Na mały jubileusz trzechsetnej publikacji w Naprzeciw SZCZĘŚCIU wrzuciłam posta na wskroś nowoczesnego. Dzisiaj nie będzie ani antyku, ani romanizmu, ani gotyku, ani renesansu, ani baroku, czy też epok neo, naśladujących minione style, nie będzie eklektycznej mieszanki, secesji ani też żadnych stylów narodowych. Dzisiaj będzie modernizm, a jak ktoś po obejrzeniu zdjęć nie zgodzi się z określeniem modernizmu, to może go zastąpić na przykład epoką szklanych domów i wieżowców przypominając sobie przy tym Przedwiośnie i wyidealizowaną wizję państwa polskiego Seweryna Baryki, ojca Czarusia Baryki.
A zatem dzisiaj, wyprawa na La Défense, do dzielnicy która zawsze z Paryżem jest łączona chociaż administracyjnie do niego nie należy...
Na początku lat osiemdziesiątych lekcje języka francuskiego pobierałam u madame Midant w Conservatoire National Arts et Metiers przy 2, rue Conte. Madame Midant, drobnej postury Francuzeczka, była charakterystyczną osóbką, zawłaszczała sobie całą wolną przestrzeń sali i w sposób teatralny z aktorskimi talentami i rekwizytami takimi jak szale, nieodzowne dodatki jej strojów, objaśniała słówka, wyrażenia, całe zdania, teksty. To były ciekawe czasy dla kogoś kto rozpoczynał nowe życie poza granicami państwa komunistycznego i o wielu sprawach nie miał zielonego pojęcia i na dodatek był nazbyt nieśmiały...
Chłonęłam wszystko z otwartą gębą i chociaż zafascynowana nową rzeczywistością - nie pasowałam do niej! Tęskniłam za rodzinnym Supraślem, lasem, rzeką, jednym słowem moim zadupiem, w którym się urodziłam, dorastałam, i z którego wyrwał mnie mój R. Właściwie wyciął mnie z tego zaścianka pozostawiając korzenie. No cóż, był młody i nie wiedział jeszcze, że budując nowe życie, należało wyrwać i korzenie, jednym słowem przesadzić całą roślinę...
Po latach tęsknoty, skażona wielkomiejskim życiem, wróciłam na moje cudowne zadupie i...,
... i myślami do jednego z wykładów, w który madame Midant któregoś razu wplotła swoją paryską egzystencję, objaśniając znaczenie nowych wyrazów.
Pamiętam jak zataczała szerokie kręgi wyciągając daleko przed siebie szczupłe, obnażone i jak sama twierdziła (być może dla zdefiniowania kolejnego wyrażenia) wydepilowane ramiona i mówiła śmiejąc się:
- Pod koniec pracowitego tygodnia tęsknię za sielskim spokojem wsi, a kiedy tam jestem już po jednym dniu wdychania świeżego powietrza tęsknię za smrodem Paryża, rwę do niego z dziką rozkoszą, zachłystuję się i łapczywie napełniam płuca smogiem stolicy.
Była całkowitym zaprzeczeniem madame Rougeot od literatury francuskiej, która swoje zajęcia prowadziła, zazwyczaj siedząc, w Pavillon Honnorat w Cité Universitaire de Paris.
Wyjdę nieco poza temat i dodam, że le directeur des sports, monsieur Augeard zanim podpisał moją Carte d'Enseignement Sportif popatrzył na mnie i powiedział, że widzi mnie w Cité Universitaire na zajęciach sekcji pływackiej.
- Ech! To była totalna porażka! Ale od czegoś musiałam zacząć!
Żyję więc na swoim cudownym zadupiu w sielskiej atmosferze, ale tak jak madame Midant potrzebuję wielkomiejskiej przestrzeni, tego zanieczyszczonego powietrza, które z lubością wchłaniane przyjemnie łoskocze moje trzewia. Wracam zatem często tam gdzie spędziłam lata mojej młodości, gdzie razem z R budowaliśmy nowe życie, ale nie zapuściliśmy korzeni...
Dzielnica La Défense jest jedną z moich ulubionych. Skłaniałabym się nawet do stwierdzenia, że jest sercem i duszą aglomeracji paryskiej, bowiem właśnie tam najlepiej widać przekrój życia mrówek, ludzkie masy przetaczające się w ciągu dnia przez Esplanadę La Défense, największego centrum biznesu w Europie pod względem powierzchni. Ale oprócz szklanych siedzib biurowych i ogromnych pomieszczeń handlowych znajdują się tam budynki mieszkalne i gdybym za młodu musiała zamieszkać w Paryżu na stałe i miała do wyboru dzielnicę być może zamieszkałabym właśnie na La Défense.
- Dlaczego?
Na pewno, ze względu na położenie, wspaniałe widoki na Paryż i okolice, doskonałe połączenia komunikacyjne, na pewno ze względu na spokój, który panuje tam wieczorami i w dni świąteczne, a także ze względu na wszelkie inne dostępne w dzielnicy rozrywki kulturalne, kina i muzea, koncerty i sztukę performance, kawiarnie i restauracje, skwery i parki...
Specjalnie nie mam porównania, ale tam gdzie moje marzenia się urzeczywistniały nie znalazłam podobnego do La Défense miejsca. Ogromna, przestrzeń, na której możliwy jest tylko ruch pieszy, gdzie cały ruch kołowy, dworce: metra, kolejowe, autobusowe, zepchnięte zostały do podziemi.
Sercem mrowiska jest Wielki Łuk Braterstwa - Grande Arche de la Défense - dzieło Johanna Otto von Spreckelsena - duńskiego architekta, który nie doczekał końca budowy - odważę się powiedzieć - realizacji najważniejszego projektu w swoim życiu. Wysłał go na międzynarodowy konkurs - symbol dzielnicy, i wygrał. Monument był najlepszy ze względu na czystość form i siłę - tak wyraził się o nim François Mitterrand, mój ulubiony prezydent Republiki Francuskiej, który tak bardzo dbał o czystość języka ojczystego. Jego dykcja była nienaganna i nie miał równych sobie. Pamiętam jego wystąpienia nie ze względu na treści lecz na dbałość i melodyjność wymowy. Uczyłam się zatem francuskiego i od wodza Francuzów. Karykatura prezydenta Mitterranda wykonana ręką Michel'a Iturria - znanego rysownika francuskiego wisi w moim saloniku.
Kiedyś, kiedy Wojciech był malutki, R lubił biegać z nim wokoło komina i z rozpędu nagle wyhamowywać i zatrzymywać przed obliczem głowy państwa francuskiego z okrzykiem na ustach prrrrry miterrrrrrand! Syn uwielbiał te końskie galopy, często wyciągał rączki do góry i mówił: - tata, zróbmy prrrrry miterrrrrrand! No i zaczynały się szaleńcze gonitwy i wariackie okrzyki!
A kiedy Wojciech miał cztery lata ganiał po szklanym labiryncie skonstruowanym pod dachem Grande Arche.
Krzyczeliśmy:
- Wojtuś uważaj, rozbijesz sobie głowę!
A on celowo potykał się o blado niebiesko-zielone szyby i śmiał się do rozpuku. Nie było mu do śmiechu, kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do koloru przepierzenia i naprawdę o nie uderzał.
Z Wojtkiem, najczęściej wracałam na La Défense. Był główną postacią moich nie tylko paryskich fotografii. Czułam się przy nim młodo, wygłupialiśmy się bez skrępowania przyciągając gapiów. Teraz moje dziecko preferuje wyjazdy w towarzystwie koleżanek i kolegów.
Na La Défense wracałam także z moimi przyjaciółmi.
Tego jednak lata pojechałam tam sama. R był zajęty i nie mógł mi towarzyszyć, ale jak wspomniałam w poście o Fontainebleau brak towarzystwa mnie nie stresuje.
Tym razem trafiłam na porę lunchu. O godzinie dwunastej w południe pracujący tam ludzie wylegli tłumnie na Esplanadę zalaną słońcem. Grupę tę uzupełniali ciekawscy turyści i zwykli mieszkańcy. Jedni okupowali południową wystawę marmurowych schodów Wielkiego Łuku, jedząc, pijąc, rozmawiając, żywo gestykulując, inni pod bacznym okiem młodego trenera w cieniu kolorowego dachu przypominającego skrzydełka dziecięcego wiatraczka pilnie ćwiczyli, jeszcze inni grali w rozmaite gry albo rozłożyli się z obiadem na poustawianych wszędzie stołach. W futurystycznym mieście słychać było dziesiątki tysięcy bić serc.
Popatrzcie na zdjęcia!
Dzielnica La Défense (po lewej) widziana z la Terrasse w Meudon
Esplanada - zdjęcia wykonane z południowej strony Grande Arche
Kładka i cmentarz tonący w zieleni drzew
- zdjęcia zrobione z północnej strony Grande Arche
Pod dachem Grande Arche
Pora lunchu pod wiatraczkowym daszkiem
i czerwony pająk - metalowa forma przestrzenna
amerykańskiego artysty Aleksandra Caldery,
jednego z głównych przedstawicieli sztuki kinetycznej
Fontanna izraelskiego artysty Yaacova (Jakuba) Agama to prostokątny basen o wymiarach pięćdziesiąt siedem na dwadzieścia sześć metrów, pokryty szkliwem w różnych kolorach. Woda przelewa się w nim przez jeden z dłuższych boków tworząc kaskadę. Fontannę zasila sześćdziesiąt sześć samodzielnych wodotrysków, każdy z własnym oświetleniem.Tego dnia nie trafiłam na wodny balet, a zatem dodaję starsze zdjęcie z R na tle akwenu, oraz kilka innych fotografii z rzeźbą profesora Akademii Sztuk Pięknych w Korei Południowej Lim Dong-Lak'a zwaną Point Croissance - Punkt Wzrostu
Pomnik La Défense de Paris, od którego dzielnica otrzymała nazwę
upamiętnia żołnierzy broniących Paryża w wojnie prusko-francuskiej
Przestrzeń wodna zwana le Bassin Takis to dzieło greckiego rzeźbiarza
Panayotisa Vassilakisa, na której autor postawił czterdzieści dziewięć latarni
kojarzących mi się z lizakami na sprężynkach zamocowanych na różnych
wysokościach od trzech i pół do dziewięciu metrów.
Płytki zbiornik z rozedrganymi, tańczącymi w lustrze wody światełkami
wkomponował się perfekcyjnie w perspektywę historycznej paryskiej osi
i jest widoczny zarówno z Esplanady jak i z Neuilly.
Zostawiam za sobą futurystyczną dzielnicę La Défense
i zmęczona okrutnie wlokę się w stronę l'Arc de Triomphe
A na zakończenie zdjęcia z poprzednich wypadów
I jeszcze prrrrrry miterrrrrrrand
Paryż, La Défense, poniedziałek 4 sierpnia 2014 roku
Gratuluje trzechsetnej publikacji!
OdpowiedzUsuńDziękuję Tereniu i pozdrawiam ciepło :)))*
UsuńGratulacje połączone z podziwem - domyślam się tylko, ile pracy w to dzieło włożyłaś. A zmysł do wyszukiwania porywających ujęć masz taki, że Ci go ogromnie zazdroszczę (wstydzę się tego).
OdpowiedzUsuńŻyczę wytrwałości w tworzeniu następnych (300?) postów, ślę życzenia i ucałowania
Nie wyobrażam sobie mojego małego święta bez Twojego komentarza. Po stokroć dziękuję za to, że tu jesteś.
UsuńJak wiesz z doświadczenia, bo przemawiają za tym Twoje słowa, że jeżeli chcesz coś stworzyć to musisz w to włożyć dużo pracy, a potem Cię ocenią albo dobrze albo źle, tak jak to bywa jak z każdym dziełem sztuki.
Ucałowania odwzajemnione :)))*
Bylam w la Defense , jest imponujaca przestrzenia i nowoczesnoscia...ja chyba jednak wole Montmartre..
OdpowiedzUsuńEwuniu jestes bardzo zwiazana z Francja jak widze, wiec swietujesz swoje 300 postow paryskimi wspominkami, zycze Ci nastepnych 300, jak na razie, potem znowu 300, i znowu 300...zwiazane to bedzie oczywiscie z podrozami, ktorych takze ci zycze. Sciskam serdecznie
Jesteś urocza, dziękuję.
UsuńJa związana jestem z Francją, a Ty z Wenezuelą. Tak się nam jakoś życie poukładało.
Buziaki dla Ciebie :)
Witaj Droga Jubilatko!!!!
OdpowiedzUsuńwszystkiego dobrego z okazji 300-setnego wpisu i życzę następnych co najmniej...300, 600, 900???
Dawno nie pisałam, bo się zniechęciłam - kilka wpisów nie zostało opublikowane, więc odpuściłam, ale tym razem sobie nie daruję i mam nadzieję, że zostanę uwieczniona z wpisem.
Zdjęcia piękne - bo piękne miejsca. Zauważyłam nawet znaną twarz... aż mi się na wspomnienia zebrało. Pozdrowienia i buziaki z mokrej, ale pięknej Zielonej Wyspy.
Kasia
Kasiu, Kochana!
UsuńTo jakieś nieporozumienie! Nie mogłabym nie opublikować Twojego komentarza!
Być może coś nie tak zrobiłaś, nie tak kliknęłaś? Nie mam pojęcia dlaczego do mnie nie dotarły!
Wyjaśnię jednak, że każdy komentarz zatwierdzam do publikacji z powodu często zalewających mnie prywatnych dziwnych anonimowych reklam. Ludziska bez żenady wciskają mi swoje usługi, coś sprzedają, proponują pożyczki i takie inne duperele w często niezrozumiałym języku. Wszystkie odrzucam, bo nie jest moim celem zrobienie z mojego bloga śmietnika, gdzie wszystko można upchnąć!
Do Ciebie Kasiu żywię głęboką sympatię i nie raz wspominam czas, który mi poświęciłaś. Wśród zaprzyjaźnionych blogerów są i ci, którzy piszą o Irlandii, dzięki nim często wracam na Zieloną Wyspę.
Dziękuję Ci z całego serca za komentarz, napisz maila, ciekawa jestem zmian w Buncranie.
Ściskam serdecznie :)))*
Gratulację z powodu trzechsetnego wpisu i miło, że poświęciłaś go mojemu ulubionemu miastu, choć nieulubionej dzielnicy. Jak już pisałyśmy u mnie także podziwiam funkcjonalność, podobają mi się szerokie esplanady, połączenie z miastem i poczucie bezpieczeństwa podczas późnych powrotów do hotelu. Nic na to nie poradzę jednak, że ta architektura mnie nie zachwyca, nie powoduje szybszego bicia serca, wydaje mi się po prostu nudna :(. Być może gdybym była związana emocjonalnie z dzielnicą jak Ty patrzyłabym na nią innymi oczyma. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńNa temat La Défense wypowiadałyśmy się u Ciebie na blogu, a więc nie będę się powtarzać, Spodziewałam się Twojego komentarza, za który dziękuję i pozdrawiam również serdecznie :)))*
UsuńDobrze, że na świecie jest taka różnorodność, bo każdy może wybrać coś dla siebie.
OdpowiedzUsuńTwoich 300 wpisów to kopalnia wiedzy, tysiące fantastycznych zdjęć, a przede wszystkim -
utrwalone wspomnienia, emocje i przeżycia, ścieżki, drogi i autostrady, czasy i epoki zatrzymane
w kadrze i Twoja jakże ciekawa osobowość, która nasącza każdy wpis niepowtarzalnym aromatem.
Ewo, życzę Ci, abyś zawsze mogła wracać do miejsc ukochanych, a jednocześnie stale odkrywała nowe magiczne przestrzenie.
Ściskam mocno.
Mar, kocham Twoją wnikliwość, Twój zmysł obserwacyjny, Twoją wrażliwość, Twoją poezję...
UsuńW kilku słowach wyraziłaś tyle treści, która jest dla mnie najpiękniejszym prezentem na moje małe święto.
Dziękuję i jak zawsze ściskam serdecznie z ciepłymi myślami o Tobie :)
Gratuluję rocznicy Ewo i życzę Ci, aby natchnienie do pisania nigdy Cię nie opuściło
OdpowiedzUsuńStudiowałaś we Francji?
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję i pozdrawiam również serdecznie :)
Usuń