środa, 23 lipca 2014

Wąwóz Saklıkent i NWO czyli coś niecoś o Nowym Porządku Świata



  cd  W ilu miejscach można być tylko jednego dnia, ile można przeżyć, ile   zobaczyć, ile zmysłów można porazić zamykając za sobą drzwi domu.
Czasami nie mogę uwierzyć w to, że w ciągu kilku godzin, ba, kilku minut, sekund wydarzyło się aż tyle!
    Ci co mnie znają, wiedzą już, że od dawna nie oglądam telewizji i że nade wszystko cenię sobie czas spędzony aktywnie na łonie natury. Być może kiedyś moja kondycja osłabnie i wówczas świat będę podziwiać z innej perspektywy, w inny sposób, ale póki co cieszę się, że moje fizyczne możliwości przewyższają często możliwości znacznie młodszych ode mnie osób i pozwalają mi na odcięcie się od wszelkich mediów, ogłupiających człowieka. Nie dam się zamknąć w domu przed szklanym ekranem i nie zrozumie mnie ten, kto jest jego niewolnikiem.

   
Moje emocje związane z moim odkrywaniem świata mogę porównać do emocji ślepca, który nagle odzyskał wzrok i oniemiał z wrażenia na widok tego co ujrzał.
    Nie wszyscy posiadają taki dar i w błękicie na przykład nieba nie widzą niczego szczególnego, pod warunkiem że jest błękitne, chi, chi, chi i nie osnute sztuczną chmurą wywołaną przez opryski kancerogenną mieszaniną, która rozłożona w czasie drąży kamień jak przysłowiowa kropla wody, rujnuje nasze zdrowie, które z każdym oddechem obniża naszą odporność immunologiczną, a z każdą kroplą deszczu skaża glebę, która nas żywi.
    Nie, nie, nie! Nie jestem oszołomem! Ale ten kto w to nie wierzy, może mnie tak nazywać. Obserwuję niebo i potrafię odróżnić zwykłe smugi kondensacyjne pozostawione na niebie przez przelatujące samoloty, od smug chemical trails (chemtrails), które krzyżują się jak szachownica, rozrastają w szerokość, po czym zbitymi w jedną masę kłębuszkami zasłaniają cały błękit nieba i odbijają promienie słoneczne. Nie tak dawno, zaledwie kilka dni temu kiedy zastanawiałam się nad faktem barku owych smug nad moją głową w ostatnich dwóch a może nawet trzech miesiącach, to one znowu się pojawiły...

   
Dziwię się, a wręcz nie rozumiem tych co wybierają się na wycieczkę do lasu ze słuchawkami w uszach, albo wjeżdżają samochodem na leśną polanę z nastawionym na cały regulator głośnikiem radiowym lub odtwarzaczem płyt CD, po czym z niego wysiadają i przez otwarte okna nadal słuchają jazgotu dobiegającego z wewnątrz, który mocno drażni tych co pragną posłuchać innej muzyki, innego śpiewu.
    - Po co zatem walą na łono natury?
    A no pogadać przez telefon komórkowy. Wczoraj na ten przykład, podczas mojej rowerowej przejażdżki, zrobiłam sobie krótki przystanek na plaży Pólka.
    - I co widzę?
    Jeden facet nerwowo chodzi wzdłuż brzegu rzeki i oczywiście rozmawia przez telefon, drugi zaś obserwuje jak jego dziecko karmi bułkami kaczki, a dwie towarzyszące im panie ściskają w dłoniach...  - no co ściskać mogą? Oczywiście telefony komórkowe!
    - Jaki zatem wniosek?
    Połowa z nas nie dostrzega tego co się wokoło dzieje.
    Dzisiaj rzadko kto chodzi na Pólko pieszo, z plecakiem, bez zbędnego sprzętu, dzięki któremu poprzez satelity zawsze można człowieka namierzyć czyli zlokalizować.

   
W wolne od pracy dni, tak zwane z angielska weekendy, ludziska tłumnie przyjeżdżają samochodami na Pólko, z bagażnikami upchanymi czym tylko się da. Na szczęście sprzątają po sobie i mnóstwo plastikowych butelek i kolorowych opakowań po sztucznej żywności wrzucają do śmietników poustawianych w wielu miejscach albo palą w ogniskach.

   
Kiedy ja byłam dzieckiem, na plażę nie zabierałam niczego. Pamiętam nawet dzień, w którym nauczyłam się pływać..., chi, chi, chi... pieskiem. Po szkole, poszliśmy sporą grupą kolegów i koleżanek nad rzekę, na Zajmę i właśnie tam to się stało. Nie miałam na sobie modnego stroju kąpielowego, jedynie zwykłe, jedwabne, bladoróżowe i nieco rozciągnięte bo niestety bez lajkry majtki, tak jak zresztą wszyscy. Wówczas to, po raz pierwszy oderwałam stopy od dna...
    Rodzice nigdy nie towarzyszyli mi w tego typu zajęciach. Wszystkiego uczyłam się sama. Czasami na gwiazdkę pod choinkę dostawałam tylko odpowiedni sprzęt: łyżwy, sanki, narty - deski... i byłam puszczana na głęboką wodę...
    Dzisiaj dzieci wyposaża się w gadżety takie jak na przykład zegarki, w których ukryte są chipy ułatwiające rodzicom zlokalizowanie dziecka. Mnie nikt nie pilnował, nie monitorował, nie śledził. Łaziłam po drzewach, wspinałam się na szczyty przedszkolnych przeplotni... i słowo daję nikt mnie nie straszył, że spadnę i się zabiję, że się utopię. A jak już kiedyś spadłam, nie z mojej winy zresztą, tylko źle przymocowanej poprzeczki na której się huśtałam, to nikomu o tym nie mówiłam ze wstydu...   

    Ech, przyszłość z wszczepionymi pod skórę chipami wcale nie jest  tak odległa jak nam się wydaje, bowiem człowiekiem manipuluje się w taki sposób, że w końcu sam domagać się będzie wszczepienia go. Media zatrują ludziom umysły
tak, że bać się będą własnego cienia i wszędzie widzieć będą tylko wrogów..., ale, ale,  to temat rzeka... i może innym razem..., tymczasem wracam do... mojej czerwcowej soboty, przesyconej widokami ruin starożytnych licyjskich miast Patary, Ksantos, Letoon i Tlos, która zakończyła się wycieczką do Wąwozu Saklıkent  wyrzeźbionego w Górach Akdağlar przez rzekę Ešen.

   
Niezwykłe przeżycie. Cały kanion ma osiemnaście kilometrów długości i oczywiście można go przejść pod warunkiem, że to lato i wody w kanionie jest mało, no i ma się do tego odpowiedni sprzęt.
    Miejscami ściany wąwozu mają trzysta metrów wysokości, a przejścia są tak wąskie, że nie przepuszczają promieni słonecznych do jego dna.
    Turysta, taki jak ja może próbować przejść czterokilometrowy, powiedzmy dość łatwy odcinek.
    Poinformowana przez moją przewodniczkę, co powinnam, a czego nie, wyruszyłam na podbój kanionu. W autokarze zostawiłam prawie wszystkie moje rzeczy. Pod szeroką chustą miałam jedynie czarną bieliznę a na nogach buty - specjalnie do tego celu przywiezione i chi, chi, chi, oczywiście telefon komórkowy w dłoni, ale nie po to żeby przez niego gadać, tylko robić zdjęcia. Bałam się, że aparat fotograficzny wart kilka tysięcy złotych może wpaść do wody przy ewentualnym upadku. Telefonu nie byłoby mi żal. Jednak nie upadłam, co przytrafiło się pewnej kobiecie, która utytłała się cała błotem i niestety poobijała dość boleśnie.
    Najtrudniejszy był początek dostępnej turystom trasy, jako że właśnie tam wpadały z gór rwące strumienie i mieszały się z biało-szarą błotnistą wodą rzeki.

   
Ja to mam szczęście, bo kiedy potrzebuję wsparcia, to zawsze pojawi się jakiś Anioł Stróż, w najtrudniejszym przejściu poda rękę i przeprowadzi bezpiecznie. Chi, chi, chi, a może to ja byłam dla niego świętym Krzysztofem?
    W takich miejscach stoją tubylcy z aparatami fotograficznymi, robią zdjęcia i przy wyjściu z wąwozu sprzedają je.
    Tak na oko przeszłam około dwóch kilometrów w jedną stronę. Ze względu na przeszkodę, której nikt nie pokonał, a próbował, wróciłam z powrotem. Po obu stronach owej przeszkody tkwiły zbyt wysokie do sforsowania głazy. Po jednym można by było się wdrapać tytłając w błocie całemu ryzykując oczywiście ześlizgnięciem się, jako że woda płynęła tam wartko. Przed drugim kamieniem zaś, błotnisty dół sięgał pachwin i trudno było oderwać nogi od grząskiego dna.
    Ci co mieli nieodpowiednie obuwie, tracili je, niektórym pękały paski od sandałów i brnęli w błocku tylko w jednym.
    Powietrze w kanionie było świeże, dobrze przefiltrowane i warto było podjąć trud przejścia nawet kilkudziesięciu metrów. Ci co nie lubią takich przygód obserwowali z drewnianych tarasów
tych co je lubią .
    Wspaniała przygoda! A następnego dnia, w niedzielę były inne błota i cudowny rejs po rzece Daylan oraz plaża Iztuzu. 





































Sobota, 7 czerwca 2014 roku
cdn

poniedziałek, 21 lipca 2014

Tlos, a przy okazji o losach imperiów i poszukiwaniu ocalenia




   
cd Tlos - w inskrypcji licyjskiej Tlawa - ze śladami osadnictwa datującymi się na około dwutysięczny rok przed naszą erą, był siódmym i przedostatnim starożytnym miastem Licji, które zwiedziłam. Ruiny innych leżały już poza Licją, we Frygii i w Karii.
    Kiedy dojeżdżałam do tego miejsca związanego z mitycznym bohaterem Bellerofontem i jego latającym rumakiem Pegazem oczom moim ukazała się najpierw ogromna skała, w ścianie której wykuto grobowiec jemu poświęcony.
    - Czy Bellerofont rzeczywiście był tam pochowany, czy tylko owa świątynia przypominać miała potomnym jego zasługi i czasy w których żył?
    Zrobiłam kilka zdjęć z drogi wiodącej do Tlos. Nie są wyraźne, jako że zmatowiałe, zakurzone szyby autokaru pozostawiały wiele do życzenia. Jednak dwa z nich pokażę, bo tylko w taki sposób mogłam sfotografować grobowiec i obiektywem objąć cały twór skalny z innymi niszami i grobowcami na jego szczycie, nad którymi wzniesiono twierdzę dla lokalnego gubernatora - krwawego feudała osmańskiego Kanlı Ağı Ali - wykorzystując fundamenty dawnej fortyfikacji licyjskiej.
    Weszłam na szczyt góry, z której roztaczał się wspaniały widok na cały zarys starożytnego Tlos i okolicę. Z akropolu, jak na dłoni widać było teatr, termy, bazylikę, stadion, nekropolię..., a także wioskę Yaka.
    Przypomnę, że Tlos, ośrodek kultu religijnego, nazywany przez Rzymian wspaniałą metropolią narodu licyjskiego, był jednym z sześciu najważniejszych miast - państw Licji. Tak jak Olympos, Patara, Ksantos, Pinara i Myra posiadał trzy głosy w radzie Ligi Licyjskiej.

    Po okresie świetności, przypadającym na drugi wiek następował stopniowy upadek  miast. Trzęsienia ziemi, plaga dżumy - szalejąca na terenach Anatolii przez dwieście lat, Wieki Ciemne, przyczyniły się do upadku kultury.
   Od szóstego do ósmego wieku kwitło piractwo na wodach Morza Śródziemnego, dodatkowo w połowie siódmego stulecia flota arabska rzuciła wyzwanie bizantyjskiej dominacji. Rozpoczęły się czasy napadów, plądrowania i polowania na niewolników, które zadały Licji ostateczny cios.
    Miasta kurczyły się do rozmiarów wsi otoczonych murami chroniącymi je przed napaścią. Patara, której port, będący jedną z baz marynarki bizantyjskiej, z czasem uległ zamuleniu z powodu braku rąk do pracy. Dzieła zniszczenia dokonały lęgnące się na powstałych mokradłach komary, które roznosiły malarię.
    Świadectwem upadku było wykorzystywanie starodawnych grobowców i kolumn do budowy umocnień miejskich, co widać w Tlos. Mur z bloków kamiennych i kolumn pozyskanych z istniejących tam budowli prezentuje jedno ze zdjęć. 














 

 





    Czas spędzony na akropolu skłonił mnie do refleksji i przypomniał mi pewien dokument, a mianowicie film pod tytułem Czterej jeźdźcy Apokalipsy, rozpoczynający się słowami Stephena Vizinczey - Każda potęga sama siebie zniszczy, jeśli uparcie będzie starała się dokonać niemożliwego.
    Dokument nawiązuje do eseju Johna Bagota Glubba o Losach imperiów i poszukiwaniu ocalenia.  Autor  dzieła twierdzi, że cykl życia imperium trwa dwieście pięćdziesiąt lat czyli dziesięć pokoleń, zaczyna się od grupy pionierów, a kończy na rozpustnikach.
    Wyróżnia w nim epokę wypraw, podboju, handlu, wpływów, intelektu oraz dekadencji czyli chleba i igrzysk. Pisze, że życie wszystkich imperiów wygląda tak samo - niezdyscyplinowane liczne wojsko, ostentacyjne popisy dostatkiem, przepaść między bogatymi a biednymi, życie na koszt państwa, obsesja na punkcie seksu.
    Najpowszechniejszą zaś cechą jest dewaluacja pieniądza. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania już dawno zrezygnowały z parytetu złota i srebra. Rzym był taki sam. Zaczęło się od rozsądnej zasady bicia srebrnej monety. Denar ulegał stopniowej dewaluacji, w końcu był  miedziany pokryty warstewką srebra, ścieraną gdy moneta przechodziła z rąk do rąk. Senatorom, którzy na początku reprezentowali lud zależało jedynie na obłowieniu się gdy dorwali się do władzy.
    Bogactwo imperium budzące  zachwyt  ukrywa nieokiełznane pragnienie władzy i dóbr materialnych. Obecnie, występują u nas wszystkie znane z historii objawy zmierzchu imperium. Kryzys ekonomiczny bowiem zawsze towarzyszył schyłkowi imperium.
    Uwagę obywateli Rzymu odwracały igrzyska gladiatorów. Gdy w ludzie wrzało, politycy urządzali wielkie zawody z tłumem gladiatorów. Robimy to samo. To charakterystyczna cecha upadku imperium.
    Widzimy olbrzymi nacisk na programy telewizyjne, które odwracają uwagę ludzi od tego co się dzieje. Sport spełnia w tym ważną rolę, jak niegdysiejsi gladiatorzy. Wprowadzono nas w letarg, na który się godzimy. Tak jak nasze gwiazdy sportu rzymscy woźnicy rydwanów zarabiali olbrzymie sumy. W drugim wieku naszej ery Gajusz Apulejusz Diokles zebrał trzydzieści pięć milionów sestercji czyli równowartość wielu miliardów dolarów.  Teraz wiem, dlaczego grobowce gladiatorów są tak okazałe i bogate. Do tej pory karmiona filmami sądziłam, że nieszczęśni  niewolnicy  toczyli walki na arenach tylko po to żeby przeżyć.
     Dziwną rzeczą, w epoce schyłkowej był inny zawód otaczany przesadnym kultem. W Rzymskim, Otomańskim i Hiszpańskim Imperium uwielbiano kucharzy.
    Typowy koniec - najlepsze potrawy, stroje, muzyka, filmy, reality show, albo czasopismo. Nie możesz nasycić się tym co zbędne, potrzebujesz silnych przekonać moralnych by królowała godność. Przeważa apatia i amoralność nawet polityczna. Większości na niczym nie zależy, czyli mamy do czynienia z naturalną entropią. Każdy żywy organizm, a takim jest także imperium, z czasem umrze.
    - Pytamy - jak?
    - Po serii brutalnych wydarzeń, czy będzie konało przez dłuższy czas?
    Pokolenie powojenne, urodzone w epoce dekadencji, dopuściło się największego marnotrawstwa zasobów w historii ludzkości. Wybraliśmy system i utrzymujemy go choć jest jednym z najgorszych sposobów wykorzystania dobrodziejstw, które otrzymaliśmy. Drogo za to zapłacimy.
     Ludzie są niekonsekwentni i paradoksalni. Liczymy na pokój i nieśmiertelność, ale wymyślamy coraz to nowe sposoby niszczenia. Stać nas na dobroć i szlachetność oraz na przerażające potworności.
Działamy w sposób, który sprawi, że nasze wnuki czeka straszliwa tragedia. Świadomie przyśpieszamy jej nadejście chociaż kochamy wnuki.
    - Znacie większą sprzeczność? Pomimo rozwoju ekonomicznego ostatnich pięćdziesięciu czy siedemdziesięciu lat, czyli od zakończenia drugiej wojny światowej oraz uprzemysłowienia, nie rozwiązaliśmy problemu biedy i głodu. Każdej nocy miliony ludzi kładą się spać bez posiłku, a inne miliony wyrzucają jedzenie. Marnotrawstwo i ubóstwo, niedożywienie i otyłość.
    - Cóż za system stworzyliśmy?
    - Czemu przy takim rozwoju wiedzy nie potrafimy sprawiedliwie podzielić bogactwa?
    - Dlaczego ludzkość stworzyła wadliwy system kierowania państwem i gospodarką, który służy nielicznym kosztem wielu?
   -  Czemu brakuje nam woli aby zmienić podłą strukturę społeczną pozwalającą na takie ubóstwo w erze obfitości?
     Chciwość jest podstawą niemoralnej gospodarki. Problem nie polega na tym, że na świecie mamy za mało. Ludzie mówią jest bieda trzeba się bogacić. Jak powiedział Mahatma Gandhi na świecie wystarczy na potrzeby wszystkich ale zabraknie dla chciwości niektórych.
    - A może nie chodzi tylko o chciwość lecz o cały system?

    Gdy grupa ludzi żyje z rabunku, z czasem stworzy system prawny, który go zalegalizuje oraz nakazy moralne, które go gloryfikują
/Frederic Bastiat/
    Gdyby ludzie wiedzieli co knuje bankowość, jutro wybuchła by rewolucja. Większość uważa, że bank pożycza ci pieniądze, które ktoś wcześniej wpłacił na konto. Tymczasem bank komercyjny tworzy pieniądze z niczego i pożycza na procent. Jeśli drukuję banknoty w domu, nazywa się to fałszerstwem, jeżeli księgowy dopisuje kwoty, mówi się o fałszowaniu ksiąg. Bank robi to całkowicie legalnie.
    Jeżeli pozwalasz na legalizację fałszerstwa, pojawią się problemy gospodarcze, na które nic nie poradzisz. Prywatne banki robią pieniądze z niczego i pożyczają na procent. Lobby bankowe jest potężne i mówi - nie chcemy zmiany systemu, zarabiamy na nim krocie.
     Przekonują zatem ludzi, że to ich wina, że dostają zbyt wysokie pensje i stąd coraz większa inflacja. Nie przyznają się, że ceny rosną bo banki tworzą pieniądze z niczego i wpompowują je w gospodarkę.

   
- Skąd wziął się ten system, w którym banki mogą tworzyć pieniądze?
    W tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym pierwszym roku prezydent Nixon wstrzymał wymienialność dolara na złoto i wprowadził pieniądz fiducjarny. Dolar, funt, euro to waluty rządowe. Nazwa pochodzi od łacińskiego rzeczownika fides czyli wiara. Na mocy ustawy rządowy środek płatniczy jest pieniądzem. Tylko rząd może produkować pieniądz fiducjarny, ale banki mogą go tworzyć, pożyczając je. Od czterdziestu lat kiedy ten system stał się światową normą gwałtownie wzrosła ilość pieniędzy na rynku, najbardziej w historii świata.
    - Kto na tym korzysta?
    - Oczywiście ci, którzy wprowadzają pieniądze do obiegu czyli rządy i banki, następnie przedsiębiorstwa i osoby, które dostają je pierwsze i mogą je wydać zanim pod wpływem pojawienia się w obrocie nowych pieniędzy wzrosną ceny towarów. Innymi słowy zdobywają usługi i produkty taniej. Ale ceny wkrótce rosną, a więc właściciele domów czy akcji odnotowują zysk bez konieczności usprawniania firmy czy remontu nieruchomości. Prowadzi to do powstania bańki spekulacyjnej.
    - A co z osobami na dole piramidy, które mają stałe dochody, mieszkają na wsi albo oszczędzają?
    Zanim dotrze do nich nowo stworzony pieniądz wzrosną ceny rzeczy, które chcą kupić, spadnie siła nabywcza oszczędności, a pensje się nie zmienią. Część zdecyduje się na debet,  żeby było ich stać na to, co kiedyś mogli kupować, czyli muszą pójść do banku. Ten proces tworzenia pieniędzy prowadzi wyłącznie do przejścia zasobów z dołu na górę piramidy. W ten sposób przepaść miedzy bogatymi a biednymi powiększa się coraz bardziej.

   
Gdy odchodzisz od waluty wymienialnej na złoto i wprowadzasz pieniądz fiducjarny, razem z systemem rezerw częściowych tworzysz dług szybciej niż zdołasz wyprodukować towary na jego pokrycie. Ostatecznie wpadniesz w niewolę długów.  Stany Zjednoczone na każdego dolara produktu narodowego  brutto muszą utworzyć pięć i pół dolara długu. Tak się dzieje kiedy gospodarka przewróciła się do góry dnem. Rząd rozwiązuje wszystkie problemy zaciągając większe długi. Nie stworzysz dość pieniędzy bez pokrycia, możesz drukować banknoty do woli, ale nie wydrukujesz bogactwa, nie wyjdziesz z długów zaciągając kolejne. Dziewięćdziesiąt siedem procent pieniędzy krążących w obiegu to kredyty.
    Francuski filozof Wolter powiedział banknoty wrócą do swojej przyrodzonej wartości czyli zera.

    Przez trzy pokolenia świat obserwował walkę kapitalizmu z komunizmem. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku gospodarka Związku Radzieckiego załamała się i niepodzielną władzę objął tak zwany kapitalizm. Komunizm przegrał z wielu powodów, niskiej wydajności, łamania praw człowieka...
    Kapitalistyczny Zachód popadł w tryumfalizm. Oba systemy starały się osiągnąć niemożliwy cel, wieczny wzrost, oba więc przegrają. Jeden padł pierwszy, kapitalizm legnie później, albo już ginie. Zasoby na świecie kurczą się.
    - Kto stworzył ropę naftową, węgiel i rudy metali?
    Nie są przecież produktem ludzkich wysiłków. Oczywiście wydobywanie ich tak, ale nie samo istnienie. Dlatego zyski z zasobów naturalnych są cudownym źródłem podatków. Nikt ich nie wytworzył więc jeśli je opodatkujemy wszyscy będziemy efektywniej je wykorzystywać...
    W obecnym układzie gospodarczym nikt nie dba o sytuację większości populacji świata. Za kryzys płacą ci, którzy go nie wywołali.
 
    Zreformowany kapitalizm zbudowany na niezależnym pieniądzu z system podatkowym opartym na konsumpcji, a nie dochodzie oraz na firmach należących do pracowników pozwoli, że stworzymy gospodarkę, która nie polega na stałym wzroście aby spłacać długi.
    Od stuleci znosimy tak zwany wolny rynek. Wcale nie jest wolny! Sprawił, że niszczymy naturę i siebie, na próżno dążąc do postępu.
    Politycy zakreślają granice rynku. Wiele towarów zniknęło przez ostatnie dwa czy trzy stulecia. Kiedyś można było handlować ludźmi, pracą dzieci, a dziś nie wyobrażamy sobie aby było to dozwolone. W połowie dziewiętnastego wieku uważano za rozsądne sprzedawanie na każdym rogu dowolnej substancji chemicznej i wmawianie, że jest lekarstwem.
   Takie rzeczy robione powszechnie, dziś są poważnym przestępstwem. To samo powiemy za sto lat o agresywnej grze na giełdzie. Krach na giełdzie pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku oraz na początku dwudziestego pierwszego nastąpił gdy w imię wzrostu zbyt wiele wyciągnęli z systemu ci, którzy włożyli do niego bardzo mało. Korporacje i banki chcą się rozrastać nie kompensując tego ludziom, którzy produkują nadwyżki. W przeszłości, gdy zbyt wiele zabierali ci, którzy dołożyli bardzo mało, masy buntowały się przeciwko znanemu wrogowi. Dziś rodzi się pytanie czy zdołamy znów to zrobić, jeśli niewidzialny wróg działa wszędzie...

   
Kryzys przed którym dziś stoimy stworzyli ludzie czyli przez nich może też być rozwiązany. Potrafimy zmieniać nasz świat. Rewolucje wypływają z filozofii. Gdy się zorganizujemy i nie pozwolimy aby winni ukrywali rzeczywisty problem, rozpoczniemy bezkrwawą rewolucję przeciwko brutalnym organizacjom i prymitywnym przywódcom, którzy zniszczyli gospodarkę. Scentralizowana bankowość, zmanipulowany kapitalizm, spekulacja ziemią, podatek dochodowy i neoklasyczna ekonomia doprowadziły do powstania demokracji korporacyjnej, zahamowały postęp, wypaczyły przeznaczenie człowieka i naraziły przyszłość naszej planety. Jeśli nie zajmiemy się tymi sprawami dojdzie do implozji na niewyobrażalną skalę.
    Na początku dwudziestego pierwszego wieku tani pieniądz emitowany przez banki centralne wywindował wartość ziemi. Powstała bańka spekulacyjna w świecie gdzie funkcjonuje zmanipulowany system podatkowy, który wzmacnia zdobyte przywileje. Ekonomia neoklasyczna zniszczyła życie miliardów biedaków, wciągnęła wszystkich w konflikt i spowodowała bezgraniczne cierpienia.
    Ludzie szaleją w tłumie, rozum odzyskują powoli i w pojedynkę. Historia zna wielu, którzy zrzucali jarzmo ucisku, dokonywali radykalnych zmian, aby trafić pod rządy populistów utrzymujących status quo.

    Zrozumienie przynosi wolność. Istotą człowieczeństwa jest poświęcenie dla sprawy, przyjmowanie odpowiedzialności i zdobywanie samowiedzy. Prawdziwym wrogiem drapieżnego kapitalizmu i największym sprzymierzeńcem ludzkości będzie jednostka, która czyta, rozumie i chodzi z szeroko otwartymi oczami.
    Dziś atakują nas, nieokiełznany system finansowy, szalona przemoc, miliony w biedzie, wyczerpanie zasobów naturalnych ziemi, dopadając najsłabszych. Galopują bez żadnych przeszkód bo mapa wyobrażeniowa, którą otrzymaliśmy dzięki szkołom, uniwersytetom i mediom nie zachęca do kwestionowania przyjętych norm.
    Pogrążamy się w apatii. Jesteśmy przygnębionym społeczeństwem, przywykliśmy do myśli, że nic nie da się zrobić, nie ma alternatywy, nie rozwiążemy problemów środowiska naturalnego, żyjemy w świecie gdzie jeden pożera drugiego i koniec. Musimy dostrzec, że większość z tych sytuacji znacznie się poprawi jeśli doprowadzimy do większej równości w społeczeństwach zmniejszając różnice dochodów. To pomoże w zagadnieniach ekologicznych. Możemy stworzyć społeczeństwo znacznie lepsze dla nas wszystkich. Apatia pochodzi stąd, że nie dyskutujemy o tych problemach w mediach publicznych i nic dziwnego skoro należą do branży mieszkaniowej i finansowej, które nie wyjaśnią ludziom, że doszło do integracji sektora bankowego, ubezpieczeniowego i handlu nieruchomościami.
    Mamy do czynienia z dezinformacją, obwinianiem innych, zaprzeczaniem faktom. To powszechnie stosowane metody. Widać to nawet w oświacie, banki zakładają i utrzymują uniwersytety, opłacają fundacje naukowe, mają czasopisma, prowadzą więc celową akcje propagandową, żeby ludzie nie dostrzegli na czym polega problem.
    A ty nie zakładaj, że skoro nie ukończyłeś prawa czy ekonomii, to te zagadnienia są dla ciebie zbyt złożone. Możesz je zrozumieć, są bardzo proste, chodzi o władzę i demokrację. Jednym ze źródeł dezinformacji jest neoklasyczna ekonomia - ci naukowcy i ekonomiści  z powodzeniem przekonali świat, że ich teoria jest prawdą objawioną.

    Druk wynaleziony przez Gutenberga doprowadził do rewolucji w szesnastym wieku, dziś stoimy u progu ery oświecenia internetowego - zalało nas tsunami, dostęp darmowych zawsze dostępnych  informacji.
    Musimy wyzwolić się z niewiedzy, w której utrzymują nas akademicy i media. Edukacja pozwala przejąć władzę nad umysłem. Zdumiewające, że neoklasycznej ekonomii naucza się na najlepszych amerykańskich uniwersytetach. Będziesz się przeciwstawiał niemal wszystkiemu co ci wykładają, przyswój zatem użyteczne informacje, a reszty się naucz, aby dobrze poznać wroga. Pojedyncza osoba być może nie zmieni systemu, ale potrafi przemienić siebie. Jeśli nie dostajemy odpowiedniego wykształcenia musimy zdobyć je sami.
    Jeżeli światowy system monetarny nie zostanie zreformowany, skończy się era cywilizacji przemysłowej, załamie się znany nam świat, bo nie utrzyma się na pieniądzu fiducjarnym. To fakt ale nie przyznają się do tego odpowiedzialni za ten stan rzeczy.
                                            /Na podstawie filmu "Czterej jeźdźcy Apokalipsy"/


    Dwie noce spędziłam w przyjemnym Hotelu Dreamland w Fethiye,
usytuowanym w lesie sosnowym z pięknymi ogrodami wokoło budynków i  doskonałym do pływania
basenem












 



    A tak oto wyglądają restauracje z tarasami nad wodą na których wprost na podłodze poukładano poduszki do siedzenia, a dla tych bardziej zmęczonych porozwieszano hamaki...





Sobota, 7 czerwca 2014 roku cdn