środa, 14 grudnia 2011

Ciepły grudniowy dzień


Środa, 14 grudnia 2011


    Niesamowite, jaki w tym roku grudzień nie zimowy - zazwyczaj pochmurny i ciemny, albo mroźny i śnieżny - dzisiaj wiosenny. Od rana świeci słońce, a momentami niebo jest jasno błękitne. Szkoda, że dzień jest taki krótki. Korzystam z pięknej pogody, wsiadam na swoją dwukółkę i ruszam w drogę. Początek trasy ten sam, co wczoraj, ale inny jej koniec. Nie kieruję się w stronę Cieliczanki tylko Nowym Światem na Uciekaj. Kilka sekund stoję na moście i żwirowym bulwarem, przez łąkę jadę w kierunku plaży. Nie ma wiatru, jest cicho i przyjemnie. Na plaży cała rzesza rybaków wystawiła swoje wędki. Mężczyźni siedzą na ławkach w grubych watowanych ubraniach i wełnianych czapkach naciągniętych mocno na uszy. Niektórzy w parach, niektórzy samotnie wpatrują się w wodę i wyczekują drgań spławika. Na Zajmie mnóstwo kaczek i pięć łabędzi, jeden bez pary. Piękne, królewskie ptaki, podpływają do mnie. Samce furczą i odpędzają swoje towarzyszki na bezpieczną dlań odległość. Naśladuję głos kaczek, a one zaczynają wychodzić na brzeg i przyglądają mi się z ciekawością. Jadę dalej, aż do szosy na Krynki…, tam zawracam i koło klasztoru jadę do domu…
     
Moja niezawodna dwukółka

Raczej wiosennie niż grudniowo

Na Zajmie kaczki i łabędzie

Rzeka Supraśl - moje ulubione miejsce

Klasztor - zdjęcie zrobione z bulwaru nad rzeką

Supraśl - siedziba Parku Krajobrazowego Puszczy Knyszyńskiej

Supraśl - południowa strona klasztoru

Supraśl - brama klasztorna i pałac opatów unickich

     I jak można nie kochać takich miejsc, nie tęsknić, nie pisać o nich...
Wczoraj wieczorem wpadłam do księgarni pani Ewy Sokołowskiej. Urocza kobieta, miłośniczka książek... Lubię ją odwiedzać, zawsze coś ciekawego ma do powiedzenia, coś co związane jest z Supraślem i ludźmi, którzy miasteczko odwiedzają i nie omijają księgarni. Wpadają więc do niej znani aktorzy, pisarze, artyści..., a ona ma taki swój zeszycik ciekawy, gdzie wpisują jej swoje myśli, życzenia... Zazdroszczę jej nie tylko tego zeszyciku, do którego i ja się wpisałam, ale także wszystkich tych ciekawych, znanych i mniej znanych ludzi świata kultury i sztuki... A oprócz cudownego zeszyciku, Ewa ma specjalny kącik z książkami, które przynoszą jej ci, którzy ich już nie potrzebują. Można w nich pogrzebać i wybrać coś dla siebie, oczywiście za darmo. Ewa wygrzebała mi wczoraj książkę Zofii Kucówny "Zatrzymać czas", dostałam kilka kolorowych zakładek i jak zwykle zaproszenie do ponownych odwiedzin.
     Ech..., Ewy, Ewusie... te to mają w sobie coś przyciągającego, są czarujące i radosne, miłe i życzliwe...

wtorek, 13 grudnia 2011

Moje ulubione ścieżki rowerowe


Wtorek, 13 grudnia 2011 roku

     Ostatnio trochę mniej dbam o kondycję fizyczną. Aerobik dwa razy w tygodniu, to niewiele. W ubiegłym roku miałam więcej zajęć. We wtorki i czwartki jeździłam na pływalnię, a do tego prawie codziennie rower, albo spacery w mroźne i śnieżne dni…
     Tej zimy dopadła mnie jakaś niemoc, senność… Zastanawiam się, co jest powodem mojego ospałego zachowania...
     Wychodzę na taras. Na termometrze dwa stopnie powyżej zera. Wieje słaby wiatr. Czyste, dobrze przefiltrowane powietrze zachęca do spacerów i chociaż niebo osnute jest cienką warstwą chmur i nie ma nadziei na to, że dzisiaj ziemię ogrzeją promienie słoneczne, postanawiam opuścić dom.

Pólko, na skraju lasu - rzeka Supraśl

Pólko - skutki grudniowej burzy

       Ubieram się odpowiednio do panujących na zewnątrz warunków pogodowych, wyciągam rower z garażu i jadę w kierunki Patelni, potem na Pólko. Zatrzymuję się nad rzeką i patrzę w stronę lasu. Przede mną dwie wielkie sosny powalone podczas ostatniej burzy, która nawiedziła kilka dni temu region północno – wschodni. Burza w grudniu, z wyładowaniami atmosferycznymi i towarzyszącym jej silnym wiatrem zdarza się raczej rzadko… Wyciągam aparat i robię zdjęcia, potem jadę ścieżką do Krasnego. 

Jelenie objadły już korę z drzewa

Wyrwane z ziemi podczas grudniowej burzy

Zawisła na silniejszych od siebie

     Uwielbiam las - tak tu cicho i spokojnie. W małych enklawach, gdzie rosną dęby obserwuję liczne ślady dzików. Poryte poszycie leśne świadczy o tym, że szukały żołędzi. Gdzieniegdzie na mchu widać białe plamki zmrożonego śniegu. Ale oto przede mną w poprzek dróżki leży następna powalona sosna. Były tu już jelenie i objadły korę. Po prawej stronie następne dwa drzewa, które wiatr wyrwał z ziemi, ale ich nie powalił. Zaczepiły się swoimi koronami o inne silniejsze egzemplarze i zawisły.

Padły dwie obok siebie

     Rozglądam się dookoła w nadziei, że ujrzę jakąś zwierzynę, ale nie widzę nic. Nie słyszę też charakterystycznych trzasków łamanych gałęzi, towarzyszących uciekającym spłoszonym sarnom. Uśpiony las oddycha cichutko. Kontynuuję jazdę, ale oto znowu dwa powalone drzewa, tym razem brzozy. Leżą równolegle obok siebie. Zapuszczam wzrok głębiej i stwierdzam, że burza wyrządziła więcej szkód…

Zatrzymuję się przed wjazdem do wsi

A pod kołami chrupiący zmrożony śnieg

Nowe piękne wille w Cieliczance

Chyba jedyna taka chałupa we wsi - urocza prawda ?

Wracam do Supraśla - cały czas lasem

     Z Krasnego jadę asfaltową ścieżką do Supraśla, później przed wjazdem do miasteczka skręcam w prawo, w las i mając cały czas po lewej stronie zabudowania dojeżdżam do poprawionej, nowej nawierzchni asfaltowej – drogi prowadzącej do Krasnego Lasu i szosy na Bobrowniki. Tutaj skręcam w lewo, dojeżdżam do Łukaszówki i w dół Nowym Światem do skrzyżowania z ulicą Cieliczańską, no i oczywiście wpadam na cudowną nową ścieżkę rowerową do Cieliczanki. Jestem dzisiaj jedynym kolarzem. Nie widziałam nikogo śmigającego rowerem. Cieszę się samotnością, oddycham głęboko eterycznym powietrzem i po chwili jestem we wsi. Robię kilka zdjęć w tej uroczej miejscowości, przyglądam się domom ukrytym między drzewami, zatrzymuję się koło starej niezamieszkałej chaty i patrzę jak popada w ruinę, tworząc piękny obrazek. Na ścieżce rowerowej w Cieliczance zalega zmrożony śnieg i przyjemnie chrupie pod kołami mojego roweru. Upewniam się, w którym miejscu kończy się droga asfaltowa i wracam do Supraśla.
      Przed domem zerkam na licznik. Przejechałam niecałe dwadzieścia jeden kilometrów. Czuję się znakomicie, tego mi trzeba było !!! 

Zapraszam na moje moje ulubione ścieżki rowerowe

sobota, 10 grudnia 2011

Nasze smutki i radości


Sobota, 10 grudnia 2011 roku

     Całe popołudnie przeglądam zdjęcia i przypominam sobie wszystkie nasze zwierzęta, które mieszkały z nami za przyczyną mojego męża.

Ustka - Ryszard ze swoim psem Barym
     Bary pochodził z Ustki. Tam Ryszard odbywał służbę wojskową i stamtąd przywiózł wilczura z klapniętymi uszami i zadartym ogonem. Bary, był niesłychanie towarzyski i lubił wędrówki.  Mieszkał w budzie na podwórku moich rodziców, bo u nich mieszkaliśmy na początku naszego małżeństwa...

Kot Cyryl i suczka Fika

W drodze do Suwałk - przystanek na zabawę

Morskie Oko - Ryszard z Fiką

Komosa - Ryszard z Fiką i dziećmi mojego brata

Fika czuwa nad bezpieczeństwem Wojtusia

Gdzie my tam i nasza Fika

     Któregoś razu Ryszard przyniósł w kieszeni tyciutkiego, bielusieńkiego szczeniaka - suczkę, którą nazywaliśmy Fika, Fifcia, Fifka, Ficzka, Fikunia, Fifa…To maleństwo cechowało wysokie IQ. Spało gdzieś pomiędzy naszymi stopami, zakopane pod kołdrą, jeździło z nami na rowerze, na każde wakacje: w góry, nad morze, nad jeziora, a kiedy urodził się Wojtek, Fifcia postanowiła pilnować nasze maleństwo i nie odstępować go ani na krok. Nie pozwoliła nikomu zbliżyć się do dziecka…

Ryszard z Bazylem i dziećmi moich braci

Bazyl

Bazyl darzył Wojtusia szczególnymi względami

Wojciech z Zezetką i Bazylem

    Był też Bazyl, wilczur przygarnięty z ulicy, wałęsający się zazwyczaj przed budynkiem szkoły podstawowej. On tak jak Bary zamieszkał na podwórku, ale już na innej posesji ze starym drewnianym domem, którą kupiliśmy po powrocie z Francji i od podstaw urządzaliśmy. Bazyl miał cechy wilka i ciekawy charakterek. To ja wybudowałam mu dom z podwójnymi ścianami wypełnionymi styropianem, ocieploną podłogą i dachem pokrytym zieloną bitumiczną dachówką…

Przymusowy areszt w ramionach Wojtusia

Jak by tu wyzwolić się z tych zbyt czułych ramionek...

Przyjaciele

     Fifcia zaledwie kilka lat cieszyła się nowym podwórkiem. Rozpaczaliśmy bardzo po jej stracie. Nie chciałam więcej psów i powiedziałam dość. Moje veto psom, nie trwało długo. Po dwóch latach zaledwie, mój mąż, znowu przyniósł w kieszeni szczeniaka, tym razem czarną jak węgielek suczkę. Kupował na rynku truskawki od kogoś, kto szukał dla niej tak zwanego dobrego domu. No i znalazł. Ryszard chętnie zabrał psa, wiedząc, że będę niezadowolona. Nie wniósł szczeniaka do domu, tylko zostawił w ogrodzie, licząc na to, że kiedy go zobaczę zmięknę i litościwym sercem przygarnę... Nazwaliśmy ją Zezet. Urocze pełne wdzięku stworzenie wypełniało nasz dom radością i zabawą. Później, kiedy i stary Bazyl „padł”, Ryszard, do towarzystwa małej kupił z hodowli, psa myśliwskiego - gończego polskiego z nadanym mu już imieniem Mahoń. Oczywiście oba psy zamieszkały pod dachem, razem z nami. Nie lubię, kiedy zwierzęta tracą energię na ogrzanie ciała w zimne i deszczowe dni…

Cito i ja w modernizowanym ogrodzie

      W domu były także koty – wojownicze samce, bestie ciągle poranione, poobdzierane z licznymi śladami po walkach stoczonych z kotami z sąsiedztwa. Kiedyś, kiedy mieszkaliśmy jeszcze u moich rodziców, przywieźliśmy cudnej maści kociątko z okolic Warszawy. Maluch chodził w pomponiastych spodniach, wachlował pawim ogonem i kradł gorące kotlety mojej mamie prosto z patelni i nigdy się nie poparzył. Nazwaliśmy go Cyryl…
     Na bezmyślne personifikowanie naszych zwierząt zwrócił uwagę teść i od tamtej pory staranniej wybieraliśmy imiona...
     W nowej posesji zamieszkał kot Cito, Citek, Cituś...
Żył dość długo, ale któregoś razu nie wrócił do domu i po trzech miesiącach postanowiliśmy adoptować innego. Byliśmy całą trójką na przejażdżce rowerowej na Porzeczkowych Wzgórzach. Odwiedziliśmy znajomych, którzy znaleźli na przystanku autobusowym bezpańskie kociątko. Zapakowałam kociaka do plecaka i przywiozłam do domu, ku uciesze syna i męża. Kot z Porzeczkowych Wzgórz otrzymał imię, Frycuś, Frycek …

Frycuś z Porzeczkowych Wzgórz

Frycek - zabawka

Wojtek z Zezunią, a Florian z Fryckiem

Z Zezetką i Mahoniem

      Kiedy Mahoń pojawił się w domu Frycek był już dorosłym osobnikiem i nie dał sobie w kaszę dmuchać. Kotów sąsiadów nasz pies myśliwski nie tolerował. Musiały się mieć na baczności i omijać szerokim łukiem nasze podwórko, co też czynią. Zdarza się, że czasami takiego niedoświadczonego młodzika Mahoń zapędzi na drzewo i niestety bez interwencji pańcia lub pańci się nie obejdzie. Trzeba go wziąć na smycz odciągnąć od miejsca gdzie znajduje się ofiara i pozwolić jej bezpiecznie opuścić podwórko…
     Po śmierci Zezetki został tylko Mahoń. On też smutno patrzy nam w oczy, jakby pytał gdzie jest jego mała towarzyszka…

Ech, zostałem sam...

piątek, 9 grudnia 2011

ZEZET


Piątek, 9 grudnia 2011 roku

   Zezet, Zezetka, Zuzka, Zeza, Zuzia, Zezunia…, tak miała na imię nasza mała czarna suczka…

Zezet

   Pojawiła się w naszej rodzinie, kiedy Wojtuś miał pięć lat. Ryszard kocha psy i nie wyobraża sobie bez nich życia. Zawsze zajmował się jakimś zwierzęciem, zapewniając mu jak najlepsze warunki.

Pańcio ze swoimi psami Mahoniem i Zezą

   Zezetka była okazem zdrowia i dostarczała nam wiele radości, obdarzała całą naszą trójkę swoim przywiązaniem. Dziś moje serce przepełnia wielki smutek, bo Zeza odeszła. I chociaż w domu został Mahoń, nasz drugi pies, to i tak nie wypełni braku małej ukochanej suni.
       
Zezetka w zimowym ogrodzie

   Nasza Zeza była wyjątkowa. Jak ona umiała się cieszyć na nasz widok. Kręciła się, podskakiwała, szczekała, aż wreszcie uśmiechała się całym swoim radosnym pyszczkiem odsłaniając piękne białe zęby. To był mistrzowski uśmiech. Poza nią nie widziałam nigdy śmiejącego się w ten sposób psa. Nie wielka waga zapewniała jej miejsce na kolanach, na rękach… Przytulała się całą sobą, albo owijała dookoła szyi i zasypiała zagłaskana.

Zezetka z Mahoniem na łące

   Wszędzie było jej pełno. Ciekawa z merdającym wciąż ogonkiem chodziła za nogą i wyczekiwała pieszczot, albo jakiegoś dobrego kęska. Uwielbiała przebywać w kuchni. Pociągała noskiem wychwytując zapachy i połykając łapczywie to, co wyprosiła. Była o wiele sprytniejsza od Mahonia, który nieustannie ją obserwował i uczył się od niej wielu zachowań. To ona była czujniejsza, to ona pierwsza reagowała na jakieś nieznane hałasy i dźwięki…

Wojtuś z Zezą w Rowku

Na spacerze w Rowku

Wszędzie było jej pełno

   Lubiła polować na robaki. Najpierw drapała łapką ziemię, a potem delikatnie wyciągała zębami ofiarę w całości. Kiedy miała nos umazany piaskiem wiadomo było, że szukała już sobie naturalnego źródła białka. Spacery, nawet te długie cieszyły ją bardzo i nigdy nie oddalała się od nas. Raz jeden, kiedy z całym towarzystwem przebywaliśmy na Gołej Zośce zagubiła się w lesie i napędziła nam strachu swoim zniknięciem. Rozumiała wszystko, co do niej się mówi, przekornie przekręcała pyszczek i merdała ogonkiem odpowiadając po swojemu…
Jeszcze długo będę czuć jej obecność, zerkać na miejsca, w których spała, patrzeć pod nogi w nadziei, że ją zobaczę, wezmę na ręce, pogłaskam, porozmawiam, a ona wlepi we mnie te swoje cudne, mądre ślepka, przytuli małe, ciepłe ciałko, obwącha i położy pyszczek na mojej szyi …
Smutek przepełnia także Wojtka i Rysia.

środa, 7 grudnia 2011

Nowa ścieżka rowerowa


Wtorek, 6 grudnia 2011 roku


  Grudzień, a pogoda sprzyja przejażdżkom rowerowym. Wystarczy odpowiedni strój i można śmiało pokonywać kilometry ścieżek i tych o dobrych nawierzchniach asfaltowych i tych gruntowych, leśnych.

Parking nie tylko dla rowerzystów w Ogrodniczkach

Ścieżka rowerowa Supraśl - Białystok

Na mostku w Cieliczance

Droga do Surażkowa

Ścieżka z Pólka do Krasnego

Przeprawa do Krzemiennego

Krażowate - droga z Supraśla do Krzemiennego

   Ci, co nie znają lasu, niech zaopatrzą się w mapę, bo zabłądzić naprawdę łatwo…   Ścieżki leśne są o wiele ciekawsze i bezpieczniejsze. Jadąc lasem można doskonale się zrelaksować, odciąć od hałasu szosy i nieprzyjemnego zapachu spalin. Wolę pełen kontakt z naturą, ale też od czasu do czasu lubię poszaleć na ścieżkach asfaltowych…
   Na Mikołajki uroczyście otwarto nową ponad dwukilometrową trasę rowerową z Supraśla do Cieliczanki. I chociaż na dworze wiał dość silny wiatr i było około pięciu stopni powyżej zera wybrałam się na przejażdżkę. Przedtem do Cieliczanki wiodła droga żwirowa, która zazwyczaj była mocno pofalowana i jechało się po niej jak po przysłowiowej tarze do prania. Jeżeli ktoś jeszcze pamięta jak taki przedmiot wyglądał, to doskonale może sobie wyobrazić, na jakie dziwne wibracje ciała narażony jest rowerzysta. Jadąc w towarzystwie nie jest się w stanie swobodnie rozmawiać ze względu na niekontrolowaną pracę szczęk. Rytmiczne podskoki na siodełku, nieustanne wstrząsy, tumany kurzu wzniecane poprzez jadące drogą samochody, wdzierający się w usta piasek, nie sprawiają przyjemności.

Kładka dla rowerzystów - uroczyste przecięcie wstęgi

Cieliczanka - na otwarciu nowej ścieżki rowerowej

Cieliczanka - przepuścić muszę zawodników

Za chwilę staruję do Supraśla

    Tym razem nowa asfaltowa droga ze ścieżką rowerową po prawej stronie sprawia mi ogromną radość, a odległość między dwoma miejscowościami pokonuję bardzo szybko. Zjeżdżam z górki i oto oczom moim ukazuje się dość pokaźna grupa ludzi, młodzież szkolna, rowerzyści, władze gminy, zaproszeni goście…, na poboczach zaparkowane samochody… Zatrzymuję się przed mostkiem, na którym zamocowano wstęgę i która za chwilę zostaje uroczyście przecięta. Burmistrz wraz z osobami towarzyszącymi pokonuje krótki odcinek rowerem, po czym startują kolarze i biegacze i oczywiście ja za nimi w pewnej odległości…

Jeziorko w Komosie - około 2,5 km od Supraśla

Na drodze z Komosy do Krasnego lasu

Krażowate - jedziemy do Krzemiennego

Krażowate - ścieżka z Supraśla do Krzemiennego

Krażowate - ścieżka z Supraśla do Krzemiennego

Przy żwirowej drodze z Supraśla do Czarnej Białostockiej

Żeremia bobrów w Budzisku

Budzisk w drodze z Supraśla do Czarnej Białostockiej

Półtoraczka - rzeka Płoska

Dworzysk - most na rzece Sokołda

Supraśl - bulwar spacerowy nad rzeką

   Wszystkim tym, a szczególnie mieszkańcom Białegostoku, którzy lubią pokonywać nieco dłuższe trasy o dobrej nawierzchni, polecam ścieżkę rowerową z Białegostoku do Supraśla. Przed wjazdem do miasteczka warto skręcić w prawo do lasu i mając cały czas po lewej stronie prześwitujące zabudowania dojechać do szosy Cieliczańskiej i tam jeszcze około 2,4 km do samej Cieliczanki. Jeżeli ktoś lubi nierówne i niezbyt wygodne dróżki może kontynuować jazdę aż do Półtoraczki, do mostu na rzece Płosce i jeszcze kilka kilometrów do wsi Zasady. W Zasadach nie ma mostu na rzece Supraśl, więc należy wrócić tą samą drogą, a ci, co nie czują zmęczenia mogą w Półtoraczce za mostem skręcić na Królowy Most i tamtędy dojechać do Białegostoku. Gwarantuję niezapomniane wrażenia, a amatorom fotografii urokliwe, pełne niespodzianek obrazki…