Ponownie, bliżej nabrzeża, zeszliśmy ulicą Punta Junquillo przy hotelu H10 Tindaya.








   
Dwa kolejne hotele, pomiędzy drogą FV-2 a oceanem, R2 Pajara Beach i H10 Playa Esmeralda usytuowane były na wydmowym wzgórzu, poprzecinanym niezbyt głębokimi wąwozami. Lokalizacja obu, pod bezchmurnym, błękitnym niebem, wydawała się idealnym miejscem do wypoczynku.











     U podnóża hotelu rozpościerała się Playa Esmeralda. W tym miejscu zatrzymaliśmy się tylko na krótko, w celu zrobienia kilku zdjęć. Pogoda była wyśmienita. Pozbyliśmy się części ubrań i opalaliśmy się wędrując po wydmach.













   
Wkrótce naszym oczom ukazał się długi, dwupiętrowy, czerwono-różowy budynek wybudowany wysoko na wydmie, oferujący bardzo dobrze wyposażone apartamenty - Apartamentos Sun&ocean Playa Paraiso.



     W niewielkiej odległości od tego hotelu znajdował się cel naszej wyprawy - Laguna Sotavento. Już na pierwszy rzut oka widać było, że miejsce to jest znakomicie przygotowane dla pasjonatów sportów wodnych.




   
Miejsce to, po odkryciu wyjątkowych warunków wietrznych, upodobał sobie René Egli, który w 1984 roku przyjechał na wyspę i założył tu szkołę
wind- i kitesurfingu, obecnie największą na świecie (Pro Center René Egli). Dwa lata później zorganizował i uczestniczył w pierwszych mistrzostwach świata Fuerteventura World Cup w windsurfingu. Od tamtej pory zawody organizowane są każdego roku. Nie będę wchodzić w szczegóły i kategorie sportów, dodam tylko, że René Egli w swoim prestiżowym centrum windsurfingu posiada hotel Meliá Gorriones, znajdujący się w ofertach polskich biur podróży. Położenie hotelu mówi samo za siebie i nie wymaga mojego komentarza.
   
Podobała mi się bardzo laguna z kolorowymi latawcami kitesurferów, żaglami windsurferów, a także licznymi turystami takimi jak ja.
    Popatrzmy.





























   
Wracaliśmy w większości tą samą drogą zachwycając się ciepłym piaskiem pod stopami i słońcem na bezchmurnym niebie. Przy hotelu H10 Tindaya odpoczęliśmy, racząc się przygotowanym podczas śniadania
prowiantem.

   
Postanowiliśmy też zajrzeć do centrum miasta, a dopiero później nieznanymi mi wcześniej uliczkami wrócić do hotelu. Zadbane budynki i piękne ogrody wokół utwierdziły mnie w przekonaniu, że jest to najpiękniejszy kurort na wyspie. Ogółem, tego dnia, przeszliśmy około 20 kilometrów.



































    Costa Calma, 17 grudnia 2021 roku

      Fuerteventura w innych wpisach

*Costa Calma – Fuerteventura
*Międzynarodowy festiwal klaunów w Gran Tarajal
*Półwysep Jandía: Morro Jable, niewyjaśnione do dziś tajemnice związane z Willą Wintera oraz inne ciekawostki, czyli...
*Górska droga z Costa Calma do Ajuy, a po drodze Pájara i Mirador de Sicasumbrez widokiem na Montaña Cardón
*Fantastyczna, samotna podróż do Corralejo
*Doskonałe miejsce na grudniowy wypoczynek - Fuerteventura, półwysep Jandía
*Fuerteventura - wycieczka piesza bezludnym wybrzeżem pociętym wąwozami, z Costa Calma w stronę La Lajita
*Fuerteventura - plaże i laguna Wybrzeża Sotavento - raj dla surferów i turystów
*Plażujemy. Fuerteventura - Morro Jable   
*
Szczodre Gody na Fuercie