niedziela, 23 września 2018

Atrakcje Kazimierza Dolnego jednego z najpiękniejszych polskich miast


    Kolejny dzień upalnego lata w Kazimierzu Dolnym zaczęliśmy od obfitego, smacznego śniadania w hotelowej restauracji. Czekał nas cały dzień zwiedzania miasta i okolicy, w palącym słońcu, pod błękitnym niebem bez cirrusów, cirrocumulusów, stratusów, stratocumulusów czy też innych chmurnych parasoli.
    Najpierw postanowiliśmy przejść się w górę Wąwozem Małachowskiego i zobaczyć wzniesiony w 1936 roku Dom Marii i Jerzego Kuncewiczów zwany także Willą pod Wiewiórką. Zobaczyliśmy go tylko z zewnątrz podpartego rusztowaniami, świadczącymi o jego remoncie.



    Rankiem w wąwozie panował przyjemny chłód, optymalna temperatura przyciągająca komary z całej chyba okolicy - zatrzymanie się chociażby na kilka sekund gwarantowało krwiożerczemu owadowi doskonałego żywiciela.
    W pośpiechu zrobiliśmy kilka zdjęć temu historycznemu miejscu związanemu z 29-letnim hrabią Juliuszem Małachowskim, który 18 kwietnia 1831 roku bronił tu Kazimierza Dolnego przed najeźdźcą rosyjskim. Dowodząc kontratakiem kosynierów zginął na skraju wąwozu. Być może, przyczyną tego smutnego zakończenia tak młodego życia był stoczony dzień wcześniej ciężki bój pod Wronowem, czego skutkiem był między innymi brak amunicji.

    Na krótki odpoczynek zatrzymaliśmy się przy Domu Pracy Twórczej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich położnego na górze Małachowskiego, w samym środku Kazimierskiego Parku Krajobrazowego, w sąsiedztwie Domu Kuncewiczów. Budynek powstał w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, i modernizowany, jest dzisiaj nie tylko tradycyjnym miejscem spotkań środowiska dziennikarskiego.




    Ta całkiem niedługa wspinaczka, przy wysokiej temperaturze i po intensywnym zwiedzaniu dnia poprzedniego tutaj, nadwyrężyła nasze siły i już rankiem czuliśmy zmęczenie spacerując jedną z najciekawszych kazimierskich ulic, ulicą Lubelską, począwszy od kościoła świętej Anny aż do ulicy Szkolnej.
    W szesnastym wieku w miejscu kościoła znajdowała się drewniana świątynia pod wezwaniem Świętego Ducha, która została przebudowana w latach 1635-1671, otrzymując cechy renesansu lubelskiego. Powstał wówczas, na wzór kazimierskiej fary, murowany jednonawowy kościół z węższym od nawy półkoliście zamkniętym prezbiterium. Wykonano renesansowe szczyty ozdobione pilastrami zwieńczonymi piramidkami. Sklepienie nawy oraz prezbiterium pokryto prostą siatką sztukaterii.
    W osiemnastowiecznym ołtarzu znajduje się obraz przedstawiający świętą Annę wraz z Matką Bożą i Jezusem. Drewniane ołtarze boczne pochodzą z siedemnastego wieku. Uwagę zwraca renesansowa polichromia na łuku tęczowym.
    Znajdujący się obok kościoła budynek pełnił niegdyś rolę szpitala oraz przytułku dla osób ubogich i starszych. Obecnie jest siedzibą kazimierskiego ośrodka kultury, promocji i turystyki.





    Na ulicy Lubelskiej usiedliśmy w cieniu starej studni, widniejącej na gminnej liście zabytków, usytuowanej przy przedszkolu.


    A na rozwidleniu, przy ulicy Szkolnej, imponującym wyglądem uwagę przyciągał nowy pięknie przeszklony budynek Gminnego Zespołu Szkół ulokowany na niewielkiej skarpie obłożonej piaskowcem, tuż za szesnastowieczną Kapliczką Słupową z rzeźbą Chrystusa Frasobliwego - zwana Bożą Męką.
    We wrześniu naukę w tej nowoczesnej placówce rozpocząć miało około dwustu dwudziestu uczniów.



    Na rynek wracaliśmy tą samą ulicą Lubelską, uważnie przyglądając się uroczym willom z prywatnymi galeriami sztuki i innymi usługami oraz dawnej synagodze, zbudowanej w połowie osiemnastego wieku, pełniącej rolę Domu Gościnnego Beitenu. Na ścianie synagogi umieszczono tablicę pamiątkową z napisem Ku czci trzech tysięcy polskich obywateli żydowskiej narodowości, dawnych mieszkańców Kazimierza Dolnego, zamordowanych przez okupanta hitlerowskiego w czasie II wojny światowej.














    Upał zmusił nas do chwilowego schronienia się w cieniu kolejnej studni, ale nie tej w centralnej części rynku, tylko tej znajdującej się przy Zacnych Trunkach.


    Później chłodziliśmy się przy zabytkowej kazimierskiej studni, z której jak głosi tabliczka, woda nadaje się do picia, a także służy do umycia owoców zakupionych na targu, który odbywa się na głównym rynku we wtorki i piątki, od wczesnego ranka do godzin południowych. Zaliczyliśmy wtorkowy targ, pełen kolorowych kwiatów, dojrzałych owoców, świeżych warzyw, grzybów i miodów oraz lokalnego rzemiosła dnia następnego.
   Dobrym pomysłem była mgiełka wodna, która skutecznie, chociaż na chwilę obniżała temperaturę ciała.










    Oboje udawaliśmy, że jesteśmy pełni wigoru i gotowi do kolejnych wyzwań turystycznych, ale kiedy ujrzeliśmy przybywające na rynek zielone meleksy postanowiliśmy skorzystać z tego środka lokomocji i wraz z niewielką grupą osób odbyć przejażdżkę po Kazimierzu Dolnym. Pierwszą atrakcją był bulwar nad Wisłą, około czterokilometrowy deptak
zaczynający się przy parkingach u wjazdu miasta z równoległą do niego drogą wjazdową, przy której usytuowane zostały miedzy innymi kazimierskie spichlerze - okazałe, pięknie zdobione budynki dawnych magazynów zbożowych przypominające czasy świetności Kazimierza Dolnego, jednego z najważniejszych portów rzecznych i ośrodków handlu zbożem w Rzeczypospolitej oraz Hotel Król Kazimierz, którego część stanowi siedemnastowieczny spichlerz zbożowy.

























    Kolejnym punktem naszego zwiedzania zielonymi meleksami był Kirkut na Czerniawach - cmentarz żydowski, na którym od 1851 roku do drugiej wojny światowej chowano miejscowych Żydów. W czasie wojny odbywały się tu masowe egzekucje wykonywane na ludności polskiej i żydowskiej. Decyzją władz niemieckich cmentarz zniszczono, a nagrobnymi macewami wybrukowano drogę dojazdową i dziedziniec siedziby gestapo, która mieściła się w klasztorze OO. Franciszkanów.
    W 1984 roku, z odzyskanych i uratowanych płyt nagrobnych wzniesiono symboliczny pomnik, nazywany kazimierską ścianą płaczu. Projektantem ściany przeciętej na dwie części symbolizujące tragiczny los polskich Żydów był Tadeusz Augustynek. Płyty nagrobne pogrupowano zgodnie z obowiązującym na cmentarzach żydowskich podziałem na kwatery męskie i kobiece: po lewej umieszczono w większości nagrobki kobiet, po prawej mężczyzn. Część płyt nagrobnych znajduje się w ziemi, przed i za ścianą płaczu.






















    Kolejnym ciekawym zabytkiem na trasie przejazdu była Stara Chata z przełomu wieków siedemnastego i osiemnastego - cenny zabytek, pamiątka rodziny Kobiałków, w dolinie rzeki Godarz, przy szlaku prowadzącym do Wąwozu Korzeniowy Dół.


    Wąwóz Korzeniowy Dół od dawna spędzał mi sen z powiek, no i wreszcie zdumionymi z wrażenia oczami go ujrzałam. Dziwując się, przystając co krok robiłam zdjęcia temu naturalnemu zjawisku uformowanemu w lessowej glebie, która bardzo dobrze magazynuje wodę i silnie podlega erozji wodnej.
    W upalny dzień, przy błękitnym niebie, głęboki wąwóz sprawiał wrażenie bajecznej krainy. Przedzierające się do wnętrza przez gęstą zieleń światło malowało ściany wąwozu rozmaitymi kolorami. Dominowały odcienie żółci, pomarańczy, brązu, rdzy przechodzącej w płonącą czerwień a także zielone. Tajemniczości nadawały mu fantastycznie poskręcane korzenie rosnących na skarpach drzew.



















     Nasza wyprawa meleksami zakończyła się na rynku. Pokręciliśmy się jeszcze po jego obrzeżach, po czym wdrapaliśmy się na kolejne wzgórze, do klasztoru OO. Franciszkanów-Reformatorów, zbudowanego w latach 1588-1591 na starym cmentarzysku Wietrzna Góra. W 1600 roku umieszczono w nim cudowny obraz Zwiastowania przez co stał się sanktuarium maryjnym.
    W 1942 roku Niemcy zamienili klasztor na siedzibę gestapo, pomieszczenia zakonne na koszary i miejsca kaźni, piwnice na cele więzienne, w których zamordowano dziesiątki niewinnych ludzi.
    Od 1944 roku swą siedzibę miały tam: policja kryminalna, a w czasie frontu wojsko sowieckie.
    W 1945 roku powrócili ojcowie i dalej króluje Matka Boska Kazimierska.
     Na wewnętrznym dziedzińcu - wirydarzu - znajduje się głęboka na dwadzieścia pięć metrów studnia z kołowrotem, datowana na 1629 rok.
    Kościół Zwiastowania Najświętszej Marii Panny i klasztor otacza osiemnastowieczny mur, wokół którego warto się przejść i ze wzgórza popatrzeć na miasto, a także z dalszej perspektywy obiektywem aparatu objąć sanktuarium - przy pięknej pogodzie widoki imponujące.
    Do świątyni można wejść po dość stromych, obudowanych schodach.




































    Po obiedzie wstąpiliśmy do kazimierskiej fary.
Dzisiaj trochę ciekawostek na temat tego kościoła pod wezwaniem świętych Jana Chrzciciela i Bartłomieja, ufundowanego przez Kazimierza Wielkiego około 1325 roku i rozbudowanego w stylu renesansowym w latach 1610-1613.
   Zajrzyjmy do wnętrza - najpierw prezbiterium, w którym uwagę przyciąga barokowy ołtarz z obrazem przedstawiającym męczeństwo świętego Bartłomieja, a także Kazimierza Jagiellończyka, rokokowe osiemnastowieczne tabernakulum,
rzeźbione renesansowe stalle z początku siedemnastego stulecia, ambona intarsjowana różnymi gatunkami drewna, nad baldachimem której znajdują się późniejsze w stylistyce symbole ewangelistów…
  
 W ołtarzu po prawej stronie łuku tęczowego znajdują się obrazy przedstawiające: Marię Magdalenę i aniołów przy pustym grobie a w predelli sceny z życia świętej Cecylii - patronki muzyki kościelnej.
    W ołtarzu po lewej stronie łuku tęczowego umieszczono obrazy: Ukrzyżowanie Chrystusa i sceny żywota świętego Wojciecha.
    Przy wejściu bocznym zauważamy renesansową chrzcielnicę z 1587 roku, pochodzącą prawdopodobnie z warsztatu Santi Gucciego z Florencji.
    Zawieszony na środku nawy żyrandol z porożem jelenia, związany jest z legendą o jego upolowaniu przez Kazimierza Wielkiego i ufundowaniu z tego powodu kościoła w Kazimierzu. Żyrandol zdobi figura Matki Bożej stąpającej po Księżycu, otoczonej promieniami słonecznymi.































    Największe jednak wrażenie zrobił na mnie chór muzyczny ze wspaniałym prospektem organowym wykonanym z drzewa modrzewiowego w 1620 roku i organami zamontowanymi pięć lat później. Wykwintnego smaczku nadają temu miejscu barokowe putta z rekwizytami. Mówi się, że są to najstarsze organy w Polsce, zachowane w całości. 











    Po krętych schodach wejdźmy na górę i przyjrzyjmy się zawieszonym tam obrazom i ogarnijmy raz jeszcze całe wnętrze fary, do której przez wysokie okna przeciska się światło pięknego, słonecznego, letniego dnia.






    Na popołudnie wymyśliliśmy sobie rejs jednym ze statków zacumowanych przy Przystani Żeglugi Pasażerskiej. Wypływając w górę Wisły podziwialiśmy oddalający się coraz bardziej Kazimierz, który również i z tej perspektywy zachwycał swoim położeniem i zabudową.
    Podczas gdy ja pstrykałam zdjęcia z widokiem na Basztę zwaną Wieżą Łokietka, zamek dolny, kościoły, klasztory i budynki miasta, Ryszard prowadził rozmowę z kapitanem statku. Z niedowierzaniem słuchał jego opowieści o tym jak wyglądało koryto Wisły kilkanaście a nawet kilkadziesiąt lat temu i teraz. Susza tego roku znacznie obniżyła poziom rzeki, tak że maksymalna jej głębokość wynosiła około 130 centymetrów. Kapitan podkreślał, że umiejętnie omija płycizny i że tego lata nie zawsze możliwa była żegluga po płytkich wodach i promowa przeprawa z jednego brzegu na drugi. Mieliśmy szczęście zobaczyć prom przeciągany linami.






















    Płynęliśmy w górę do Mięćmierza i z powrotem podziwiając także nieczynny już kamieniołom opok wapienno-krzemionkowych w Nasiłowie, który pomału zarasta i ginie w zieleni. Być może następnym razem zbadamy go bezpośrednio z lądu a nie z wody. Ta geologiczna atrakcja ciągnąca się na odcinku około pięciuset metrów zlokalizowana jest w okolicach przeprawy promowej przez Wisłę do Janowca. Z jednej strony ogranicza go wąwóz Zimny Dół, a od strony Mięćmierza zamyka go droga prowadząca wąwozem Granicznik.






    Wielką niespodzianką był dla nas wspaniały widok na zamek w Janowcu z początków szesnastego wieku, należący niegdyś do rodów magnackich Firlejów, Tarłów i Lubomirskich.



    Resztki energii zostawiliśmy na relaks w hotelowym basenie.
    Kolejny, ostatni dzień pobytu w Kazimierzu Dolnym rozpoczęliśmy również znakomitym śniadaniem, a później wybraliśmy się na ryneczek i drobne zakupy. W Piekarni Sarzyński z ogródkiem wypełnionym pierwszymi gośćmi (miejscem, moim zdaniem, nieco przereklamowanym) kupiliśmy kazimierskie wypieki, chleb i buły - słynne koguty oraz butelkę miodu pitnego.













    Przed wyjazdem, zażyliśmy po raz ostatni kąpieli w hotelowym basenie.
A po drodze zwiedziliśmy pałac Czartoryskich w Puławach i na chwilę zajrzeliśmy do Łosic, ale o tym w kolejnym poście.

   
Kazimierz Dolny, 18-21 sierpnia 2018 roku