sobota, 28 września 2019

Warszawska Radość - Ogród Joanny


    Piękny, pełen harmonii Ogród Joanny, na pierwszy rzut oka kojarzyć się może ze słowiańskim świętym gajem, choć tak naprawdę, nie wiemy jak owe gaje dokładnie wyglądały, czy były miejscem kultu jednego określonego bóstwa, czy też stanowiły grupę sanktuariów zróżnicowaną pod względem funkcjonalnym. Jedno wiemy na pewno - w takim miejscu, ponad inne drzewa, wywyższany był dąb - święte drzewo Gromowładnego w wierzeniach Słowian i Bałtów, wiązane z kultem Peruna bądź Perkuna.
    I chociaż w Ogrodzie Joanny dęby nie rosną, to, do mnie osobiście, skojarzenie ze słowiańskim świętym gajem jak najbardziej przemawia. Brakuje mi w nim jedynie odrobiny chaosu, jakieś tajemniczej dzikiej mocy, która każe się nam trzymać na baczności, która pobudza wyobraźnię, wprowadza w stan niepokoju i niepewności - oto znaleźliśmy się w miejscu, rządzącym się własnymi prawami, niekontrolowanymi przez człowieka, podporządkowanemu siłom natury.

   
W nieco wyidealizowanym Ogrodzie Joanny zło nie czai się za kępą krzewów. W ogrodzie Joanny, pod gęstym sosnowym parasolem panuje ład, porządek i spokój. W idylliczny nastrój wprawia rozproszone światło niedzielnego wrześniowego poranka.
    Ogród Joanny charakteryzuje piętrowy układ roślinności. Joanna nie walczyła o zmniejszenie kwasowości podłoża i posadziła rośliny, które na takiej glebie dobrze rosną. Pod koronami okazałych, wysokich sosen, znajduję azalie, różaneczniki, hortensje, funkie i inne kwasolubne. Uwagę przyciągają hortensje pnące, ciasno oplatające pnie drzew. Cała ta wzniosła natura panoszy się na wyjątkowo pięknym, zielonym dywanie, tworząc urokliwe kompozycje.























    Moją kontemplację ogrodu kończy śniadaniowy gong.
   Mniej więcej około godziny dziesiątej zebrało się całe nasze białostockie towarzystwo, które w sobotę przyjechało świętować sześćdziesiąte urodziny Joasi i trzynastą rocznicę jej ślubu z Andrzejem.

  
Do Warszawskiej Radości zaproszeni byliśmy na godzinę szesnastą, najpierw na aperitif w Ogrodzie Joanny, a później do odległej o około dwóch kilometrów karczmy znajdującej się na terenie Centrum Konferencyjno-Szkoleniowego Boss w Mazowieckim Parku Krajobrazowym.

   
Podczas aperitifu białostockie dziewięcioosobowe grono złożyło Jubilatce życzenia, które przygotowała Halinka. Rapowaliśmy:

Sześćdziesiąt
To dużo i mało

Sześćdziesiąt
Więcej by się zdało

Sześćdziesiąt
Minęło jak dzień

Sześćdziesiąt
Wciąż nadzieja ma sens

Życzymy
Miłości i szczęścia

Składamy
Życzenia najszczersze

Niesiemy
Sto lat Ci w darze

Śpiewamy
Niech Ci się darzy

 
Halinka także przerobiła nieco fragment piosenki Ech mała, Maryli Rodowicz, który to razem z życzeniami stu lat także zaśpiewaliśmy:

Ech mała, poszalej
Masz sześćdziesiąt lat
Coś zapal i nalej
Tak dużo daje świat
Baw się wreszcie zapałkami
Niech cię sparzy żar
Nie siedź w domu wieczorami, kiedy kusi bal

Ech mała, poszalej
Garściami bierz co chcesz
Takie życie mała
Takie jest   

 
    Przed podaniem głównego dania Jubilatka podziękowała wszystkim za moc serdeczności i przypomniała, od kiedy przyjaźni się z Białostoczanami. Było to bowiem chyba jedno z najważniejszych wydarzeń w jej życiu. Tak naprawdę, wszystko zaczęło się od wspólnych wyjazdów na narty. To w zakopiańskiej karczmie Bąkowo Zohylina Wyźnio zaiskrzyło pomiędzy nią a Andrzejem, co później przerodziło się w wielkie, do dziś trwające, uczucie. Na pamiątkę tego wydarzenia Joanna swoje sześćdziesiąte urodziny i trzynastą rocznicę ślubu zorganizowała właśnie w karczmie i na jednej ze ścian zawiesiła kilka zdjęć z narciarskich wyjazdów.





























    To była wspaniała okazja do kolejnego spotkania Przyjaciół, nie tylko tych z Białegostoku, ale także z Warszawy i innych miast. 


















    Po niedzielnym śniadaniu wyruszyłam z Ryszardem na południe Polski. Na kilka dni zaprosili nas Terenia i Aleksander, wspaniała para ludzi, o wielkich sercach i niezwykłej gościnności.
 
    Warszawa, 14-15 września 2019 roku