niedziela, 19 lutego 2023

Antalya skąpana w lutowym słońcu

    W lutym tego roku zachwycałam się po raz drugi położeniem Antalyi i samą Antalyą. Na moim blogu znaleźć można 19 postów opisujących moją poprzednią podróż po południowo zachodniej Turcji począwszy od Antalyi aż po Daylan. Wspaniała przygoda! Mnóstwo ciekawych historycznie, geograficznie, krajobrazowo i kulturowo miejsc!

   
Tym razem do Antalyi przyjechałam z Alanyi, w której wraz z Ryszardem spędzałam czas na wędrówkach po mieście, plażach i okolicach, w lutowym słońcu, z dala od polskiej kapryśnej zimy. Mimo bardzo wietrznej pogody czuliśmy się doskonale, choć nie ukrywam, że skutki długich pieszych wypraw odczuwam do dziś i nie jestem pewna czy agresywne powiedziałabym masaże nóg i stóp
w hotelowym spa bardziej mi zaszkodziły niż uleczyły.

   
Do Alanyi jeszcze wrócę w kilku następnych postach a dzisiaj pokażę Antalyę. Poprzednim razem
kliknij tutaj nie miałam zbyt wiele czasu na to, aby zejść do portu i bliżej mu się przyjrzeć. Nie sfotografowałam też rzymskiej Bramy Hadriana z drugiego wieku.
    Zatem zaczynamy. Na początku dodam, że w Antalyi niemal zawsze świeci słońce i mimo bardzo wietrznej pogody w lutym, ludziska z przyjemnością wylegają na promenady, do parków, przesiadują na ławkach, spacerują. Symbolem miasta jest pomarańcza.






   
Najpierw Düden i Falez Parkı. Atrakcją tego miejsca jest wodospad rzeki Düden zwany arbuzowym. Legenda mówi, że niegdyś dawno, dawno temu na polach, po obu stronach rzeki uprawiano arbuzy. Pewnego razu wezbrane wody porwały wszystkie owoce, które z hukiem rozbijając się o skalny klif wpadły do morza.
    Jest też inne wytłumaczenie tej nazwy. Otóż w czasach, kiedy nie było jeszcze chłodziarek, a ludzie lubili przebywać na powietrzu i korzystać z dobrodziejstw natury, kiedyś tak jak i dzisiaj przy uczęszczanych szlakach i ścieżkach znajdowały się punkty małej gastronomii, które oferowały spragnionym turystom i podróżnym zimne napoje, owoce i inne płody ziemi i właśnie tutaj rolnicy sprzedawali soczyste arbuzy chłodzone i przechowywane w wartkich wodach rzeki, która z potężną siłą i hukiem
wpada do morza z wysokości 39 metrów - wspaniałe zjawisko! Nie zapominajmy o tym, że latem temperatury powietrza są bardzo wysokie!











   
Parkowa ścieżka wiedzie wzdłuż malowniczego klifu i im dalej od wodospadu tym ciszej, spokojniej i mniej wietrznie, a widoki z wysokiego klifu na góry Taurus niezapomniane. Królują tu wszystkie odcienie niebieskiego.


















   
Opuszczamy to niezwykłe miejsce i udajemy się w kierunku starego miasta dzielnicy
Kaleiçi.
    Kiedy byłam tu kilka lat temu, niektóre zabytki były odrestaurowywane i trwały prace archeologiczne.















   
Na teren dzielnicy Kaleiçi wiedzie monumentalna Brama Hadriana
(Hadriyanüs Kapısı) wkomponowana w mury obronne miasta, pomiędzy dwie wieże: południową (Julii Sancty) i północną. Wzniesiono ją na pamiątkę odwiedzin cesarza Hadriana w Attalei (Antalyi). Jego statua znajduje się w pobliżu. W kamiennej drodze, pod środkowym łukiem, widać głębokie ślady antycznych kupieckich wozów. Przechodzić tamtędy należy bardzo ostrożnie, bowiem łatwo skręcić sobie nogę albo poślizgnąć się.























 
   
W Wieży Zegarowej
(Saat Kulesi), po niedawnym remoncie, nie zawieszono jeszcze zegarów w okrągłych niszach.


   
W antycznej części miasta stoi wiele budynków osmańskich podzielonych murami z czasów rzymskich.
Mieszkali tu wysocy rangą urzędnicy Turcji osmańskiej (paşa (pasza, basza) w języku polskim pan), stąd może nazwa jednego z hoteli Alp Paşa, polecanego przez biura podróży.
    Przyjrzyjmy się ciasnej zabudowie, wąskim klimatycznym uliczkom, gdzie w porze zimowej trudno o dobre światło po obu ich stronach.






















    Z plątaniny uliczek wychodzimy na górne tarasy widokowe, często z barierami wykonanymi z transparentnych materiałów, co wzmaga efekt odbioru krajobrazu. Zieleni tu pod dostatkiem, tylko z rzadka pojawiają się drzewa gubiące liście zimą. No i te równolegle ułożone względem siebie pasma gór z typowo alpejską rzeźbą terenu, schodzące stromo do morza - Taurus Zachodni nad zatoką Antalya… i to nie góry w morzu, ale raczej morska bajecznie niebieska toń odbija się w ich zboczach i tylko śnieg na najwyższych szczytach rysuje ich górną granicę. Penetrowałam te szczyty podczas poprzedniej podróży.


























     Zejdźmy teraz do zabytkowego, pamiętającego okres rzymski portu Kaleiçi Yat Limani, podziwialiśmy go przed chwilą z górnych tarasów.





   
Na górę wjeżdżamy panoramiczną windą Kaleiçi i tu również z tarasu widokowego robimy kilka zdjęć. Obiekt oddano do użytku w 2014 roku.

   
W oczy rzuca się jeden z symboli Antalyi, 38 metrowej wysokości wieżyczka Żłobkowanego Minaretu (Yivli Minare). Minaret należał do wzniesionego w 1230 roku seldżuckiego meczetu, który został zniszczony w XIV wieku, a następnie odbudowany.
Na szczyt minaretu prowadzi 90 schodów.

















      Chwilę pokręciliśmy się po obszernym placu Tophane Parkı ze statuą przedstawiającą Mustafę Kemala Atatürka pierwszego prezydenta Republiki Turcji.





   
Zwróciliśmy też uwagę na linię tramwajową tam przebiegającą. W 2009 roku otwarto nową niemal dwukrotnie dłuższą linię z szesnastoma przystankami, pierwsza liczy sobie sześć kilometrów długości i posiada dziewięć stacji.



   
Na kolację wróciliśmy do Alanyi. 

    Antalya
, 07.02.2023