Dzisiaj wycieczka w Alpy
Prowansalskie, najpierw nad sztuczne Jezioro
Świętego Krzyża (Lac de Sainte-Croix) utworzone na rzece Verdon, a później na
dwukilometrowy odcinek wielkiego kanionu
tej rzeki, najgłębszego w Europie.
Swoją przygodę w tej cudownej, górskiej krainie, rozpoczęłam od leżącej w gminie Aiguines, Plaży du Galetas. Znajduje się tam camping miejski na 350 miejsc, oznaczony dwoma gwiazdkami, a także ogromny parking dla zmotoryzowanych turystów.
Każdy, kto tylko zainteresowany jest uprawianiem sportów wodnych, może wynająć na plaży kajak, rower, albo na przykład deskę i ruszyć w niezapomnianą podróż przełomem rzeki Verdon. Leniwi poszukiwacze wrażeń skorzystają z innej opcji, łodzi napędzanej elektrycznością.
Wycieczka, w przypadku płynięcia tam i z powrotem, trwa około dwóch godzin, ale ci, co chcą zanurzyć się w chłodnych wodach rzeki, wyjść z pływającego pojazdu na kamienisty brzeg lub na niewielką plażę, wspiąć się po pionowych skałach i skoczyć z nich w szmaragdowy nurt, muszą przeznaczyć na to więcej czasu.
Ja, skorzystałam z opcji roweru wodnego, ale zanim wprzęgłam swoje stopy w napęd pojazdu, zażyłam kąpieli w cieplutkim jeziorze, barwy turkusowej.
Chi, chi, chi…, miałam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto mnie tam sfotografuje, a więc unikałam zamoczenia głowy, czyli wyglądu zmokłej kury. No cóż, jako zodiakalna ryba, nie byłam tym w pełni usatysfakcjonowana, jako że kocham nurkowanie, fikanie, stawanie na rękach i wszelkie inne figle wodne. Cierpiałam, ale zrobiłam wszystko, żeby później siebie nie przestraszyć czerwonymi odciskami silikonowego czepka na czole, czy też rybimi oczkami, śladami po okularach pływackich.
Na Plażę du Galetas dotarłam kilka minut przed godziną dziewiątą rano. Parking o tej porze dnia był niemalże pusty i nie trudno było dostrzec wysportowanego mężczyznę, który szykował swój własny sprzęt - dmuchany kajak.
Po chwili pojawiła się gromada Azjatów.
Na dwóch ostatnich zdjęciach z tej grupy, parking o dwunastej w południe.
Swoją przygodę w tej cudownej, górskiej krainie, rozpoczęłam od leżącej w gminie Aiguines, Plaży du Galetas. Znajduje się tam camping miejski na 350 miejsc, oznaczony dwoma gwiazdkami, a także ogromny parking dla zmotoryzowanych turystów.
Każdy, kto tylko zainteresowany jest uprawianiem sportów wodnych, może wynająć na plaży kajak, rower, albo na przykład deskę i ruszyć w niezapomnianą podróż przełomem rzeki Verdon. Leniwi poszukiwacze wrażeń skorzystają z innej opcji, łodzi napędzanej elektrycznością.
Wycieczka, w przypadku płynięcia tam i z powrotem, trwa około dwóch godzin, ale ci, co chcą zanurzyć się w chłodnych wodach rzeki, wyjść z pływającego pojazdu na kamienisty brzeg lub na niewielką plażę, wspiąć się po pionowych skałach i skoczyć z nich w szmaragdowy nurt, muszą przeznaczyć na to więcej czasu.
Ja, skorzystałam z opcji roweru wodnego, ale zanim wprzęgłam swoje stopy w napęd pojazdu, zażyłam kąpieli w cieplutkim jeziorze, barwy turkusowej.
Chi, chi, chi…, miałam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto mnie tam sfotografuje, a więc unikałam zamoczenia głowy, czyli wyglądu zmokłej kury. No cóż, jako zodiakalna ryba, nie byłam tym w pełni usatysfakcjonowana, jako że kocham nurkowanie, fikanie, stawanie na rękach i wszelkie inne figle wodne. Cierpiałam, ale zrobiłam wszystko, żeby później siebie nie przestraszyć czerwonymi odciskami silikonowego czepka na czole, czy też rybimi oczkami, śladami po okularach pływackich.
Na Plażę du Galetas dotarłam kilka minut przed godziną dziewiątą rano. Parking o tej porze dnia był niemalże pusty i nie trudno było dostrzec wysportowanego mężczyznę, który szykował swój własny sprzęt - dmuchany kajak.
Po chwili pojawiła się gromada Azjatów.
Na dwóch ostatnich zdjęciach z tej grupy, parking o dwunastej w południe.
Po krótkiej kąpieli w jeziorze, przepływałam już pod mostem Pont du Galetas, ułatwiającym przeprawę przez rzekę, na drodze D957.
A później, no cóż, ma się wrażenie, że nic piękniejszego przytrafić się już nie może!
Nazwa rzeki Verdon (Virdones, Viridionis - około 1030 roku), przez Galów zwana Vardu, pochodzi od przed celtyckiego
terminu vara, oznaczającego wodę. Jej źródła znajdują się w
południowo-zachodnich Alpach, na wysokości 2 819 metrów nad poziomem morza.
Verdon jest dopływem rzeki Durance
i liczy sobie 175 kilometrów długości, na których wybudowano pięć zapór wodnych
na potrzeby energetyczne oraz jako zbiorniki retencyjne. Jezioro Świętego Krzyża jest jednym z nich.
Sam przełom, prawdziwa mekka turystyczna, wyrzeźbiony w wapiennych skałach jurajskich, występuje na odcinku 21 klometrów między Jeziorem Sainte-Croix a miejscowością Castellane i w najgłębszym miejscu mierzy 700 metrów. Ja przyjrzałam się zaledwie dwukilometrowemu odcinkowi, na który przybywało coraz to więcej amatorów sportów wodnych i nie tylko.
Męska młodzież popisywała się przed młodymi kobietami, używając różnych sposobów zwrócenia na siebie uwagi. A pewien francuski przystojniak, pływający w towarzystwie córki, oboje na deskach z wiosłem, przemówił do mnie nienaganną polszczyzną. Jak się okazało studiował w Warszawie i bardzo miło wspominał lata tam spędzone. Moją uwagę zwróciło także małżeństwo z synkiem, który jak widać na zdjęciu, już od najmłodszych lat ma kontakt z naturą. Najpierw wspinał się na pionowe wapienne skały a potem z wielkim pluskiem wskakiwał do wody. Niektóre panie prezentowały swoje umiejętności wspinaczkowe.
Sam przełom, prawdziwa mekka turystyczna, wyrzeźbiony w wapiennych skałach jurajskich, występuje na odcinku 21 klometrów między Jeziorem Sainte-Croix a miejscowością Castellane i w najgłębszym miejscu mierzy 700 metrów. Ja przyjrzałam się zaledwie dwukilometrowemu odcinkowi, na który przybywało coraz to więcej amatorów sportów wodnych i nie tylko.
Męska młodzież popisywała się przed młodymi kobietami, używając różnych sposobów zwrócenia na siebie uwagi. A pewien francuski przystojniak, pływający w towarzystwie córki, oboje na deskach z wiosłem, przemówił do mnie nienaganną polszczyzną. Jak się okazało studiował w Warszawie i bardzo miło wspominał lata tam spędzone. Moją uwagę zwróciło także małżeństwo z synkiem, który jak widać na zdjęciu, już od najmłodszych lat ma kontakt z naturą. Najpierw wspinał się na pionowe wapienne skały a potem z wielkim pluskiem wskakiwał do wody. Niektóre panie prezentowały swoje umiejętności wspinaczkowe.
Ech! Jak miło tam wrócić, kiedy za oknem pada deszcz ze śniegiem, a czerwona chemia wychodzi mi przez skórę. Od czasu do czasu spoglądam na swoją łysinę w lustrze i stwierdzam, że lubię siebie coraz bardziej! Idzie wiosna, będę wywijać chusteczki i szaliczki na głowie!
Ale, ale, na zakończenie dodam jeszcze, że kolejną fantastyczną atrakcją tego dnia była moja samotnicza wyprawa w Alpy!
Brrrr! Na samo wspomnienie pewnej półki skalnej, dreszcz niewysłowionych emocji wstrząsa moim ciałem. Ale o tej wyprawie napiszę innym razem. Dzisiaj pokażę tylko dwa zdjęcia tam zrobione z widokiem na jedno z najpiękniejszych francuskich prowansalskich miasteczek Moustiers Sainte-Marie i na sztuczne Jezioro Świętego Krzyża, utworzone na rzece Verdon.
Kanion rzeki Verdon, 11 września 2016 roku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz