czwartek, 31 października 2013

Hajfa i kibuce Izraela - Ziemia Święta - część V


     cd Czytając lub słysząc opis jakiegoś miejsca uruchamiam natychmiast moją  wyobraźnię i tworzę własny obraz. Przychodzi mi to tym łatwiej im więcej podróżuję i lepiej poznaję świat. Zdarza się, że wyobrażane przeze mnie obrazy różnią się od tych rzeczywistych. Opisy literackie są bardziej tajemnicze i nie ograniczają kreatywności czytającego, można w nie wpisać dowolne elementy, albo je poprzestawiać, rozjaśnić, przyciemnić… w zależności od nastroju.
     Moje kreowanie obrazów na podstawie opisów biblijnych było wielkie, ale w zderzeniu z rzeczywistością uległo pewnym modyfikacjom.
     Na Świętej Ziemi spodziewałam się znaleźć więcej dowodów minionych wieków, a w szczególności tych pochodzących z czasów Jezusa, tymczasem znalazłam ruiny, na których wzniesiono nowe obiekty nie pasujące do tych opisywanych na kartach biblii i tych tworzonych w mojej wyobraźni.
    Nie rozczarował mnie natomiast krajobraz, pustynie, rzeki, jeziora, morza, góry, doliny, egzotyczna roślinność, zwierzęta…
    Człowiek ujarzmił przyrodę, dokonał wielu zmian w krajobrazie, czyniąc ziemię żyzną i kwitnącą.
     - Jak to zrobił?
     - Przede wszystkim doprowadził wodę wszędzie tam gdzie siał ziarno, sadził nowe sadzonki, zakładał uprawy, skwery, zieleńce, parki…
     Gaje oliwne, gaje daktylowe, gaje cytrusowe…, prawie całą ziemię spowiła gęsta plątanina gumowych węży. Węże wiły się także skrajem dróg. 
Miałam wrażenie, że cały Izrael pokrywa pajęcza sieć, z której kapią nieustannie życiodajne kropelki wody…
     Jadąc z Hajfy do Nazaretu zatrzymałam się na lunch w jednym z ponad dwustu siedemdziesięciu kibuców.

    O tym jak funkcjonuje kibuc, jak wyglądało niegdyś i jak wygląda obecnie życie kibucników opowiada Amos Oz, izraelski pisarz, eseista i publicysta, urodzony w tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym roku w Jerozolimie w rodzinie Klausnerów, z matki Fani Mussman i ojca Arie Klausnera, którzy wyemigrowali w latach trzydziestych z Równego i Odessy do Palestyny i osiedlili się w Jerozolimie. Amos Oz dorastał w kibucu Hulda, a po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie wrócił do kibucu i przebywał w nim dwadzieścia lat.


    W kibucach w okresie największej popularności mieszkało siedem procent ogółu ludności żydowskiej. Mieszkańcy zajmowali się hodowlą zwierząt, uprawą bananów, awokado, buraków..., pracą w małych fabrykach. Wszystko było wspólną własnością
     - To była najbardziej radykalna rewolucja dwudziestego wieku, bo miała zmienić nie tylko stosunki klasowe, lecz także naturę człowieka - mówi w wywiadzie dla Newsweeka /marzec 2013/ Amos Oz.
     - Wymyślono, że jeśli nie będzie pieniędzy i jeśli wszyscy będą tak samo pracować i to samo jeść, to powstanie doskonałe, równe społeczeństwo, pozbawione egoizmu, chciwości i samolubstwa. Wierzono w stworzenie lepszego człowieka.

    
- Po kilku latach zrozumiałem, że ludzkiej natury nie da się jednak zmienić.

    W zbiorach opowiadań, Oz pokazuje dzieci, młodzież i dorosłych płacących wysoką cenę za życie w utopijnym kolektywie, mówi o ludziach tęskniących za odrobiną ciepła, bliskości i prywatności, którzy zamiast o plonach i ideologii, woleliby porozmawiać o miłości, tęsknocie i bólu.
     - To była jedyna bezkrwawa rewolucja, bez policji, gułagu, rozstrzeliwań, oparta na dobrowolności. Kibucników łączyła solidarność i odpowiedzialność za innych. Bohater mojego ostatniego opowiadania to starzec bez rodziny, dzieci, żony. W mieście umarłby w samotności jak pies.

    Najdziwniejszy w kibucu był los dzieci. Wychowywano je wspólnie w tak zwanych bejt jeladim, czyli domu dzieci. Razem spały, jadły, uczyły się, pracowały w dziecięcym gospodarstwie. Do domów rodziców trafiały tylko na kilka godzin, pod wieczór, po czym wracały na noc do wspólnoty. Sprawiało to dużo cierpienia malcom i co bardziej wrażliwym rodzicom. Kiedy pięcioletni chłopiec, pozostawiony w domu dzieci moczy się ze strachu, kibucowa komisja uznaje, że matka powinna być dla niego stanowcza oraz odzwyczaić go od pieszczot.

     - Mnie też zabrali dzieci. Oczywiście kierowało tym założenie, że dzieci kolektywnie wyleczone ze współzawodnictwa i egoizmu stworzą w przyszłości idealne społeczeństwo aniołków. Ale wystarczy postać przez piętnaście minut w pobliżu przedszkola w Warszawie czy Tel Awiwie, by zobaczyć, że dzieci potrafią być brutalne, złośliwe i samolubne. Bo ludzka natura jest niezmienna. Czy miłość i pożądanie zmieniły się od czasu biblijnej „Pieśni nad pieśniami”?

    Kibuce ewoluowały z duchem czasu, dzieci wychowują się z rodzicami, zróżnicowano płace, część fabryk sprywatyzowano, zmniejszono liczbę darmowych posiłków i pozwolono na wykup części mieszkań.
Wielu mieszkańców nie zajmuje się w ogóle rolnictwem.
   
Wciąż jednak można w nich odnaleźć ducha wspólnoty, darmową edukację, służbę zdrowia czy opiekę nad starszymi.

     Amos Oz zapytany o to, czy rozumie, co dziś pcha ludzi do takiego życia?
     - odpowiada:
     - Doskonale to rozumiem, zwłaszcza kiedy odwiedzam Tel Awiw. Widzę, jak ciężko pracują ludzie, żeby zarobić więcej, niż tak naprawdę potrzebują, żeby kupić rzeczy, których tak naprawdę nie chcą, żeby zrobić wrażenie na ludziach, których tak naprawdę nie lubią. Niektórzy mają tego dosyć i szukają alternatywy. A zreformowany kibuc im ją daje. To dziś łagodniejsze miejsce niż w latach pięćdziesiątych, gdy na mnie pokrzykiwano i szturchano mnie, że za wolno zbieram buraki i zostaję w tyle…


    Amos Oz tłumaczy, że żydowska tożsamość oparta jest na wierności słowom i tekstom.

    - Nie liczą się więzy krwi ani geny, bo dziś nie ma znaczenia, czy moje geny wywodzą się z czasów króla Dawida, czy nie.
    - Chodzi o więzy tekstów: najważniejsze dla nas są książki i wciąż nowa ich interpretacja w duchu wolności. To cywilizacja werbalna, cywilizacja wątpliwości i debaty. Gdybyśmy mieli żydowskiego papieża, zaraz inny Żyd podszedłby do niego, poklepał po plecach i powiedział: „Słuchaj, mój wuj i twój dziadek robili w Mińsku interesy, więc zamknij się, bo teraz ja ci powiem, co myślę o Bogu”.


Mieszkańcy Pustyni Judzkiej

Pustynia Judzka

Gaj daktylowy

Hajfa - na tle portu

Hajfa - największy port przeładunkowy i pasażerski w Izraelu

Hajfa - Góra Karmel - w XII osiedlili się tutaj zakonnicy Karmelici

Od strony zachodniej klasztoru karmelitów bosych Stella Maris

Klasztor karmelitów bosych Stella Maris - strona zachodnia

Hajfa - grota, w której według tradycji ukrywał się Eliasz przed królową Jezebel, żoną Achaba

Grota Eliasza na Karmelu. Eliasz ukrył się tam po rozgromieniu kapłanów Baala

Bazylika poświęcona NMP Gwieździe Morza - ołtarz nad Grotą Eliasza

Zatrzymałam się w jednym z kibuców na lunch

Zielone przestrzenie kibucu

Dojrzewają daktyle

Egzotyka kibucu

Szyszka żeńska sagowca odwiniętego - cycas revoluta female


czwartek, 24 października 2013

Jerzy Maksymiuk. Zatrzymać się w Białymstoku.




     Zatrzymać się w Białymstoku to ciekawy projekt cyklu filmów dokumentalnych opowiadających o artystach, związanych z Białymstokiem.
Jak na razie Andrzej Brański zrealizował dwa obrazy. W pierwszym, którego premiera odbyła się w grudniu ubiegłego roku, przedstawił Krzysztofa Rau, aktora, reżysera i wieloletniego dyrektora Białostockiego Teatru Lalek.
      W drugim obrazie opowiedział o Jerzym Maksymiuku, znanym dyrygencie, pianiście i kompozytorze.
      Premiera tego filmu i benefis z udziałem Maestro Maksymiuka miały miejsce we wtorek 22 października o godzinie 18:30 w Operze i Filharmonii Podlaskiej przy ulicy Odeskiej. Maestro przybył na pokaz ze swoją żoną Ewą, która w filmie wystąpiła także. To dzięki niemu Ewa zachwyciła się Białymstokiem, po którym Maestro oprowadza swoich przyjaciół z BBC Scotish Symphony.
      Pokazuje w nim także swoją ulubioną drogę do Supraśla, a po filmie zapytany dlaczego jest jego ulubioną, odpowiada, że droga ta jest jak partytura, być może ze względu na drzewa, które utożsamia z nutami na pięciolinii, a może ze względu na zapach, a może po prostu chce żeby była szczególna i widzi ją taką jaką chce widzieć. A może jest magiczna ze względu na przyjaciela, Wiktora Wołkowa, a może ma dodatkowe znaczenie bo jeździł nią do Grażyny na babkę ziemniaczaną…

     W filmie, Państwo Maksymiuk otwierają przed widzem swoje warszawskie mieszkanie, w którym uwagę przyciąga pokaźnych rozmiarów szafa wypełniona partyturami...
     W filmie nie brakuje zdjęć archiwalnych z koncertów w Polsce i Szkocji.
W jednym z fragmentów czterdziestopięciominutowego dokumentu widz słyszy muzykę skomponowaną przez Jerzego Maksymiuka do niemieckiego filmu niemego z tysiąc dziewięćset osiemnastego roku zatytułowanego Mania, w którym główną rolę zagrała Pola Negri. Film wyreżyserowany w Berlinie przez Węgra Eugena Illesa uważano za zaginiony, jednak przed kilkoma laty, w zbiorach czeskiego kolekcjonera, odnaleziono jego kopię i z inicjatywy Filmoteki Narodowej pieczołowicie odrestaurowano i zaprezentowano białostockiej publiczności w październiku ubiegłego roku podczas Festiwalu Filmowego Camerata z muzyką na żywo, tak jak w epoce filmu niemego. Orkiestrą Opery i Filharmonii Podlaskiej dyrygował Jerzy Maksymiuk. Rok wcześniej film ten pokazano ukraińskiej publiczności w ramach programu kulturalnego polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Młodość w Kijowie. Maestro dyrygował wówczas Wrocławską Orkiestrą Kameralną Leopoldinum…

     Po obejrzeniu filmu, Maestro i jego żona Ewa opowiadali o życiu muzyka, jego pracy, podróżach, koncertach...
     Jerzy Maksymiuk przyznał, że najbardziej lubi ciepły polski wrzesień. Powiedział także, że ostatnio polubił utwory Francisa Poulenca, francuskiego muzyka o wszechstronnych zainteresowaniach kompozytorskich,  muzykę popularną, kabaretową - taką która dotyka Moulin Rouge.

      - Zabawne kompozycje nie przekazują głębokich myśli, a genialne dzieła powstają bardzo rzadko, poświęciłem się dyrygowaniu a nie komponowaniu, gdybym pisał, to może do czegoś bym doszedł. Straciłem trochę czasu...

     No i pochwalił się swoimi kompozycjami na orkiestrę, miedzy innymi tą ośmiominutową, którą napisał w ciągu czterech godzin.
     - Sztuka dyrygowania jest sztuką ulotną, trudno ją zatrzymać. To nie tak jak w sztuce pisarskiej, gdzie myśli utrwala się, zapisując je na kartkach papieru.

     Zapytany w jakich okolicznościach pojawia się natchnienie odpowiedział:
     - Miałem kiedyś zatarg z tubistą, nie zachowałem się elegancko wobec niego i to wydarzenie wpłynęło na to, że napisałem utwór na tubę. Innym razem ktoś mi coś powiedział i skomponowałem muzykę na dwa klarnety i dwa oboje. Pisanie to magiczna rzecz…

     Byłam ciekawa życia Ewy, żony Maestra. Na pytanie czy ich gusta muzyczne zgadzają się, odpowiedziała, że ukończyła filologię polską i muzykę jedynie kocha, a jej gust rozwinął się przy Jurku. Ratuje ją wrażliwość na muzykę i to ich łączy. Jest na każdej próbie, a muzycy pytają ją czy mąż tak każe. Chodzi na próby z własnej woli, siedzi, słucha, obserwuje jak to się dzieje, jak powstaje dzieło, które usłyszy w sali koncertowej. Mówi, że ciągle się rozwija, a ich gusta zaczynają być zbieżne.
      Maestro zapytany, czy chciałby coś dodać do wypowiedzi żony, stwierdził:
       - Nie, samodzielnie się wypowiem.
      Tu w Białymstoku zdarzają się wielkie rzeczy. Byłoby dobrze, żeby nie było gorzej…
ciągnął.
      Uczyłem się grać czternaście godzin dziennie. Moczyłem w wodzie ręce, ale to nie pomagało…
      Największą tremę miałem dyrygując orkiestrą grającą muzykę do baletu Petrushka (Pietruszka) Igora Strawińskiego. Sześć tysięcy ludzi… Na szczęście była to transmisja radiowa… Największą tremę ma się nie przed publicznością, ale przed orkiestrą. Jeżeli muzyk nie patrzy na dyrygenta to jest źle… No taki jestem, nie mogę złożyć kilku zdań…

     Słuchając wypowiedzi Jerzego Maksymiuka maiłam wrażenie pewnego chaosu, gonitwy myśli i wątków…
      Andrzej Brański, twórca filmu, zapytany o to jak mu się pracowało z Mistrzem, odpowiedział, że trudno. Być z nim, to znaczy być pracowitym i solidnym. Film powstawał dwa lata, ale pracowało się przyjemnie.

     We foyer opery przygotowano poczęstunek, nie zabrakło kapuśniaku, jednej z trzech zup, które Jerzemu Maksymiukowi zawsze będą smakowały. Stałam i rozmawiałam z Ewą Piasecką Maksymiuk, kiedy w pewnym momencie szepnęła do mnie: rzucił się na kapuśniak. I tak powiedzmy było, bo po rozdaniu autografów licznym fanom, Maestro został poczęstowany zupą, podaną w białej miseczce na czerwonej serwetce. Później zasiadł do fortepianu i zagrał kilkanaście utworów między innymi fragment koncertu fortepianowego
F-moll J.S.Bacha, romans z filmu Mania z Polą Negri, muzykę Francisa Poulenca, a na zakończenie charlestona, najpierw na siedząco, później tak jak grają to czarnoskórzy muzycy, na stojąco.
     Nie lada wydarzeniem był występ Ewy, która na prośbę męża zaśpiewała pieśń Drogi miłości.

     To był przyjemny jesienny wieczór, spotkanie z wyjątkowym Białostoczaninem, zakochanym w drodze do Supraśla, moim rodzinnym mieście.

     Podczas tego spotkania dowiedziałam się o drugiej miłości Maestra i sama nie wiem czy ważniejsza w chwili obecnej jest jego miłość do żony Ewy, bez której nie może się obejść, czy też do muzyki. A może to taka magia współistnienia, jedno bez drugiego nie tworzy całości…
 
 Okiem obiektywu mojej lustrzanki

Foyer opery. W oczekiwaniu na spotkanie z Jerzym Maksymiukiem

Ewa Piasecka Maksymiuk

W czasie kiedy fani oczekują w kolejce po autograf ja zwiedzam budynek

Lubię szkło, które nie zamyka przestrzeni

Na szklanych balkonach ustawiono sztalugi z fotografiami ptaków

Można wejść na szklaną podłogę i z balkonu obserwować foyer

Kolumny owinięte pismem muzycznym

Kawiarniana nisza

Pierwsze piętro budynku

Winda po prawej

Część kawiarniana

Elementy szklanych dekoracji klatki schodowej

Wejście na pierwszy poziom budynku opery

Mnie się podoba...

Jerzy Maksymiuk rozdaje autografy

Chwilę rozmawia z każdym miłośnikiem jego twórczości

Jedna z młodych pań powiedziała, że dzięki niemu pokochała muzykę

Jerzy Maksymiuk do autografu dodaje nutki na pięciolinii

Szczęśliwe kwiaty! Im wolno wyrazić wszystkie pragnienia, i smutki, i trwogi... /A.Asnyk/

Przez chwilę rozmawiałam z Ewą, uroczą kobietą

Jeszcze kilka autografów...

Andrzej Brański zaprosił mnie na kolejną premierę Przyjaźń Artysty

Ewuniu, zaśpiewaj nam proszę...

No i były brawa dla Ewy Piaseckiej Maksymiuk

A to pewnie utwór Francisa Poulenca

A teraz może fragment koncertu fortepianowego F-moll J.S. Bacha

Jesienny wieczór w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku

Maestro Jerzy Maksymiuk przy fortepianie

Charleston na stojąco

Na zakończenie dźwięki z naciśniętym pedałem

     Premiera filmu Jerzy Maksymiuk. Zatrzymać się w Białymstoku
w Operze i Filharmonii Podlaskiej przy ulicy Odeskiej 1.
     Scenariusz i reżyseria: Andrzej Brański, zdjęcia Roman Wasiluk,
Jacek Wiśniewski.
     Film zrealizowano dzięki dofinansowaniu z budżetu Miasta Białegostoku.

     Wtorek, 22 października 2013 roku