Popularny
współczesny pisarz japoński Haruki
Murakami napisał, że jest
na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami.
Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego
kształtu, osiada ciasno na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej
nocy.
Od kilku dni ogarnia mnie
taki smutek, drąży mój mózg i nie pozwala normalnie funkcjonować. Nie mogę go
wyrazić łzami, nikomu nie mogę go wytłumaczyć, z nikim go dzielić… Bezradna, zamykam
się więc w świecie swoich myśli i czekam w bólu kiedy wreszcie ode mnie
odejdzie. Nikogo nie chcę widzieć, nikomu naprzykrzać beznadziejnym stanem
przygnębienia, który kiedyś minie tak, jak mija zwykły katar. Czasami wydaje mi
się, że zastygam w odrętwieniu, w jakiejś wielkiej pustce, która mnie osacza i obejmuje
mnie z każdej strony swoimi wielkimi łapami i nie pozwala wyjść przez otwarte
na oścież drzwi, które mam w zasięgu ręki. Żyje we mnie żal i udręka, tego co
owy stan smutku wywołało. Nie lubię pokazywać zgnębionej zmartwieniem twarzy,
nie lubię tego bladego grymasu, który ją zniekształca, postarza, odstrasza lub
przyciąga ciekawe spojrzenia… Udaję więc radość i ukrywam mój smutek…
Niedziela.
Kwadrans po dziesiątej wychodzę do kościoła i pół godziny przed mszą jestem już na chórze. Wchodząc przyozdabiam twarz uśmiechem i widzę odwzajemnione uśmiechem twarze moich przyjaciół...
Trzydziestominutową rozgrzewkę strun głosowych
kończymy moją ulubioną pieśnią Signore delle cime, skomponowaną w 1958 roku przez Giuseppe (Bepi) De Marzi. Ten włoski kompozytor, dyrygent i
organista zadedykował ją swojemu przyjacielowi Bepi Bertagnoli, który zginął
tragicznie w górach. Zaśpiewaliśmy ją raz jeszcze po zakończeniu mszy.
Po mszy, nie zatrzymywałam się,
jak zwykle, na krótkie rozmowy towarzyskie…
Wczesnym rankiem termometr
pokazywał szesnaście stopni poniżej zera, kiedy wracałam z kościoła do domu
temperatura wzrosła do minus siedmiu. Weszłam tylko na moment po psa i smycz.
Powędrowaliśmy z Mahoniem na sześciokilometrowy spacer do lasu, drogą na Pólko. Koło
stawów jak zwykle wiał dość nieprzyjemny, mroźny wiatr, ale w lesie było
spokojnie i cicho. Zachwycałam się zimą i jej kolorami, bielą, czernią i
odcieniami szarości. Mahoń obwąchiwał niemalże każdy krzaczek, biegał z jednej
strony drogi na drugą i dziarsko ciągnął mnie za sobą napinając smycz...
Mroźne, rześkie
powietrze poprawiło mi nastrój. Przyglądałam się roślinom otulonym białym
śnieżnym puchem i miejscom przekopanym przez dziki w poszukiwaniu żołędzi i
innych przysmaków ukrytych w ziemi.
Na osłoniętej lasem łące, w
dolinie rzeki, zimową senną ciszę zakłócała dobrze mi znana para kruków,
od lat tam mieszkająca. Ilekroć zbliżam się do ich terytorium tylekroć mnie
witają. Nie często widuję je lecące w parze. Zazwyczaj jeden z nich siedzi w
ukryciu, drugi zaś obserwuje teren krążąc dookoła. Wiem jednak gdzie mają swoją
kryjówkę, bo zawsze się wzajemnie nawołują, a właściwie toczą miedzy sobą
kruczą rozmowę. Lubię bardzo tę bystrą, spostrzegawczą i inteligentną
parę ptaków…
W kieszeni mojego, krótkiego kożuszka miałam telefon komórkowy. Wyjęłam go i zrobiłam kilka zdjęć tej niezwykle pięknej, ale nie zawsze kochanej zimie. Mnie jednak było ciepło i dobrze w tych zimowych kolorach...
|
Niepomna ani przeszłych ani przyszłych do przejścia dni... |
|
Takim mnie przywaliła ciężarem ta chwila ... |
|
Przystrój cały ciemny ten teatr kształtem człowieczym... |
|
Pokaż gasnącej jesieni jak płoną źrenice... |
|
Człowiek stoi ponad wodą, własną zgłębia toń ! |
|
Ten się dźwiga, ten garbi...! Słońce wschodzi i zachodzi... ! Nie przeszkodzi ból ! |
|
Więc topię się i wynurzam, wynurzona znów się topię i utopiona znowu się wynurzam... |
|
Zejdź mi z ust mowo urywana, odsuńcie się wszyscy, wy i wy... Niech mgła spowije wszystko... |
|
Jakby zamarła z zimna ! Beznadziejne są nadzieja, wiara, lęk i żal ! |
|
Zimowe spowolnienie ! Przegrać! Wygrać! Kochać! Gardzić! Poza cieniem blask ! |
|
Biel otula i oczy zachodzą mgłą... |
|
Tu o tym nie mówię, o tym ja tu milczę... |
|
Nie mówię, ust nie otworzę...! Żeby już nie było mi żal...! |
|
Od stania w miejscu nie jeden już zginął ! |
|
Niech tu się zjawi ! Niech Go obejmę...! |
|
Cuda ja czynię! Martwe zamieniam w żywe. Zgasłe w płonącą grzywę. Powiedz mi, co byś chciała? |
|
Wezmę cię ja na ręce. W góry uniosę dzikie. Zaprzęg latawców skrzyknę. Powiedz mi co byś chciała? |
|
Nie rozszarpią na sztuki poezji wściekłe kły ... ! |
|
Ziemia dla nas zbyt płytka ! Fruniemy w góry gdzieś ! |
Niektóre słowa pod zdjęciami zaczerpnęłam z Wierszy, poematów, piosenek, przekładów Edwarda Stachury
Nawet komórką potrafisz zrobić intrygujące zdjęcia...
OdpowiedzUsuńSmutek, to już chyba ta pora...
Ech..., komórka to jednak dobry wynalazek, dobrze ją mieć pod ręką.
UsuńPowiem więcej, czasami udaje mi się tym niewielkim aparacikiem zrobić jakieś ciekawe zdjęcie.
Pozdrawiam ciepło :)
I znowu wklejam komentarz Danieli. Przeniosłam go z nk.
OdpowiedzUsuńWitaj Ewciu
Też tak mam, ale poradzimy. Pisać koniecznie pisać, może ktoś kiedyś wyśni dalszy ciąg!
Tak mi się skojarzyło ...
Ukołysałam
ściany powiedziałam dobranoc lustrom
anioły patrzą nieobecnym
wzrokiem
lawenda przywarła do deski na zawsze złączone
werniksem
Na stercie poduszek kapelusz z wakacji obok ślubna
fotografia
granatowy obraz z częściami od zegarka
nietrafiony
prezent na osiemnaste urodziny
skrętniki kwitną jak szalone z
róż ulatuje życie
Na białym stole
tak pięknej
dawno nie widziałam
Kocham Cię :)
Dziękuję Danielo, z całego mojego smutkiem ściśniętego serca.
"Co bys chciala?" Ewa,to jest realne pytanie,ktore przyszlo do Ciebie nie na darmo. Taki jest czas. Wszyscy dostajemy to pytanie, i wielu z nas zdaje sobie sprawe,ze nie potrafimy na nie odpowiedziec. Wielu z nas nie chce sie przyznac lub wypowiedziec,ze "slyszy" to pytanie.Wielu z nas nie ma jasno sprecyzowanej odpowiedzi.Mysle,ze jest to konfrontacja z prawda,by pomoc nam zobaczyc jak jestesmy rozproszeni. Rozproszenie to podzielenie, a co podzielone nie ustoi sie.Dziekuje i pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWiem co bym chciała, wiem..., ale o tym nie potrafię ani mówić, ani pisać. Pewne wydarzenia zapisane w mojej pamięci zostaną tam na zawsze, jak nie odpakowany niechciany prezent, wciśnięty głęboko w jedną z szufladek...
UsuńPozdrawiam Cię również bardzo serdecznie.
Ewuniu witam cieplutko...wiem że jesteś silną osobą i nie poddasz się tym smutkom...chociaż są one niezależne od nas (wiem coś o tym)...ale skoro jeszcze chce Ci się wyjść na spacer to nie jest jeszcze tak źle...trzymaj się...zdjęcia ze spaceru są przepiękne, a opis jak zwykle przeuroczy...byłam tam razem z Tobą...dziękuję...nie jesteś sama :)
OdpowiedzUsuńWitaj, jesteś jak promyk słońca Halinko. Dziękuję Ci za wspólne wędrowanie po tajemniczej czarno białej krainie.
UsuńGdyby nie pies, na pewno bym nie wyszła na spacer, gdyby nie przyjaciele z chóru pewnie bym nie poszła do kościoła...
Wiem, że nie jestem sama na świecie, wiem, że wokoło mnie jest dużo życzliwości, ale czasami wydarzy się coś, co cię powali i jeszcze przygniecie swoim ciężarem i zanim się wyczołgasz spod tego głazu będziesz już skaleczona na zawsze, rany się tylko zabliźniają...
Uściski ślę :)
" wiem jak ułożyć rysy twarzy,
OdpowiedzUsuńby smutku nikt nie zauwazył"
Wisława Szymborska
Też czasem mnie tak napada, czasem zupełnie bez powodu, ale przechodzi, u mnie dość szybko, bo nie znoszę takiego stanu.
Chyba Jose Saramago nazywa to melankoliją albo jeszcze dobitniej, czarną melankoliją.
Twoje zdjęcia ilustrują Twój stan ducha co nie znaczy ,że nie są absolutnie piękne! ściskam!
Jose Saramago? Nie znam tego Noblisty...
UsuńZaintrygowałaś mnie tym pisarzem portugalskim, który zmarł dwa lata temu...
Zapytam o jego dzieła w bibliotece.
Ściskam Cię mocno, serdecznie :)
Jose Saramago, czytam go niewatpliwie tez dlatego,ze jestem zauroczona Portugalia, ma bardzo niezwykly sposob pisania, czasem jedno zdanie zajmuje wiecej niz jedna strone, czytac trzeba z wielka uwaga, bo przekazuje tresc w sposob bardzo "denso" , czasem trudno mi znalezc slowo odpowiednie po polsku, "denso" skoncentrowany, ale brzmi to slowo strasznie. W tej chwili czytam "Baltazara i Blimunde", obejmujaca czesc historii Portugalii z poczatkow 18 wieku, ale historii bardzo zinterpretowanej przez pisarza z watkiem magicznym podobnym do tego latynoamerykanskiego reprezentowanego przez Garcie Marqueza.
UsuńLubie sobie podczytywac jego "Podroz do Portugalii" , gdzie Saramago podrozuje po swojej ojczyznie i opisuje wrazenia bardzo osobiste z tej wedrowki, za kazdym razem kiedy wracam stamtad porownuje to co on widzial z tym co ja postrzeglam. Ale wiem,ze nie wszystkim ten pisarz i jego wizja swiata odpowiada.
A..jeszcze chcialam Ci napisac, ze takie samotne wedrowki, jak Ty zrobilas w zimowym otoczeniu, bardzo lubie...wtedy moge sobie pofolgowac na moj sposob i nikt mnie nie popedza, ani nie przerywa moich kontemplacji...
Portugalia także mnie intrygowała od dawna. A to nie za przyczyną Jose Saramago, ale Portugalki Lindy de Suzy, która ostatecznie osiedliła się we Francji w 1973 roku i tam odniosła sukces jako piosenkarka. "Poznałam" ją na początku lat osiemdziesiątych, kiedy sama emigrowałam do Francji. Tylko ja przyjechałam tam małym fiacikiem, a ona z kartonową słynna walizką... Wtedy to właśnie chciałam poznać kraj skąd ona pochodziła i o którym tak dużo się we Francji w owych czasach mówiło... i o którym Ty tak pięknie piszesz i fotografujesz jego cudowności...
UsuńTwoje postrzeganie Jose Saramago zainteresowało mnie na dobre. Zapisałam jego nazwisko na karteczce i zawiesiłam nad biurkiem...
Minie także samotne wędrówki pozwalają pofolgować na mój sposób...
Uściski serdeczne raz jeszcze posyłam :)
Myślę, myślę i myślę... ale każda rzecz, którą mogłabym napisać, wydaje się nie ma miejscu. Dlatego napiszę inaczej: Smutek, tak jak każde uczucie, jest cechą rodzaju ludzkiego. Każdy z nas zna różne jego odcienie, ale nikt nie potrafi pojąć smutku drugiego człowieka, bo w przeciwieństwie do naszych psich pupili, nie jesteśmy istotami "empatycznymi". Może się nam tak wydawać, ale nawet gdy cierpimy po stracie czegoś lub kogoś, jest to i tak tylko nasze subiektywne odczucie. Cały czas myślę o tobie i w duchu trzymam kciuki, z całych sił, dodając ci tyle ciepła od siebie ile tylko mogę. Nie poddawaj się. Znajdź w smutku taki punkt, od którego będzie można się odbić i ku górze... wciąż ku górze, bo tylko światło (nadzieja, ciepło, życie, etc) ma sens. Wierzę w Ciebie, bo wiem że człowiek jest w stanie przetrzymać wszystko, znam z autopsji. Pamiętaj, jutro też jest dzień. :*****
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco :*****
Basiu, dziękuje, że do mnie zajrzałaś. Moja nieco uśpiona intuicja podpowiada mi, że przetrzymam wszystko.
UsuńMyślę o Twoim wyjeździe, o przełomowej dacie w Twoim życiu.
A więc to już we środę!!! Mam nadzieję, że udało Ci się załatwić pomyślnie wszystkie sprawy związane z przeprowadzką, że pape jest zadowolony i że Faksik dzielnie zniesie podróż. Opisz najszybciej jak to będzie możliwe swoje pierwsze wrażenia.
Całuski szczęścia przesyłam :)))***
Murakami dobrze napisał. Tak w życiu jest. Ja uciekam od smutku w muzykę, fotografie, dobre filmy. A zdjęcie ptaków znakomite. I życzę, aby tego smutku było jak najmniej. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDo muzyki, fotografowania i dobrych filmów dorzucam moje ukochane podróże. Jestem już za długo w domu. Tęsknię za światem pełnym czarujących krajobrazów.
UsuńPozdrawiam :))*
Tak, teraz kiedy czytam co napisalas,to mysle,ze ja tez jestem za dlugo w domu. Musze sie wybrac gdzies gdzie jest wiecej slonca i cieplej niz tutaj.Suchy sloneczny klimat bylby chyba lepszy niz wybrzeze morza/oceanu.Gdzie Ty bys pojechala teraz,Ewa?
OdpowiedzUsuń