środa, 10 lipca 2013

Góry Troodos, Klasztor Kykkos i jego skarby


Góry, góry, góry...

cd    Piątek na Cyprze był kolejnym dniem pełnym niezapomnianych wrażeń odbieranych wszystkimi zmysłami. Prawie cały dzień spędziłam w Górach Troodos i jeżeli piszę o wszystkich zmysłach biorących udział w tej wyprawie, to tak naprawdę było. Działały wzrokowe, słuchowe, smakowe, węchowe, dotykowe, termiczne, stawowe, mięśniowe, równowagi ciała i … te ustrojowe.
     Nigdy przedtem w całym moim życiu na podjazdach i zjazdach górskich  mój organizm nie funkcjonował tak źle. Nie potrafię nawet określić co się ze mną działo. Ogólnie ujmując była to jakaś dziwna niemoc, słabość, stan, w którym czułam, że oto zaraz zakończy się moje jestestwo ziemskie w tej przecudnej krainie. Próbowałam skupić się na krajobrazie oglądanym z okien autokaru, którym kierował Spiros i na słowach uroczej pani Eli, przewodnik, która zagadywała turystów i kierowała myśli na legendy i historię powstawania klasztorów, które miałam zobaczyć.
     W autokarze było sporo wolnych miejsc, przechodziłam więc z jednej strony na drugą, z jednego okna do drugiego w nadziei zrobienia dobrych zdjęć. Ale nic z tego! Moja nadzieja była płonna i po raz pierwszy nie mogłam zrozumieć dlaczego mój błędnik nie działa jak trzeba. Wkładałam palce wskazujące w uszy i wierciłam nimi chcąc przywrócić prawidłowe przemieszczanie się endolimfy i odbiór impulsów nerwowych…, i mimo, że Spiros nie jechał zbyt szybko, to jednak mnogość zakrętów, hamowanie, przyspieszanie…, powodowały zachwianie mojej równowagi. Z wizjerem aparatu przy oku, wstawałam, siadałam, podskakiwałam, uderzałam głową o półkę, obijałam się o oparcia foteli…, a w domu wykasowałam prawie wszystkie zdjęcia zrobione podczas jazdy. Jak się później okazało moja sąsiadka Ula, czuła się tak samo niedobrze jak ja, powiedziała mi o tym, a innych nie pytałam, bo było mi wstyd…
 







     Poprosiłam Spirosa, żeby zwolnił do żółwiego tempa, kiedy będziemy mijać nieliczne skupisko cedrów libańskich w Cedrowej Dolinie, znajdujących się po drodze między dwoma monasterami Kykkos i Chrysorrogiatissa. Ech, wspaniałe to było widowisko! Jednak tej niepowtarzalnej urody drzewa nie oddaje żadne moje zdjęcie! Cedry wyróżniały się na tle innych roślin. Ich proste, niemalże równolegle rozłożone względem ziemi gałęzie przypominały mi wirujące w tańcu falbany kloszowych spódnic, albo sukien wirujących derwiszów.
    To niesamowite jakie niespodzianki kryje w sobie natura!





      Równie imponujące obrazy zafundował moim oczom szczyt Góry Kykkos, na którym znajduje się słynny klasztor o tej samej nazwie, o którym wspominałam już w poście zatytułowanym Trochę o Cyprze w drodze do Nikozji i o samej Nikozji, pisząc o Makariosie, zwierzchniku Cypryjskiego Kościoła Prawosławnego i pierwszym prezydencie Republiki Cypru.
     Makarios urodził się we wsi Panagia (Παναγιά) niedaleko zabytkowego monasteru
Chrysorrogiatissa, a na szczycie Throni, trzy kilometry na zachód od klasztoru Kykkos został pochowany na własne życzenie. Spod pałacu arcybiskupa w Nikozji przeniesiono tam jeden z jego pomników, a w pobliżu jego grobu buduje się kaplicę Tronu Matki Bożej.
 









     Klasztor Kykkos wybudowano na górze na wysokości tysiąca trzystu osiemnastu metrów. Jest to jeden z największych i najbogatszych prawosławnych klasztorów na Cyprze. Ponoć liczy sobie około dziewięciuset lat ale swój obecny wygląd zawdzięcza ostatniej wielkiej przebudowie jaka miała miejsce w dziewiętnastym stuleciu.
     Klasztor jest czynną wspólnotą, a dzisiejsi mnisi w przeciwieństwie do surowych warunków panujących tu w średniowieczu, korzystają z wielu wygód.
     W skład kompleksu klasztornego wchodzą między innymi: muzeum klasztorne, cele mnichów, rotunda, kościół klasztorny, znajdująca się w pobliżu nowa dzwonnica, a także sklep i restauracja dzierżawiona od monasteru.
     Mnisi produkują na Zivanii rozmaite ziołowe nalewki, słodkie i wytrawne. Dwudziestoletnia Commandaria Nama kosztuje około trzydziestu euro. Obok alkoholi sprzedaje się także ikony.  
 









     Każdy może zatrzymać się w klasztornych pomieszczeniach na trzy dni i jadać posiłki w klasztorze, nie płacąc za gościnę. Jak słyszałam od miejscowych na swoiste darmowe dni skupienia przyjeżdżają i kobiety, i mężczyźni. Wielu wiernych wchodzi na stałe do klasztoru oddając swoje majątki. Są wśród nich wdowy, kobiety samotne, często traktujące monaster jako dom starców. Zdarza się, że wstępują w szeregi zakonników mężczyźni, pozostawiając za murami swoje rodziny, żony i dzieci.
     Prawosławny Kościół cypryjski jest najbogatszym kościołem na świecie
. Jego zwierzchnik, arcybiskup Nowej Justyniany i całego Cypru Chryzostom II oświadczył w marcu tego roku, że gotów jest przekazać państwu nieruchomości i finanse, aby pomóc w przezwyciężeniu kryzysu.
     Słyszałam od pani Eli, że w ostatnich wyborach arcybiskupa uczestniczyło trzynastu duchownych wysokich rangą. Jak zwykle brali w nich udział i wierni. Jednak ich głosy nie miały wpływu na wynik głosowania, zwyciężył ten który otrzymał ich najmniej. Ech, życie!
     W katolikonie Kykkos widziałam największy jak do tej pory ikonostas, urządzony z przepychem, pokryty dwudziestoczterokaratowym złotem. Olbrzymie kryształowe żyrandole, pierwszy i trzeci, dar cara Mikołaja, zapala się tylko dwa razy w roku, na Boże Narodzenie i na Wielkanoc. Warto tu przyjechać na najpiękniejszą liturgię światła odprawianą podczas Wielkanocy.
     W internecie można znaleźć zdjęcia prezentujące wnętrza kościoła i muzeum. Zwykły turysta nie może fotografować wnętrz. Ja jednak złamałam ten zakaz i weszłam po raz drugi do świątyni, w której jak mi się wydawało nie było nikogo. W momencie kiedy mój aparat wydał charakterystyczny pstryk, usłyszałam zza carskich wrót męski niski głos. Speszona, przeprosiłam niewidoczną postać i opuściłam złocone pomieszczenie. Jak się później okazało moja cyfrówka zapisała środkową niewielką część ikonostasu, podczas gdy cały ikonostas rozciąga się za pasiastymi kolumnami daleko na prawą i lewą stronę…

Ikonostas w klasztornym kościele

     Klasztor, którego patronką jest Matka Boża powstał z fundacji cesarza bizantyjskiego Aleksego I Komnena pod koniec jedenastego wieku. Pierwszym mnichem, który zamieszkał na górze Kykkos, był pustelnik Izajasz. Według przekazu, w okolice te wybrał się na polowanie Manuel Voutomites, bizantyjski zarządca Cypru. Zgubiwszy się w lesie, spotkał zakonnika i zapytał o drogę, a gdy ten milczał i nie odpowiadał Manuel go obraził i pobił. Kiedy po powrocie z polowania Voutomites ciężko zachorował, zrozumiał, że oto w ten sposób został ukarany za zaatakowanie mnicha. Kiedy gorliwe modlitwy przywróciły mu zdrowie postanowił poprosić go o przebaczenie. Izajasz wysłuchał Manuela i zobowiązał go do przewiezienia na Cypr ikony Matki Bożej napisanej przez ewangelistę Łukasza, która znajdowała się w pałacu cesarza Aleksego I Komnena i któremu we śnie objawiła się Matka Boża i poleciła przekazać ikonę na Cypr.
     Święty wizerunek Matki Boskiej Miłościwej znajduje się dziś w złoconym ikonostasie w katolikonie klasztornym. Zakrywa go srebra sutanna, ponieważ surowo zakazane jest wpatrywanie się bezpośrednio w sam obraz.
     Zanim napiszę ważnych słów kilka o ikonach z wizerunkiem Bogarodzicy wspomnę jeszcze o bardzo ciekawej postaci historycznej Annie Komnen, córce cesarza Aleksego I Komnena. Już jej współcześni uznawali ją za najbardziej wykształconą kobietę Bizancjum. To ona napisała słynną Aleksjadę zafascynowana sukcesami ojca w umacnianiu cesarstwa w połowie jedenastego wieku. Jej gloryfikujące odtwórcę potęgi Bizancjum dzieło, miało wpływ na pozytywną ocenę cesarza przez późniejszych historyków. Współcześnie, pomimo błędów w chronologii Aleksjada jest nadal podstawowym źródłem do historii Bizancjum, jak również pierwszej wyprawy krzyżowej…
     Wędrując po terenie należącym do klasztoru, oglądałam malowidła i mozaiki zdobiące zewnętrzne ściany budynków, podcienia, loggie, a także wewnętrzne płaszczyzny długich korytarzy, przedstawiające barwne sceny z przypowieści biblijnych.























      Na dolnym dziedzińcu moją uwagę przyciągnęła ikona Matki Bożej wykonana techniką mozaikową. Do tej pory widziałam wiele ikon typu  Eleusa (Miłująca) przedstawiającą Matkę Boską z pochyloną głową, przytulającą swój policzek do policzka Syna, który  zazwyczaj obejmuje szyję Matki. Podobnej do tej w Kykkos nie spotkałam nigdzie indziej. Na obrazie widać ogromny smutek, rozpacz Matki, która wie, że straci swoje umiłowane Dziecię. Przewidując jakie cierpienia Go czekają, próbuje Go zatrzymać, chwyta mocno za rękę, niemal ją wykręcając…



     Skoro jestem przy ikonie typu Eleusa, to przypomnę jeszcze dwa pozostałe.
     Drugi typ to Matka Boża Orantka (Modląca się) przedstawiająca Maryję ze wzniesionymi ku górze rękoma w tradycyjnym geście modlitwy orędowniczej. Zgodnie z tradycją ikonograficzną Dzieciątko Jezus przedstawiane jest często na medalionie przed Maryją. Taka forma  wyrazu ukazuje prawdę o Chrystusie, który przychodzi przez Maryję. Medalion jest jakby oknem do łona matki, realistycznym wyobrażeniem dziecka poczętego.


     Trzeci najstarszy typ to Hodegetria (Przewodniczka, wskazująca drogę) przedstawiająca Matkę Boską z Dzieciątkiem Jezus. Maryja najczęściej ukazana jest w półpostaci, czasem w pełnej figurze: siedząca na tronie lub stojąca, bez matczynej poufałości w stosunku do Syna, głowę trzyma zazwyczaj prosto, rzadziej  pochyloną, lekko zwróconą w kierunku Chrystusa. Na lewym ramieniu trzyma Dzieciątko, prawą dłonią wskazuje  ludziom Syna Bożego.
     Chrystus znajduje się w pewnym oddaleniu od twarzy Matki, patrzy prosto przed siebie ukazując swe oblicze i nie jest to bynajmniej oblicze dziecka tylko twarz dojrzałego, inteligentnego człowieka. Prawą dłoń wznosi w geście błogosławieństwa, w lewej trzyma zwój, księgę lub kulę…
     Dla nas Polaków najbardziej znaną Hodegetrią jest Czarna Madonna.


     Drugim klasztorem, do którego dotarłam krętymi, wąskimi, leśnymi drogami, zjeżdżając chyba cały czas w dół z Góry Kykkos był klasztor Chrysorrogiatissa
założony w dwunastym wieku, poświęcony Naszej Pani Złotego Granatu. Obecny budynek, ukończony w tysiąc siedemset siedemdziesiątym (1770) roku, posiada kolekcję ikon i skarbów o ogromnym znaczeniu. Co roku piętnastego sierpnia odbywa się tam wielkie święto.
 

Budynki klasztoru Chrysorrogiatissa
 
Ikonostas w kościele klasztornym

Gineconitis (gyneocium) - wydzielone na górze miejsce dla kobiet
 
Ambona i symbole

Dwugłowy orzeł - symbol Bizancjum

Wejście do klasztornego kościoła

Klasztor Chrysorrogiatissa

Cicho tu, spokojnie..., pięknie...

Widok z krużganków klasztornych - mozaika winorośli

Z widokiem na góry

       Stara klasztorna winnica produkuje znakomite wina cypryjskie. Można je tam degustować i kupować…

W upalne lata podcienia dają upragniony chłód

Tak jakoś skojarzyło mi się z hacjendą Hernána Cortésa w Meksyku

Zejście do klasztornych piwnic...

Wokół klasztoru Chrysorrogiatissa

Szlakiem winnic

Na parkingu Spiros i Ela

W drodze powrotnej do Pafos

 Góry Troodos, piątek, 12 kwietnia 2013 roku
cdn

11 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Takie sobie spore górki z trasami rowerowymi także. Wyspa nie wielka, można ją zwiedzić jednośladem, jednak taka forma poznawcza zajmie znacznie więcej czasu.
      Pozdrawiam wakacyjnie :)))

      Usuń
  2. Mimo twojej początkowej niedyspozycji zdjęcia wyszły Ci naprawdę pięknie. I jestem naprawdę pod wrażeniem twojej wiedzy i opisów tych wszystkich zdjęć i miejsc, które zwiedziłaś.. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i zapraszam na następną jubileuszową wyprawę, z okazji dwulecia istnienia bloga. Będzie gorąco i nieco egoistycznie...
      Uściski :)))

      Usuń
  3. Piękne zdjęcia i klasztor przepiękny..uwielbiam klasztory , ich klimat.

    Ja spędziłam ostatnio, co jest na moim blogu, w klasztorze w za Polanicą , ale tylko byliśmy tam "chwilę"..ale atmosferę klasztorów uwielbiam ,tę ciszę , duchowość, rozmowy z ojcami ...
    Wspaniałego wypoczynku życzę!!!
    Pat
    dzięki za szczegółowe opisy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, jest coś niezwykłego w takich miejscach. Można w nich odnaleźć siebie...
      Buziaki i wzajemnie miłych wakacji :)))

      Usuń
  4. Wspaniałe zdjęcia i wiedza. Góry cudowne, ikona i Twój uśmiech, który jak zawsze zachęca mnie do jakiejś zagranicznej wyprawy. Marzę żeby ten blog był kiedyś dla mnie przewodnikiem, och jak marzę... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wróciłam z Twojej mazurskiej wyprawy... pasikonik zielony, karłątek kniejnik, witrażowy polowiec szachownica, czerwończyk nieparek, przestrojnik trawnik..., ech! Zaraz lecę w las...

      Tak jakoś wpadło mi dzisiaj kilka fragmentów z "Podróży z Herodotem" Ryszarda Kapuścińskiego. Oto jeden z nich:

      "Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia."

      I jeszcze uśmiech ode mnie, na spełnienie marzeń :)

      Usuń
  5. Wprawdzie nie jestem amatorką górskich wycieczek, niemniej ukazane przez ciebie "wzgórza" (bo chyba tak można je nazwać) są dla mnie w sam raz. Wydaje się jednak ów region bardzo suchy, czy tubylcy nie cierpią z powodów pożarów takich jak np. szaleją na W. Kanaryjskich od czasu do czasu czy w Kalifornii? Powyginane fantazyjnie drzewa - wspaniałe. I po raz kolejny "błękit" choć nie w naturze lecz na ścianach.

    Pozdrawiam niestrudzoną podróżniczkę, czy raczej... Wędrowniczkę ;) :* :) (Ćmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te góry nie są takie niskie, jak wspominałam, Olimp wypiętrza się nad poziom morza prawie na dwa tysiące metrów w górę.
      Nie mniej jednak jest tam sporo szlaków pieszych i rowerowych. A widoki niesamowite, najbardziej urokliwe są drzewa. Okazuje się, że na Cyprze pożary prawie nie występują, Ela, przewodniczka, twierdziła, że w ogóle ich nie ma, bo tubylcy dbają o to, żeby niczego z tego zielonego dobra nie utracić. Jest za to dużo jadowitych węży, widać je czasami na drogach, często pozbawionych życia.
      Ćmoki i cmoki :)))*

      Usuń
    2. O_o Po raz pierwszy w życiu zrobiło mi się żal węży... Skojarzyły mi się z jeżami, które polscy kierowcy nagminnie rozjeżdżają. Nie życzę żadnemu stworzeniu takiego losu. Ale taka mała ciekawostka, która być może tłumaczy dlaczego na Cyprze tyle tych pełzających stworzeń. Czy wiesz, moja droga, że węże wyczuwają zbliżający się ogień, trzęsienia ziemi i inne tego typu zjawiska? Może właśnie przez swą nadgorliwość w dbaniu o zieleń na wyspie, co jest w końcu zrozumiałe, mieszkańcy sami podtrzymują ową populację? W Australii na ten przykład, częste samozapłony w buszu, regulują w naturalny sposób liczebność tych drapieżników. To taka mała uwaga.....

      Pozdrawiam :**** :) (Ćmok)

      Usuń