czwartek, 19 stycznia 2017

Klify Étretat - surowe piękno Normandii


     Tam gdzie wijąca się meandrami Sekwana kończy swój bieg zderzając się
z falami Atlantyku wyrasta Hawr, portowe miasto, które przez setki lat było bramą dla emigrantów szukających szczęścia po drugiej stronie oceanu. Nieco ponad dwadzieścia kilometrów na północny wschód trasa przybliża się do Alabastrowego Wybrzeża (Côte d'Albâtre), gdzie przez tysiące lat morze wyrzynało w kredowych skałach fantastyczne rzeźby.
    Najbardziej okazała formacja, pięćdziesięciopięciometrowa iglica - Aiguille, jest niepowtarzalną wizytówką nadmorskiego miasteczka Étretat.

   
Gdybym miał pokazać morze komuś, kto go nigdy nie widział, przywiózłbym go właśnie tutaj, napisał swego czasu znany francuski powieściopisarz i dziennikarz Alphonse Karr (1808-1890), tym jednym, jedynym zdaniem rozsławiając zatokę w całej Francji. Sto lat później po słynnym wyznaniu Karra, nie sposób było znaleźć skrawka wolnego miejsca pod nową budowę.

   
Niepowtarzalny krajobraz przyciąga do Étretat rzesze turystów i w szczycie sezonu miasteczko musi się liczyć z najazdem ponad trzydziestu tysięcy urlopowiczów.
    Wynurzająca się z fal skała nie uszła uwadze Monetowi, który przed zgiełkiem wielkich miast uciekał właśnie do Étretat, szukając natchnienia w urzekających plenerach, i zanim charakterystyczny zarys skały powielony został na milionach pocztówek, artysta uwiecznił ją parokroć patrząc na nią oczami impresjonisty.
     Bez wątpienia surowe piękno Normandii odkryli dla świata artyści, malarze i powieściopisarze, dostrzegła je dziewiętnastowieczna angielska arystokracja, wprowadzając modę kąpieli morskich i paryska socjeta.

   
Dziś kraina na północy Francji przyciąga tysiące miłośników dziewiczej przyrody. Skalna brama Étretat uwieczniana po wielokroć na obrazach i fotografiach to symbol dzikiej niecywilizowanej Normandii, która za piaszczystymi plażami skrywa też inne oblicze, ciągnący się rząd ekskluzywnych posiadłości, hoteli i kasyn, Deauville i Trouville, ulubiony cel śmietanki towarzyskiej. O drugim obliczu Normandii, nadmorskich kurortach Deauville i Trouville napiszę w kolejnym poście.

   
Pakując rzeczy do podręcznego bagażu, bo z takim najlepiej mi się podróżuje, brałam pod uwagę pogodę, jaka panuje w grudniu we Francji, a w szczególności nad morzem, w Normandii. A ponieważ w sukienkach czuję się swobodnie i kobieco, to do małej walizki, zapakowałam dwie wełniane garsonki, długi ciepły cypryjski sarafan i dwa cienkie sweterki. Żadnych spodni.
    Na spacer po klifach Étretat wybrałam najcieplejszy komplet, golf i spódnicę przykrywającą kostki, a także duży wełniany szal. Głowę dodatkowo chronił mi obszerny kaptur kurtki ze sztucznym futerkiem w środku.
    Ubiór był trafiony, nie było mi ani zimno, ani za gorąco, w sam raz i wygodnie. A Rysiowi na wietrze włosy dęba na głowie stawały, czapkę miał w kieszeni i mówił, że nie musi jej wkładać, bo od morza ciepły wiatr wieje. To prawda, ale ja jednak, żeby nie wyglądać na zdjęciach jak jakiś wypłoch, swoje kosmyki ujarzmiałam kapturem, które i tak się spod niego wymykały w dużym nieładzie. Ech, ta moja wrażliwość!

   
Najpierw wjechaliśmy na górny bezpłatny parking, znajdujący się po prawej stronie plaży, na falezy Amont, ze skałą zwaną la porte dAmont, najmniejszą z trzech skalnych bram, na klifach z białego wapienia kredowego, w których widoczne są cienkie warstwy krzemionki. I tu ciekawostka, wyjaśnienie, dlaczego wybrzeże w Étretat nie jest piaszczyste, lecz kamieniste.
Otóż, u stóp klifów, znajdują się skalne rumowiska powstałe na skutek osuwania się ogromnych fragmentów kredowych bloków. No i już wiadomo, że woda rozpuszczając wapień, wypłukuje krzem, szlifuje go i w postaci otoczaków wyrzuca na brzeg.
    Drobne kamienie stanowią naturalną ochronę wybrzeża, a zatem nie można ich eksploatować, a nawet wynosić pojedynczych kamyczków. Mówią o tym tablice informacyjne umieszczone na plaży. Przyglądaliśmy się z góry, z tarasu widokowego, jak amortyzują uderzenia fal, jak młodzi śmiałkowie brodzą w napływających i odpływających zwałach otoczaków.
    Dodam jeszcze, że trzy bramy, Porte d'Amont, Porte d'Aval i Manneporte, wyrzeźbiła rzeka, niegdyś równolegle płynąca do plaży, a dopiero później morze poszerzyło łuki.
    Pływy nie są tu zbyt duże, a zatem po uprzednim zapoznaniu się z godzinami przypływów, można zejść na kamieniste plaże niedostępne podczas przypływu i nie tylko ze zwykłej ciekawości samego tam zejścia, ale także w celu spenetrowania wyrzeźbionych przez wodę grot i tuneli.
    Guy de Maupassant porównał Porte d'Amont do słonia z zanurzoną w wodzie trąbą. 


    A na szczycie falezów, tych po prawej stronie, wznosi się kaplica pod wezwaniem Matki Bożej, opiekunki rybaków - Chapelle Notre-Dame-de-la-Garde, a w jej pobliżu strzelisty biały pomnik i muzeum zrealizowane przez Normandczyka Gastona Delaune’a. Monument dedykowany jest dwóm francuskim lotnikom z okresu pierwszej wojny światowej, Charlesowi Nungesserowi (asowi myśliwskiemu) i François Coli, którzy w 1927 roku podjęli próbę przelotu przez Atlantyk, z Paryża do Nowego Jorku, samolotem Levasseur PL 8 nazwanym Oisseau Blanc (biały ptak). Wystartowali z podparyskiego lotniska Le Bourget. Samolot nie dotarł do celu i zaginął po drodze. Po raz ostatni widziano ich w Étretat. 










   
Przy kaplicy i białym pomniku lotników swój początek ma szlak spacerowy, na którym spotkać można także jeźdźców na koniach. Wybraliśmy się i my na dłuższy spacer i doszliśmy do miejsca, skąd widać było klify przechodzące w zatokę, z ukrytym przed naszym wzrokiem miasteczkiem Yport, prawdopodobnie zamieszkałym przez Celtów jeszcze na długo przed narodzeniem Chrystusa.




































    W sporej odległości widać było także zarysy turbin wiatrowych na farmie wiatrowej (parc éolien) w Fécamp.
    Zarówno jedna jak i druga miejscowość, 
Yport i Fécamp, wzbudziły moje zainteresowanie na tyle, że postanowiłam czegoś więcej dowiedzieć się na ich temat, a jak już zaspokoiłam swoją ciekawość, to poprosiłam Opatrzność, ażeby pozwoliła mi tam wrócić i dokładniej przyjrzeć się całemu Alabastrowemu Wybrzeżu.
   














 
   Kiedy wracaliśmy na parking, Ryszard wyraźnie miał dość spacerów i kiedy powiedziałam mu, że przed nami jeszcze klify po drugiej stronie plaży, mruknął coś pod nosem. Widząc jego nietęgą minę, zgodziłam się pojechać w dół samochodem, zamiast zejść stromą ścieżką, a potem znowu po kilku kilometrach spaceru wrócić tam z powrotem.












  
Na dolnym parkingu uiściliśmy opłatę postojową w parkomacie, coś niecoś przekąsiliśmy, odpoczęliśmy chwilę i plażowym deptakiem pomknęliśmy na klify zwane Falaise dAval, ze słynnym łukiem Porte dAval i igłą Aiguille, znaną zapewne wszystkim z powieści
Maurice’a Leblanca, L'Aiguille creuse, czyli Tajemnica wydrążonej iglicy, opisującej przygody dżentelmena-włamywacza, złodzieja i mistrza charakteryzacji, Arsène’a Lupin, który w iglicy znalazł skarb królów Francji.








    U stóp Aiguille i między imponującymi, skalnymi bramami, Aval i Manneporte, rozciąga się plaża Jambourg, dostępna tylko w czasie odpływu, ze słynną grotą Le Trou à l'Homme (co dosłownie znaczy dziura dla człowieka). Skąd taka nazwa? Otóż, w 1792 roku, podczas trwającej całą dobę burzy, nagle o skały rozbił się szwedzki statek i martwe ciała rozbitków, zostały wyrzucone na brzeg. Zwłoki jednego z marynarzy morze wcisnęło na skalny występ. Kiedy je stamtąd zabrano, żeby złożyć we wspólnym grobie, okazało się, że rozbitek nie umarł i na szczęście w porę się obudził. W pełni sił opowiedział, jak to po długiej walce z falami, wyczerpany, tracąc nadzieję, polecił duszę Bogu i zemdlał. Okazało się, że jego ciało pochwyciła jakaś deska z rozbitego statku i wyniosła je na kamienną półkę, od tamtej pory zwaną Le Trou à l'Homme.




















































    Inną ciekawostką są pozostałości po hodowli ostryg. To właśnie u stóp Aval, mieszkańcy miasteczka hodowali i oczyszczali ostrygi, które transportowane w nocy, trafiały rankiem do Wersalu, na stół królowej Marii-Antoniny.

   
Niewątpliwą atrakcją po tej stronie klifów jest pole golfowe - Golf d'Étretat, utworzone w 1908 roku, przez Brytyjczyków, którzy na francuskim wybrzeżu spędzali lato. Pierwszym prezesem tego klubu był Bernard Forbes, 8 hrabia Granard, a jego honorowymi członkami byli parowie królestwa, lord Denman - późniejszy gubernator generalny Australii,
lord Wodehouse i baron Kimberley.
    Po ogromnych zmianach w 1992 roku, 18-dołkowy parcours liczy sześć kilometrów, oferuje różnorodność gry we wspaniałym, zmieniającym się krajobrazie. Odnowiona restauracja dostępna jest dla wszystkich, hym… za wyjątkiem naszych milusińskich, czyli psów. A jest ich tutaj sporo, różnej maści. Spacerują dumnie dotrzymując kroku swoim właścicielom.








    Ech! Gdybym tak została w Étretat dłużej, to z pewnością napisałabym przynajmniej jakieś dłuższe opowiadanie, chociażby na temat młodych ludzi, którzy tam przybywają i nie powiem, ryzykują życie, swoim często nieprzemyślanym zachowaniem. Jako przykład podam parę, on i ona, z butelką wina i dwoma kieliszkami, wędrują od jednej formacji skalnej do drugiej. On jest ostrożniejszy i po kilku łykach nie zbliża się do stromych krawędzi, ona jest odważniejsza i mimo próśb mężczyzny zachowuje się dość ryzykownie. Całe szczęście, że to tylko jedna butelka wina! - Pomyśleliśmy z mężem.

   
Nie powiem, szczery podziw budzili we mnie wszyscy śmiałkowie, którzy na szczytach klifów przysiadali i zachwycali się pięknem tego miejsca. Ogromnym zainteresowaniem cieszyło się także kilku miłośników surfingu, którzy czatowali na odpowiednie czoło przybrzeżnej fali, po czym ślizgali się po nim z nieskrywaną radością, przed sporą publicznością, zajmującą miejsca nie tylko na plaży, na zwałach otoczaków, ale także i przed tą spacerującą po promenadzie i pozostającą na punktach widokowych.
 


















    Étretat, 10 grudnia 2016 roku

   Dla przypomnienia, polecam inną moją wyprawę, na wybrzeże klifowe Slieve League tutaj, na południowo-zachodnim wybrzeżu hrabstwa Donegal w Irlandii nad Oceanem Atlantyckim, o wysokości 601 metrów, a więc znacznie przewyższające te w Normandii.

6 komentarzy:

  1. Niemal czuję morską bryzę patrząc na te zdjęcia klifów, przypomina mi się Portugalia i klify na Cabo da Roca. Niesamowity widok stanowi kapliczka Matki Boskiej opiekunki Rybaków na klifie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Cabo da Roca chciałam spędzić kilka dni ostatniego lata, ale wypadła mi inna również atrakcyjna część Europy.
      Francja jest tak różnorodna, tak piękna, tak urzekająca, że chciałoby się w niej zatopić na długie lata.
      Pozdrawiam ciepło, z dzisiaj "dodatniego" Supraśla :)

      Usuń
  2. Widowiskowe miejsce. Szczególnie pięknie klify wyglądają o zachodzie słońca.A ścieżka ze schodkami między skałami urocza, lubię takie "zakamarki".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tych zakamarków jest całe mnóstwo, które mam nadzieję odkryć jeszcze któregoś dnia.
      Uściski :)

      Usuń
  3. Mam cichą nadzieję,że w tym roku w drodze do Bretanii uda nam się zatrzymać nad Étretat. Dużo się dowiedziałam z Twojego opisu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zatem powodzenia w realizacji planów i dużo, dużo wrażeń.
      Historia i legendy związane z Normandią są bardzo ciekawe.
      Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń