wtorek, 24 kwietnia 2018

Madera - Garajau i Ponta do Garajau z pomnikiem Chrystusa Króla (Cristo Rei do Garajau)



    Na Maderę wybraliśmy się bezpośrednim lotem czarterowym z Warszawy, zaoszczędzając w ten sposób sporo czasu na przesiadkach, na przykład w Lizbonie albo Porto w przypadku gdybyśmy zechcieli polecieć tam liniami regularnymi. O lotnisku w Santa Cruz wspominałam w poprzednich dwóch postach.
    Zamieszkaliśmy w trzygwiazdkowym hotelu w niewielkiej miejscowości Garajau na południowym brzegu wyspy. Hotel spełnił nasze oczekiwania - otrzymaliśmy przestronny pokój z dużym balkonem, widokiem na rozległy ogród z basenami i ocean. Z basenów, również z tego w budynku, z podgrzewaną wodą, nie korzystaliśmy,
mimo iż na taką ewentualność byliśmy przygotowani. Woleliśmy poznawać ten niezwykły zakątek ziemi niż wypoczywać nad wodą. Po obfitym śniadaniu wsiadaliśmy w wypożyczony samochód i ruszaliśmy przed siebie. Wracaliśmy około godziny dziewiętnastej na kolację i każdego wieczoru serwowaliśmy sobie przepyszne ryby, warzywa i owoce, ja zamawiałam kieliszek czerwonego wina, Ryszard wypijał nieco więcej tego trunku i dodatkowo, powiedzmy na deser, szklaneczkę schłodzonego piwa.












    Pierwszego dnia niepotrzebnie kupiliśmy owoce w sklepie Frutas e Legumes po przeciwnej stronie ulicy - było ich wystarczająco dużo w hotelowej restauracji. 

    Garajau to spokojna miejscowość bez większych atrakcji i tak jak wszystkie wsie i miasteczka położona jest na stromym zboczu. Z hotelowego balkonu mogliśmy zobaczyć: w dole po lewej stronie, ocean a w górze po prawej, krótki fragment via rápida, na który to wjeżdżaliśmy rankiem Fiatem Punto i stamtąd kontynuowaliśmy naszą maderską przygodę.




     W lokalizacji tej, w niewielkiej odległości od naszego miejsca zamieszkania, znajdowała się jedyna chyba atrakcja turystyczna - cypel Ponta do Garajau, z ogromnym pomnikiem Chrystusa Króla (Cristo Rei do Garajau) i plażą (Praia do Garajau). 





    Poszliśmy tam pieszo w pierwszym dniu naszego pobytu. Słońce grzało mocno konkurując z silnym wiatrem od oceanu. W obawie przed przegrzaniem osłoniłam głowę chustą. Stromą ulicą zeszliśmy na klif dwustumetrowej wysokości, górujący nad kamienistą plażą, na którą można było zjechać wagonikiem kolejki po niemalże pionowych linach umocowanych blisko skał (cena biletu 2,50 euro) lub samochodem po bardzo krętej drodze.















    Widok z punktu Miradouro do Cristo Rei do Garajau oszałamiał pięknem. Niegdyś, a dokładnie do 1770 roku, zrzucano stamtąd do oceanu wszystkich zmarłych wyznawców wierzeń innych niż wiara katolicka, jako że na wyspie grzebać ich nie można było. I tak oto dla upamiętnienia tych wydarzeń, w 1927 roku, na klifie dwustumetrowej wysokości, wzniesiono czternastometrowy  pomnik ku czci Najświętszego Serca Pana Jezusa z otwartymi ramionami skierowanymi w stronę oceanu. Został on sfinansowany i zbudowany na polecenie prawnika Aires de Ornelas, syna ostatniego morgado (odpowiednik majoratu) z Caniço.
    Tego samego dnia, 30 października 1927 roku, inaugurowano statuę Cristo Rei i drogę łączącą ją z Cancel. Autorem rzeźby jest Francuz Georges Serraz (1883-1964).
    Cristo Rei do Garajau
powstał cztery lata wcześniej niż Cristo Redentor (Chrystus Odkupiciel) w Rio de Janeiro.










    Jak już wspomniałam widoki na ocean i skaliste klify były oszałamiająco piękne. Z powodu zmurszałych drewnianych schodów i barierek zamknięta niestety była ścieżka wiodąca w dół, której początek znajdował się przy platformie ze statuą Zbawiciela.













 Madera, Garajau, 3 kwietnia 2018 roku